Demotywująca kołysanka

Po wydanych w 2010 roku dwu EP-kach Furii oraz nie mniej entuzjastycznie przyjętych materiałach "satelickich" projektów CSSABA, a zwłaszcza Morowe, śląskie towarzystwo spod ciemnej gwiazdy, czyli muzycy zebrani pod sztandarem "Let The World Burn", zamknęli pierwszą dekadę swej działalności trzecim albumem katowickiego MasseMord o niebezpiecznie zawiłym tytule "The Madness Tongue Devouring Juices Of Livid Hope".

MasseMord
MasseMord 

O jednej, 35-minutowej kompozycji wypełniającej tę płytę można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest szybkim black metalem, z którego dotąd słynęli. Dlaczego ciągłe granie nam na nosie uchodzi im płazem, w rozmowie z Bartoszem Donarskim i w sobie znanym stylu starał się wyjaśnić Namtar, wokalista MasseMord.

Podczas naszej ostatniej rozmowy, mówiłeś, że dla was przesłanie MasseMord to niezdrowe, cyniczne kpienie sobie ze wszystkiego. Zaskakująca zawartość nowej płyty to chyba Himalaje tego cynizmu, gwarantujące niemałe skołowacenie wśród dotychczasowych fanów MasseMord. Drwicie z utartych schematów i wszelkich oczekiwań z wyjątkową perwersją. Lubicie to, racja?

- Powiedziałbym, że jesteśmy od tego cynizmu uzależnieni. Ale nie do końca jest też tak, że na siłę chcemy pewne utarte schematy obalać lub wyśmiewać - wręcz przeciwnie: nie gonimy za oryginalnością, instrumentalną gimnastyką, prowokacje zostawiamy celebrytom. Ten niezdrowy śmiech wynikający ze zdrowego dystansu do wszystkiego nie jest też kpiną z tych schematów, które są ultrazwyczajnie dobre - jak fabuła pornola chociażby. A ponieważ black metal muzycznie zaczyna zjadać już nie tylko własny ogon, ale co najmniej szyję, postanowiliśmy zrobić z instrumentami to, co akurat nas obecnie kręci. Wyszło na to, że (ku naszemu zaskoczeniu) kręci nie tylko nas, choć rozpaczliwe opinie entuzjastów blastów powyżej 240 bpm też nie są mi obce.

Pomysł nagrania jednej, 35-minutowej kompozycji, jaka znalazła się na "The Madness Tongue Devouring Juices Of Livid Hope", to idea, którą mieliście w głowach od dawna?

- Istnieje ona w naszych głowach od momentu, w którym na nią wpadliśmy. Przyznam jednak, że wcześniej mieliśmy pewne dylematy związane z drogą, którą powinniśmy obrać, by bardziej ekstremalnie wyrazić to, co pojawiło się w naszych głowach w przeciągu tych kilkunastu miesięcy od romansu z "dziw** nienawiści". A ponieważ uważamy, że nie ma co się ścigać w blastach ani w zgłębianiu religijno-filozoficznych quasi-mądrości ludów zza krzaka, o których nikt nie słyszał, postanowiliśmy sprezentować fanom ponad półgodzinną demotywującą kołysankę. Oczywiście o miłości.

Hipnotyzująca transowaść tego utworu ma kapitalnie narkotyczny powab, któremu trudno się oprzeć. I chyba o ten cel wam chodziło, o chłonięcie muzyki w zupełnie inny sposób, niż ma to miejsce w konfrontacji z dotychczasową dyskografią MasseMord. Zgadza się?

- Nigdy nie chodzi o to, by ktoś odbierał naszą muzykę w jakiś zdefiniowany sposób - choć formuła tego albumu jakąś tam wskazówkę dotyczącą odbioru z pewnością zawiera. Przyznam jednak szczerze, że bardziej spodziewałbym się pytania, czy nagrywając taką płytę chcieliśmy komuś powiedzieć "spier*****" i do takiej tezy zdecydowanie chętniej bym się ustosunkował. Ale nie - nie nagraliśmy tej płyty, by kogoś wkurwić (wtedy uznałbym nasze paranoje za przypadki kliniczne wymagające wsparcia farmakologicznego) ani nawet po to, by łamać jakieś utarte schematy w black metalu czy muzyce w ogóle (można to zrobić na miliard innych, łatwiejszych sposobów). De facto ten materiał to naturalna kontynuacja wszystkich tez zawartych w warstwie lirycznej poprzednich płyt, tyle tylko, że tym razem muzyka skierowana jest do wewnątrz, bo cały album jako mowa nienawiści nie atakuje Chrystusa, PiS, lewaków czy innych bliźnich, ale rozsadzać ma wewnętrzny, osobisty system wartości.

Jefferson Airplain na cracku, Neurosis w piekielnej otchłani, Cult Of Luna w czarnym sosie - słuchając tego albumu do głowy przychodzi wiele rzeczy, ale z pewnością nie jest to szybki black metal. Album prowokuje wręcz kontrowersje, ale chyba nie było to celem sam w sobie?

- Cele same w sobie mają tę chu**** przypadłość, że poza swoją realizacją nic nie oferują. Jak już wcześniej wspomniałem prowokować można na wiele innych sposobów. Wracając do albumu - nie hołduje on idei "sztuki dla sztuki", bo z jednej strony nie jesteśmy entuzjastami żadnej z idei, a poza tym w tym materiale jest trochę naszego / mojego ekshibicjonizmu. Innymi słowy coś tam niby wyrażam, bo gdyby tak nie było, mógłbym darować sobie te kilka minut poświęcone na wyrzyganie z siebie euforii istnienia i wykrzyczeć do tego nowego, zajebistego mikrofonu Nihila "made in Berlin" skład jogurtu albo listę najdłuższych rzek Argentyny. Najlepiej od tyłu.

Psychodeliczna aura to jedno, drugie to przytłaczający ciężar tworzących ją dźwięków. Zgodzisz się, że to najcięższa rzecz, jaką do tej pory nagraliście?

- Nie, mamy w dorobku z artystami z LTWB.org jakiś projekt deathmetalowy z 2004 roku, ale tam ciężar częściowo wynikał także z naszego kalectwa w posługiwaniu się instrumentami. Masz jednak rację - na żadnym innym, oficjalnie wydanym materiale agendy spod znaku płonącego świata gitarzyści nie grają tak blisko kluczy.

Płytę poprzedził ekstremalny w swej formie singel "Notes Of Antihate Profound", będący niejako w kontrze do muzyki z "The Madness Tongue...". Taka zmyłka?

- Raczej. Mylących jest tam jednak znacznie więcej elementów. W każdym razie "Notes..." to pewien epizod, konwulsje poprzedniego oblicza MasseMord. Mówiąc "poprzednie oblicze" nie miałem jednak na myśli, że już niedługo zabieramy się do skomponowania drugiej części najnowszego albumu (a jak plotki głoszą będzie to jedna piosenka wydana na dwóch CD). Nie mamy zamiaru podążać drogą, którą obraliśmy płodząc naszą ostatnią stęchłą balladę o miłości i nadziei, bo... tak naprawdę nie chcemy podążać żadną z dróg. Poczekamy na jakąś owocną iluminację ze strony ironii życia.

Zastanawiam się, jak widzicie to monstrum w warunkach grania na żywo?

- Bynajmniej nie w kategoriach niemożliwości. Boimy się jednak, że bębniarz lub odurzeni jakimiś środkami psychoaktywnymi gitarzyści nie doliczą się ilości powtórzeń i wyjdzie kwas. W związku z tym szukamy idealnej formuły, by chory klimat z "The Madness Tongue..." dało się wyrazić na żywo. Plany są, okazje do realizacji wkrótce.

Okładki waszych płyt to jedna wielka zagadka, nie inaczej jest i tym razem. Mógłbyś powiedzieć coś więcej o ich autorce?

- Martyna to fajna dziewczyna, z talentem i bez inklinacji materialistycznych. Pasuje więc do nas, bo my jesteśmy podwórkowymi artystami z wielkim parciem na bycie obrzydliwie bogatymi. Pracuje nam się komfortowo, choć przyznam, że dziewczyny nie widziałem na oczy już dobrych siedem lat.

Czytałem, że MasseMord pojawi się również na kompilacji "Silesian Black Attack". Co z waszej strony zaproponujecie na to wydawnictwo, i kto właściwie stoi za tym pomysłem?

- Zaproponujemy oczywiście kilka minut śląskiego black metalu. Nie zdradzę, w którym kierunku tym razem poszliśmy. Gwarantuję natomiast, że kompozycja będzie miała mniej niż 20 minut. Nie jestem do końca pewny, kto jest autorem pomysłu, bo pamiętam, że podobną ideę rozważaliśmy już 10 lat temu, ale widać ktoś (a konkretniej Flauros, o ile jestem dobrze poinformowany) spiął poślady i postanowił zrealizować ten warty uwagi pomysł. Niech więc będzie, że jako koordynator może spijać całą śmietanę. Myślę jednak, że pomysł pojawił się w głowach kilku osób, które dziś najbardziej mieszają na polskiej czarnej scenie.

Zdradzisz, jakich nowych przedsięwzięć i materiałów mogą spodziewać się w 2011 roku, wszyscy którzy bacznie śledzą waszą działalność pod szyldem "Let The World Burn"?

- Aktualnie planujemy pozwiedzać sobie trochę kluby i hotele, popier***** do obcych i ponagrywać absurdalne filmiki z patologicznych finiszów każdego z koncertów z udziałem delfina Rafała Rafała Andrzeja Rafała, DJ Audi, Putrid Rose czy Prezydenta. W zależności od srogości zimy będziemy męczyć nowe hity Furii, a w międzyczasie pojawią się pewnie również inne nasze projekty, którymi zabijamy czas, choć niekoniecznie maszerować będą one pod sztandarem LTWB. Tradycyjnie i konsekwentnie propagować będziemy cynizm i uwielbienie dla absurdu, nie zapominając o środkowym palcu dla całego świata.

Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas