The Prodigy: Chcieliśmy chronić życie Polaków
Nie milkną echa występu brytyjskiej grupy The Prodigy na Przystanku Woodstock. Formacja postanowiła wydać specjalne oświadczenie w związku z wprowadzeniem na ich koncert barierek ochronnych.
Informacja o barierkach na darmowym festiwalu w Kostrzynie nad Odrą pojawiła się ok. 12 godzin przed zaplanowanym występem The Prodigy. Ten zespół był największą gwiazdą XVII Przystanku Woodstock i można przypuszczać, że to on ściągnął do Kostrzyna dodatkowe kilkadziesiąt, jak nie kilkaset tysięcy fanów. Tegoroczna edycja była rekordowa - zjechało ok. 700 tys. uczestników.
Na miejscu Jurek Owsiak wielokrotnie przekonywał, że decyzja o wprowadzeniu barierek spowodowana była decyzją polskiego pośrednika, nie ukrywając jednocześnie, że taki zapis pojawił się w kontrakcie.
Nerwowe negocjacje z przedstawicielami The Prodigy trwały ponoć do ostatniej chwili. Ostatecznie występ się odbył, lecz temat barierek wzbudził wiele emocji wśród uczestników i organizatorów Przystanku.
Podczas koncertu muzycy The Prodigy najczęściej nawoływali, by publiczność wykonała krok do tyłu, bojąc się, że napierający tłum może stratować osoby przy barierkach.
Swoje oświadczenie zdecydował się wystosować również menedżer The Prodigy John Fairs.
"W piątek wieczorem [5 sierpnia, dzień przed zaplanowanym występem The Prodigy] nasz production manager Karel Hamm powiadomił nas, że Pan Owsiak, pomimo podpisania kontraktu mówiącego m.in. o ustawieniu barierek ochronnych, nie zamierza dopełnić tego zobowiązania. Organizator Przystanku Woodstock, uznawanego za największy europejski festiwal, mogący pomieścić 500 tysięcy gości, powinien zapewnić barierki ochronne, które stanowią niezbędny element zabezpieczenia wszystkich europejskich i światowych festiwali. Ta zasada obowiązuje w większości krajów i jej przestrzeganie podczas koncertu na Przystanku Woodstock nie jest żądaniem zespołu, obawiającego się o swoje bezpieczeństwo, lecz odpowiedzialną decyzją mającą na celu ochronę polskich fanów" - czytamy.
Przedstawiciele zespołu podkreślają, że chodziło przede wszystkim o bezpieczeństwo publiczności (dostęp ochrony i ekipy medycznej), a nie oddzielenie The Prodigy od fanów.
"Wolne miejsce było potrzebne również straży pożarnej, która chłodziła wodą rozentuzjazmowany tłum pod sceną. Wszystkie te zabiegi nie byłyby możliwe, gdyby nie wolna przestrzeń między sceną a publicznością. Barierki ochronne umożliwiały sprawne działanie służb zatrudnionych przez organizatora, mających na celu dbanie o bezpieczeństwo festiwalowiczów. Pan Owsiak chciał jednak zaryzykować i narazić zebrany tłum na wielkie ryzyko, głównie ze względu na przewyższającą oczekiwania liczbę uczestników, która według raportu promotora wynosiła 670 tysięcy" - czytamy.
Z kolei Owsiak zaznacza, że od 17 lat na Przystanku nie było barierek i nigdy nie było z tym problemu. W dodatku straż pożarna (w eskorcie Pokojowego Patrolu) wielokrotnie wjeżdżała w tłum - także w tym roku - co budziło aplauz publiczności.
"Przystanek Woodstock, jako członek The European Festival Association - YOUROPE, jawnie naruszył pierwszą zasadę stowarzyszenia, mającego na celu 'edukowanie oraz informowanie swoich członków poprzez seminaria, warsztaty i panele. Yourope stara się podnosić standardy bezpieczeństwa oraz opieki medycznej na rynku festiwalowym'. Przystanek Woodstock być może podlegał polskim regulacjom, jednak nie spełniał europejskich wymogów bezpieczeństwa" - przekonują przedstawiciele The Prodigy.
"Mogę tylko stwierdzić, że Przystanek Woodstock jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc, które odwiedziłem podczas mojej 25-letniej pracy. Przestrzegam też wszystkich promotorów i artystów, aby poważnie rozważyli decyzję o udziale w tym festiwalu - może być fatalna w skutkach z powodu niezachowania standardów opieki medycznej oraz bezpieczeństwa zgromadzonej publiczności" - ostro stwierdza menedżer grupy.
John Fairs odniósł się także do zarzutów, że zespół pojawił się na festiwalu w policyjnej eskorcie i że od razu po zejściu ze sceny wyjechał z festiwalu.
"Wszyscy artyści korzystali z eskorty, aby uniknąć problemów z dostaniem się na festiwal. Te działania były koniecznością, a nie arogancją ze strony zespołu. (...) Ponadto wskazane jest, aby zespół po zakończeniu występu od razu opuścił obszar festiwalu" - napisał menedżer The Prodigy.
Tutaj akurat warto nadmienić, że większość wykonawców bez problemu brała udział w konferencjach prasowych i wywiadach, a np. członkowie zespołu Zebrahead przed swoim występem na festiwalowym polu zabawili do godz. 4. nad ranem.
"Mamy dużo szacunku do wspaniałej charytatywnej pracy Pana Owsiaka, było to głównym powodem przybycia zespołu na festiwal, jednak zasady bezpieczeństwa powinny być ponownie rozpatrzone przed organizacją kolejnych eventów tego typu" - kończą długie oświadczenie przedstawiciele The Prodigy.
W związku z publikacją oficjalnego oświadczenie przez brytyjski zespół, swój komunikat wystosowała również Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, którego fragmenty publikujemy:
"Żadne uwagi pana Karela Hamma nie zostały zignorowane, co więcej zostały spełnione wszystkie jego wymagania, tj. pojawiły się barierki określonego typu i pan Karel Hamm był obecny podczas ich montażu. Tym bardziej niezrozumiałe jest, że zespół opóźnił początek swojego występu o 40 minut, ignorując fakt, iż pod sceną czekała kilkusettysięczna publiczność festiwalu. Gdyby festiwal nie był bezpieczny, to nie wydaje się, że pan Karel Hamm dopuściłby do koncertu zespołu.
Sugerowanie w mailu, ze działania Jerzego Owsiaka mogą być uznane ze przestępcze, jest, mówiąc eufemistycznie, nietaktem. Wbrew temu, co napisał Karel Hamm, nikt nie został ranny. Nikt nie zginął. Uczestnicy koncertu są bezpieczni i szczęśliwi wrócili do domu. Pozostał w nich tylko niesmak po zmanierowanej i niegodnej sceny festiwalu postawie artysty" - głosi komunikat podpisany przez Jurka Owsiaka.
Czytaj także: