"Złe moce nie wyznaczają sobie żadnych granic"

- Jubileusze są dla dziadków, a my od 24 lat czujemy się jak debiutanci - przekonuje Irek Dańko, wokalista, gitarzysta, kompozytor i tekściarz grupy Kremlowskie Kuranty.

Kremlowskie Kuranty (pierwszy z prawej Irek Dańko)
Kremlowskie Kuranty (pierwszy z prawej Irek Dańko) 

Mająca korzenie w Jaśle grupa łączy gitarowego punk rocka z muzyką nowofalową i folkową, której towarzyszą poetyckie teksty. W dorobku formacja ma występy na festiwalach w Jarocinie (1992, 93) i katowickich Odjazdach.

W 2007 roku działalność Kremlowskich Kurantów ponownie nabrała tempa, czego efektem płyty "Tam ta da dam" (2008) i wydana w połowie marca 2010 roku "Przemyśl mnie". To głównie o nią Michał Boroń pytał sprawcę całego zamieszania - Irka Dańko.

Skąd u was w ostatnim czasie taki przypływ weny? "Przemyśl mnie" to płyta wydana niemal równo dwa lata po "Tam ta da dam". Wcześniej o takiej regularności nie było mowy...

- Wena przyszła z nadmiaru wolnego czasu i złych wiadomości. Rok temu zostałem zwolniony z pracy, a i na innych polach aktywności nie działo się najlepiej. Coś trzeba było robić, żeby całkiem nie odlecieć. Gitara leżała pod ręką.

Widzisz jakieś specjalne różnice w stosunku do "Tam ta da dam"?

- Kolosalne. Pierwszy raz w 24-letniej "karierze" nagrałem płytę na własnym, a nie pożyczonym wzmacniaczu. Do tego miałem czas, aby nie zajmować się niczym więcej poza układaniem piosenek.

Nie oglądacie się specjalnie na trendy, co jednak nie oznacza, że zatrzymaliście się na punk rocku sprzed 20 lat. Co wam się najbardziej podoba z historii rock'n'rolla z ostatnich dwóch dekad?

- Gusta w zespole są różne. Jeśli chodzi o moje, to przez ostatnie dwie dekady królowała w odtwarzaczu muzyka folkowa i rockowa z Europy Wschodniej oraz mniej znane wynalazki z szeroko pojętego Zachodu. Większości mieszkańców naszego kraju zapewne niewiele powiedzą nazwy takich zespołów jak Vopli Vidopliasova, Babsley czy Fiery Furnaces, ale zapewniam, że niczym nie ustępują popularnym, anglosaskim kapelom, które lansują polskie radia do spółki z międzynarodowymi koncernami fonograficznymi.

Na własny użytek waszą twórczość określiłem mianem "muzyki ściany południowo-wschodniej", na podobieństwo Pustkowej "muzyki ściany wschodniej". Słychać, że wasze korzenie rodem z Jasła cały czas gdzieś tam się przebijają - moim zdaniem nad całością unosi się duch Schulzowo-kresowy. Mam rację?

- Życzyłbym sobie, żebyś miał rację. Mentalnie i emocjonalnie tkwię w Polsce południowo-wschodniej, choć muszę dodać, że lubię też atmosferę Krakowa, w którym od lat mieszkam.

Widać to też w oprawie graficznej płyty autorstwa Tomka Bereźnickiego i Beaty Zalot. O Tomku można powiedzieć, że jest multimedialny, bo zagrał też gościnnie na gitarze. Dał się poznać m.in. z komiksu o Bono, a chyba trudno znaleźć inną rockową kapelę niż U2 od której Kuranty dzielą lata świetle?

- Tomek i Beata to dwie różne bajki. Nie do końca orientuję się w ich południowo-wschodnich konotacjach, ale wysoko cenię sobie artystyczną wrażliwość. On jest krakowskim artystą grafikiem, ona - podhalańską poetką i malarką, co nie przeszkadzało skorzystać z ich pracy i talentów.

- Muzycznie na pierwszy rzut ucha rozjeżdżam się z Tomkiem. Moje granie siedzi w punku, folku i rocku alternatywnym, jego - bardziej w progresywnym i bluesowym. W paru piosenkach ta mieszanka dała jednak ciekawe efekty.

Myślisz, że taka "Historia prowincjonalna" raczej nie miałaby prawa się wydarzyć np. w Poznaniu? Powiedz jako autor tekstów, czy opowieści z "Przemyśl mnie" są odbiciem autentycznych zdarzeń?

- "Historia prowincjonalna" jest o diable szalejącym w Kawiarni Prowincjonalnej w Nowym Sączu. Ponieważ złe moce nie wyznaczają sobie żadnych granic, więc i Poznań może być zagrożony. "Przemyśl mnie" jest kawałkiem w 100 procentach opartym na faktach. W zeszłym roku wracając ze Lwowa spóźniłem się na nocny pociąg z Przemyśla do Krakowa. Tekst jest o tym, co wydarzyło się do świtu, gdy błąkałem się po obcym dla mnie mieście.

W tekstach z jednej strony pojawiają się takie uniwersalne tematy, jak miłość, samotność, brak nadziei, a z drugiej publicystyczno-bieżące, jak wojna w Afganistanie ("Ostatni patrol") czy praca w korporacji ("Wielki kryzys"). Ta druga pula to efekt dziennikarskiego zacięcia?

- Trochę tak. 15 lat pracy w gazecie codziennej nie zostaje bez śladu w człowieku. Od publicystyki wolę jednak żywe opowiadanie z ciekawym detalem i świeżą metaforą. Tekst piosenki powinien być komunikatywny, a nie walić cepem po uszach lub wciskać banały pod pozorem filozoficznej głębi.

Kończąc jeszcze temat "Historii prowincjonalnej", opowiedz o teledysku do tego nagrania. Ponoć pojawił się w nim bies...

- Piosenka jest o diabelskim najściu na lokal, którego ofiarą padają Bogu ducha winni goście, w tym para zakochanych. Nie mogę wiele zdradzić, co tam sfilmowaliśmy w zimową noc, ale muszę przyznać, że było ciężko. Wszystko okaże się w kwietniu, kiedy będzie gotowy teledysk.

Utwory, w których śpiewa Agnieszka budzą skojarzenia z Heyem z drugiej połowy lat 90. Z tym kontrastują śpiewane przez ciebie piosenki, zdecydowanie bardziej punkowe. Staraliście się to specjalnie wyważyć, żeby nie było "przewalenia" w którąś stronę?

- Nagraliśmy to, co serce podpowiadało, i na co pozwalały nasze możliwości. Nie było planu, w którą stronę należy muzycznie skręcić. Osobiście nie wyobrażam sobie stworzenia płyty jednorodnej gatunkowo, bo szybko się nudzę. Nie jestem punkowcem czy metalowcem, który od pierwszego do ostatniego kawałka trzyma się jednego schematu. Zespół Hey nie jest zły, ale nie czuję z nim specjalnego powinowactwa. To zupełnie inna historia.

Jakie plany po premierze "Przemyśl mnie"? Coś specjalnego poza pojedynczymi koncertami?

- Wiosenne plany są na razie ograniczone do kilku występów. Najbliższy koncert zagramy 14 kwietnia w klubie Alchemia w Krakowie. Jeśli pojawią się inne propozycje, to z pewnością rozważymy je z należytą powagą.

W 2011 roku przypada okrągła, 25. rocznica powstania Kremlowskich Kurantów. Myślicie może już o tym jubileuszu?

- Jubileusze są dla dziadków, a my od 24 lat czujemy się jak debiutanci. Pomyślimy o uroczystych, rocznicowych obchodach, kiedy naszej kapeli stuknie pięćdziesiątka.

I tak trzymać. Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas