Audioriver 2016: Imprezowe Dni Młodzieży (relacja z pierwszego dnia)
Gdy w Krakowie tysiące młodych ludzi chwali Pana Niebios, w Płocku nieco mniejsza grupa "wyznawców" zachwyca się dubstepem, housem, drum'n'bassem oraz techno. I nie ma w tym nic złego!
Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic do Światowych Dni Młodzieży. Ba, jestem zachwycony, że spora grupa roześmianych i młodych ludzi bawi się świetnie w Polsce. Co jednak cieszy mnie jeszcze mocniej, to fakt, że w naszym kraju jest też miejsce dla imprez takich, jak Audioriver. Bo trzeba przyznać, że to festiwal wyjątkowy. Może stawiam teraz odważną tezę, ale żadne miasto w Polsce nie jest tak zintegrowane ze swoimi festiwalami, jak Płock. Audioriver jest tego idealnym przykładem. Wykorzystanie plaży nad Wisłą oraz Starego Rynku miasta jako terenu imprezy, pozwala na bardzo dobre promowanie Płocka turystycznie. Klimat imprezy oraz jego lokalizacja są na pewno ważnymi czynnikami, które doprowadziły do kolejnego wyprzedania się biletów na festiwal.
Audioriver to impreza, na której nikogo nie dziwi fakt, że na głównym terenie festiwalu tłoczno robi się dopiero koło godziny 23 (a może nawet i później). Dopiero wtedy na scenę wychodzą artyści większego formatu. Zanim jednak publiczność do tańca porwali Ella Eyre lub Four Tet, czas pierwszym festiwalowiczom umilali polscy wykonawcy: KBVA, Xxanaxx oraz Natalia Nykiel ze specjalnym projektem z Rysami.
Natalię oraz jej współpracę z duetem producenckim warto opisać odrobinę szerzej. Mam bowiem wrażenie, że popularna wokalistka na wspólnych nagraniach z Rysami może naprawdę sporo skorzystać. Na koncercie (na którym Natalia pojawiła się 15 minut po jego rozpoczęciu, wcześniej swoimi umiejętnościami popisywali się pozostali muzycy) publiczność usłyszała mocno przearanżowane numery z płyty "Lupus Electro", udany cover grupy Daab "W moim ogrodzie" oraz nowy, wspólny utwór Rys i Nykiel. Jeżeli gwiazda rodzimej sceny chciałaby rozwinąć swoje klubowe inspiracje i przekuć je w coś namacalnego, to nie ma lepszej okazji i momentu do działania. Dobrym występem artystka potwierdziła, że drzemie w niej jeszcze spory potencjał, a wszystkie żarty na jej temat, mogą wkrótce odejść w zapomnienie.
Wybór Natalii Nykiel i Rys sprawił, że siłą rzeczy nie mogłem zobaczyć występu Jamiego Woona. Obejrzana przeze mnie końcówka nie rozwiała jednak moich wątpliwości dotyczących muzyka. Mam wrażenie, że w przypadku tego koncertu sporo braw należy się świetnemu zespołowi Woona, natomiast nieco mniejsze samemu gwiazdorowi (który pewnie zaskoczył niejednego festiwalowicza tym, że na imprezie muzyki elektronicznej pojawił się z gitarą akustyczną w ręce).
Po występie Woona zajrzałem na chwilkę na scenę Last.fm, gdzie świetnie radził sobie Frederic Robinson, po czym wróciłem pod Main Stage, tam bowiem rozpoczynał się koncert Elli Eyre. Wokalistka pochodząca z Wielkiej Brytanii zaprezentowała się na scenie w kolorowym i obcisłym kostiumie oraz czarnym futrze. Koncert rozpoczął się od mocnego uderzenia. Eyre zaprezentowała serię tanecznych utworów, wiła się na scenie, krzyczała do publiczności, pokazując, jak sporo jest w niej energii. W pewnym momencie piosenkarka wyhamowała z tempem i zaśpiewała dwie ballady. Wśród tegorocznej publiczności Audioriver Festival trudno było znaleźć sympatyków tego typu utworów, gdyż pod sceną nastąpiło natychmiastowe rozprężenie. Tłum przestał skupiać się na muzyce, a wraz z Ellą śpiewały tylko zagorzałe fanki.
Na szczęście rozluźnienie szyków nie trwało długo, a wokalistka zaprosiła do tańca publikę utworami "Waiting All Night" oraz "Gravity". Końcówka to również prezentacja kolejnego utworu z nadchodzącej drugiej płyty artystki. Było więc sympatycznie, ale bez fajerwerków.
Audioriver swoim programem pozwala zmieniać klimat muzyczny w błyskawicznym tempie. Tak też się stało, gdy spod sceny głównej udałem się na scenę Electronic Beats, gdzie pojawił się Four Tet i zaprezentował dwugodzinny set. Kto zna możliwości Teta, ten wie, że DJ i producent nie zwykł zawodzić. Mogliśmy usłyszeć wszystko, co twórca ma najlepszego w swoim repertuarze. Można było odnieść też wrażenie, że Four Tet nie traci energii na niepotrzebne gesty. Stoickiego spokoju DJ-a nie zepsuły nawet chmary owadów, latających wokół jego głowy.
Jeżeli jednak ktoś domagał się czegoś z większym ładunkiem, wybierał prawdopodobnie dubstepową bombę, czyli duet Caspa & Rusko. Nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły ich setu (wspomnieć można jedynie bardzo ładne wplątanie w ich kompozycje "Californii" Zappa i Rogera), jednak niech za jego reklamę posłuży scenka rodzajowa, której byłem świadkiem. W połowie koncertu pod namiotem pojawiła się czteroosobowa rodzina. Co ciekawe, najlepiej w rytm dubstepu bawili się ojciec i matka dwójki nastolatków (mąż i żona mieli około 40 lat). Ach, gdybyście widzieli, jak głowa rodziny poruszała się do słynnych "wiertarek"... Uwierzylibyście wtedy, że na przekonanie się do muzyki elektronicznej nigdy nie jest za późno.
Ostatnimi wyborami pierwszego dnia był bardzo przyjemny set Motor City Drum Ensemble oraz niesamowity występ francuskiego mistrza elektro - Dangera. Ten zaprezentował monumentalne, osadzone w ciężkich basach kompozycje, które idealnie współgrały z kapitalnymi wizualizacjami za jego plecami. Można więc powiedzieć, że rzutem na taśmę Francuz dał najlepszy koncert pierwszego dnia. Przynajmniej dla mnie.
Ponadto pierwszego dnia elektronicznego święta wystąpili również m.in.: Kolsch, Cleric (zastępstwo Gesaffelsteina), Sven Vath, Leftfield oraz Jaguar Skills.