Ponad 25 lat temu był ze swoim zespołem u szczytu sławy. "Nie przypomina rockowej gwiazdy"

Nie przypomina rockowej gwiazdy, która zawsze stara się być w centrum uwagi. Nawet kiedy jest na scenie i grając na gitarze, wyśpiewuje charakterystyczną barwą głosu kolejne przeboje, można odnieść wrażenie, jakby chciał się schować w cieniu, błyszczącego i szalejącego na scenie Nicka Wire'a. Jak sam twierdzi, ceni sobie monotonię i rutynę rodzinnego życia w Walii wraz ze swoją żoną i dwójką dzieci. Od prawie czterdziestu lat razem ze szkolnymi kolegami tworzy muzyczną historię pod szyldem Manic Street Preachers. James Dean Bradfield skończył 55 lat.

James Dean Bradfield z Manic Street Preachers kończy 55 lat
James Dean Bradfield z Manic Street Preachers kończy 55 latPaul BergenGetty Images

Dwa lata temu słynna walijska formacja powróciła doskonale przyjętym albumem "The Ultra Vivid Lament" i ku zaskoczeniu wielu podbiła brytyjską listę przebojów. Drugi numer jeden w historii zespołu stał się faktem, zamykając usta wielu krytykom. Dziennikarze w recenzjach zauważali, że nowa płyta jest raczej nawiązaniem do intelektualnego popu i nie ma w sobie zadziorności, z której słynął zespół przed laty. Stworzona w czasach pandemii i naznaczona śmiercią rodziców basisty grupy, płyta jest spojrzeniem na świat za oknami, próbą zmierzenia się z rzeczywistością i własną niepewnością, strachem i smutkiem. W efekcie powstał delikatny, utkany z przebojowych dźwięków, będący melodyjnym mostem łączącym twórczość ABBY i The Clash, album.

W rozmowie z magazynem "Forbes" po wydaniu "The Ultra Vivid Lament", pytany o kolejne plany James Dean Bradfield stwierdził: "W tym wieku musimy być trochę realistami. Jesteśmy wszyscy po pięćdziesiątce, pewne rzeczy nie przychodzą tak łatwo, jak kiedyś. Mamy jednak to szczęście, że jesteśmy, jako zespół ze sobą razem i jesteśmy szczęśliwi ze swojej obecności. Mamy cierpliwość do pewnych rzeczy i wiemy, że czasem coś nie przychodzi łatwo. Średni okres dla zespołu z kontraktem płytowym to jakieś półtora albumu, czyli kiedy coś wydajesz, w głowie powinny być kolejne pomysły".

Na szczęście Manics nie muszą się już nigdzie śpieszyć. Od lat działają we własnym rytmie. Nigdy nie potrafili się dostosować do otaczającej rzeczywistości i chyba nawet nie było to ich celem. Zawsze zdawali się płynąć pod prąd, wkurzając przy tym wiele osób z branży. Pomimo ostrych tekstów, szalonych riffów na kolejnych płytach z początkowego okresu działalności, byli dla wielu zbyt mało punkowi, a glam rockowy image, nie pomagał w zaszufladkowaniu grupy. W czasach królującego na wyspach britpopu okazali się po wydaniu przełomowego w ich karierze "Everything Must Go" zbyt mało britpopowi, chociaż media na siłę pragnęły ich upchnąć do jednego worka z Blur i Oasis. Nikt w XXI wieku nie wydaje już podwójnych albumów, usłyszeli od wytwórni w 2001 roku. Po dwudziestu latach okazało się, że to Bradfield, Wire i Moore mieli rację, a dwupłytowa reedycja "Know Your Enemy" udowodniła, że pierwotna koncepcja grupy była doskonałym pomysłem i w pełni oddawała siłę ich muzyki.

Dziś dzięki bardziej wysublimowanym, lirycznym, pełnym metafor i aluzji tekstom, za które odpowiada Nicky Wire muzyka Manic Street Preachers nie traci swoje mocy komentowania rzeczywistości. Robi to w bardziej przystępny sposób, w myśl zasady, że nie trzeba uderzyć mocno, aby przesłanie zostało zrozumiane i odebrane z pełną mocą. Dobrym przykładem takiego podejścia jest zamykające album "This Is My Truth Tell Me Yours" nagranie "S.Y.M.M". Nawiązuje ono do działań policji South Yorkshire podczas katastrofy Hillsborough w 1989 roku (największa tragedia stadionowa w historii Wielkiej Brytanii, z powodu m.in. złych działań policji zginęło 97 osób - przyp.red.) i chociaż utwór spotkał się w chwili wydania z krytyką ze strony szefa policji, został doskonale odebrany przez rodziny ofiar.

James Dean Bradfield wspominał, że kiedy patrzy na stare zdjęcia zespołu, pamięta rewolucyjnych duch, który przyświecał początkom ich twórczości. "Zupełnie jakbyśmy chcieli wówczas walczyć z całym światem" - mówił w rozmowie z "Hot Press". "Niektórzy mogą twierdzić, że teraz jesteśmy trochę podobni, ale gdy spojrzymy wstecz na naszą przeszłość, okazuje się, że wszystko to zrodziło się z naszego młodzieńczego idealizmu i było niestety trochę naiwne". Muzyk dodał, że po latach inaczej patrzy na przesłanie "The Masses Against the Classes" i trochę inaczej stara się interpretować kontrkulturowe nagranie podczas koncertów. Z biegiem lat, pod wpływem rosnącego doświadczenia, książek i filmów, można nabrać większego dystansu do pewnych spraw.

Chociaż Manic Street Preachers nigdy nie zdobyli popularności w Ameryce, to z powodzeniem przez lata podbijali rynek muzyczny w Japonii, a ich twórczość z pewnością odcisnęła się na brytyjskiej i europejskiej kulturze przełomu wieków. Świętując urodziny wokalisty Jamesa Deana Bradfielda przypomnimy najważniejsze piosenki grupy.

Manic Street PreachersShirlaine ForrestGetty Images

"Motorcycle Emptiness" ("Generation Terrorists", 1992)

Pierwszy ważny moment w karierze grupy i znaczący komercyjny sukces. Nagraniu towarzyszył charakterystyczny teledysk, zrealizowany w Japonii, z Jamesem Deanem Bradfieldem i pozostałymi muzykami, stojącymi nieruchomo, na tle przemieszczających się przechodniów. Odrywając się na chwilę od swojego ostrego stylu, Manics stworzyli pełen muzycznej przestrzeni, jeden ze znaczących klasyków rocka, a piętnując ponurą naturę kapitalizmu, zanurzyli się w przebojowym rytmie, który podobno został zainspirowany nagraniem "Dancing Queen" ABBY.

"Still Snowing in Sapporo" ("The Ultra Vivid Lament", 2021)

Przepiękny hymn, który otwiera najnowszy album grupy i jest w pewnym sensie spojrzeniem we wsteczne lusterko pędzącego przez lata muzycznego autobusu Manic Street Preachers. Nagranie nawiązuje do czasów przed zniknięciem gitarzysty Richey'a Edwardsa i jest wspomnieniem trasy koncertowej z 1993 roku po Japonii. Pomimo że utwór nie promował albumu, okazał się ze względów emocjonalnych jednym z ważniejszych nagrań dla fanów grupy.

"A Design for Life" ("Everything Must Go", 1996)

Niewiele brakowało, żeby Manics osiągnęli swój największy komercyjny sukces. Chociaż piosenka zadebiutowała na drugim miejscu brytyjskiej listy przebojów, to i tak sprzedała się doskonałym nakładzie. W cieniu pięknych partii smyczków, chóralnych refrenów muzycy zaszyli krytykę klasowego systemu, a dzięki doskonałemu brzmieniu zwrócili na siebie uwagę, wkraczając z pełnym impetem na muzyczny rynek. Dzięki popularności kolejnych singlowych nagrań album sprzedał się doskonale, docierając do drugiego miejsca UK Chart.

Manic Street Preachers w składzie z Richeyem EdwardsemMartyn GoodacreGetty Images

"If You Tolerate This Your Children Will Be Next" ("This Is My Truth Tell Me Yours", 1998)

W 1998 roku wydawało się, że popowa grupa Steps jest objawieniem sezonu i będzie okupować szczyty list przebojów. Niespodziewanie to nagranie Manic Street Preachers, będące pierwszym singlem z nowego albumu, pojawiło się na pierwszym miejscu w Wielkiej Brytanii i stało się nagle popularnym przebojem w całej Europie, a nawet dotarło za ocean, wskakując na 20. miejsce w Kanadzie. Nawiązująca do czasów wojny domowej w Hiszpanii piosenka, stała się wymownym antywojennym hymnem. Chociaż początkowo planowano wydać ją jedynie jako stronę b jednego z singli, to późniejsza decyzja o umieszczeniu na pierwszym singlu okazała się doskonałym ruchem. Pomimo długiego tytułu utwór stał się ulubioną piosenką grupy odtwarzaną w stacjach radiowych.

James Dean Bradfield - "That's No Way to Tell a Lie" ("The Great Western", 2006)

Wokalista grupy wykorzystał przerwę po nagraniu niezbyt dobrze przyjętej płyty "Lifeblood", aby zebrać siły i nagrał swój pierwszy solowy album. Chociaż tata muzyka nazywał go Clint Eastwood, to "The Great Western" nie jest eksploracją terenów muzyki country, a raczej ukłonem w kierunku walijskich idoli Johna Cale’a i Pete Hama z Badfinger. Liryczne piękne kompozycje pokazują nieco bardziej delikatną stronę Bradfielda.

"The Masses Against the Classes" (2000)

Po wydaniu albumu "This Is My Truth Tell Me Yours" wielu ortodoksyjnych fanów Manic Street Preachers pragnęło powrotu grupy do klasycznego, ostrzejszego brzmienia. Wydany jako samodzielny singel utwór został doskonale przyjęty i pojawił się na szczycie brytyjskiej listy przebojów. Nawiązująca do kubańskiej flagi okładka, odzwierciedlała socjalistyczne fascynacje grupy i była zapowiedzią koncertu grupy w Hawanie, na którym pojawił się Fidel Castro. Kilka lat później Bradfield wspominał, że podczas pobytu na wyspie przekonali się jednak, że szczytne socjalistyczne hasła, są tylko pustymi frazesami, w zestawieniu z biedą mieszkańców Kuby.

"She Is Suffering" ("The Holy Bible", 1994)

Dla wielu ten album jest dziełem kultowym, w końcu to ostatnie wydawnictwo nagrane przed zniknięciem Richeya Edwardsa, utrzymane w ostrym, rockowym klimacie, znanym z poprzednich płyt. Jednak na "The Holy Bible" pojawił się znak, który mógł świadczyć o pomysłach na zmianę brzmienia. Jest nim ostatni singel promujący album, który w warstwie muzycznej bliższy jest temu, co dwa lata później pojawi się na płycie "Everything Must Go".

Richey EdwardsMartyn GoodacreGetty Images

"Your Love Alone Is Not Enough feat. Nina Persson" ("Send Away the Tigers", 2007)

Niewiele brakowało, aby Manics znów pojawili się na szczycie listy w Wielkiej Brytanii. Pomimo doskonałego przyjęcia duetu ze szwedzką wokalistką grupy The Cardigans musieli zadowolić się drugim miejscem. "Send Away the Tigers" przez wielu krytyków postrzegana była jako próba odnalezienia popowej mocy z "This Is My Truth Tell Me Yours" w nieco bardziej rockowej formie. Udało się, a piosenka stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych kompozycji grupy na świecie.

James Dean Bradfield - "The Boy from the Plantation" ("Even in Exile", 2020)

Twarz chilijskiego aktywisty, piosenkarza i poety Victora Jary patrzy nas z okładki drugiego solowego albumu wokalisty Manic Street Preachers. Zafascynowany postacią, życiem i twórczością zamordowanego przez siepaczy dyktatora Pinocheta aktywisty, stworzył razem z poetą Patrickiem Jonesem, bratem Nicky’ego Wire’a, przepiękny muzyczny portret Jary.

"Empty Souls" ("Lifeblood", 2004)

Chociaż "Lifeblood" zaowocował dwoma singlami numer dwa, był pierwszym od lat albumem grupy, który nie wskoczył do Top 10. Pomimo umiarkowanych recenzji, był nieakceptowany przez fanów zespołu, głównie za jak mu zarzucano, zbyt wypolerowane popowe brzmienie. Sami muzycy nie byli zadowoleni z efektu swojej pracy. James Dean Bradfield powiedział, że czuł, jakby ich muzyka straciła duszę. Po latach odbiór płyty nie był już tak krytyczny, a w tym roku planowana jest jubileuszowa reedycja albumu. "Empty Souls" pomimo upływu czasu wciąż udowadnia, że piosenki z "Lifeblood" nadal mają doskonałą moc.

Manic Street PreachersNiels van IperenGetty Images
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas