Tauron Nowa Muzyka 2016: Festiwal trudnych decyzji (relacja)
Każda kolejna edycja festiwalu Tauron Nowa Muzyka przynosi sporo nowego i niepowtarzalnego. Jedno jednak na przestrzeni tych wszystkich lat się nie zmienia - kiedy przychodzi niedziela, a festiwal ma się ku końcowi, dominującymi i wzajemnie przeplatającymi się odczuciami są żal i ogromne zmęczenie.
Tak było również i w tym roku i nie chodzi wcale o rozczarowanie festiwalem. Zmęczenie to, oczywiście, rezultat świetnej, trzydniowej zabawy oraz intensywności, z jaką organizatorzy serwowali nam kolejne porcje doznań. Żal natomiast nierozerwalnie wiąże się ze świadomością, że na następne takie wydarzenie trzeba będzie czekać kolejny rok.
11. edycja Nowej Muzyki nie różniła się od swoich poprzedniczek również koniecznością podejmowania trudnych decyzji. Festiwalowicze niemal na każdym kroku musieli mierzyć się z poważnymi rozterkami związanymi z wyborem nachodzących na siebie występów różnych artystów - Snarky Puppy czy Hieroglyphic Being, King Midas Sound czy Benjamin Damage, The Orb czy Floating Points... Przy takim line-upowym bogactwie i liczbie scen niemożliwym byłoby jednak uniknięcie tego typu sytuacji.
Słodki ból głowy spowodowany niełatwymi wyborami programowymi był chyba największym problemem uczestników wydarzenia. Pod względem organizacyjnym jedenasta odsłona katowickiego festiwalu zdecydowanie dała radę. Sensownie rozmieszczone sceny, brak kolejek do toalet i stanowisk gastronomicznych czy prosty i wygodny prospekt sprawiły, że uczestnicy tegorocznego Taurona spokojnie mogli skoncentrować się na muzyce i dobrej zabawie. Organizatorom nie udało się jednak całkowicie uniknąć drobnych niedociągnięć. Konsekwencją zbyt późno podanej informacji o mocno ograniczonych miejscach na koncertach w sali kameralnej NOSPR była naprawdę długa kolejka na występ ukraińskiego pianisty - Lubomyra Melnyka i mnóstwo rozczarowanych osób, którym finalnie nie udało się na niego dostać.
Tauron Nowa Muzyka 2016: Zobacz zdjęcia z festiwalu
Z wejściem pod inne sceny i znalezieniem miejsca do tańca problemu już nie było, a okazji do hipnotycznych pląsów na tegorocznej Nowej Muzyce było co niemiara. Piątkowy live Kassem Mosse’a pomimo wczesnej godziny nie miał problemu z doprowadzeniem przynajmniej części publiki do wrzenia, a koncert Snarky Puppy zakończył się kilkuminutową owacją i, niestety, nieskutecznymi, z przyczyn organizacyjnych, błaganiami o bis. Do wyróżniających się występów drugiego dnia festiwalu zaliczyć trzeba też dj set Leny Willikens oraz energetyczny popis Amerykanów z Battles.
Festiwalowa sobota stanęła za to pod znakiem rzadko spotykanej różnorodności. Występ duetu Kid Simius to nieprawdopodobna dawka energii, która kompletnie porwała zgromadzonych w amfiteatrze. Spokojny, ale hipnotyczny live Floating Points uwiódł przede wszystkim absolutnie genialnymi wizualizacjami. Na Red Bull Music Stage z kolei show skradł drum’n’bassowy duet Roni Size & Dj Krust, a najcięższe działa zostały wystawione na Littlebig Tent Stage. Tam z najlepszej strony pokazało się brytyjskie Clouds.
Niespokojna i burzowa niedziela to już tylko odpoczynek i leniwe oczekiwanie na koncert zamknięcia w wykonaniu maga saksofonu - Kamasiego Washingtona oraz wspomniana wyżej melancholia. Dla niecierpliwych mamy jednak dobrą informację - przyszłoroczna, dwunasta edycja festiwalu odbędzie się już w dniach 6-9 lipca 2017 roku, a więc półtora miesiąca wcześniej niż dotychczas.
Marcin Gajewski