Pożegnanie Kiss z polską publicznością. Rock'n'rollowy cyrk [RELACJA]

Gene Simmons jest jednym z współzałożycieli Kiss. Jego język stał się kultowy /Przemek Kokot /INTERIA.PL

Cztery lata temu Polska pożegnała się z zespołem Kiss. Monumentalne show w Krakowie było pierwszą, a zarazem miało być ostatnią szansą zobaczenia legendarnej grupy na żywo w naszym kraju. Żegnanie fanów okazało się dla muzyków trudniejsze, niż się nam zdawało. Od tego krakowskiego koncertu zagrali jeszcze 157 koncertów (!) z czego jeden - rok temu w Łodzi. 19 czerwca 2023 roku definitywnie pożegnali się z polskimi fanami?

Ale to już (ponoć) definitywny koniec. "To radość, ale też smutek, bo wszystko się kończy" - mówił jakiś czas temu Gene Simmons. Fani zespołu Kiss (posłuchaj!) jednak niech tak bardzo się nie martwią, bo w ciągu ostatnich czterech lat zespół grał u nas częściej, niż przez całą wcześniejszą karierę (koncert w 1997 roku odwołano z powodu znikomego zainteresowania). Deep Purple czy Scorpionsi podobnie żegnają się z widzami od dekad.

Kiss w swoim rodzaju teatralnym, majestatycznym spektaklu nie mają sobie równych. Po wejściu do Tauron Areny Kraków moją uwagę przykuły znajdujące się po bokach sceny pomniki członków zespołu - Gene Simmonsa, Paula Stanleya, Erica Singera i Tommy'ego Thayera. Wraz z pierwszym akordem i borującym uszy dźwiękiem "Detroit Rock City" zobaczyłem uniesionych nad sceną na ruchomych platformach muzyków. Zaczęło się. Znajomi, którzy kiedyś widzieli już Kiss na żywo, mówili mi wcześniej, że nie będę wiedział na co patrzeć. I trochę tak było, bo zatrzęsienie efektów wywoływało wyrzuty sumienia, że patrząc w lewo przegapię coś, co dzieje się po prawej.

Reklama

Kiss w Krakowie. Pirotechniki, ile fabryka dała

Wyobrażam sobie muzyków Kiss wchodzących do sklepu z pirotechniką mówiących: "Potrzebujemy fajerwerków". Gdy sprzedawca pyta "ile", odpowiedź jest błyskawiczna: "Dawaj wszystko". Organizatorzy zapowiadali, że sprzęt przywiozło 17 tirów, a w garażu zaparkowało 5 tourbusów - w rozkładanie sceny przed show zaangażowanych było niemal 200 osób. Wykorzystano 200 kg suchego lodu i 43 butle z gazem. Te liczby robią wrażenie i miały przełożenie na gigantyczny rozmach, jaki widziałem na scenie.

Nagłe wybuchy, strzały z platform, feerie świateł i ognia. Widzowie dostali to, co nazywamy esencją rockowego spektaklu pełnego efektów, zaskoczeń i ogólnej jazdy bez trzymanki. To wszystko przyspieszało tę "War Machine" i potęgowało efekt obserwowania zjawiska pozaziemskiego.

Zobacz galerię zdjęć z koncertu:

Muzycy Kiss z "End of The Road Tour" kończą trwającą 50 lat karierę u szczytu i choć - jak sam stwierdził Paul Stanley - grają wiele "starych, starszych i jeszcze starszych piosenek", to nieodłączne od ich początku nieco kiczowate efekciarstwo spełnia swoją rolę. Tysiące gardeł krzyczą, śpiewają i dobrze się bawią. Co przykrywa wokalne i muzyczne niedociągnięcia.

Wspominałem już, że Paul Stanley latał nad publiką? Rozgrzewając widownię i zachęcając do wspólnego śpiewania z pomocą tyrolki w kilka sekund przedostał się do "Sceny B" położonej wśród fanów. A jeszcze chwilę wcześniej myślałem, że widziałem już wszystko - Kiss nie przestawali zaskakiwać. 

W trakcie dwugodzinnego show zagrali utwory z każdego okresu w karierze - od "Black Diamond" z debiutanckiego krążka "Kiss", przez piosenki z "Destroyera" (fani tego krążka usłyszeli najwięcej ulubionych kawałków). Nie zabrakło piosenek z czasu, gdy przestali malować twarze, jak przebojowego "Heaven's on Fire" czy "Lick it Up". Najnowszym utworem była piosenka z albumu "Sonic Boom" wydanego w 2009 roku - "Say Yeah!".

Koncert Kiss nie może się odbyć bez solówek - była basowa, perkusyjna, a także gitarowa bitwa. Wtedy też Gene Simmons/The Demon pluł krwią, na co chyba najbardziej czekali fani Kiss. Rockandrollowe widowisko miało jeden spokojniejszy moment, który należał do tych całkiem przyjemnych, rozładowujących muzyczne emocje - popis Erica Singera śpiewającego "Beth" jedynie przy akompaniamencie fortepianu. Ze swoim kocim makijażem... skradał serca, na pewno! 

Na finał polscy fani dostali legendarne "I Was Made For Lovin' You" i "Rock And Roll All Nite". Po twarzach fanów było widać szczęście z dopracowanego do najmniejszego szczegółu widowiska, które dostarczało ogromnej frajdy. A poza tym nutę żalu, że to już ostatni raz. A może jednak...?

  1. Detroit Rock City
  2. Shout It Out Loud
  3. Deuce
  4. War Machine
  5. Heaven's on Fire
  6. I Love It Loud
  7. Say Yeah
  8. Cold Gin
  9. Guitar Solo (Tommy Thayer)
  10. Lick It Up
  11. Makin' Love
  12. Calling Dr. Love
  13. Psycho Circus
  14. Drum Solo
  15. 100,000 Years
  16. Bass Solo (Gene Simmons)
  17. God of Thunder
  18. Love Gun
  19. Black Diamond

    bisy:
  20. Beth (Eric Singer)
  21. I Was Made for Lovin' You 
  22. Rock and Roll All Nite

Mateusz Kamiński, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kiss | koncert w Polsce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy