Reklama

"Wszystko jest możliwe"

Po uporaniu się z udziałem w Panzer X, solowym projekcie Petera z grupy Vader, płytą-hołdem dla swoich mistrzów, czyli nagraną z zespołem Kruk "Memoires", Grzegorz Kupczyk w końcu poświęcił się swojej grupie CETI.

Po 4-letnich oczekiwaniach pod koniec marca 2007 roku w sklepach pojawił się album "(...) perfecto mundo (...)". Materiał udanie łączy hardrockowe i heavymetalowe granie z muzyką klasyczną. Niektóre rozwiązania przywołują skojarzenia z power metalem, choć sam Kupczyk w rozmowie z Michałem Boroniem odżegnuje się od takich porównań.

- Próbowałem dyskutować na ten temat z wieloma osobami, ale okazało się, że argumenty na określenie power metal mogły by z powodzeniem dotyczyć też Metalliki czy Deep Purple - przekonuje Kupczyk.

Reklama

Wokalista opowiedział również dlaczego zdecydował się opuścić legendarną grupę Turbo i co sądzi o swoim następcy, o swoim idealnym świecie i muzycznych marzeniach.

Zacznijmy po bożemu, od początku, od tytułu. Jaki jest ten twój "idealny świat"? Jak traktujesz to pojęcie?

Świat bez wojen. Pełen tolerancji i szacunku nie tylko wobec ludzi, ale także wobec przyrody.

Płytę zapowiadałeś jako połączenie heavy metalu z muzyką klasyczną. Tymczasem dość nieoczekiwanie dla mnie w nowych nagraniach usłyszałem dość sporo elementów power metalu. A przecież akurat z nurtem kojarzonym z opowieściami rycerskimi, smokami i ociekającym patosem nie miałeś zbyt wiele wspólnego...

Wiesz, ja nie rozumiem pojęcia "power metal". Takie pojęcie przyjęto dość niedawno, ale myślę, że to tak troszkę z "braku laku" i z chęci odkrycia czegoś na siłę (śmiech).

Kiedyś zespół Helloween był zespołem heavy, a teraz nagle przechrzczono go na power. Próbowałem dyskutować na ten temat z wieloma osobami, ale okazało się, że argumenty na określenie power metal mogły by z powodzeniem dotyczyć też Metalliki czy Deep Purple. Nie jesteśmy zespołem power metalowym, ja raczej określiłbym nas hard na pograniczu heavy.

Wychwalasz ostatnio produkcje Stratovariusa i Masterplan. Czy masz jakiś innych ostatnich faworytów i ulubieńców? Szczególnie chodzi mi o rzeczy nie z tak uwielbianej przez ciebie klasyki hard rocka.

Niestety nie. Wszystko lub znakomita większość to popłuczyny po mistrzach i to często bardzo mierne. Są wyjątki i słuchanie tychże sprawia mi niekłamaną przyjemność.

Mówiłeś o tym, że teksty na "(...) perfecto mundo (...)" opowiadają o człowieku, jego podróży przez życie - czyli jednym słowem to concept-album?

W zasadzie tak, choć teksty traktowane osobno stanowią oddzielną całość. Każdy jest zamkniętą opowieścią, jednak na płycie zostały one tak ułożone aby mogły stanowić zamkniętą opowieść.

We wkładce wśród podziękowań znalazł się lekarz z kliniki weterynaryjnej. Jeden z utworów - "For Those Who Aren't Here" poświęcony jest naszym nie tylko czworonożnym przyjaciołom. Zwierzęta są ci bliskie, opowiedz o swoich.

Klinika o której mówisz to bardzo dobry szpital i prowadzony przez człowieka, który kocha zwierzęta, nie tylko z tytułu swojej profesji, ale tak po prostu, od siebie. Bardzo lubi rockową muzę i cieszy się gdy może pomoc.

Co do zwierząt to bardzo je kocham. Mam ich kilka w domu - koty, psa, papugę itp. Uważam, że ludzie się zezwierzęcili i tak naprawdę ludzkie są chyba jednak właśnie zwierzęta.

Na płycie są dwie wersje "Gardens Of Life" różniące się niewiele tekstem, a bardzo muzyką. Dlaczego zdecydowałeś się na takie dość nietypowe rozwiązanie? O czym opowiada ten utwór?

Geneza powstania dwóch wersji to bardzo prozaiczny temat. Najpierw powstała pierwsza wersja (akustyczna), a potem elektryczna. Czas poganiał i troszeczkę zamotałem się z tekstami. Postanowiłem zinterpretować temat za pomocą muzyki i drobnej zmiany tekstu - myślę, że się udało (śmiech).

Pierwsza część to "ogrody" życia którymi są... groby, zresztą tak jest to zilustrowane w wkładce płyty. Chodziło mi o przenośnię, symbol - śmierć jako podsumowanie, zbiór wszystkiego. Natomiast "Ogrody" w drugiej, akustycznej wersji to już coś poza nami, poza dotychczasowym stanem istnienia, drugi, inny świat, drugie życie. To świat o którym marzymy, świat idealny, pełen zdrowego powietrza, spokoju.

Nakręciliście już teledysk do "Stolen Wind". Jak przebiegała jego realizacja, dlaczego akurat to nagranie i pomysł na przedstawienie zespołu w wersji koncertowej?

Tutaj także nie ma jakiejś wyjątkowej filozofii, po prostu ten utwór jest chyba najbardziej śpiewny, przebojowy, a poza tym najkrótszy na płycie, co oznacza, że najłatwiejszy do prezentacji w mediach. Niestety, w telewizji okazało się, że muzyka za mocna!

Co do realizacji, zespół CETI bardzo dobrze przyjmowany jest podczas koncertów, co miałeś okazję już widzieć. Pomyślałem więc, że dobrze będzie to pokazać tym, którzy na koncertach CETI jeszcze nie byli.

Jak będzie wyglądała koncertowa promocja "(...) perfecto mundo (...)"? Czy można mówić o jakiejś większej trasie, czy to będą raczej sporadyczne, pojedyncze koncerty?

Będzie trasa, która została przesunięta na listopad. Przewidujemy około 15 koncertów na terenie całego kraju. W pierwszej części występować z nami będzie bardzo interesujący zespół z Belgii Amanda, a w drugiej Gutter Sirens i być może jeszcze jeden zaprzyjaźniony zespół.

Trasa planowo ma się rozpocząć 13 listopada. Do czasu jej rozpoczęcia CETI raczej nie będzie koncertować. Odpoczywamy aktualnie po 2-letniej ciężkiej pracy w studio, a od września rozpoczynamy kolejne próby nad opracowaniem koncertowych wersji utworów z "(...) perfecto mundo (...)". Zagraliśmy trzy bardzo udane koncerty w kwietniu i w czerwcu, teraz przerwa (śmiech).

Przyznam szczerze, że byłem trochę zaskoczony, gdy pod koniec marca pojawiła się w końcu zapowiadana od dłuższego czasu płyta CETI, a raptem parę dni po premierze wybrałeś się w trasę pożegnalną z Turbo...

Chyba nie tylko ty? (śmiech)

Nie żałujesz tej decyzji o rozstaniu? Czytałem kilka komentarzy, że minie jakiś czas i Kupczyk wróci do Turbo.

Nie ma czego żałować... Być może wrócę. Nigdy nie powiedziałem, że nigdy (śmiech). Gillan i Ozzy też wracali kilkakrotnie do swych macierzystych zespołów.

Na razie jednak muszę i chce być w swoim "domu". Każde dziecko kiedyś opuszcza swój dom rodzinny, czasem do niego wraca, nic w tym zdrożnego.

Ostatnio też dochodziło do absurdalnych sytuacji gdy zacząłem stanowić konkurencję dla samego siebie. To musiało się skończyć. Nie pokłóciliśmy się w Turbo i wszystko jest możliwe.

Poza tym jestem przekonany, że moje odejście z Turbo w tym właśnie momencie i po tak udanej trasie jest aktem sporej odwagi i uczciwości, ponieważ gdybym odchodził z zespołu upadłego całkowicie, to wtedy byłaby to ucieczka.

Znany jest już twój następca w tym zespole - został nim Tomek Struszczyk (wcześniej w Pathology). Jak oceniasz tą decyzję, czy miałeś okazję może już widzieć koncert nowego Turbo?

Kiedyś startowali do CETI gitarzyści z tego zespołu, niestety nie spełnili naszych oczekiwań. Nie do mnie należy ocena poczynań Turbo. Natomiast rzadko bywam na koncertach i nie mam pojęcia jak to wszystko wychodzi. Zakładam, że Wojtek [Hoffmann, gitarzysta Turbo] wie kogo wziął.

Czy coś poza CETI zamierzasz w najbliższym czasie robić na boku? Była mowa o dalszej współpracy z Peterem nad jego projektem Panzer X, ponoć zostało trochę niewykorzystanego materiału z sesji "Memoires" z grupą Kruk i szykujesz jego kontynuację? Jak to wygląda?

Na razie wyłącznie CETI, potem jak Piotr się odezwie to Panzer, natomiast z "Memories" troszkę chyba poczekamy. Ale co odwlecze to....

Czy po tylu latach w branży masz jeszcze jakieś niespełnione muzyczne marzenia?

Hehe, złota płyta. Fajnie było by ją mieć (śmiech).

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grzegorz Kupczyk | Ceti
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy