Debiut Radiohead: Czy Pablo myje swój tyłek?
20 lat temu uznawany za najwybitniejszy obecnie zespół na świecie Radiohead zadebiutowali albumem "Pablo Honey". Albumem, który w porównaniu z późniejszymi dokonaniami grupy, jest - tylko i aż - niezłą, ale konwencjonalną gitarową płytą z jednym światowym przebojem.
O tym, jak wiele milionów lat świetlnych dzieli Radiohead z czasów premiery "Pablo Honey" (22 lutego 1993 r.) nawet od Radiohead z wysokości zaledwie drugiej płyty "The Bends" (13 marca 1995 r.) najlepiej świadczy fakt, że grupa Thoma Yorke'a 20 lat temu określana była mianem... "brytyjskiej Nirvany".
Obecnie trudno w jakikolwiek sposób połączyć muzykę Radiohead z brzmieniem grunge. Ale w 1993 roku sprawy miały się odrobinę inaczej. Rzeczywiście, w tamtym czasie w muzyce Radiohead było słychać delikatne wpływy sceny Seattle. Ale tylko delikatne.
Natomiast porównania do Nirvany sprowokował mroczny i przybijający singel "Creep". Utwór, który podobnie jak single zespołu Kurta Cobaina, stał się wielkim przebojem pomimo tekstu zupełnie nie przystającego do radiowo-telewizyjnych standardów. Inna sprawa, że dzięki "Creep" - singlowi, którego zespół się w pewnym sensie wyparł - o Radiohead zrobiło się bardzo głośno, a grupa mogła dzięki temu nagrać genialne "The Bends" i kolejne wybitne albumy.
Wróćmy jednak do "Pablo Honey". W momencie premiery, debiut Radiohead został ciepło przyjęty przez krytyków, którzy przecież nie mogli się spodziewać, że będzie to bez wątpienia najsłabsza płyta w historii Radiohead. Trzeba jednak zaznaczyć, że kilku dziennikarzy wyniuchało przyszłe sukcesy grupy.
Krytyk magazynu "NME" napisał, że Radiohead "to najjaśniejsza nadzieja muzyki rockowej", a "talent muzyków na pewno rozkwitnie". Miesięcznik "Q" zadeklarował, że najlepsze fragmenty "Pablo Honey" można spokojnie zestawić z dokonaniami takich tuzów muzyki alternatywnej, jak Nirvana czy Dinosaur Jr. "Record Collector" określił płytę mianem "obiecującego debiutu".
Zobacz klip Radiohead do "Creep":
Zdecydowanie chłodniejsza opinia znalazła się w "Times", który - trzeba to zaznaczyć - zgodnie z prawdą napisał: "Na debiucie Radiohead nie znajdziecie nic, czego byście wcześniej nie słyszeli". Czasy rewolucyjnych i nowatorskich albumów, jak "OK Computer" czy "Kid A", miały dopiero nadejść.
Jakkolwiek niedorzecznie to zabrzmi, winnymi gwałtownego spadku oceny "Pablo Honey" są tylko i wyłącznie Radiohead. Gdyby nie nagrali szeregu genialnych płyt, które uczyniły z nich najwybitniejszą współczesną formację grającą we własnej jednozespołowej lidze, być może debiutancka płyta nie zostałaby poddana takiemu ostracyzmowi. Wiadomo, każdy szanujący się fan muzyki alternatywnej posiada prawie wszystkie płyty Radiohead. Prawie...
Spychanie "Pablo Honey" w trzeci szereg albumów nie jest jednak sprawiedliwe. To nie jest przecież zła płyta, a jedynie nie jest to album wyjątkowy. Wartość debiutu Radiohead zaczęto dostrzegać dopiero po latach, a krytycy zaczęli spoglądać na płytę przychylniejszym okiem.
W 1998 roku "Pablo Honey" trafił na 61. miejsce listy największych albumów wszech czasów według czytelników magazynu "Q". Miesięcznik "Classic Rock" umieścił natomiast debiut Radiohead na liście najważniejszych albumów lat 90. "Pablo Honey" trafił również do zestawienia "Stu albumów, które trzeba mieć" magazynu "Blender" . Nawet sam gitarzysta grupy Jonny Greenwood oznajmił, że płyta od czasów premiery zaczęła być niedoceniania.
Zobacz klip Radiohead do "Anyone Can Play Guitar":
Wreszcie, to na "Pablo Honey" jest przecież "Creep"... Czy to się komuś podoba, czy nie, to wciąż największy przebój Radiohead, nawet jeśli słowa "przebój" nie powinno się pisać w tym samym zdaniu, co słowo "Radiohead".
Na koniec dodajmy, że tytuł albumu zainspirował amerykańskiego duet komików o nazwie Jerky Boys. "Przygłupi Chłopcy" wsławili się nagrywaniem rozmów telefonicznych, w których - kolokwialnie mówiąc - robili sobie jaja z interlokutorów. W skeczu "Pablo Honey" ("Paweł kochanie") udają latynoską kobietę, która prosi tytułowego Pabla, by "przyjechał na Florydę".
W dalszej części "Pablo" jest wypytywany o... higienę osobistą ("Czy myjesz swój tyłek?") i dowiaduje się, że jest "draniem".
Trzeba przyznać, że inspiracja dla tytuły albumu mocno osobliwa, jeśli wziąć pod uwagę image, jaki wykreowali zazwyczaj do bólu poważni Radiohead. No cóż, każdy - nawet ten największy - musi w jakiś sposób zacząć.
Artur Wróblewski