Konserwatywna pisarka zaatakowała ikonę muzyki. Tego się nie spodziewała
Dolly Parton, i przez demokratów, i przez republikanów uznawana jest za ikonę amerykańskiej muzyki country. Sprzedała ponad 100 milionów płyt na całym świecie i wielu uważa ją za najlepszą artystkę country wszech czasów. Tym samym sytuacja, do jakiej doszło ostatnio, jest tym bardziej kuriozalna.
"Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego" - sprawdza się w stosunku do domowej chemii. W przypadku Dolly Parton jest akurat odwrotnie.
"Barbie z Backwoods", jak czasem się o niej mówi, zawsze była uwielbiana i doceniana za swoją pogodną osobowość. Udało jej się zdobyć sympatię zarówno skrajnie konserwatywnych, jak i skrajnie liberalnych fanów.
Dolly Parton ma coś dobrego dla każdego
W politycznie podzielonym kraju, jakim jest USA w ostatnich latach Dolly to neutralny symbol jedności wśród fanów muzyki. Tym dziwniejsze, że niedawno to właśnie ona znalazła się na celowniku entuzjastów kultury unieważnienia.
Kultura unieważniania (cancel culture) - przytaczając ubogą definicję z Wikipedii - to "forma kulturowego, pozaprawnego, zbiorowego, przede wszystkim sieciowego, karania osób i instytucji łamiących normy społeczne, uznawane przez różne grupy społeczne".
Mówią bardziej po ludzku — jeśli nie odpowiadają ci poglądy i zachowania znanej osoby, to uznajesz ją za "nieistniejącą", przestajesz obserwować ją w social mediach, przestajesz nabywać jej produkty (muzykę, książki, filmy, zależnie od pola, na jakim działa dany artysta). Przy okazji nawołujesz też innych, by robili to samo. Jeśli ktoś jest "na cancelowanym" dużej grupy, może mocno odbić się to na jej lub jego karierze.
Konserwatywna pisarka zaatakowała Parton. Tego się nie spodziewała
Dolly Parton nie odżegnuje się od swojej wiary, często w wywiadach mówi, że jej chrześcijańska postawa pozwala jej wspierać wszystkich ludzi i promować akceptację.
Parton nie unikała też polityki, nigdy nie przemilczała kwestii, które są dla niej ważne. Jej znana działalność filantropijna, prowadzona przez jej fundację Dollywood, obejmuje szpitale, opiekę zdrowotną, prawa zwierząt i edukację. Od dawna wspiera również społeczność LGBTQ.
W czerwcu konserwatywna pisarka Ericka Andersen skrytykowała Parton właśnie za to ostatnie. Andersen argumentowała, że poparcie Parton dla społeczności LGBTQ jest wypaczeniem nauki Kościoła, "fałszywą ewangelią".
Post wywołał falę negatywnych reakcji ze strony prawicowych kręgów, jednak wielu fanów stanęło w obronie Parton. Jeden z nich napisał: "Zaatakowali Dolly. Walczymy o świcie".
I stała się oto rzecz nietypowa - internetowi komentatorzy jak rzadko kiedy zjednoczyli się w obronie dobrego imienia Dolly - niezależnie od prawicowych czy lewicowych afiliacji.
Szybkość i intensywność tej reakcji była tak duża, że nawet autorka artykułu szybko przeprosiła za swoje słowa.
"Jak napisałam w artykule, kocham ją i uważam, że robi niesamowite rzeczy dla świata. Wszyscy czasem podejmujemy złe decyzje w sposobie, w jaki wyrażamy swoje myśli. To był jeden z takich momentów dla mnie! Dolly jest jedną z niewielu osób, które są uwielbiane przez wszystkich i które kochają wszystkich. Świat ma szczęście, że ją ma" - napisała Andersen.
Dolly Parton to ostatnia nadzieja dla USA?
"Dolly Parton była symbolem jedności w podzielonym kraju. Ten atak cancel culture wywołał obawy o przyszłość Ameryki. Jak długo Dolly Parton pozostawała nietknięta, można było mieć nadzieję na pokonanie podziałów w kraju. Jednak obecna sytuacja wywoła obawy, że rozłam stanie się jeszcze wyraźniejszy (...) Może Ameryka będzie w stanie przezwyciężyć te podziały i zacząć od nowa. To możliwe, jeśli uda nam się obronić reputację Dolly Parton i zjednoczyć się jako naród" - napisała w swoim felietonie dla CNN Allison Hope.