Reklama

"Album roku" powstał ze śmieci

Najnowszy album projektu Gorillaz zatytułowany "Plastic Beach" już obwołano płytą 2010 roku. I choć nie jest to album wybitny, na pewno dzieło Damona Albarna jest znaczącym wydarzeniem w historii najnowszej muzyki rozrywkowej i popkultury w ogóle. Popkultury, ponieważ płyta powstała z odpadów cywilizacji telewizyjnych konkursów talentów i na bazie sztucznej elegancji plastikowych opakowań.

Projekt, który nigdzie nie pasuje

"Plastic Beach" początkowo miała nosić tytuł "Carousel" i być czymś więcej, niż muzyczny album w klasycznym tego słowa rozumieniu. Oddajmy zresztą głos Jamie Hewlettowi, który odpowiedzialny jest za wizualną stronę animowanych Gorillaz:

"Ten projekt nie będzie pasował do żadnych wzorców i nikt go nie będzie lubił (śmiech). (...) To będzie coś na kształt filmu, ale z wieloma historiami. Fabuła będzie obudowana epizodami, osadzona w muzyce, w żywych występach, animacji... Wiele różnych stylów. To miał być film, ale teraz jest to film i sztuka teatralna jednocześnie. Nie owijając w bawełnę - to jest nas dwóch, robiących co nam się tylko podoba, bez zawracania sobie głowy opiniami innych. Wytwórni płytowych czy koncernów filmowych. Nie jestem pewien jaki będzie efekt. Nie wiem nawet, czy będzie jakikolwiek" - można było przeczytać w gazecie "Observer".

Reklama

Jak widać, niezdefiniowanie projektu "Carousel" przerosło chyba samych pomysłodawców, bo ostatecznie efekt, czyli "Plastic Beach", okazał się być mimo wszystko mało ekstrawagancki, jeżeli wziąć pod uwagę powyższe zapowiedzi i nawet standardy Gorillaz.

Wyznaczać nowe standardy

Trzeba jednak przyznać, że talia zaproszonych tym razem gości robi wrażenie - prawie same asy, a i kilka jokerów się znajdzie (m.in. Snoop Dogg, Bobby Womack, Mos Def, Gruff Rhys z Super Fury Animals, De La Soul, Little Dragon, Mark E Smith z The Fall, Lou Reed, Mick Jones i Paul Simonon z The Clash). Zresztą BBC celnie skonstatowało, że płyta "wyznacza nowe kryterium i wzorzec dla wszystkich albumów opartych o kolaboracje". Chyba właśnie taki cel postawił sobie Damon Albarn zapowiadając współpracę z "niesamowicie eklektyczną i zaskakującą grupą ludzi". Rzeczywiście, jest i eklektycznie (od hiphopowców, przez punkowców i nowofalowców, aż po... libańską orkiestrę), i zaskakująco (Bobby Womack czy Mark E Smith to prawdziwe króliki wyciągnięte z kapelusza).

Z udziałem Womacka w nagraniu albumu wiąże się interesująca i odrobinę dramatyczna historia. Słynny wokalista bez ogródek przyznał, że o Gorillaz nigdy wcześniej nie słyszał, a do współpracy z Albarnem namówiła go córka, wielbicielka zespołu. Womacka słychać m.in. w singlowym "Stylo" (ZOBACZ KLIP). Ponoć Damon powiedział piosenkarzowi, by ten zaśpiewał - kolokwialnie mówiąc - co tylko ślina przyniesie mu na język. Po godzinnej sesji Womack, który choruje na cukrzycę, zemdlał. Ocuconemu artyście wręczono banana i nagranie mogło być kontynuowane.

Dodajmy, że Albarn ostatecznie nie umieścił na "Plastic Beach" wszystkich utworów nagranych z zaproszonymi artystami. Między innymi na album nie trafił intrygująco zapowiadający się numer nagrany z grupą The Horrors. Odpadła też piosenka, w której ponoć zaśpiewał Barry Gibb z Bee Gees.

Plastik to wytwór natury

Jak to zwykle bywa w przypadku Gorillaz, wydawnictwa projektu obudowane są nie tylko wizualizacjami i animacjami, ale również tzw. backgroundem. Albarn przyznał, że - jakkolwiek to nie zabrzmi - filozofię płyty oparł na obserwacji zaśmieconej plastikowymi odpadami plaży. Swoje zrobiła również wizyta w afrykańskim Mali, które według opisu artysty wygląda jak jedno wielkie wysypisko. Damona zaskoczyło, że w takim środowisku świetnie radzą sobie nie tylko ludzie ("Widzisz plastikowe i metalowe odpady na ulicy, które zaraz zamieniają się w towary sprzedawane na chodniku" - to wypowiedź dla "The Guardian"), ale również zwierzęta ("Węże leżące na plastikowych workach wyglądały na zadowolone"). To pozwoliło artyście zrozumieć nową wizję świata:

"To wszystko jest częścią nowej ekologii. Po raz pierwszy zobaczyłem świat w nowy sposób. Tym albumem chciałem przekazać, że plastik, który widzimy jako coś sprzecznego z naturą, tak naprawdę jest jej wytworem. To nie ludzie stworzyli plastik, ale natura. Kiedy to zrozumiałem, poczułem specyficzny rodzaj optymizmu. I to uczucie chciałem zamieścić na płycie popowej. To jest wyzwanie. Istotne wyzwanie" - powiedział twórca Gorillaz.

Albarn nie ukrywa, że "Plastic Beach" to projekt stricte popowy - ale jak podkreślił - "z głębią". Brytyjczyk szukał jej w mega popularnych na Wyspach telewizyjnych konkursach talentów i "czynnościach życia codziennego".

Melancholia z mikrofalówki

"Starałem się, by ludzie zrozumieli melancholię kupowania gotowego jedzenia w plastikowym opakowaniu. Ludzie, którzy oglądają The X Factor [brytyjski telewizyjny konkurs talentów - przyp. AW], najprawdopodobniej czują emocjonalny związek z takim rzeczami. Tymi śmieciami, które towarzyszą najistotniejszej - w oczach tych ludzi - sprawie, czyli wojeryzmowi gwiazd" - tłumaczył na łamach "The Guardian".

Artystyczne poszukiwanie filozofii w chorobliwym podglądactwie, które towarzyszy emocjonowaniu się przy najróżniejszych "Mamtalentach", i zajadaniu się przygotowanymi w mikrofalówce "gotowcami", spotkało się z ostentacyjnie przychylnym przyjęciem mediów. Opiniotwórczy magazyn "Q" na okładce marcowego wydania zadeklarował, że "Plastic Beach" to płyta 2010 roku, dodając: "To najbardziej wybiegająca w przyszłość płyta popowa, jaką usłyszycie w najbliższym czasie". Internetowy "Slant Magazine" ogłosił przełom w muzyce pop: "Wszechmocny wstrząs, którego muzyka popularna potrzebowała od dłuższego czasu". "Drowned in Sound" docenił "najwyższą bystrość" Albarna, a "Uncut" określił "Plastic Beach" jako "kapitalny concept album, pełen przebojowych singli".

Bestsellerowa "wyprzedaż"

Mniej entuzjastycznie o płycie napisał tygodniki "NME" ("To na pewno dobra muzyka", ale ocena 7/10). "Być może ta płyta potrzebuje jeszcze kilku przesłuchań?" - zastanawiał się krytyk magazynu "Clash". A "Spin" określił album słowem "wyprzedaż". Nie wszystkich przekonało również - trzeba przyznać trochę wydumane - przesłanie płyty. "Eko-parabola Albarna i spółki jest głośna, ale nie do końca przejrzysta" - czytamy w "Mojo", które dało płycie 3 na 5 możliwych gwiazdek. Dosyć boleśnie Damona "narysował" amerykański dwutygodnik "Rolling Stone": "Płyta udowadnia, że Albarn jest najbardziej sobą, kiedy zamienia się w postać z kreskówki".

Negatywne opinie krytyków na pewno przysłonił sukces płyty w notowaniu internetowego sklepu iTunes. "Plastic Beach" dotarł bowiem do 1. miejsca w Australii, Austrii, Danii, Francji, Niemczech, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Nowej Zelandii i Portugalii. Można być pewnym, że 15-milionowy nakład dotychczasowych dwóch płyt Gorillaz ("Gorillaz" i "Demon Days") zostanie znacząco poprawiony. W końcu "Goryle" to przecież projekt popowy i ukierunkowany na mainstreamowy sukces.

Plastik poczujemy też w Polsce

Gorillaz zobaczymy w tym roku na Open'er Festival w Gdyni. Niestety, będzie to jedynie Gorillaz w wersji Sound System - najwyraźniej na sprowadzenie prawdziwych "Goryli" mogą sobie pozwolić jedynie organizatorzy takich festiwali, jak amerykańska Coachella. W Polsce zobaczymy jedynie wizualizacje wsparte odtworzoną muzyką. Trochę to sztuczne, ale czy nie o tym mówił Albarn, wspominając o melancholii przygotowywanie gotowych posiłków w mikrofali? Doznanie powinno być cudownie plastikowe.

Artur Wróblewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gorillaz | powstane | muzyka | śmieci | album roku
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama