Niepoprawny romantyk - 20. rocznica śmierci Roberta Palmera
Wokalista Robert Palmer zawsze będzie się nam kojarzył z mocnym, uwodzicielskim głosem. Doskonale znany z wielu przebojów, 26 września 2003 roku zmarł w wieku 54 lat w pokoju hotelowym w Paryżu. Wypisz wymaluj angielski dżentelmen. Ludzie widzieli go zawsze jako spokojnego, opanowanego mężczyznę, co oczywiście musiało się podobać.
20. rocznica śmiercikpa/United Archives Getty Images
Niepoprawny romantyk - 20. rocznica śmierci Roberta Palmera
Wokalista Robert Palmer zawsze będzie się nam kojarzył z mocnym, uwodzicielskim głosem. Doskonale znany z wielu przebojów, 26 września 2003 roku zmarł w wieku 54 lat w pokoju hotelowym w Paryżu. Wypisz wymaluj angielski dżentelmen. Ludzie widzieli go zawsze jako spokojnego, opanowanego mężczyznę, co oczywiście musiało się podobać.
Brytyjski wokalista karierę rozpoczął jeszcze pod koniec lat 60. poprzez bluesowe nagrania z grupą The Alan Bown!, lecz jego muzyczne próby nie należały do zbyt udanych. Dopiero połowa lat 80. okazała się dla niego złotym czasem. To właśnie wtedy zaczął śpiewać popowe piosenki.Catherine McGannGetty Images
W lipcu 1983 r. wokalista gościnnie pojawił się na dobroczynnym koncercie w Birmingham, którego gwiazdą była popularna wówczas grupa Duran Duran. Ich spotkanie okazało się kluczowym w kwestii kariery Palmera. Wspólnie z należącymi do grupy muzykami stworzył zespół The Power Station. Ich debiutancki album "Power Station" z marca 1985 r., odniósł duży sukces komercyjny, czym zapewnili sobie zachwyty wśród słuchaczy. Co ciekawe, zupełnie innego zdania byli krytycy, którzy nie zostawili na grupie suchej nitki. Catherine McGannGetty Images
Palmer rozwijał w tym czasie również swoją karierę solową. Nagrana przez niego płyta "Riptide" po czasie zyskała miano kultowej, głównie za sprawą największego przeboju wokalisty - "Addicted to Love". Singel trafił na czołowe miejsca list międzynarodowych hitów. W USA z miejsca wdarł się na sam szczyt.Gijsbert Hanekroot/RedfernsGetty Images
Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają teledysk, na którym Robert Palmer pojawia się w towarzystwie pięciu zmysłowo tańczących modelek: Patty Kelly, Julie Pankhurst, Mak Gilchrist, Julię Bolino oraz Kathy Davis. Udawały one członkinie zespołu i wszystkie wystąpiły w podobnej stylizacji - wyraźny makijaż, obcisłe czarne stroje i oczywiście niezbędny element garderoby - wysokie szpilki.Margaret Norton/NBCU Photo Bank/NBCUniversalGetty Images
Co ciekawe, Robert Palmer na planie klipu pojawił się tylko z... żoną, która nie wzięła udziału w nagraniu. Wokalista rozmawiał z modelkami zaledwie przez moment i to długo po stworzeniu teledysku. "Nagrywałem sam, z tyłu miałem tylko niebieski ekran. Nigdy nie znalazłem się z tymi dziewczynami w jednym pomieszczeniu, w sumie to szkoda. Byłem tam tylko ja, kamera i niebieski ekran".Gijsbert Hanekroot/RedfernsGetty Images
Klip otworzył Palmerowi furtkę do największych światowych wyróżnień. Otrzymał m.in. MTV Video Music Awards, a singel zagwarantował mu statuetkę Grammy, dokładniej za najlepszą rockową partię wokalną. Pomysł z "Addicted to Love" wykorzystał jeszcze trzykrotnie - w teledyskach "I Didn't Mean to Turn You On", "Simply Irresistible" i animowanym "Change His Ways".Neville Elder/RedfernsGetty Images
W kolejnych latach Palmer regularnie nagrywał nowe albumy (w tym także z reaktywowanym The Power Station). W maju 2003 r. wypuścił "Drive" z bluesowymi standardami i współczesnymi kompozycjami z dorobku m.in. ZZ Top i Keb' Mo'. Niestety 26 września tego samego roku 54-letni Robert Palmer dostał zawału serca podczas pobytu w Paryżu i zmarł na miejscu, w hotelu Warwick Champs-Elysées. Palmer został pochowany w szwajcarskim Lugano, gdzie mieszkał od 1993 r.Franziska KrugGetty Images
Robert Palmer często podkreślał, że nigdy nie pociągało go życie typowej gwiazdy rock'n'rolla. Mimo wszystko nie przeszkadzało mu to w dość oczywistym niszczeniu organizmu. Przede wszystkim palił strasznie dużo papierosów, czasami nawet do 60 sztuk dziennie. Nie stronił również od whisky, jednak popijał ją tylko w czasie wolnym, nigdy gdy był w pracy. Twierdził, że alkohol znacząco wpłynąłby na wpłynął na jego głos i zachowanie na scenie, a Palmer musiał mieć wszystko pod kontrolą.Koh Hasebe/Shinko MusicGetty Images
Mimo uzależnień, życie Roberta Palmera mogłoby być synonimem spokoju. Wokalista jak ognia unikał przypadkowych przygód (groupies) i pozostawał wierny aktualnej partnerce. Nie pojawiał się także na wielu branżowych imprezach, ani nie zostawał po koncertach z kolegami po fachu. Opis ten da się zamknąć w kilku zdaniach, być może to właśnie dlatego dziś nie jest o nim tak głośno, jak o innych rockowych gwiazdach tamtych lat, w końcu wielu pozostawiło po sobie o wiele ciekawsze historie, lecz nie jest to wcale temat nadający się do szczególnej gloryfikacji. Gijsbert Hanekroot/RedfernsGetty Images
Śmierć Roberta Palmera obiła się szerokim echem po świecie show-biznesu. Najpopularniejsi artyści wspominali wokalistę w samych superlatywach, choć w tej beczce miodu pojawiła się łyżka dziegciu. "To papierochy go zabiły" - powiedział jeden z jego najbliższych przyjaciół Joe Allen. Z kolei tak chociażby tak wspominał go Rob Stewart: "Kochałem Roberta. Był dla mnie bohaterem. Myślę, że 'Addicted To Love' to dla mnie rockowy utwór numer jeden. Wiem, że tak też sądzi wielu ludzi, zwłaszcza po zobaczeniu teledysku. Kiedyś Robert i ja gadaliśmy ze sobą późno w nocy i wyznał, że to [mój utwór] "Hot Legs" był inspiracją dla 'Addicted To Love'. A ja mu na to powiedziałem, że tworząc "Young Turks" inspirowałem się jego nagraniem "Johnny And Mary".Lester Cohen/WireImageGetty Images
26 września mija 20. rocznica śmierci Roberta Palmera. Wokalista umarł młodo, lecz swoją twórczością pozostawił po sobie pomnik, a "Addicted To Love" pozostaje ponadczasowym przebojem, który może łączyć pokolenia. kpa/United Archives Getty Images