Muniek Staszczyk o nieżyjącym artyście: To nie był gwiazdor
Zmarłego 10 lat temu brytyjskiego muzyka Joe Strummera z grupy The Clash wspomina w rozmowie z INTERIA.PL Muniek Staszczyk, wielki fan twórczości artysty.
Gdyby żył, skończyłby 60 lat
21 sierpnia 1952 roku urodził się Joe Strummer (zm. 2002), słynny lider formacji The Clash. Artysta, buntownik i filozof. Z tej okazji prezentujemy kilka słynnych wypowiedzi muzyka.
Joe Strummer zmarł 22 grudnia 2002 roku w swoim domu w Broomfield w hrabstwie Somerset. Bezpośrednią przyczyną zgonu artysty był zawał serca. Jak się później okazało, muzyk miał niezdiagnozowaną wcześniej wrodzoną wadę serca.
Choć Joe Strummer kojarzony był głównie z grupą The Clash i ponadczasowymi albumami, jak debiutancki "The Clash" czy słynne "London Calling", to muzyk udzielał się również jako solista czy z grupą The Mescaleros. Zresztą ograniczanie dokonań artysty do dziedziny muzyki byłoby niesprawiedliwe.
Joe Stummer był także zapalonym aktywistą i domorosłym filozofem. Wiele jego cytatów trafiło już na stałe do kanonu rockowych powiedzeń.
Muniek Staszczyk z grupy T. Love nigdy nie ukrywał uwielbienia dla dokonań The Clash i Joe Strummera. Z tego właśnie powodu poprosiliśmy wokalistę o wypowiedź na temat artysty. Muniek zaczął bardzo emocjonalnie, żałując straconej szansy spotkania lidera The Clash.
- Joe Strummer... Jak ja żałuję, że w 1989 roku, będąc w Londynie, nie poszedłem do sklepu muzycznego na Oxford Street, gdzie podpisywał płyty solowe. Jak ja żałuję... Myślę sobie, że mógłbym uścisnąć mu dłoń, porozmawiać chwilę, mieć autograf Joe na płycie. To był straszny błąd - wspomina wokalista.
Zobacz The Clash w słynnym "London Calling":
Choć Muniek Staszczyk nie miał okazji poznać podziwianego artysty, to jednak czytając liczne biografie The Clash czy oglądając filmy o zespole i Joe Strummerze, wyrobił sobie opinię na temat osobowości artysty.
- To jest postać bardzo mi bliska. Z filmu "Nienapisana historia" czy z książek o The Clash, których mam sporo, wyłania się bardzo fajny facet. Bardzo mi bliski mentalnie. Nie gwiazdor. Oczywiście, żyjąc w komunie, lewackie elementy jego światopoglądu były dla nas troszeczkę śmieszne - komentuje zaznaczając, jak mocny wpływ na kształt jego osobowości miała grupa Joe Strummera.
- The Clash, w którym Joe Strummer komponował z Mickiem Jonesem, pozostawił po sobie spuściznę. Ten zespół nauczył mnie również pewnej postawy, by nie wchodzić we wszystko. Nie wchodzić w reklamy, talent shows, czy koncerty polityczne, chociaż akurat The Clash takie grali. Tego wszystkiego nauczył mnie Joe - akcentuje.
Zobacz The Clash w ich największym przeboju "Should I Stay Or Should I Go":
- The Clash to był dla mnie najważniejszy zespół z fali punkowej. Oni oczywiście wyszli poza ten gatunek, a dziś są zaliczani do klasyki rock'n'rolla i zajmują tam wysokie miejsce. Ale dzięki nim nauczyłem się łączyć różne style muzyczne. Joe Strummer może nie był pionierem muzyki etno, ale to co robił później Manu Chao to właśnie dzięki niemu. On był muzycznie bardzo obcykany, bo jako syn dyplomaty jeździł po świecie. W The Clash słychać muzykę afrykańską, arabską. Jeszcze więcej na albumach nagranych przez Joe Strummera z zespołem The Mescaleros - wylicza.
- Są takie zespoły i muzycy, którzy mnie ukształtowali. Ze świata to był Joe Strummer, a w Polsce to pewnie Robert Brylewski i Tomek Lipiński. Gdyby nie Joe Strummer, to nie byłoby T. Love. Słuchaliśmy tego jako dzieciaki w liceum, jeżeli to akurat było grane, a tylko kilka stacji puszczało ich muzykę. Ale pamiętam, że albumy "London Calling" i później "Sandinista" w czasach stanu wojennego i Solidarności, to była muzyka dyżurna w tamtym okresie. Muzyka, bo płyt nikt wtedy nie posiadał, tylko jakieś nagrania. Joe Strummer i The Clash to wielka rzecz. Nie byłoby mnie bez Joe i tego zespołu - jeszcze raz zaznacza Muniek Staszczyk.
Zobacz Joe Strummera & The Mescaleros w "Tony Adams":
- No strasznie go kocham. Jestem pewien, że gdybyśmy usiedli przy jakimś whisky, to na pewno gadka byłaby spoko. Brakuje go, aż się wzruszyłem, mówiąc o nim. To jest bardzo głęboka więź, bo The Clash tyle lat byli ze mną w mojej płytotece. Dawno ich nie słuchałem, nawet teraz mam ochotę posłuchać jeszcze raz "London Calling" - kończy lider T. Love.