Andrzej Zaucha: Tragiczny finał miłości

Muzyczny samouk, charyzmatyczny wokalista. Jego znakomite piosenki, wśród nich "C’est la vie ..." , "Siódmy rok" czy "Byłaś serca biciem", nuciła cała Polska. Serce Andrzeja Zauchy przestało bić 10 października 1991 r. po tym, jak mąż jego przyjaciółki zastrzelił go z zazdrości o żonę. Od tych tragicznych wydarzeń mija właśnie 25 lat.

Andrzej Zaucha zginął 25 lat temu
Andrzej Zaucha zginął 25 lat temuLeslaw SaganEast News

Koledzy mówili o nim "człowiek orkiestra", bo potrafił grać na perkusji, pianinie i saksofonie oraz śpiewał. I to jak! W muzyce znalazł swój sens życia. Dla niej zrezygnował z kariery sportowej w kajakarstwie. Dziś mało kto pamięta, że Andrzej Zaucha był trzykrotnym mistrzem Polski w tej dyscyplinie. Na scenie zaczynał jako perkusista w amatorskim zespole Czarty, a później został wokalistą grupy jazzowej Dżamble.

Talent i charyzma

Wszyscy byli pod wrażeniem zecera - muzycznego samouka o wielkim talencie. Zjednywał ludzi serdecznością i ogromnym poczuciem humoru. - Małe jest piękne - powtarzał często, mając na myśli swój niezbyt wysoki wzrost. - Jeździliśmy razem na chałtury - wspominał muzyka jeden z przyjaciół, Zbigniew Wodecki. - Kompanem w trasie był takim, że każdemu daj Boże. Można było z nim do rana gadać, pić, a potem leczyć kaca.

Dopiero jednak lata 80. przyniosły artyście sukces i uznanie. Na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 1988 r. zachwycił publiczność utworem "Byłaś serca biciem", a jego kolejne piosenki stawały się przebojami, które nucili wszyscy. Nic nie wskazywało, że coś przerwie tę znakomitą passę. Ale okazało się, niestety, że za sukcesami na scenie nie szło szczęście w życiu prywatnym. 31 sierpnia 1989 roku 40-letni Andrzej Zaucha nieoczekiwanie stracił ukochaną żonę Elżbietę. Przeżyli wspólnie 23 lata.

Dwie połówki jabłka

Poznali się w 1966 roku na jednej z krakowskich dyskotek. Ona miała 16 lat, on był rok starszy. Od tego momentu stali się nierozłączni. Pobrali się i doczekali córki.

- Ich uczucia były gorące, pełne emocji. Pasowali do siebie jak dwie połówki jabłka - wspominał przyjaciel Andrzeja Zauchy, znany gitarzysta jazzowy Jarosław Śmietana. Mimo że to on był gwiazdą, to Elżbieta decydowała o wszystkim. - On z każdą sprawą przychodził do żony - przyznawali znajomi pary.

Szczęście prysło niespodziewanie. Pod koniec sierpnia 1989 roku Elżbieta doznała udaru mózgu. Mimo heroicznej walki lekarzy, zmarła po kilku dniach. To był dla artysty ogromny cios. Załamał się. Nie chciał żyć. Wciąż powtarzał, że Ela go wzywa. Przyjaciele robili wszystko, by Zaucha całkowicie nie pogrążył się w rozpaczy.

- Potrzebował wsparcia. Ale nie tylko takiego koleżeńskiego - wspominał w jednym z wywiadów piosenkarz Andrzej Sikorowski. - Wtedy tak naprawdę zbliżyliśmy się do siebie.

Przyjaciele nie pozwolili pogrążonemu w rozpaczy artyście na samotność oraz rozpamiętywanie, angażując go do intensywnej scenicznej pracy. Krzysztof Jasiński, dyrektor Teatru STU obsadził go w specjalnie napisanej dla niego roli Pana Twardowskiego.

Andrzej ZauchaLeslaw SaganEast News

Odzyskał radość

To właśnie podczas prób do spektaklu Andrzej Zaucha poznał początkującą aktorkę Zuzannę Leśniak. Od razu znaleźli wspólny język. Młodsza o 16 lat kobieta była zafascynowana starszym kolegą, a on u jej boku odzyskał optymizm i dawną radość życia. Początkowa przyjaźń tych dwojga przerodziła się wkrótce w płomienny romans, o którym huczał cały artystyczny Kraków. Zakochani nie zwracali na to uwagi, miłość pochłonęła ich bez reszty. Coraz śmielej planowali wspólną przyszłość. Tym bardziej że Zuzanna świetnie dogadywała się z jego córką, Agnieszką.

Było jednak pewne "ale" - Zuzanna miała męża. Był nim francuski reżyser Yves Goulais, który przyjechał do Polski, zachwycony "Solidarnością". Mężczyzna był chorobliwie zazdrosny o żonę, ale ich związek od dawna się sypał. Goulais wyjeżdżał kilka razy w roku na wiele tygodni do Francji. Po powrocie z jednej z takich podróży przyłapał zakochanych.

Zginiesz!

Uderzył wtedy Zauchę. - Teraz będę musiał cię zabić - oświadczył stanowczo rywalowi. Niestety, artysta nie potraktował tej groźby poważnie... - Andrzej wspomniał kiedyś, że ten facet mu grozi. Zaproponowałem mu, by zgłosił to na policji i nie wracał sam do domu. Ale on ostatecznie postanowił sprawę zbagatelizować - wspominał z żalem Andrzej Sikorowski.

Nikt nie przypuszczał, że zdradzony i zazdrosny mąż Zuzanny przekuje swoją groźbę w czyn i doprowadzi do takiej tragedii.

Z zimną krwią

Tymczasem Yves Goulais pojechał samochodem do Francji, gdzie nabył nielegalnie broń i bez problemu przywiózł ją do Polski. 10 października 1991 roku Andrzej Zaucha w Teatrze STU grał w "Panu Twardowskim" i po zakończeniu spektaklu wyszedł razem z Zuzanną. Było kilka minut po 21. Na parkingu od strony ulicy Włóczków ukryty w mroku nocy czekał na nich Goulais z pistoletem. To, co wydarzyło się chwilę później, przypominało sceny rodem z gangsterskiego filmu... Padły strzały.

Zuzanna instynktownie osłoniła ukochanego własnym ciałem, ale on bezwładnie padł na ziemię. Otrzymał osiem kul - zginął na miejscu, ona zmarła w drodze do szpitala. Zabójca wsiadł do samochodu i prosto z miejsca zbrodni udał się na komisariat.

- Zabiłem człowieka - oświadczył zdumionym policjantom. - Jestem do waszej dyspozycji. W aucie jest broń. Nie wiedział jeszcze, że zabił również Zuzannę. Ta wiadomość była dla niego szokiem. Proces rozpoczął się rok później przed Sądem Wojewódzkim w Krakowie.

- Chęć zabicia była we mnie jak otchłań bez dna - mówił Goulais na ławie oskarżonych. - Żadna kara nie będzie dostateczna dla mnie, bo ludzkie życie nie ma ceny. Sąd orzekł, że Goulais jest winny umyślnego zabójstwa Andrzeja Zauchy oraz nieumyślnego spowodowania śmierci Zuzanny Leśniak i skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Mimo wcześniejszych deklaracji, zabójca dwukrotnie wystąpił o skrócenie kary, napisał list do ówczesnego prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego.

Ostatecznie wyszedł z więzienia na mocy warunkowego zwolnienia, niespełna rok przed zakończeniem wyroku, w grudniu 2005 roku. Zmienił nazwisko i pracuje w branży filmowej jako scenarzysta. Andrzej Zaucha miałby dziś 67 lat i bez wątpienia mnóstwo przebojów w dorobku. Takich na miarę hitu "C’est La Vie - Paryż z pocztówki", w którym śpiewał: "...Zostaniesz tu..." I tak został, bo wielbiciele jego wspaniałego głosu wciąż o nim pamiętają.

Joanna Bogiel-Jażdżyk



Tele Tydzień
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas