Frank Sinatra i mafia: Niekończąca się historia

Frank Sinatra (na zdjęciu z Avą Gardner) nie zrobiłby kariery bez pomocy mafii? Niektórzy są tego niemal pewni /Reg Burkett /Getty Images

"Gdybym nie zainteresował się muzyką skończyłbym jako kryminalista" – tak podsumował swoje alternatywy Frank Sinatra, gdy został zapytany, co zrobiłby, gdyby nie udało mu się zaistnieć w przemyśle rozrywkowym. Cóż, legendarny wokalista, przestępcą nigdy nie został, ale ze światem przestępczym miał całkiem niezłe układy.

Frank Sinatra urodził się 12 grudnia 1915 roku w Hoboken (miasteczko w New Jersey). Był synem włoskich imigrantów Nataliny Garaventy i Antonio Martino Sinatry. Karierę muzyczną postanowił rozpocząć, gdy zachwycił go Bing Crosby, którego usłyszał w radiu. Pasja muzyczna przesłoniła młodemu chłopakowi wszystko. Dlatego też nie ukończył żadnej ze szkół, do których uczęszczał.

Sinatra był muzycznym samoukiem. Nie potrafił czytać nut, jednak wystarczył mu talent, by powoli wybijać się z nowojorskiej szarzyzny. Dzięki matce dostał angaż w zespole 3 Flashes , która z Sinatrą zmieniła nazwę na The Hoboken Four (choć jak się później spekulowało, nie mama, a mafia miała odegrać tutaj decydującą rolę).

Reklama

Po odejściu z zespołu (członkowie grupy znienawidzili Sinatrę za powodzenie u kobiet) Frank zatrudnił się jako śpiewający kelner. Właśnie tam również miał zdobyć przychylność ludzi, którzy są "zbyt potężni, by można było im coś zrobić". Oni również poznali się na talencie Sinatry i dali mu okazję do pięcia się w górę.

Sinatra pod koniec lat 30. poznał Harry’ego Jamesa, który zaprosił wokalistę do współpracy. Chwilę później rozpoczął wspólną przygodę z zespołem Toma Dorseya. Ten ostatni przekonał się jak duże wpływy mają przyjaciele Sinatry.

Dorsey zaproponował bardzo niesprawiedliwy kontrakt nowemu wokaliście, o czym Frank szybko się zorientował. Postanowił poskarżyć się swoim wpływowym kolegom. Jeden z nich, Willie Moretti (dla którego pracował m.in. wujek Sinatry, Bebe Gavarante), przekonał swoimi sposobami Dorseya, aby zapłacił nieco więcej koledze z zespołu.

Sinatra odwdzięczył się Morettiemu w 1948 roku, kiedy to zaśpiewał na ślubie jednego z ważnych osobistości z jego środowiska. Jak do tego doszło? Tutaj pomogła żona Sinatry, Nancy Barbato, która była kuzynką wspomnianego wysoko postawionego człowieka w organizacji Morettiego.  

Sinatra, który wybił się dzięki strajkowi muzyków (wokaliści mogli nagrywać płyty, gdyż nie byli zrzeszeni w związku zawodowym) w latach 40., nie zaistniałby również bez drobnego wkładu Mafii. Otóż Moretti przyznawał na późniejszych przesłuchaniach, że załatwiał mu możliwość jak najczęstszych występów.  Zresztą, wysoko postawieni ludzie pomogli mu również uniknąć służby wojskowej (tutaj wokaliście z pomocą przyszła także dolegliwość ucha - dziurawy bębenek).

Lata 40. dla Sinatry były niemal permanentnym kontaktem z mafiosami.  Wokalista przyjaźnił się z chicagowskim gangsterem, Charlesem Fischettim. To właśnie on wpadł na pomysł, aby Sinatra umilał czas mafii w trakcie ich spotkania w Hawanie w 1946 roku. Tam Sinatra poznał jednego z najbardziej bezwzględnych przestępców Stanów Zjednoczonych, Lucky’ego Luciano, uważanego zresztą za protoplastę zorganizowanej przestępczości w USA. Obu panów łączyła przyjazna relacja. Sinatra m.in. odwiedzał swojego kolegę we Włoszech, gdy ten został deportowany z USA.

Prasie niezbyt spodobał się fakt, że Frank Sinatra, jeden z popularniejszych wokalistów w Stanach, śpiewa do kotleta włoskim mafiosom. W prasie pojawiły się nagłówki "Wstydź się, Sinatra", jednak sam zainteresowany nie wydawał się być przegranym.

Na Kubie Sinatra zdobył również innego serdecznego przyjaciela, Sama Giancanę, który zawsze nosił na palcu pierścień, symbolizujący dobrą relację z wokalistą. Gangster bardzo nie lubił, gdy ktoś ubliżał jego koledze. Tak było m.in. w przypadku komika Jackiego Mansona. Miał on powiedzieć kilka nieprzyjemnych słów na temat Sinatry, co przypłacił pobiciem i groźbami.

Mafia miała również pomóc zatrzeć kompromitujące fakty o Sinatrze. W latach 30. miał on zaliczyć epizod w filmie porno. Gdy sprawa zaczęła uwierać wokaliście, postanowił zwrócić się do swoich przyjaciół o zatarcie wszelakich śladów. O wstydliwym epizodzie poinformował w 2011 roku twórca biografii wokalisty.

W kontekście gwiazdora wymieniało się również nazwiska Bugsy Siegela, Josepha Fischettiego, Hanka Sanicola i Mickeya Cohena. Nic dziwnego, że Sinatrą w latach 40. zainteresowało się FBI. Podejrzliwy dyrektor Biura, Edgar Hoover, nie był zachwycony artystą z takimi koneksjami, zwłaszcza, iż uważał on mafię za jednego z głównych wrogów Ameryki, zaraz po komunistach. A w dodatku Sinatra był bardzo dobrym znajomym prezydenta Kennedy’ego.

FBI zbierało zresztą materiał związane jeszcze długo po tym śmierci Hoovera (zmarł w 1972 roku). Ostatecznie śledczy mieli aż 2403 strony na temat gwiazdora. Opasłe akta zostały ujawnione w 1998 roku. W nich po raz kolejny można było przeczytać, iż Sinatra wielokrotnie zaprzeczał jakimkolwiek kontaktom z Mafią i innymi zorganizowanymi grupami przestępczymi. Było to zresztą jedno z jego najbardziej znienawidzonych pytań, co dawał do zrozumienia zarówno organom ścigania jak i dziennikarzom.

Bujne kontakty Sinatry ze światkiem przestępczym zaowocowały również stworzeniem fikcyjnej postaci Johnny’ego Fontaine’a. Puzo miał inspirować się życiem wokalisty i jego relacjami z mafią. Sinatra starał się nawet o rolę w pierwszej części filmu, bezskutecznie. Być może dlatego też był zły na twórców, że przedstawili postać, która miał zagrać jako zbyt płaczliwą i słabą, co było zupełnie niepodobne do samego Sinatry.

Frank Sinatra - "My Way":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Frank Sinatra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy