Sacrum Profanum: Bang on a Can All-Stars, Skalpel i Lee Ranaldo w jednym (relacja)
Gospodarzami otwarcia kolejnego dnia Sacrum Profanum (środa, 17 września) była grupa Bang on a Can All-Stars. Gościnnie, w koncercie Field Recordings 2, wzięli udział polski duet Skalpel oraz legenda gitarowego hałasu, były muzyk Sonic Youth - Lee Ranaldo.
Bang on a Can All-Stars powstała w 1992 roku na nowojorskim festiwalu o nazwie... Bang on a Can. W swym repertuarze z powodzeniem łączą muzykę klasyczną, jazzową, rockową oraz etniczną. Operują klasycznym instrumentarium - kontrabas, klarnet, fortepian - wzmocnionym gitarą elektryczną oraz elektroniką. Współpracowali z największymi m.in. z Thurstonem Moorem (ex-Sonic Youth), Stevem Reichem, Philipem Glassem, Brianem Eno czy samym Ornettem Colemanem. Mówi się, że ich występy rozszerzają formuły koncertowe, o czym mogliśmy się przekonać wczoraj w krakowskiej zajezdni tramwajowej.
Program otworzyli kompozycją napisaną przez Richarda Reeda Parry'ego, multiinstrumentalistę i członka grupy Arcade Fire. "The Brief and Never Ending Blur" delikatnie wprowadziła publiczność w wieczór. Kompozycja krótka, kameralna, nastrojowa i minimalistyczna. Bang on a Can wymusiło pełną koncentrację, umiejętnie operując ciszą i oszczędnie dozowanymi nutami. Ten stan skupienia przydał się podczas prezentacji drugiej części programu - "Firewood" pióra Alvina Luciera. To, jak poinformował nas prowadzący formację Mark Stewart, druga kompozycja podarowana grupie przez Luciera. "Firewood" jest efektem fascynacji kompozytora zjawiskami akustycznymi i wibracjami wywołanymi zderzaniem się nut. Swoisty eksperyment muzyczny okazał się kolejną porcją eklektycznego minimalizmu ograniczonego do jednostajnej fali elektro-akustycznej i pojedynczych tonów fortepianowych.
"Holographic" Daniela Wohla z kolei przyniósł ożywienie, rozświetlenie i zwiększenie nagłośnienia. Skomponowany z wykorzystaniem nagrań terenowych, czyli tytułowego dla całego koncertu field recordings, pozwolił grupie na pokazanie dynamizmu i perfekcyjnie klarownego oraz głębokiego brzmienia, które szczelnie wypełniło salę zajezdni. Wspomniane nagrania terenowe zostały umiejętnie pocięte i zgrane w rytmiczną całość, która nadawała ton kompozycji. Na tych dźwiękach grupa wykonała lekki skręt w stronę muzyki etnicznej, by w kolejnej części złożyć ukłon współczesnej technice.
Telefony komórkowe to koncertowe przekleństwo. Służą głównie jako aparat fotograficzny lub kamera skutecznie uniemożliwiając spokojny odbiór tym, którzy wolą przeżywać niż rejestrować. Ken Thomson postanowił obrócić ich wady na swoją korzyść. Tuż przed występem organizatorzy polecali zainstalowanie na swoich smartfonach specjalną aplikację, która miała zostać wykorzystana w "Sago on Ya Rev". Po zsynchronizowaniu aparatów z zespołem cała sala, pogrążona w mroku, rozświetliła się migającymi, różnokolorowymi ekranami. Towarzysząca muzyka była lekko niepokojąca, monotonna, o dynamicznie zmieniającym się natężeniu i budziła skojarzenia ze startującym silnikiem samolotu. Po widowni szedł owadzi szmer wydawany przez telefony, które oprócz ekranów migotały także lampami błyskowymi. W ten sposób krakowska publiczność wykonała wspólnie z grupą czwartą kompozycję wieczoru.
Numerem pięć w programie, był zdecydowanie numer jeden, czyli wyczekiwany, legendarny i gromko oklaskiwany na wejściu Lee Ranaldo. Kompozycja "How Deep Are Rivers" była najbardziej porywającą częścią wieczoru. Ranaldo rozpoczął od przeciągłych, monumentalnych i czystych tonów generowanych smyczkiem na gitarze elektrycznej. Kolejne, gęste i hałaśliwe akordy wygrywał już ręcznie, przy doskonałym akompaniamencie grupy. Na szczególne oklaski zasłużyli klarnecista Ken Thomson i perkusista David Cossin, którzy zaprezentowali iście free-jazzowy zgiełk. Niestety Ranaldo gościł na scenie nieco ponad kwadrans, a to z pewnością za mało, by zaprezentować pełnię różnorodności i talentu muzyka, podczas perfekcyjnie odegranej, choć raczej nie zaskakującej kompozycji.
Po krótkiej przerwie technicznej Bang on a Can przekazali scenę polskiemu duetowi Skalpel. Marcin Cichy i Igor Pudło tym razem wzięli na warsztat Andrzeja Panufnika prezentując własną wizję jego muzyki - czyli "Autumn Music'14". Samplując, remiksując i edytując nuty Panufnika nadali jesiennej muzyce przestrzeni i wzmocnili niepokojące pierwiastki akcentując wybrane tony, dodając echa i opóźnienia. W ten sposób przeprowadzili publiczność do finału, w którym uwspółcześnili i uprzystępnili Panufnika - dodając klubowy rytm, który nie do końca współgrał z klimatem kompozycji.
Na zamknięcie wieczoru Bang on a Can wybrali Philipa Glassa i jego "Two Pages". Kompozycja nosi taki tytuł, bowiem jej zapis nutowy zajmuje dokładnie dwie strony, a sprowadza się do jednego motywu. Finał Field Recordings 2 trwał ponad pół godziny, a muzycy sumiennie przetestowali cierpliwość i wytrzymałość powtarzając wiodącą frazę Two Pages bez przerwy, jedynie z drobnymi przesunięciami tempa i taktowania, co skutecznie uniemożliwiało odnalezienie struktury i zrozumiałej rytmiki.
Ten efekt wadliwej, zacinającej się płyty został zwielokrotniony, gdy muzycy zaczęli stopniowo wydłużać frazę, a następnie ją skracać. W towarzystwie Skalpela - nadającego głębie elektronicznego tła - Bang on a Can zaprezentowali dzieło trudne, angażujące, wymagające i pełne dramatyzmu. To była już druga okazja, by usłyszeć muzykę Glassa na Sacrum Profanum i z całą pewnością warto było tego doświadczyć.
Bartosz Rumieńczyk, Kraków