U2 zakochani w Ameryce

Wydany 25 lat temu (9 marca 1987 roku) album "The Joshua Tree" był pierwszym - i nie ostatnim - wyrazem fascynacji U2 amerykańskim kontynentem i jego kulturą. Jak skomentował menedżer grupy Paul McGuinness, płyta była owocem "wielkiego romansu" Irlandczyków z Ameryką.

Amerykański sen U2
Amerykański sen U2 

Choć U2 w pierwszej połowie lat 80. zeszłego stulecia regularnie odwiedzali Amerykę, gdzie na trasach koncertowych spędzali po kilka miesięcy w roku, to jednak muzycznie zespół był wciąż mocno osadzony w europejskiej nowej fali i muzyce post-punkowej. Na "The Joshua Tree" proporcje zostały odmienione.

O tym, że U2 tak zdecydowanie sięgnęli do amerykańskiej tradycji muzycznej, zadecydowało m.in. to zdarzenie. W 1985 roku wokalista Bono, biorąc udział w nagraniu charytatywnego albumu "Sun City", miał okazję lepiej poznać Keitha Richardsa i Micka Jaggera. Gdy muzycy The Rolling Stones zaczęli swobodnie pogrywać tradycyjnego amerykańskiego bluesa, wokalista U2 miał spłonąć ze wstydu z powodu braków w znajomości klasyków gatunku.

Do irlandzkiego artysty dotarło, że - to słowa Bono - jego zespół "nie ma tradycji", a U2 "wzięli się z kosmosu". Swoje zrobił również sam Bob Dylan, który zalecił Bono, by ten wraz z zespołem pogrzebał w historii rocka i bluesa. To przełamało niechęć Irlandczyków nie tylko do rootsowej muzyki Ameryki, ale też do tradycyjnego irlandzkiego folku, który przecież również współtworzył współczesną muzykę północnoamerykańską.

"The Joshua Tree" nie miał być jednak albumem z muzyką folk. Grupa miała w miarę wyraźną wizję, jak brzmieć mają utwory na piątym studyjnym albumie. W trakcie sesji nagraniowej U2 poszukiwali brzmienia, które odda rozległe i otwarte przestrzenie Ameryki, stąd piosenki miały mieć "kinowy" rozmach i przepastne brzmienie.

"Uwielbiam tam przebywać, uwielbiam Amerykę, uwielbiam to uczucie obcowania z olbrzymimi, otwartymi przestrzeniami, kocham pustynię, kocham góry i uwielbiam również tamtejsze miasta. Przez te lata, kiedy tam koncertowaliśmy, zakochałem się w Ameryce. Jednocześnie musiałem dać sobie radę z Ameryką, która nie tylko oddziaływała na mnie, ale również na cały świat. Na tej płycie musiałem zmierzyć się z tym problemem na płaszczyźnie politycznej, ale też w bardziej subtelny i osobisty sposób" - stwierdził Bono, opowiadając o inspiracjach dla "The Joshua Tree".

Zobacz nakręcony w Los Angeles klip U2 do "Where The Streets Have No Name":


Wokalista U2, autor słów do wszystkich piosenek na albumie, nie ukrywał, że Ameryka wzbudzała w nim mieszane uczucia. Z jednej strony był zafascynowany nie tylko krajobrazem Stanów Zjednoczonych, ale przede wszystkim ideałami, którymi kierowali się obywatele tego kraju. Z drugiej strony Bono zdegustowany był polityką zagraniczną administracji prezydenta Ronalda Reagana. Zwłaszcza amerykańską interwencją w Ameryce Łacińskiej, co dokumentuje wstrząsający utwór "Bullet The Blue Sky", opisujący brutalne zachowanie amerykańskich żołnierzy w Salwadorze. Bono był świadkiem tych zdarzeń. "Zacząłem dostrzegać dwie Ameryki. Widziałem Amerykę mityczną i prawdziwą Amerykę" - powiedział artysta, który chciał nawet zatytułować album "The Two Americas".

Symboliczną rolę dla U2 odegrała amerykańska pustynia, jako metafora nie tylko niezmierzonych przestrzeni kontynentu, ale też duchowej pustki, która - według Bono - ogarnęła w tamtym czasie cywilizację Zachodu. Stąd pomysł, by na okładkę płyty trafiło zdjęcie muzyków zespołu wykonane na pustyni.

"Pustynia była dla nas niezmiernie inspirująca, jako duchowy symbol tej płyty. Większość ludzi odbiera pustynię bezpośrednio, jako miejsce nieurodzajne i jałowe, co oczywiście jest zgodne z prawdą. Pustynia ma jednak również bardzo pozytywny wymiar, bo pozwala ci na zagospodarowanie tej pustki na swój sposób" - filozoficznie tłumaczył basista Adam Clayton.

Zobacz klip U2 do "With Or Without You":


"Amerykańską" okładkę albumu zaprojektował Steve Averill, któremu U2 zlecili wykonanie projektu pokazującego muzyków w "kinowej, szerokoekranowej" manierze na pustyni. Zdjęcie miało symbolicznie odzwierciedlać miejsce spotkania pustych przestrzeni z cywilizacją. Wykonanie fotografii postanowiono powierzyć słynnemu Antonowi Corbijnowi, który miał również zlokalizować miejsce, w którym odbędzie się sesja. Holenderski fotografik wskazał na pustynię Mojave i zaproponował fotografię przy drzewie Jozuego (jukka krótkolistna). Bono zaakceptował pomysł Corbijna zwłaszcza, że roślina miała biblijną symbolikę. To także wokalista zaproponował, by album wziął tytuł od jukki krótkolistnej.

Co ciekawe, choć sesja zdjęciowa miała miejsce na pustyni, to muzycy U2... wręcz umierali z zimna! "Było lodowato, a my na czas zdjęć musieliśmy ściągnąć nasze kurtki, by choć trochę wyglądać na ludzi przebywających na pustyni. To jeden z powodów, dlaczego na tej fotografii wyglądamy tak ponuro" - tak Bono wspominał sesję zdjęciową, która zaowocowała jedną z najbardziej ikonicznych okładek w historii muzyki rockowej, która ozdobiła jedną z najsłynniejszych płyt lat 80. i najważniejszą w karierze U2.

Trudna miłość U2 do Ameryki została doceniona przez Amerykanów, bo album "The Joshua Tree" w Stanach Zjednoczonych trafił na szczyt listy bestsellerów magazynu "Billboard" i osiągnął imponujący Diamentowy nakład (ponad 10 mln sprzedanych egzemplarzy, na całym świecie ponad 25 mln kopii). Zachwyceni albumem byli również tamtejsi krytycy, zazwyczaj surowym okiem patrzący na dokonania artystów zza Atlantyku. Najbardziej wyrazista ocena została sformułowana przez opiniotwórczy magazyn "Rolling Stone", który zadeklarował, że "The Joshua Tree" przemienił muzyków U2 z "bohaterów w supergwiazdorów". Rzeczywiście, od czasu wydania tej płyty zespół osiągnął rozmiary stadionowe, dołączając do ligi największych gwiazd muzyki rockowej, w której odgrywa dominującą role już od ćwierćwiecza.

Artur Wróblewski

Przeczytaj również:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas