"Mnie gitary nie kręcą za bardzo"

Jordan Babula

Ani w lewo, ani w prawo. "Prosto"! Na 16. płycie Kultu Kazik postuluje porozumienie ponad podziałami, apeluje o miłość zamiast strachu i cieszenie się z życia. A w rozmowie nie unika radosnej samokrytyki, po raz kolejny udowadniając, że jest jednym z najsympatyczniejszych spośród najwybitniejszych twórców polskiej piosenki rockowej. Płyta "Prosto" od dzisiaj (13 maja) w sklepach, poniżej zaś wywiad INTERIA.PL z kultowym frontmanem.

Kazik Staszewski, lider Kultu, podczas Juwenaliów Krakowskich (fot. Maciej Gillert)
Kazik Staszewski, lider Kultu, podczas Juwenaliów Krakowskich (fot. Maciej Gillert)East News

Na tydzień przed premierą jedyną możliwość usłyszenia albumu "Prosto" miałem w siedzibie firmy SP Records. Rozumiem, że robicie wszystko, co możliwe, żeby materiał nie wyciekł do sieci?

Kazik Staszewski: - To SP, nie my. Teraz są takie czasy, że chyba nie robi różnicy, czy wycieknie, czy nie. Dziś mam dużo mniej radykalne nastawienie do tych spraw niż przy ukazaniu się płyty "Hurra!" - wiem, że i tak wycieknie godzinę po tym, jak się ukaże. A my jesteśmy akurat w tej szczęśliwej sytuacji, że jak ktoś ma 15 płyt Kultu, to nie ściągnie sobie 16. z netu, tylko najprawdopodobniej ją po prostu kupi.

Czyli gdyby jednak wyciekła przed premierą, nie zdenerwowałbyś się tak jak te cztery lata temu?

- Zdenerwowałbym się pewnie, gdyby źródłem był ktoś bliski, ktoś, komu w zaufaniu tę płytę dałem. Natomiast tak bardzo jak wtedy pewnie by się nie przejął. Nauczyłem się, że realnie na sprzedaż ma to niewielki wpływ. Wiesz, płyty kompaktowe i tak pewnie w najbliższym czasie zanikną w ogóle.

Obiecywałeś, że nowa płyta będzie krótka i treściwa. O treściwości jeszcze porozmawiamy, natomiast krótka bynajmniej nie jest.

- No nie jest, bo się okazało, że żal wyrzucić którąkolwiek z piosenek, które nagraliśmy. Nie było natomiast takiej selekcji jak przy płycie "Hurra!" - wtedy nagraliśmy dużo piosenek i z nich wybraliśmy co wrzucić na płytę. Tym razem utwory, które nie wszystkich kręciły, odpadły na etapie komponowania i nagraliśmy materiał, którego byliśmy całkowicie pewni.

Wiem jednak, że było na ten album kilka koncepcji, które po kolei odpadały. Miał być psychodeliczny - inspirowany hippisowską grupą It's A Beautiful Day, miał zawierać przeróbki hitów disco polo...

- No miałem taki pomysł, wydawało mi się, że dobry, żeby zrobić największe przeboje disco polo - ale nie podchodzić do nich jak do sztuki ułomnej, tylko opracować je w kultowym stylu na poważnie. Chciałem pokazać, że odarte z anturażu tanich syntezatorów i czasem nieco dziwnych głosów okażą się pełnoprawnymi kompozycjami. Środowisko rockowe i muzyczne w ogóle odnosi się do disco polo z wyższością, która wątpię, czy jest uzasadniona. Bo jakby ktoś się uparł, to piosenkę "Do Ani" mógłby przerobić na disco polo, prawda? Sam takiej muzyki nie słucham i nie rozumiem fenomenu "Ona tańczy dla mnie", bo moim zdaniem to jest po prostu słaba piosenka. Ale już "Wszyscy Polacy to jedna rodzina" na rockowo byłoby, uważam, bardzo dobre. Ten pomysł jednak nie przeszedł.

- Potem rzeczywiście miała być płyta psychodeliczna... ale okazało się, że nam najbardziej wychodzą po prostu kultowe rzeczy, nie żadne kombinowanie. Jest moim zdaniem na tej płycie parę piosenek, które w przysłowiowych trzech minutach streszczają wszystko, czym jest Kult. Na przykład trzy numery Jasia Zdunka. To najbardziej rasowa płyta Kultu od lat. A zarazem dowód, że wyżej pasa się nie podskoczy.

A ja słyszałem, że myśleliście też o nagraniu albumu z pieśniami sowieckimi...

- Nie, nie, nie. Nie sowieckimi, tylko z pieśniami realnego socjalizmu. I nie z Kultem, tylko z takim składem przygodnym, który nazywa się Zuch Kazik, z którym występuję przy okazji Zacieralii. I może to jeszcze kiedyś nastąpi, ale mam też różne co do tego obiekcje.

Zobacz Kult w wersji "bez prądu":

Chociaż od "Hurra!" minęło już sporo czasu, mam wrażenie, że "Prosto" wychodzi nagle i z zaskoczenia.

- Dla mnie też tak to wygląda, jeszcze pół roku temu bym nie powiedział, że się szykujemy do zrobienia płyty. Zawsze to jest długa, konceptualna praca, która się ciągnie i ciągnie w Słabym Studio, a ja jestem producentem. To, że robimy to w innym studiu (LWW w Warszawie - przyp. aut), z producentem zewnętrznym - Adamem Toczko - to się okazało znienacka i było konsekwencją propozycji nagrania piosenki do filmu "Układ zamknięty". Bo jak już zaczęliśmy, postanowiliśmy zrobić cały album.

- Ja się trochę bałem o naszą sprawność pracy w studiu jako takim - czyli nie za darmo i z ograniczeniami czasowymi - ale moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Producent zewnętrzny bardzo się okazał rozsądny i wniósł bardzo dużo. Ja produkowałem "Hurra!" i jestem z tamtej płyty zadowolony (żeby nie było, że kalam swoje dziecko i gniazdo), ale ja już mam bardzo poważne problemy ze słyszeniem, dlatego tamta płyta jest bardzo zbita, skompresowana - żebym ja to słyszał w ogóle. I to dla niektórych jest nieznośne. A tutaj jest mnóstwo powietrza - Adaś wykonał naprawdę świetną robotę.

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że bohaterem kompozytorskim tej płyty jest Janek Zdunek, a ty sam skomponowałeś tylko dwa utwory. Nie bałeś się odstawienia na boczny tor?

- Nie, wręcz przeciwnie, byłem za tym, żeby jak najwięcej kolegów prezentowało swoje koncepcje. W momencie jak słyszysz, że twój kolega przynosi materiał, który jest zajebisty, to ci w ogóle nie żal tego, że to nie jest twoje. Zazdroszczę czasem innym artystom - na przykład jak Maciek Maleńczuk napisał piosenkę "Kocham się", to zazdrościłem, że to nie ja. Ale kiedy mówimy o koledze z zespołu, to jest to dla mnie "rajcunek" i nawet nie patrzę, kto to przyniósł.


Wiem, że z propozycją napisania piosenki do filmu przyszła też propozycja, abyś w nim zagrał. Czemu się na to nie zdecydowałeś?

- Bo nie mam poczucia, że uniosę taką historię. Mam pełną świadomość własnej nieporadności jeśli chodzi o tę kwestię - czuję, że nie jestem do tego stworzony. Grałem chociażby w "Rozdroże Cafe" jakąś tam rólkę i pamiętam, że najprostszego zadania aktorskiego, dotyczącego zresztą sytuacji koncertowej, nie umiałem wykonać. A potem jeszcze jak to oglądałem na ekranie, to się czerwieniłem ze wstydu. Więc po co mi to?

Ale jak oglądasz wasze koncerty, na przykład "MTV Unplugged", to się nie wstydzisz?

- Nie, jak śpiewam piosenki to wychodzi dobrze, uczucia wstydu nie ma. Bardziej się wstydzę, jak słucham jakichś wywiadów nagranych, bo zdaję sobie sprawę, że mówię często nieskładnie i mam dużo zawieszeń głosu, w stylu "yyyy". Potem tego nie mogę znieść - bo taka forma sugeruje kretynizm (śmiech). Jest na tyle nieporadna, że czasem przykrywa treść. Dlatego sto razy bardziej wolę wywiady ukazujące się na piśmie.

Wydaje się, że bardzo się zaangażowałeś w ten film - tu piosenka, tam akcja na koncercie w Krakowie, 12 marca, kiedy to oddział antyterrorystów sponiewierał cię i wyprowadził, co potem okazało się inscenizacją na potrzeby teledysku.

- Film dotyczył tak ważnych i bolesnych spraw, że w pewnym momencie poczułem, że nie tyle chcę nagrać piosenkę do niego, ile jest to moim takim w sumie obowiązkiem. Co więcej, obowiązek był na tyle poważny, że postanowiłem go wykonać z najważniejszym moim zespołem - bo Kult jest dużo ważniejszy niż moje solowe dokonania, KNŻ czy El Dupa. Poczułem w tym zadaniu obowiązek patriotyczny. I miałem to szczęście, że Jasiu Zdunek przyniósł absolutnie genialny numer.

A lubisz polskie kino? Wojtka Smarzowskiego na przykład?

- No gniotów jest ewidentnie coraz mniej. A Smarzowski to jest boss w ogóle. Trochę rozczarowany jestem "Drogówką", ale jest to nadal poziom nieosiągalny dla wielu. A ogólnie z polskim kinem jest ewidentnie i bez wątpienia coraz lepiej.

Wróćmy więc do "Prosto". W utworze tytułowym śpiewasz: "w dupie mam obie wasze Polski" i deklarujesz, że nie skręcasz ani w lewo, ani w prawo, tylko idziesz prosto właśnie...

- Obserwuję ostatnio dość uważnie Hiszpanię, która od 80 lat, od czasów wojny domowej, jest straszliwie podzielona pomiędzy komunę i szeroko pojętą falangę. I w Polsce jest dokładnie to samo, tyle że jest to o tyle bardziej dojmujące, że oba dziecięcia z jednej, solidarnościowej matki pochodzą przecież. Szczególnie po Smoleńsku to pęknięcie jest bardzo wyraźne i zdarzają się sytuacje, w których żąda się od człowieka jednoznacznego opowiedzenia się po którejś konkretnej stronie. A ja nie chcę czegoś takiego.

"Prosto" to w ogóle kapitalny numer. A zarazem nietypowy dla was - ten riff gitary...

- A ja ci powiem że on jest właśnie bardzo "kultowy". Kult nie jest gitarowy zespołem, mnie gitary nie kręcą za bardzo. Podobali mi się zawsze tacy gitarzyści, którzy grali inaczej niż wszyscy. A solówka gitarowa to - może poza "Whole Lotta Love" czy "Highway Star" - nie potrafi mną zakręcić w ogóle. A tu jest taki kawałek, powiedziałbym heavymetalowy właściwie, a może raczej rammsteinowy, gdzie cała moc w ogóle nie jest przez gitary generowana, ale przez ten kultowy mechanizm - klawisze plus trąby. I dla mnie "Prosto" jest esencją brzmienia Kultu - bo jest w stylu, którego Kult nie uprawia na co dzień... a brzmi dokładnie jak my.

Muszę ci zadać to pytanie, bo ta kwestia nurtuje mnie od dawna. W utworze "Nie chcę grać w reprezentacji" pada zdanie: "czemu nie chcąc grać w reprezentacji ludzie wyzywają mnie od zdrajcy". To błąd gramatyczny, który niejednokrotnie pojawia się w twoich tekstach, że przywołam chociażby "idąc z mamą co rano przez Nowy Świat mówiła: pamiętaj, nie bądź jak brat", z drugiej płyty KNŻ. Robisz to specjalnie? To licentia poetica?

- Nie, w ogóle nie byłem tego świadomy! Do tego momentu miałem się za purystę językowego... i trochę mi opadło, jak to powiedziałeś (śmiech). No ale rzeczywiście, zostają takie rzeczy. Zdaje się, że w "Największa armia świata wzywa cię" pojawia się też tego typu błąd, ale zostało to dobrze zaśpiewane więc... why not? Dlaczego tego nie zostawić?

Ujął mnie bardzo pozytywny tekst "Opowiadam się za miłością". Naprawdę się za nią stanowczo opowiadasz?

- Tę piosenkę i "Życie jest piękne" traktuję łącznie, jako dwie części jednego filmu. I to jest taka ważna konstatacja - że ludzie od zarania dziejów generują zło na świecie, kierując się przede wszystkim uczuciem strachu. Strach zwalczają w ten sposób, że sprawiają, żeby to nie oni się bali, ale żeby bano się ich. Idealistycznie można by się zapytać, jak inaczej by to wszystko wyglądało, gdyby na to miejsce pojawiła się miłość. Bo dla mnie ta relacja jest prosta: im więcej miłości, tym niej strachu. I odwrotnie.

- A życie jest piękne - mimo wszystkich tych ponurych sytuacji jest piękne, dlaczego więc sobie je tymi wszystkimi pokładami strachu obrzydzać. Oczywiście w całości strachu nie da się pozbyć i czasem jest wskazany - jak na przykład jedzie na ciebie rozpędzony samochód. Ale powinno się mieć w głowie, że nie warto się bać rzeczy, na które się nie ma wpływu, ani bać się czegoś na zapas.

A no właśnie! Kiedy półtora roku temu rozmawiałem z tobą przy okazji wydania nowej płyty KNŻ, powiedziałeś mi: ja się cały czas martwię, o wszystko. Kiedy usłyszałem utwór "Życie jest piękne" pomyślałem, że chyba z tym martwieniem się walczysz.

- Trzeba walczyć, bo by się zwariowało tak martwiąc się cały czas. Bywałem bliski tego. Ale zauważyłem, że bardzo potrzebne mi jest dużo zajęć. Ja z jednej strony boję się, jak tych zajęć jest natłok, a z drugiej strony jak potem siedzę w domu i nic nie robię, to się okazuje, że jest to dla mnie skrajnie niekomfortowa sytuacja.

- Teraz na przykład poukładali mi mnóstwo wywiadów. Ja zawsze mówiłem, że nie lubię tej sytuacji wywiadowej, że mnie to męczy i tak dalej. A teraz stwierdziłem, że od parunastu dni zacząłem to właśnie lubić. Nawet jak to są po raz kolejny zadawane te same pytania, to przy innym interlokutorze taka rozmowa skręca na nowe tory. I jest to o niebo lepsze niż jakbym siedział na chacie i gapił się na film. Albo w ogóle się nie gapił, tylko rozmyślał i się umartwiał. Jednak kontakt z drugim człowiekiem, pod jakąkolwiek formą, jest mi nad wyraz potrzebny.

Czyli Kazik na stare lata zmienia się na lepsze?

- Przez ubiegły rok to się rzeczywiście u mnie zmieniło. Nie wiem, czy bardzo, czy trochę, ale po pierwsze chcę tego kontaktu z ludźmi, a po drugie urosła mi samoocena, którą miałem w zeszłym roku bardzo niską. Jednak stwierdziłem, że nie jestem takim krańcowym kretynem (śmiech). Może troszeczkę tak, ale mam coś ciekawego czasem do powiedzenia i jestem teraz tego świadom. Jest więc ewidentnie lepiej.

- Bardzo dużo z tej poprawy składam na karb tej płyty. Może nie była ona seansem terapeutycznym, ale tak się bosko przy niej pracowało, tak nic nie trzeba było... Bo wiesz, po odejściu Banana, na "Hurra!" musieliśmy udowodnić, że potrafimy istnieć bez maks ważnego członka zespołu. To była sytuacja stresująca i egzaminacyjna w zasadzie. A przy płycie bez prądu ("MTV Unplugged" - przyp. aut) musieliśmy zagrać akustycznie, z czym nigdy nie mieliśmy wcześniej do czynienia, a do tego było to obłożone setkami obostrzeń ze strony MTV - co było powtórzeniem tej sytuacji egzaminacyjnej. A tutaj po prostu robiliśmy piosenki i jak się nam jakieś nie podobały, to ich nie graliśmy. A ja odpuściłem sobie bycie producentem. Nagrywałem tę płytę trochę jak fan swojego ulubionego zespołu, mogący w tym czynnie uczestniczyć. I to mi bardzo poprawiło humor.

Na zakończenie wyjaw mi skąd się wzięło "kzamm" - okrzyk, który od lat pojawia się w różnych twoich piosenkach, tutaj chociażby w "Układzie zamkniętym"?

- To jest nazwa jednego z plemion w filmie "Walka o ogień" - plemienia ludożerców. W tej scenie, w której Ron Perlman ogryza kości i orientuje się, że są ludzkie - pada konstatacja, że to Kzamm, czyli właśnie oni... To znaczy ja to wyczytałem później w streszczeniu, bo film jest cały bez słów (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas