Eurowizja 2016: Od brody Szpaka do ogona Gintrowskiej
5 marca dziewiątka wykonawców walczyła o wyjazd na tegoroczną Eurowizję. Wygrał Michał Szpak, co wywołało lawinę komentarzy. Co jeszcze ważnego działo się na koncercie i dlaczego Aleksandra Gintrowska stała się hitem sieci? O tym poniżej.
Eurowizja od lat nazywana jest festiwalem kiczu i obciachu. Drobnych wpadek nie zabrakło również przy okazji krajowych eliminacji do tego wydarzenia. Tym razem oglądający zamiast łapać się za głowę z zażenowania, bardziej musieli powstrzymywać się, aby nie usnąć, gdyż preselekcje nie były porywającym widowiskiem.
Zwycięzcą całej imprezy został, dla niektórych niespodziewanie, Michał Szpak. Oczywiście wokalista był wśród faworytów eliminacji, ale spore grono słuchaczy uważało, że polegnie on w starciu z przebojową Margaret oraz Edytą Górniak. Głosujący telewidzowie zdecydowali jednak inaczej, co zaskoczyło najmocniej Edytę Górniak, bukmacherów oraz widzów, którzy głosowali inaczej/nie głosowali w ogóle.
W sieci natychmiast zawrzało i pojawiły się komentarze typu "kto doprowadził do tego, że wysyłamy polską Conchitę Wurst na Eurowizję". Najlepiej i najrozsądniej na wszelakie zaczepne komentarze typu "kolejna baba z brodą" zareagował Szpak, który po prostu stwierdził, że dalej pozostanie sobą.
Co z głównymi konkurentkami?
Edyta Górniak stwierdziła, że była w trakcie koncertu rozkojarzona i być może to wpłynęło na to, że przegrała. Serwisy plotkarskie donoszą, że winę za ten stan ponosi jedna z tancerek konkurencji, który miała wylać sok pomarańczowy na kreację wokalistki. Przez co trzeba było szukać czegoś awaryjnego.
Górniak, mimo iż skrytykowała Michała Szpaka za wykonanie ballady, sama również taką zaśpiewała, co jednak nie przyniosło jej odpowiedniej liczby głosów. Głosujący telewidzowie, którzy kierowali się sympatią do wokalistki, a trochę też sentymentem, nie sprawili, że artystka po raz kolejny będzie mogła reprezentować nasz kraj.
Śledząc dyskusje na Twitterze wokół Eurowizji można było zobaczyć, że ogromną rzeszę fanów ma za sobą Margaret. Sporo w tej grupie młodych ludzi, którzy występ Edyty Górniak na Eurowizji w 1994 roku mogą traktować jako bardzo odległą i nieznaną historię.
Na drugim miejscu uplasowała się natomiast Margaret, która była typowana do wygrania całej Eurowizji. Krajowe eliminacje miały być tylko przystankiem, można rzec rozgrzewką. Rozbujany "Cool Me Down", w którym Margaret śpiewa, stylizując się na Rihannę, nie przyniósł jednak sukcesu.
Być może reggae i dancehall trafiło do jej fanów. Być może ten utwór był nawet najlepszy z całej stawki. Jednak ostatecznie chyba był zbyt mało "eurowizyjny", aby przekonać nieco mniej zafascynowanych brzmieniami prosto z Jamajki.
Co z resztą stawki?
Kasia Moś postawiła na wygląd, co szybko wytknęli jej użytkownicy Twittera, komentując, że warto również nauczyć się śpiewać. Warto również odnotować, że reklama z wokalistką w roli głównej, pojawiła w paśmie poprzedzającym koncert eliminacyjny. Niby drobnostka, ale gdyby Moś odegrała kluczową rolę tego wieczoru, mogłyby się pojawić głosy oburzenia.
Jeszcze większą furorę w sieci, choć niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa, zrobiła Aleksandra Gintrowska. Wokalistka zaśpiewała utwór "Missing", ale tak naprawdę nikt jej nie słuchał, bo zajęty był patrzeniem. A było co oglądać. W zaskakującej choreografii ogromną rolę odegrali tancerze przebrani za syreny (albo inne wodne stwory?), którzy w pewnym momencie otoczyli Gintrowską i przyczepili jej również ogon. Kuriozalna sytuacja sprawiła, że o Gintrowskiej wspomina się równie często jak o Margaret i Edycie Górniak. Wokalistka już myśli jak wykorzystać swoją popularność. Proponuję jakiś teledysk albo nawiązanie współpracy z Warszawą.
Koncert krajowych eliminacji do Eurowizji - 5 marca 2016 r.
Na uwagę zasługuje również zamaskowany bohater, który towarzyszył Natalii Szroeder. Wokalistka jednak nie wygrała, więc nie pisze się o niej aż tyle, aby ktoś zwrócił uwagę na choreografię.
Występy Taraki, Napoli i Doroty Osińskiej przeszły bez większego echa. Niestety dla tych wykonawców, okazało się, że bez zbytniego zaplecza fanów oraz elementu zaskoczenia (patrz - syreni ogon), nie ma szans na wybicie się.
Warto wspomnieć również o prowadzącym Arturze Orzechu, który jak zwykle osłodził eurowizyjne zmagania wszystkim oglądającym. Zwłaszcza, gdy został ubrany w części garderoby, które, jak stwierdził sam dziennikarz, pomagają wygrywać konkurs Eurowizji.
Na koniec trochę liczb. Finał krajowych eliminacji obejrzało niecałe 2,4 miliona osób. To mniej niż sobotni odcinek "Małych Gigantów" (ponad 2,5 miliona), który emitowany był jednak 1,5 godziny wcześniej od koncertu. Eurowizja nie ma co równać się również z premierowym odcinkiem "Bodo", który zobaczyło 3,8 miliona osób. To ponadto najsłabszy wynik ze wszystkich innych koncertów eliminacyjnych, jakie odbyły się do tej pory.