Agnieszka Osiecka: "Tonę w barze złym"

Teksty Agnieszki Osieckiej na zawsze zapisały się w historii polskiej muzyki. Choć miała wielu przyjaciół, nikt tak naprawdę jej nie znał. Szukanie swojego miejsca na świecie doprowadziło ją na krzesło w "barze złym". Genialna tekściarka zmarła 7 marca 1997 roku. Według lekarzy przyczyną był rak, według jej przyjaciół - brak miłości.

Na zdjęciu: Agnieszka Osiecka, Maryla Rodowicz i Elżbieta Czyżewska
Na zdjęciu: Agnieszka Osiecka, Maryla Rodowicz i Elżbieta CzyżewskaŻyburtowiczAKPA

Agnieszka Osiecka przyszła na świat 9 października 1936 roku. Jej rodzice - Maria Wiktor - pobrali się zaledwie rok wcześniej. Rodzinną sielankę, którą pielęgnowali najpierw w Zakopanem, a później na warszawskiej Saskiej Kępie, przerwał wybuch wojny. Cała trójka została wywieziona na roboty do St. Polten. W 1945 roku wrócili do swojego dawnego mieszkania.

"Pociąg  zatrzymuje się w rdzawym polu. Orientuję się, że to nie pole ani łąka. To ruiny (...). To Warszawa" - tak wspominała powrót do stolicy w powieści "Zabiłam ptaka w locie". Jednak ponad dwie dekady wcześniej widziała to inaczej.

"Gdy wróciliśmy z obozu, okazało się, że nasze mieszkanie jest zburzone. Cztery miesiące mieszkaliśmy w malutkim pokoiczku u Dziadunia. Teraz mam nawet swój pokój, który jest ślicznie urządzony na niebiesko, na kolor kości słoniowej i na różowo. (...) właśnie zaczęłam pisać swój pamiętnik i musiałam streścić szereg lat. Mam na imię Agnieszka, a na nazwisko Osiecka" - to jedne z pierwszych zdań z pamiętnika 9-letniej wtedy pisarki.

W tym pokoiku urządzonym na niebiesko mieszkała, z przerwami na podróże i kolejne związki, całe życie. W mieszkaniu została z matką i jej depresją, w którą wpadła po tym, jak Wiktor Osiecki wdał się w romans, a potem opuścił rodzinę, wybierając życie z Józefiną Pellegrini.

"Samo przyszło - z niekochania"

Mimo odejścia ojciec odegrał w roli Osieckiej znaczącą rolę. To on nauczył ją pracowitości i sumienności, także on zaraził ją muzyką i językami obcymi. Sama Agnieszka na początku wcale nie wiązała swojej przyszłości ze światem artystycznym - chciała zostać biologiem. Od zawsze jednak miała styczność ze sztuką. W końcu Wiktor Osiecki był cenionym pianistą, grywającym po wojnie m.in. w ekskluzywnej warszawskiej restauracji Kameralnej.

Nie miała sprecyzowanych planów nawet, gdy wybierała kierunek studiów. Najpierw studiowała na Wydziale Dziennikarstwa (1952-1956), następnie w łódzkiej Szkole Teatralnej i Filmowej (1957-1962). W 1954 roku poznała towarzystwo ze Studenckiego Teatru Satyryków. Bardzo chciała do nich dołączyć. Tam okazało się, że od występowania na scenie lepiej wychodzi jej pisanie tekstów piosenek. Tak rozpoczęła się legenda Agnieszki Osieckiej.

"...tak, że ja w końcu wiersze piszę. / Wiem, że nie chciałeś tego, tato. / Ty wszystkie znałeś klawisze... / Nie pomogło. I dzięki ci za to. / ...to samo przyszło. / Z niekochania" - pisała później.

"Hej, głupia ty, głupia ty"

Jej przyjaciele wspominali, że Agnieszka "po prostu pisała". Na fragmentach kartek lub serwetkach. W takim nieładzie powstał m.in. jeden z największych przebojów - "Małgośka" - który brawurowo wykonała Maryla Rodowicz.

"W 1972 roku siedziałyśmy we trzy w kawiarni Grand Hotelu - ja, Agnieszka i Maryla. Maryla mówiła, że znów potrzebuje czegoś nowego. Przypomniał mi się wtedy motyw, który grał kataryniarz na Saskiej Kępie. Agnieszka to podchwyciła i od razu napisała dwa wersy: 'Małgośka mówią mi, on nie wart jednej łzy, oj głupia ty, głupia ty...' (...). A Agnieszka już pisała na serwetce: 'To był maj, pachniała Saska Kępa szalonymi, zielonymi bzami'. Te wersy były za długie (...). Biorę tę serwetkę i z góry na dół odrywam kawałki słów. 'Co ty robisz?' - woła zdziwiona. 'Odcinam niepotrzebne sylaby' - wyjaśniam. (...) Agnieszka patrzy na mnie, potem pochyla się, pisze: 'szalonym, zielonym bzem'" - wspominała z książce "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie" kompozytorka muzyki do "Małgośki", Katarzyna Gärtner.

"A ja jestem, proszę pana, na zakręcie"

Osiecka nigdy nie była sama, ale i tak bywała samotna. Bliscy wspominali, że zawsze potrzebowała kogoś do kochania, chciała też być kochana. Jeśli się zakochiwała, to całą sobą. Jako 19-latka poznała Marka Hłaskę, będącego wtedy na fali popularności dzięki opowiadaniom "Pierwszy krok w chmurach". Została dla niego "Panną Czaczkes". W końcu Hłasko wyjechał z kraju, a władze, mimo usilnych starań Osieckiej, nie wyrażały zgody na powrót młodego pisarza. Ostatni raz widzieli się w Los Angeles ponad dekadę od pierwszego spotkania. Do końca życia poetki na jej biurku stała maszyna do pisania - pamiątka po jej pierwszej wielkiej miłości.

W 1963 roku wyszła za młodego producenta filmowego, Wojciecha Frykowskiego. Ich związek trwał zaledwie rok. Pięć lat później Frykowski został zamordowany w willi Romana Polańskiego w Beverly Hills przez członków "Rodziny" Charlesa Mansona. Zginęła wtedy również jego ówczesna narzeczona Abigail Folger oraz Sharon Tate, Jay Sebring i Steven Parent.

W 1964 roku rozpoczął się sekretny związek Osieckiej ze starszym o prawie 20 lat Jeremim Przyborą. Od 1966 roku przez cztery lata była żoną reżysera Wojciecha Jesionki, natomiast owocem jej związku z Danielem Passentem jest córka Agata. Jednak spokojne życie nie było domeną Osieckiej. "Dom twój to klatka, klatka / duszno mi tu w nim / Kobieta i żona, matka / to nie jest do mnie rym (...) / Ach, co tam żona, co tam żona / ona biżuterii tylko chce. / A ja - szalona, szalona / a to w miłości liczy się!" - możemy usłyszeć w jednej z jej piosenek. Uciekła z domu, zostawiając małą córkę i partnera. I znowu szukała kogoś do kochania.

"Zaniosę mój niepokój do ciemnego baru"

Choć zawsze miała obok siebie "kogoś", była samotna. Ukojenie znalazła w alkoholu. Jeśli przyjaciele nie mogli jej znaleźć, wiedzieli, że Osiecka prawdopodobnie topi żale w barze Sax na Saskiej Kępie. To właśnie tam powstał sławny tekst: "Tonę w barze złym / Tonę w długim spisie win / Ja tonę, tonę w barze złym".

Wyniszczała ją choroba alkoholowa i rak jelita. Zmarła w wieku 61 lat. "Umarła przedwcześnie - nie na raka, ale z braku miłości, która była jej niezbędna do życia i twórczości. Musiała być kochaną" - mówiła przyjaciółka poetki, Katarzyna Gärtner.

Ręce mam teraz bardziej spokojne, do miasta już tak się nie rwę. Wciąż lubię wiatr i trochę czytam. Myślę o śmierci, zanim zasnę, bo to jest, być może, powrót. Jestem wciąż niejasna, niesyta...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas