20 lat od śmierci Michaela Hutchence'a
Dwie dekady temu, 22 listopada 1997 roku, wokalista zespołu INXS, został znaleziony martwy w pokoju hotelowym w Sydney. Do dziś ta tragiczna śmierć budzi mnóstwo wątpliwości.
Ciało Michaela Hutchence'a, wokalisty legendarnego na przełomie lat 80. i 90. zespołu INXS, znaleziono w pokoju w hotelu Carlton Ritz w Sydney.
"Był w pozycji klęczącej z twarzą opartą o drzwi. Zawiązał pasek ze skóry węża na mechanizmie zamykającym automatyczne drzwi i tak mocno szarpnął głową do przodu, że rozerwał klamrę" - można było przeczytać w raporcie policji.
Sekcja zwłok wykazała obecność w organizmie Michaela Hutchence'a alkoholu, kokainy, prozaku oraz innych leków uspokajających. Po zamknięciu dochodzenia policja oficjalnie oświadczyła, że przyczyną śmierci 37-letniego wówczas Michaela Hutchence'a było samobójstwo przez powieszenie.
Życie nie do zniesienia
Wiadomo było, że przed śmiercią wokalista był w fatalnym stanie. Muzyk nie mógł pogodzić się z 80-procentową utratą zmysłów smaku i węchu (efekt potrącenia przez samochód w 1992 roku). Od tamtego momentu gwiazdor miał problemy z depresją oraz kontrolowaniem agresji.
W tym czasie Hutchence związał się z Paulą Yates, byłą żoną Boba Geldofa, z którą miał córeczkę Lily Taiger. Jego partnerka nie mogła jednak wraz z dzieckiem przylecieć do Australii, gdyż nie pozwalał na to wspomniany Geldof. Spór wyjaśnić miał sąd.
Sprawa pozwolenia na przylot do kraju Pauli Yates i jej córki, początkowo zaplanowana na koniec listopada, została odroczona do 17 grudnia, co załamało Hutchence'a. W środku nocy dzwonił do Geldofa, próbując wybłagać u niego zgodę na przylot partnerki. Ponadto telefonował do swojej menedżerki, a także do byłej dziewczyny, Michelle Bennett. To właśnie ona przerażona słowami artysty, postanowiła udać się do hotelu i sprawdzić, czy z gwiazdorem wszystko jest w porządku.
Wypadek?
Dwa lata po śmierci muzyka milczenie przerwała Paula Yates, która przyznała, że piosenkarz wcale nie musiał popełnić samobójstwa.
Michael Hutchence miał zginąć w wyniku nieszczęśliwego wypadku spowodowanego asfiksją autoerotyczną. To praktyka seksualna polegająca na pozbawianiu organizmu tlenu w celu osiągnięcia zaspokojenia erotycznego. Jedną z metod wyczerpania tlenu jest m.in. samoduszenie poprzez zaciskanie szyi np. paskiem.
Teorię w dokumencie "The Last Days of Michael Hutchence" obalił jednak doktor Richard Shepherd, który był przekonany, że muzyk odebrał sobie życie.
"Nie znalazłem nic, co wskazywałoby, że jego śmierć ma związek z praktyką seksualną. Brakowało podstawowych dowodów, jak na przykład erotycznych gadżetów czy pornografii. Jedyne, co mogłoby wskazać na taką wersję wydarzeń, to udokumentowany seksualny apetyt Michaela Hutchence'a. Ale to nie jest dowód" - powiedział.
Brat przerywa milczenie
Jeszcze inną teorię posiadał młodszy brat Hutchence’a, Rhett, który był przekonany, że w grę mogło wchodzić również zabójstwo. Brat piosenkarza nie miał jednak żadnych dowodów na potwierdzanie swoich słów.
"Tylko trzy rzeczy mogły się wydarzyć tego dnia. Michael mógł popełnić samobójstwo, Michael mógł odejść na skutek braku tlenu (związanego z seksualnym nieszczęśliwym wypadkiem lub przygodą), albo Michael mógł zostać zabity" - pisał na Facebooku Rhett Hutchence.
Śmierć australijskiego wykonawcy wciąż wzbudza ogromną ciekawość. Jej okoliczności do dziś dla wielu jego fanów nie zostały dokładnie wyjaśnione, a wokół całej tragedii narosło mnóstwo legend i domysłów.
W tym roku do Channel Seven wyemitował kolejny dokument o artyście pt. "The Last Rockstar". W nim przypomniano tragiczne wydarzenia z 22 listopada, a także ujawniono ostatni tekst muzyka, który miał napisać feralnej nocy.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***