Super, no i z Polski
Tomek Doksa
Muzyczne supergrupy to domena naszych zachodnich kolegów. Ale Polacy też mają się czym pochwalić: przy okazji debiutu Girl & Nervous Guy przypominamy 10 najciekawszych rodzimych dream teamów.
Patrycję na pewno znacie z zespołów Husky i Öszibarack, Marcina z Cool Kids Of Death, a Łukasza i z CKOD, i z grupy NOT. Oto cały skład Girl & Nervous Guy - nowej formacji na rodzimej scenie, którą powołali do życia muzycy do tej pory udzielający się w kilku innych, wziętych kapelach. Wydawca jej pierwszego dużego materiału, krążka "Shake The Tree", w materiałach prasowych hasła "supergrupa" akurat nie używa, ale skład osobowy Girl & Nervous Guy zobowiązuje - pod jednym szyldem spotkała się w końcu trójka dobrze znanych (tu akurat w alternatywnym gronie) muzyków, których spokojnie można dopisać do listy wykonawców, którzy już wcześniej połączyli siły z innymi kolegami po fachu i spróbowali w grupie zrobić coś "super".
Najmłodsi czytelnicy mogą tego nie pamiętać, ale w połowie lat 90. istniała formacja, której skład stanowili muzycy czterech rozchwytywanych wtedy zespołów - Heya, Wilków, Closterkellera i Acid Drinkers. Albert Rosenfield, ktoś kojarzy? Tak, była taka postać w kultowym serialu "Miasteczko Twin Peaks", ale tym razem chodzi o rockową załogę. Jacek i Marek Chrzanowski, Wojtek Kuzyk, Piotr Pawłowski i Tomasz "Titus" Pukacki spotkali się ponoć z zamysłem jednorazowego ruszenia, ale ostatecznie wyszły im z tego dwie płyty - w tym jedna oryginalnie zatytułowana "Twin Pigs", na której poza własnym pomysłem na ostre, gitarowe granie, Albert Rosenfield bawił się też muzyką Kiss ("Hard Times") oraz Anny Jantar ("Tyle słoni w całym mieście").
Zobacz klip "Twin Pigs":
Pojawiający się w powyższym klipie w roli głównej Titus, na początku lat 90. zanotował jeszcze jeden super skok w bok, choć on akurat dłużej we Flapjacku miejsca nie zagrzał. Razem z Lipą z Illusion dołożyli swoje trzy grosze do debiutanckiego "Ruthless Kick", ale o sile tej załogi stanowili inni muzycy Acidów: Litza oraz Ślimak, którym z pomocą jeszcze m.in. Jacka Chraplaka i Grzegorza Guzińskiego udało się nagrać jedne z najciekawszych rockowych płyt końca XX wieku w Polsce, z progresywną "Juicy Planet Earth" na czele. "We Flapjacku ja byłem tylko impulsem i organizatorem. Inicjatywę przejęli młodsi: Guzik i Hrap-Luck i stąd może ta progresywność" - mówił w jednym z wywiadów Litza, od którego też odejścia zaczęły się w zespole organizacyjne problemy, rozstania i powroty. Robert Friedrich był już jednak wtedy zaangażowany poza Acid Drinkers także w dwie inne supergrupy: jedną współtworzył z Kazikiem Staszewskim, drugą z Darkiem Malejonkiem i Tomaszem Budzyńskim.
Kazik Na Żywo, podobnie jak i Flapjack, najlepsze lata notował na swoim starcie. O ile płyta podpisana jeszcze tylko imieniem Kazika "Na żywo, ale w studio" powstała bez udziału Friedricha, a z muzycznym wsparciem znanych z Kobranocki Adama Burzyńskiego i Michała Kwiatowskiego oraz Kuby Jabłońskiego z Lady Pank, to już za wydanym dwa lata później "Porozumienie ponad podziałami" stał ten KNŻ, jaki żegna się w tym roku z fanami trasą "Ostatni koncert w mieście". Oczywiście z byłym perkusistą Turbo, Tomaszem Goehsem, za bębnami.
Zobacz klip "Tata dilera":
Goehs to też zresztą postać, z którą Litza spotkał się w 2Tm2,3 - rockowo-metalowej formacji, czerpiącej inspiracje z tekstów zaczerpniętych z Biblii. Tymoteusz to zresztą supergrupa pełną gębą, bo obok wyżej wymienionych, na samym tylko debiucie "Przyjdź" pojawili się jeszcze m.in. Malejonek, Budzyński, Marcin Pospieszalski, Ślimak z Acid Drinkers i Joszko Broda, a trzy lata później na imiennym albumie dołączyli do nich jeszcze: Piotr "Stopa" Żyżelewicz, Beata Polak, Krzysztof "Dr Kmieta" Kmiecik i Robert "Drężmak" Drężek. "Myślę, że Pan Bóg wspomagając nas przy zakładaniu Tymoteusza, obronił świat przed tyranami" - żartował Litza. "Przecież ja, Budzy, i Maleo byliśmy w swoich zespołach tyranami. A Joszko! - przecież jest góralem, już to mówi samo za siebie". W Tymoteuszu nie było jednak tak źle, z różnymi przerwami zespołowi udało się w końcu wydać osiem płyt (nie licząc tych z remiksami), a najnowsza - "Źródło" - ukazała się całkiem niedawno.
Tylko jeden album, za to uznawany przez wielu za największe osiągnięcie rodzimej alternatywy, nagrał Lenny Valentino - zespół, w którego składzie spotkali się m.in. Artur Rojek, Maciej Cieślak, Arkady Kowalczyk, Jacek Lachowicz oraz Mietall Waluś. "Miałem ochotę na projekt bardziej autorski i 'alternatywny" - wspomina jego genezę Rojek, który wtedy był przecież liderem Myslovitz. Ale efekt końcowy przerósł najśmielsze oczekiwania nie tylko wydawcy, Pawła Jóźwickiego z Sissy Records (Artur przypomniał w rozmowie z Polskim Radiem, że po zapoznaniu się z finalną wersją krążka wróżył mu sprzedaż na poziomie pięciu tysięcy egzemplarzy) - do dziś się zastanawiamy, dlaczego tak rewelacyjny materiał jak "Uwaga! Jedzie tramwaj" nie doczekał się na płycie ciągu dalszego.
Zobacz teledysk "Dom nauki wrażeń":
Z Lenny Valentino niedaleko mamy do innego ważnego projektu - Silver Rocket, w końcu na jego krążku "Unhappy Songs" śpiewał m.in. Rojek. Tą płytą zresztą przedsięwzięcie Mariusza Szypury spełniło wymogi "supergrupy" - wcześniej, na "Electronics for Dogs" i "Astronauts Diary" muzyk wszystko robił sam, za trzecim razem w studiu wspomogła go imponująca gwardia gości. Poza ówczesnym liderem Myslovitz była tam również Ania Dąbrowska, Katarzyna Nosowska oraz Tomek Makowiecki. Ten ostatni pojawił się też na kolejnym wydawnictwie SR - "Tesla", a razem z nim jeszcze m.in. Monika Brodka i Tomasz Ziętek.
Gwiazdorska obsada przewinęła się przez Bassisters Orchestra - kochający improwizacje i jazz-hopowe rejony skład pod dowództwem Wojtka Mazolewskiego. W tych transowych zapędach towarzyszyli mu bracia Waglewscy, Bunio, Macio Moretti oraz Mikołaj Trzaska, co do dziś świetnie słychać na albumach "Live at Wrzeszcz" i "Numer Jeden". Na tym drugim z krążków liczba gwiazd była nawet większa, bo na płycie wystąpili jeszcze goście z zagranicy - Rob Mazurek i Mauricio Takara z Sao Paulo Underground, ale i bez nich Bassisters Orchestra brzmiała (co można było sprawdzić choćby na koncertach) jak rasowa supergrupa.
"W sumie mieliśmy już nie nagrywać i nie dotykać tego Joy Division, ale skoro zrobiliśmy aranżacje na jeden koncert, szkoda byłoby to wsadzić do szuflady" - mówił mi Bodek Pezda pytany, skąd pomysł, by materiał grany dotąd pod szyldem Heart & Soul na żywo, wydać na kompakcie. Bo supergrupa Bodka, w której udzielają się muzycy Made In Poland, 2Cresky, CKOD i The Shipyard: Sławomir Leniart, Piotr Pawłowski, Łukasz Klaus i Łukasz Lach, miała być przedsięwzięciem koncertowym, ale na szczęście dla jej fanów (i twórczości Joy Division, którą ta postanowiła z powodzeniem odświeżyć) na graniu występów się nie skończyło. Ba, kolejny album jest już w drodze, a z ostatnich przecieków ze studia wynika, że w składzie H&S pojawiła się kolejna elektryzująca postać: Pati Yang.
Tylko koncertowe wcielenie miała z kolei jak dotąd Męskie Granie Orkiestra, zapewniająca - jak pisali jej pomysłodawcy - "wyjątkową mieszankę stylów łamiącą muzyczne bariery i stereotypy". Za tymi dość pompatycznymi słowami stali jednak muzycy z różnych bajek, potrafiący wprowadzić je w życie: Andrzej Smolik, Monika Brodka, Dawid Podsiadło, Emade, Olaf Deriglasoff, Michał Sobolewski, a także Łukasz Korybalski, Michał "Fox" Król, Miłosz Pękala oraz Krzysztof "Zalef" Zalewski. I tylko szkoda, że jedynymi okazjami do podziwiania gry tego zespołu było ledwie dziesięć koncertów w ramach Męskiego Grania 2014. Przecież taki zestaw aż prosił się o rejestrację wspólnego albumu.
A o tym, że warto dokumentować nawet największe koncertowe eksperymenty przekonało nas w 2014 roku trio Nervy. Kiedy Igor Pudło ze Skalpela, Agim Dzeljilji z Öszibaracka i Jan Młynarski występowali po raz pierwszy pod tym szyldem, trudno było sobie wyobrazić, by tę ich sceniczną energię udało się z powodzeniem przenieść na płytę. A udało się znakomicie - debiutancki album okazał się jednym z najlepszych krążków rocznika 2014, a na pewno najtrudniejszym do oceny. Nervy to nieoczywista nowa muzyka, do której równie mocno co do samej grupy, pasuje określenie "super". Kto nie słyszał, niech szybko nadrabia zaległości.
Zobacz klip "Euforia":