Na jego imprezę przyjechał taki tłum, że zabrakło toalet. Fatboy Slim kończy 60 lat
To jedna z tych osób, które pewnie nawet na emeryturze będą stać za konsoletą i występować na imprezach dla tysięcy ludzi. Uśmiechnięty, ubrany w hawajskie koszule, potrafi rozruszać tłumy jak mało kto. Fatboy Slim skończył 60 lat. Czasy się zmieniają, rynek się zmienia, a artysta cały czas jest jednym z najpopularniejszych DJ-ów i producentów na świecie.
Fatboy Slim od dzieciństwa uwielbia muzykę, chociaż wszyscy sądzili, że będzie raczej grać na żywych instrumentach niż stać za konsoletą. Quentin Leo Cook, bo tak naprawdę nazywa się artysta, choć używa imienia Norman, w szkolnych latach uczył się gry na skrzypcach.
Kiedy przyszły DJ miał 14 lat, jego brat przyniósł do domu pierwszą płytę punkowców z The Damned i - co to dużo mówić - chyba w ten sposób zniszczył przyszłość Normana jako skrzypka. Fatboy Slim szybko zakochał się w punkowych brzmieniach. Nie tylko chodził na koncerty, ale też sam zaczął grać w zespołach. Co prawda skrzypce średnio mu się w nich przydały, ale Fatboy nauczył się w kolejnych latach również gry na gitarze, basie, klawiszach i perkusji, więc Cook jest nie tylko zwykłym DJ-em, ale wszechstronnym muzykiem. Może tu właśnie tkwi tajemnica jego sukcesu?
Na swoim koncie ma występy w wielu zespołach. Jeszcze w czasach szkolnych grał na perkusji w formacji, która inspirowała się nową falą. Kiedy wokalista odszedł z grupy, żeby skupić się na nauce, Cook przejął jego obowiązki. Takich muzycznych epizodów było kilka, ale pierwszym naprawdę ważnym wydarzeniem w karierze Normalna okazało się dołączenie do zespołu The Housemartins. Dlaczego? Otóż grupa pozwoliła Cookowi trafić do Księgi Rekordów Guinnessa. Fatboy Slim miał trzy numery jeden na brytyjskich listach przebojów pod trzema różnymi szyldami: The Housemartins, Beats International i po prostu Fatboy Slim. Niewiele brakowało, a do zestawu dołączyłaby czwarta piosenka. Cook działał też bowiem w grupie Freak Power, której utwór "Turn On, Tune In, Cop Out" może średnio poradził sobie od razu po wydaniu, ale dostał drugie życie dzięki reklamie dżinsów. Wtedy piosenka stała się przybojem i była o włos od pierwszego miejsca wśród najchętniej kupowanych singli na wyspach.
Aktorowi spodobała się piosenka i sam stworzył choreografię
Artysta słynie nie tylko z dobrej muzyki, ale też świetnych teledysków. Muzyk miał w sumie sporo szczęścia, że trafił na czasy, kiedy klipy miały jeszcze ogromne znaczenie. Dobry teledysk oznaczał wysoką rotację w muzycznych telewizjach. Artyści zatrudniali więc najlepszych reżyserów, żeby tylko stworzyć coś niezapomnianego. Jednym z najbardziej znanych teledysków Fatboy Slima jest "Weapon of Choice". W klipie wystąpił laureat Oskara, Christopher Walken, który tańczył w różnych częściach luksusowego hotelu. A nawet momentami latał. Reżyserem teledysku był słynny Spike Jonze, ale to wcale nie on mówił Walkenowi, co robić. Okazało się, że aktor sam wymyślił dla siebie choreografię. Christopherowi bardzo podobała się piosenka, świetnie bawił się na planie i był zachwycony efektami pracy.
Jeśli ktoś jest DJ-em na wielkich imprezach, to istnieje duże ryzyko, że imprezowy styl życia stanie się też jego udziałem. Fatboy Slim otwarcie przyznał, że w latach 90. bardzo często korzystał z używek. Muzyk spędzał wieczory i noce w klubach, a dnie przesypiał. Żeby być w pełni sił na kolejny wieczór, a do tego dobrze się bawić, znów korzystał z używek. I tak w kółko. W pewnym momencie Cook grał też na tyle dużo koncertów i miał tyle zobowiązań zawodowych, że nie mógł ze wszystkim nadążyć. Żeby ukoić nerwy i móc zasnąć wieczorem, muzyk zaczął nadużywać alkoholu. W krótkim czasie okazało się to sporym problemem.
Nałóg zaczął źle wpływać na zdrowie DJ-a i jego relacje z rodziną. Fatboy Slim trafił na miesięczny odwyk, który w niczym nie przypominał pobytu w luksusowych ośrodkach znanych z amerykańskich filmów. Muzyk przyznał, że było ciężko, ale w końcu udało mu się rzucić picie. Artysta od kilkunastu lat stroni od alkoholu i narkotyków, zresztą sam żartuje, że 30 lat z używkami w zupełności wystarczy. Dzisiaj muzyk stara się zdrowo żyć, chodzi na siłownię i biega półmaratony.
Przepis na katastrofę
Muzyk ma na koncie występy na całym świecie, w różnorakich okolicznościach. Luksusowe kluby na Ibizie, festiwale, imprezy na plaży - wszędzie tam Fatboy Slim miał okazję grać. Jednym z najgłośniejszych koncertów w karierze D-Ja był występ na plaży w brytyjskim Brighton w 2002 roku. Darmowa impreza była przewidziana dla 60 tysięcy osób, tymczasem zgromadziła ponad 250 tysięcy ludzi. Organizatorzy byli w szoku. To oczywiście dowiodło ogromnej popularności muzyka, ale też wywołało sporo problemów logistycznych. Brakowało toalet, we wszystkich sklepach w mieście skończył się alkohol. Teren nie był przygotowany na takie tłumy, co doprowadziło też do wypadków, w tym niestety śmiertelnych. Fatboy Slim zapowiedział wtedy, że kolejne tego typu koncerty zagra wyłącznie wtedy, gdy zapewnione będzie bezpieczeństwo uczestników, niezależnie od ich liczby. Warunki spełnili najwyraźniej między innymi organizatorzy imprezy na plaży w Rio de Janeiro w 2004 roku. Muzyk wystąpił wtedy dla 350 tysięcy osób.
"Bycie DJ-em to jedno z najlepszych zajęć w show-biznesie. "To robota ca całe życie" - stwierdził kiedyś Fatboy Slim i trudno nie przyznać mu racji. DJ-e mają tę przewagę nad choćby popowymi gwiazdami, że nikt nie wiesza ich plakatów nad łóżkiem. Tu nie chodzi o wizerunek, liczy się muzyka. Fani pięknych, wymuskanych chłopców w końcu wyrosną z wielbienia swoich idoli, a miłośnicy dobrych bitów i tanecznych brzmień nadal będą je lubić. DJ-om nie grozi więc emerytura. "Dopóki docieramy na czas na koncerty, potrafimy nie spać do szóstej nad ranem i dobrze wykonujemy swoją robotę, nikogo nie obchodzi nasz wiek" - powiedział Fatboy Slim w rozmowie z "The Independent". Artysta stwierdził kilka lat temu, że idealnym rozwiązaniem jest granie 70 koncertów rocznie i wybieranie miejsc, w których człowiek ma szansę dobrze się bawić. To jego przepis na sukces.
Kawa i ciastko u Fatboy Slima
Zarabianie dużych pieniędzy nie jest dla każdego. Często szybko zdobyte, okrągłe sumy jeszcze szybciej się rozchodzą. Nic dziwnego, że nawet na światowej scenie nie brakuje artystów, którzy muszą brać fuchy, żeby móc opłacić rachunki. Fatboy Slim na pewno do nich nie należy. Muzyk oczywiście ma za sobą lata zabawy i wydawania, ale przez ten czas również inwestował część zarobków. DJ usłyszał kiedyś od przyjaciela, że muzyczny biznes bywa kapryśny i być może nie zawsze będzie tak samo dochodowy, więc warto mieć plan B. Artysta postanowił więc zainwestować w lokalny klub piłkarski i restauracje. Fatboy Slim otworzył kawiarnię w Brighton - mieście, które uwielbia od czasu przyjazdu na studia.
Skoro sam spędził tam tyle lat, producent postanowił dać też coś lokalnym mieszkańcom. Stąd pomysł na bezpretensjonalną kawiarnię niedaleko plaży. Muzyk zainwestował też w restaurację z japońskimi daniami. Fatboy Slim miał także udziały w celebryckiej restauracji w Nowym Jorku. Współwłaścicielami biznesu byli też: Bono, Michael Stipe z R.E.M. i Jay-Z.