Roisin Murphy w Warszawie: Chirurgiczna precyzja z dozą szaleństwa

Krzysztof Nowak

Listopadowe koncerty irlandzkiej wokalistki Roisin Murphy przebiegają - przynajmniej na razie - pod dyktando wcześniej zaplanowanej, odgrywanej w różnych częściach Europy setlisty, ale to, co się na nich dzieje, przechodzi w niezapomniane spektakle. I to bez użycia choćby jednej świecy dymnej.

Roisin Murphy w Warszawie często zmieniała kreacje sceniczne
Roisin Murphy w Warszawie często zmieniała kreacje scenicznefot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl

Jeśli byliście kiedyś na dużym festiwalu muzycznym, to na pewno zauważyliście eklektyczność publiki. Czy grali rapowi weterani po reaktywacji, czy po scenie hasali rozwrzeszczani młodzianie z gitarami - nieważne. W tłumie zawsze jest sporo ludzi z różnych parafii, z których część to typowi gapie szukający zajęcia w morzu propozycji, część gdzieś coś słyszała i chciała sprawdzić, jak to wszystko brzmi na żywo, część ma w pokoju ołtarzyk grupy, przy którym modli się przed pójściem spać... Można tak wymieniać i wymieniać, ale przejdźmy do sedna: klimat jedności budowanej na różnorodności słuchaczy został zachowany na poniedziałkowym (16 listopada) koncercie Roisin Murphy, który odbył się na warszawskim Torwarze.

Nim jednak na podwyższeniu zameldowała się gwiazda wieczoru, swoje pięć minut mieli członkowie zespołu Oscar & The Wolf. Trafili niemal w środek tarczy, bo znaleźli się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Publika była, jak na warunki supportowe, naprawdę liczna i wystarczyło ją nieco rozgrzać, by zyskać atencję. Czy się udało? Tak, choć z boku mogło to wyglądać zupełnie inaczej. Przy mocnej, huczącej elektronice, doprawianej specyficznym zachowaniem wokalisty (kopulowanie ze stojakiem to może nie nowość, ale nadal osobliwość) mało było tanecznych podrygów, mało było skandowania - ludzie stali i obserwowali, ale przystawiając tu i tam ucho dało się odczuć, że występ został oceniony na plus, a przynajmniej kilkadziesiąt osób krótko po koncercie wpisało w Google'a skądinąd konwencjonalną nazwę.

Nikogo nie powinien zdziwić fakt, że irlandzka artystka nie poprzestała tylko na promowaniu swoich najnowszych dokonań. Gdy mówiła w naszym wywiadzie, że "to miłe być postrzeganym jako ktoś, kto nadal przekracza granice", nie kłamała - z dystansem spojrzała na swoją dyskografię i w trakcie koncertu zaprezentowała przekrojowy miszmasz, dość dobrze oddający jej dotychczasową karierę muzyczną (dość, ponieważ po macoszemu została potraktowana najstarsza solówka, czyli "Ruby Blue"). Jasne, nie dopuściła do tego, by "Hairless Toys" zostało sprowadzone do roli mało znaczącego sekundanta przeszłości, ale fani choćby fani wydanego osiem lat temu "Overpowered" powinni być usatysfakcjonowani. Ci, którzy namiętnie wracają do Moloko lub wolą włoskie ciągotki realizowane na "Mi Senti" - już nieco mniej, ale obejście sceniczne Roisin robiło piorunujące wrażenie na wszystkich.

Róisín Murphy w Warszawie (16 listopada 2015 r.)

Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Roisin Murphy wystąpiła na Torwarze w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Koncert odbył się w ramach trasy promującej nowy album Róisín Murphy zatytułowany "Hairless Toys"Marcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín zamknęła się w studio na pięć tygodni razem z Eddiem Stevensem, który odpowiada za jej brzmienie od 1997 roku. Nagrali wspólnie około trzydziestu piosenek, z których osiem trafiło na jej najnowszą płytęMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Album zebrał bardzo dobre recenzje, "The Guardian" podkreślał, że jest to płyta celebrująca kulturę klubową, ale jednocześnie dojrzała i eleganckMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Jako połowa duetu Moloko, Róisín zdobyła ogromną popularność. Zespół powstał w 1994 roku w Sheffield w Wielkiej Brytanii, a największą popularność zyskał dzięki hitom takim jak "Sing It Back" i "The Time Is Now"Marcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
"Nie byłam pewna czy jestem w stanie kontynuować karierę bez Marka. Moloko było wszystkim co znałam i bałam się co będzie dalej" - mówiła Murphy. Pomimo wstępnych obaw, artystka zdecydowała się działać dalej solowo Marcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Na półki sklepowe trafiły więc albumy "Ruby Blue"(2005) i "Overpowered" (2007), a Murphy sporo czasu i uwagi poświęciła następującym po nich trasach koncertowych Marcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Po ich zakończeniu Róisín skupiła się na życiu prywatnym. Pojawiła się gościnnie w kilku utworach - m.in. na płycie Davida Byrne'a i Fatboy Slima - a w 2014 roku nagrała po włosku EP-kę "Mi Senti". To była jednak dopiero nieśmiała zapowiedź jej wielkiego powrotuMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Ważnym elementem koncertów Roisin Murphy są niebanalne stroje sceniczne artystkiMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Roisin Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Po sukcesie albumu "Things To Make And Do" Moloko koncertowali na całym świecie, związek Murphy i współtworzącego duet Marka Brydona nie przetrwał jednak próby czasuMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Po ich rozstaniu powstała jeszcze jedna płyta - "Statues" z 2003 roku - która zamyka dyskografię MolokoMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Brytyjka była jedną z gwiazd tegorocznej, 10. edycji festiwalu AudioriverMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Róisín Murphy zagrała w WarszawieMarcin Bąkiewiczfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl

Pal licho chemię pomiędzy nią a instrumentalistami, która pozwalała im śmiać się po każdym kawałku. Pal licho dobre wpasowanie się w długie aranże, podczas których wokal nigdy nie zawodził. Pal nawet licho kontakt z publicznością, który był oszczędny w słowach, a wylewniejszy w czynach. Pani Murphy stworzyła audiowizualno-modową ucztę dla wzrokowców.

Na końcu sceny zmieniające się obrazy, raz mające w sobie pierwiastek sentymentalny, raz elektroniczny dynamit, a na skraju kobieta świadoma tego, że suche odbębnienie tekstów przy mikrofonie nie ma sensu. Bywało, że kreacje zmieniała kilka razy w trakcie jednego utworu (najciekawsze: a la rycerskie wdzianko, wariacja na temat czerwonego kapturka czy powołanie do życia dwóch nowych głów). Rock'n'rollowa dusza to mało powiedziane.

A szczęśliwi posiadacze biletu? Cóż, stali jak wryci. To tylko miejscami był gig do potupania nóżką i pośpiewania z innymi. Mieliśmy do czynienia z celebracją świetnej formy mimo długawej, longplayowej rozłąki. Więcej takich koncertów, których nie jest w stanie nawet położyć akustyka Torwaru, na którą utyskiwano wiele razy.

Krzysztof Nowak, Warszawa

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas