Opłata reprograficzna. O co w tym chodzi?

Pod koniec kwietnia w sieci ruszyła kampania pt. „Czyste nośniki”, w której to artyści zachwalają pomysł rozciągnięcia opłaty reprograficznej na urządzenia mobilne (smartfony, tablety, laptopy). Czym w ogóle jest opłata reprograficzna oraz jaki wpływ ma na nasze budżety?

Opłata reprograficzna może sprawić, że urządzenia mobilne podrożeją nawet o 8 procent
Opłata reprograficzna może sprawić, że urządzenia mobilne podrożeją nawet o 8 procentGetty Images

Opłata reprograficzna jest to suma doliczana do ceny urządzenia, służącego do kopiowania i powielania plików. W Polsce objęte są nią przykładowo nagrywarki, kopiarki, skanery oraz czyste płyty CD i DVD. W naszym kraju kwota, którą nalicza się do urządzeń, stanowi od jednego do trzech procent wartości, a pobierają ją organizacje takie jak ZAIKS oraz ZPAV.

Ideą opłaty reprograficznej jest "wynagrodzenie" artystom strat, które ponoszą ze względu na kopiowanie plików na własny użytek z legalnych nośników (czyli opłata jest "wynagrodzeniem" za to, że Jan Kowalski kopiuje pliki z zakupionej przez siebie płyty).

Opłata jest więc pobierana trochę na "wszelki wypadek", gdyż oczywiście nie można zakładać, że każdy kto posiada płytę będzie ją powielał.

Warto też wspomnieć, iż błędnie rozumie się opłatę reprograficzną jako "podatek od piractwa". Opłata ta nie jest ani podatkiem, ani nie jest stosowana do nielegalnych kopii. Co nie znaczy, że nie wywołuje ona kontrowersji.

We wrześniu 2014 roku Ministerstwo Kultury ogłosiło, iż rząd pracuje nad rozszerzeniem listy urządzeń objętych opłatą reprograficzną o smartfony, tablety i komputery. Tej decyzji pierwszy przyklasnął największy orędownik zmiany, czyli ZAIKS oraz niektórzy artyści. Ci pod koniec kwietnia 2015 roku wzięli udział w kampanii "Czyste nośniki", w której to wypowiadali się za wydłużeniem listy urządzeń objętych "podatkiem". Do akcji przyłączyli się m.in.: Marysia Sadowska, Vienio, Przemysław Wałczuk (pełnomocnik praw Grzegorza Ciechowskiego), Ryszard Poznakowski oraz Jacek Cygan.

Zobacz film promujący akcję "Czyste nośniki":

Argumentacja wszystkich artystów jest niemal identyczna. Wielkie koncerny produkujące elektronikę grabią artystów na duże pieniądze, gdyż nie płacą wcale opłaty reprograficznej. Co więcej, można odczuć, że wykonawcy zarzucają firmom, że te zarabiają pieniądze.

Zarówno Vienio jak i Sadowska są przekonani, że opłata, którą narzuci się na urządzenia elektroniczne, sprawi, że po kieszeni dostaną tylko producenci sprzętu, zapominając, że ci będą musieli jakoś odbić straty (wg Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, ceny tabletów i smartfonów wzrosną po wprowadzeniu opłaty o około 8 procent). Jacek Cygan podaje natomiast błędną definicję opłaty, uważając, że chroni ona artystów przed piratami, co nie jest zgodne z prawdą.

Opłata reprograficzna wzbudza mnóstwo kontrowersji. Jednym z głównych argumentów przeciwko jej wprowadzeniu, jest niejasny sposób dystrybucji dóbr, które posiada ZAIKS. Producenci zwracają również uwagę, że urządzenia mobilne służą w wielu przypadkach do słuchania muzyki z serwisów streamingowych, pomijając kopiowanie plików.

Autorytarne rządy "leśnych dziadków" nie podobają się również artystom. Bardzo głośno przeciwko rozszerzeniu opłaty protestował w 2014 roku Kazik Staszewski, który uznał ją za zwykłe złodziejstwo:

"Najpierw państwo zabiera mi jako artyście 100 PLN w postaci coraz wyższych podatków, by potem obłożyć jeszcze innym podatkiem ustrojstwa, zedrzeć z kupujących, utworzyć kolejne etaty, by tę grabież usankcjonować i podzielić (między urzędników i artystów w stosunku, powiedzmy 7:3) i oddać mi po roku 1 PLN. Doprawdy udławcie się tą jałmużną z pieniędzy ukradzionych pierwej prostemu a uczciwemu człowiekowi" - stwierdził Kazik.

Niezwykle ważna w kwestii opłaty reprograficznej wydaje się dyskusja. Jednak żadne środowiska nie podjęły nawet tematu rozpoczęcia rozmów czterostronnych. Aby jednak wypracować najlepsze rozwiązanie z możliwych artyści, ZAIKS i ZPAV, Ministerstwo Kultury oraz przedstawiciele branży elektronicznej powinni spotkać się i omówić poszczególne zagadnienia.

Być może merytoryczna rozmowa o opłacie sprawiłaby, że udałoby się nie tylko stworzyć jednomyślne stanowisko, ale także rozpocząć dyskusję nad tym, jak sprawić, by artyści nie czuli się okradani, a konsumenci mogli korzystać legalnie z ich dzieł w jak najszerszym zakresie.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas