Ringo Starr: Niedoceniany szczęściarz

Ringo Starr na świat przyszedł 7 lipca 1940 roku /fot. Mike Coppola /Getty Images

"Nie jest nawet najlepszym perkusistą w The Beatles" - żartował John Lennon na temat Ringo Starra. Choć do świętującego 75. urodziny Ringo przylgnęła łatka słabego technicznie muzyka, doceniają go nie tylko koledzy po fachu.

"Ten z Beatlesów, którego nikt nie pamięta", "najszczęśliwszy człowiek na Ziemi, który nie musiał nic robić, a zarobił miliony dolarów", "miał to szczęście, że dołączył do najwspanialszego zespołu na świecie", "najgorszy perkusista w historii The Beatles" - to tylko kilka z wielu krytycznych opinii na temat Ringo Starra.

Najsłynniejszy skład Fab Four z Liverpoolu tworzyli John Lennon, Paul McCartney, George Harrison i Ringo Starr, ale ten ostatni wcale nie był pierwszym bębniarzem grupy. Jego poprzednikiem (w latach 1960-62) był Pete Best. Po niezbyt eleganckim pozbyciu się Besta przez długi czas uważano, że to on bardziej pasował do The Beatles. Podważano umiejętności perkusyjne Starra, wyśmiewano jego marny głos i talent kompozycyjny. "Pete Best Was Good Enough" - uważał po latach Tymon Tymański w jednej ze swoich piosenek.

Reklama

"Kiedy słyszę innego perkusistę, to wiem, że nie jestem dobry. Nie jestem dobry w technicznych sprawach" - przyznawał samokrytycznie Ringo.

Na koncercie w The Cavern w Liverpoolu Starra powitały wrogie okrzyki: "Pete Best na zawsze! Ringo nigdy!". Klub pikietowały też rozwścieczone fanki.

"Poszedłem do pubu i wypiłem kilka piw, kompletnie zobojętniały. Wyrzucili mnie, wykopali, pozbyli się" - tak o rozstaniu z The Beatles mówił Pete Best.

Perkusista nie miał wsparcia wśród kolegów - za jego zwolnieniem optowali przede wszystkim Paul McCartney i George Harrison. Podobnego zdania był też nawiązujący właśnie współpracę z zespołem producent George Martin.

"Po próbie wziąłem Briana [Epsteina, menedżera The Beatles] na stronę i powiedziałem mu, że nie wiem, co zamierza dalej robić z zespołem, ale mnie zdecydowanie nie pasuje w nim perkusja. Jeśli mielibyśmy nagrywać płytę, wolałbym własnego perkusistę - co z punktu widzenia menedżera niczego nie zmieni, bo i tak nikt się nie dowie, kto wystąpi na płycie" - mówił Martin [cytat za: "Szał! Prawdziwa historia Beatlesów" Philipa Normana].

Autor biografii uważa, że Ringo "był też bez wątpienia lepszym perkusistą niż Pete Best" (choć jako leworęczny muzyk gra na zestawie dla osób praworęcznych). Beatlesi zaoferowali Starrowi 25 funtów tygodniowo. W zamian musiałby zaczesać włosy do przodu i zgolić brodę (mógł zachować baczki). Oferta została przyjęta.

"Już jako nastolatek marzyłem o perkusji i kochałem rock'n'roll. Miałem ojczyma, który bardzo lubił muzykę i wprowadzał mnie w jej obszary. Niestety, wolał jazz, a ja upierałem się przy rock'n'rollu. Bez wątpienia jednak ojczym miał na mnie w tych sprawach duży wpływ" - mówił Ringo Starr w jednym z wywiadów. To właśnie ojczym Harry Graves kupił mu pierwszy zestaw perkusyjny - za 10 funtów w Londynie.

Można powiedzieć, że obdarzony bezpretensjonalnym poczuciem humoru Starr w The Beatles pełnił rolę spinacza (szczególnie w późniejszych latach). To właśnie perkusista po rozpadzie Fab Four grał na solowych płytach kolegów. John Lennon mówił o nim "serce zespołu". George Harrison uważał, że grupa bez Starra byłaby jak "jazda samochodem z trzema kołami".

"Ringo po prostu był najlepszym perkusistą w Liverpoolu. Miał poza tym wrodzone poczucie humoru. Nie wiedział nawet kiedy jest zabawny. Po prostu mówił tytułami - wystarczyło chodzić za nim z notatnikiem i ołówkiem, bo nigdy nie wiedziałeś, co za chwilę powie" - wspominał Paul McCartney. Faktycznie niektóre zwroty Ringo (zwane czasem "ringoizmami") weszły do historii muzyki jako tytuły piosenek The Beatles, jak choćby "Hard Day's Night" czy "Tomorrow Never Knows".

Ringo Starr jako jedyny kompozytor na płytach The Beatles podpisany jest pod utworami "Don't Pass Me By" (z płyty "The White Album") i "Octopus's Garden" (z "Abbey Road"). Z kolei jako główny wokalista wystąpił m.in. w przebojach "Yellow Submarine" i "With a Little Help From My Friends". Wielu fachowców za najwybitniejsze w dorobku Starra wymienia perkusyjne partie w utworze "A Day in the Life".

Jako swojego perkusyjnego idola i jedną z inspiracji wymieniają go tak cenieni muzycy, jak m.in. Dave Grohl (Nirvana, Foo Fighters, Them Crooked Vultures), Mike Portnoy (eks-Dream Theater), Nicko McBrain (Iron Maiden), Phil Rudd (eks-AC/DC), Danny Carey (Tool), Phil Collins czy nieżyjący już perkusista Kiss Eric Carr.

"Wiecie co? Pieprzcie się. Bo na pewno nie macie uszu!" - tak Lenny Kravitz odpowiadał krytykom, którzy twierdzili, że Ringo nie umie grać.

Prawdziwą laurkę jego koledzy po fachu wystawili mu z okazji wprowadzenia do Rockandrollowego Salonu Sławy w kwietniu tego roku - jako solowego artystę. Wcześniej tego zaszczytu dostąpili The Beatles jako zespół (1988) oraz John Lennon (1994), Paul McCartney (1999) i George Harrison (2004).

"On ma ten magiczny dotyk" - nie ma wątpliwości Chad Smith z Red Hot Chili Peppers. Zachwytów nie kryją także perkusiści reprezentujący różne style i pokolenia, m.in. wspomniany Dave Grohl, Stewart Copeland (The Police), Tre Cool (Green Day), ?uestlove (The Roots) czy Max Weinberg (E Street Band towarzyszący Bruce’owi Springsteenowi).

Dave Grohl, Chad Smith, Stewart Copeland i inni o umiejętnościach Ringo Starra

"Co lubię: Każdego, kto mnie lubi" - tak Ring Starr odpowiedział w październiku 1962 roku na jedno z pytań w ankiecie z biura NEMS Enterprises, menedżerskiej firmy Briana Epsteina, jeszcze przed wybuchem beatlemanii.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ringo Starr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy