Robbie Williams w Krakowie: Spowiedź gwiazdy rocka [RELACJA]

Robbie Williams zagrał kolejny koncert w Polsce /Dylan Burns/AFL Photos / Stringer /Getty Images

Z niego był taki uroczy chłopiec! Tak, ale w Take That. 30 lat temu. W 2023 roku Robbie Williams jest w trasie "XXV" z okazji - co mało zaskakujące - dwudziestopięciolecia solowej kariery. I robi dokładnie to, za co pokochała go światowa publika. Jest sobą, który przychodzi na dwie godziny, by rozbawić nawet największego marudę. A przy okazji zostawia myśl, że bycie Robbiem Williamsem to naprawdę trudna robota.

Najpierw usłyszeliśmy muzykę, a później dopiero mogliśmy zobaczyć, że stało się - po niemal ośmiu latach on powrócił do Krakowa. "Jestem Robbie pier*****y Williams! A to mój tyłek!" - zaczął w swoim stylu. Statek kosmiczny wylądował - tak można byłoby podsumować pierwsze wrażenie po zobaczeniu energetycznego zespołu składającego się pięciu muzyków, trzech chórzystek, a także z sześciu tancerek! Williams do perfekcji opanował dowodzenie swoimi koncertami - na tym statku to on był kapitanem i wystarczyło kilka linijek "Hey Wow Yeah Yeah", by przekonać dosłownie całą Tauron Arenę do wspólnego machania i klaskania. I tak było już do końca.

Reklama

Gdy słyszę Robbie Williams wyobrażam sobie nieokrzesanego, pełnego sprzeczności faceta. Takiego, który jednym zdaniem potrafi zrównać cię z ziemią, a po chwili zaśpiewać smutną balladę o nieszczęśliwej miłości. I takiego widziałem przed sobą. Gdy wraz z boysbandem Take That (sprawdź!) podbijali listy przebojów, ogromną popularność zyskał brit-popowy zespół Oasis (posłuchaj!), a swoje miejsce na scenie miały jeszcze dziewczyny ze Spice Girls. Pierwsza część krakowskiego wieczoru była świętowaniem tej ery. "Let Me Entertain You" i "Land of 1000 Dances" podniosły temperaturę o kilka stopni, a Robbie przypomniał, dlaczego w ogóle znaleźliśmy się w tym miejscu. 

Polska publiczność mocno wczuła się w rockową atmosferę spektaklu, a po kilku refrenach "Monsoon" Williams doceniając zaangażowanie fanów stwierdził, że są niczym "j***ne zwierzęta". Przyznajmy szczerze, za to przecież świat kocha Robbiego - bezkompromisowość i nie gryzienie się w język. Trasa "XXV Tour" to podsumowanie etapu solowej kariery artysty, który w 1995 roku po zaledwie 5 latach w Take That zdecydował się na poważny krok, czyli solową karierę. Tę okazję wykorzystuje po to, by przypomnieć, że czasem wydawałoby się najbardziej bolesne decyzje mogą być najlepsze. - Te występy to terapia dla mnie, a rozrywka dla was - tłumaczył swoją energię na scenie. 

Robbie Williams w Krakowie 2023. Relacja z koncertu

Widowisko "XXV Tour" to okazja do świętowania z jednym z najważniejszych brytyjskich artystów ostatniego ćwierćwiecza. Wywodzący się ze Stoke-on-Trent wokalista nie miał w ogóle pewności, że pożyje długie lata. Uzależniony od alkoholu i narkotyków był na siedemdziesięciu sześciu odwykach i nie widział dla siebie nadziei. I o tym też było to spotkanie, bo kolejne utwory Williamsa i Take That były przerywane anegdotami i luźnym myślami na temat własnej przeszłości. 

Tak też Robbie, który od zawsze słynie ze świetnego kontaktu z fanami, co rusz wybierał sobie w publiczności kolejne swoje "ofiary", którym poświęcał monologi. - W 1990 roku upadł mur berliński, Polska zaczęła przechodzić ustrojową transformację, ale to nic - w tym roku założyliśmy Take That! - ekscytował się ze sceny przeprowadzając krok po kroku swojej kariery. Jak już mowa o fanach, to Williams wybrał z publiczności kilka osób, którym przekazał specjalne miejsca pod samą sceną. Wiem, to banalne i ckliwe, ale uwielbiam takie historie.

Williams dużo czasu poświęcił opowiadając w przezabawny sposób historię pierwszego klipu "Do What You Like" Take That (zobacz!). To w nim pięciu członków grupy tarzało się w galaretce, a on sam do dziś nie wie, o co tak naprawdę im chodziło.

Przełomowym momentem dla jego kariery była impreza z Oasis podczas Glastonbury 1995 - wtedy był już pewien, że to koniec jego działalności w Take That, a początek samotnej drogi. I dlatego zagrał numer Oasis, "Don't Look Back In Anger". Robbie Williams to ekscentryczny showman, ale też prawdziwa gwiazda rocka. Jego nonszalancki stosunek do rzeczywistości, który pokazuje na koncertach to coś, czego gdzieś podświadomie każdy z nas mu zazdrości. - Gram dwa rodzaje piosenek: te w stylu "jestem niesamowity" i te "jestem taki przybity, przyjdź tu i ocal mnie" - żartował.

Cały czas liczyłem, że Robbie zagra "Tripping" lub "Supreme", które na nowym albumie z dawnymi piosenkami brzmiały lepiej, niż w oryginale. Musiałem pocieszyć się najklasyczniejszą w jego repertuarze kompozycją, czyli "Feel". Wcześniej Arena oszalała w rytm "Candy", a potem przyszła pora na "Rock DJ".

Większość czekała chyba na "She's The One" i "Angels", które zwykle gra na koniec koncertów. Te jednak były poprzedzone niezwykle szczerym wyznaniem, które pewnie kilka lat temu nie przeszłoby mu przez gardło tak prosto. - Urodziłem się z otwartą raną, dlatego zawsze byłem taki wrażliwy. Nie umiałem pozwolić komuś zbliżyć się do mnie, znaleźć przyjaciela. Nie wiedziałem jak to robić, bałem się. Dlatego byłem taki, wiem, że nadal trochę taki jestem - wyjaśniał. 

"She's The One" zaśpiewał dla fanki Diany. I kolejny raz tego wieczoru spełnił marzenie jednego ze swoich miłośników.

Robbie Williams na początku kipiał energią, ale znajdował momenty, by nieco zwolnić tempo i dodać atmosferze bardzo potrzebnego, intymnego kontaktu z fanami. W pewien sposób rozliczył się z bardzo trudnym etapem życia. - Tabletki i wóda omal mnie nie zabiły. Kiedy przestałem, dopuściłem wewnętrzne głosy, ale bez picia czułem tylko depresję. Nie wiem kim byłem, byłem tylko człowiekiem udającym gwiazdę popu - otworzył się. 

Jak wspomniał, podczas pandemii zrozumiał, że przy życiu utrzymały go dwie rzeczy - żona i fani. - Nawet o tym nie wiedzieliście. Wydawało mi się, że ciągle mówiłem tylko nieważne głupoty, a wy udowodniliście, że to nie były gówniane słowa - dodał.   

Wieczór z Robbiem Williamsem jest jak impreza z gwiazdą rocka, a przy okazji dobrym kumplem. Nie zawsze mu szło, miał gorszy czas, ale ciągle się wspieraliście. Ale ty przecież też zawsze mogłeś na niego liczyć. 

To co, kolejnych 25., panie Robbie Williams!

Mateusz Kamiński, Kraków

Setlista koncertu:

1. Hey Wow Yeah Yeah

2. Let Me Entertain You 

3. Land of 1000 Dances (covera Chrisa Kennera) 

4. Monsoon 

5. Strong 

6. Come Undone 

7. Do What You Like (piosenka Take That)

8. Could It Be Magic (cover Barry'ego Manilowa) (fragment)

9. Don't Look Back in Anger (cover Oasis) 

10. The Flood (piosenka Take That) 

11. Love My Life 

12. Eternity 

13. Candy 

14. Feel 

15. Kids 

16. Rock DJ 

bis:

17. No Regrets

18. She's the One (cover World Party) 

19. Angels 

20. Let Me Entertain You / Strong / Come Undone / Feel / Angels

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Robbie Williams | koncert w Polsce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy