Wini: Polski hip-hop jest zachowawczy

Wini zapowiada powrót marki Stoprocent /materiały prasowe

Na rynek wraca firma Stoprocent. To dobry pretekst do wywiadu z jej założycielem. Rozmawiamy więc o tym, co wytwórnia ma na koncie i o tym, co lada dzień się wydarzy.

Marcin Misztalski, Interia.pl: Zacznijmy rozmowę od kooperacji Redmana i Stoprocent, która miała miejsce kilkanaście lat temu.

Wini: - Do współpracy doszło dzięki jego siostrze, która była wówczas jego menedżerką. Skontaktowaliśmy się z nią chyba przez biuro w Berlinie. Już nie pamiętam. W każdym razie udało się dogadać i zorganizowaliśmy sesję zdjęciową w Hamburgu. Pamiętam, że mieliśmy do wyboru Method Mana i Redmana. Już mówię, dlaczego postawiliśmy na Redmana - Reggie pokazał się wcześniej publicznie w naszych ubraniach i nie chciał za to żadnych pieniędzy. Zrobił nam przysługę. Mogliśmy podejść do tematu w wyrachowany sposób i pomyśleć sobie: "Mamy już reklamę Redmana, pracujmy teraz z Method Manem". Zrobiliśmy inaczej. Nie chcieliśmy działać jak cwaniacy. Dzień spędziliśmy w dość wesołej atmosferze. Chciałem zaprosić go na steki do restauracji, ale on uparł się na McDonalda. Nie rozumiem jego wyboru do dzisiaj. Szukaliśmy w ogóle tego McDonalda chyba z pół godziny. Redman jak to Redman. Zachowywał się prawie jak postać z kreskówki. Pohukiwał i szczekał jak pies. W pewnym momencie wyciągnął telefon, zadzwonił do kogoś i zaczął wyć, co było zabawne. Podczas sesji zdjęciowej był bardzo profesjonalny. Jarał się naszymi ubraniami. Nie trzeba było go do niczego zmuszać. Był otwarty na nasze pomysły.

Reklama

Reklama przełożyła się na lepszą sprzedaż waszych ubrań?

Przyznaję, że to nie były najlepiej wydane pieniądze. To też nie było tak, że zapłaciliśmy za reklamę gigantyczną kwotę, no ale jednak coś tam nas to kosztowało. W tamtym czasie było naprawdę duże ciśnienie na polski rap, więc gdybyśmy tę samą kwotę zainwestowali w naszych raperów, to bardziej byśmy na tym skorzystali. Ale z drugiej strony - w tej kooperacji było też trochę miłości do hip-hopu.

Mówiłeś kiedyś, że to jeden z twoich ulubionych raperów.

- To prawda. Mówiłem mu o tym, kiedy się zobaczyliśmy. Powiem ci szczerze, że nie jarałem się współpracą na tyle, na ile mogłoby się wydawać. Zabrakło mi tego dziecięcego entuzjazmu. Nie wiem, czym było to spowodowane. Może skoncentrowałem się na pracy? Może to dlatego, że widziałem już niejednego znanego artystę? Nie zrobiłem z nim nawet zdjęcia czy wywiadu. Wykonaliśmy swoją robotę, odwieźliśmy go do hotelu i wróciliśmy do swoich zajęć. Przypuszczam, że gdybym spotkał dziś Eminema, to też nie sikałbym po gaciach.

Poruszaliście temat muzycznej kooperacji?

- Ten temat był poruszany. Miałem nawet plan. To miała być trzecia część kawałka "Stoprocent", który miał nazywać się "Stoprocent sto". Chciałem, by w numerze pojawili się Method Man, Redman i DonGuralesko. Kawałek miał być okraszony zajebistym wideoklipem. Całe przedsięwzięcie jest warte pewnie z pół miliona złotych. Akcja klipu miałaby się rozgrywać w przyszłości.

Inni raperzy ze Stanów - Smif-N-Wessun chcieli, byś zapłacił im za wspólny numer, ale się nie zgodziłeś. Dlaczego?

- Siedzieliśmy w studiu i leciał akurat bit, który im się spodobał. Rzuciłem więc, by się dograli, ale powiedzieli, że muszę im zapłacić. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: "Nie, dzięki". Nie widziałem powodu, dla którego miałbym im płacić. No stary! Miałem płacić, bo są z Ameryki? Przecież to ja jestem w Polsce bardziej znany niż oni. Kawałek nie miał iść na rynek amerykański. W ogóle nie myślałem o tym w kategoriach... wielkiego kawałka. To miała być luźna nagrywka, spontaniczna akcja. Powiem ci tak. Załóżmy, zupełnie hipotetycznie, że chcę się wbić na amerykański rynek muzyczny. Odzywam się więc do jakiegoś znanego rapera, który nie jest moim kolegą, więc automatycznie nie jest mi winien żadnej przysługi. Sam zapracował na to, że jest znanym artystą. Więc jeśli on ma mi teraz "oddać" mały procencik swojej sławy, by ktoś zwrócił na mnie uwagę, no to bierze za to hajs. To jest normalna sytuacja. Nie mam z tym problemu. W momencie, kiedy mówimy o zespole, który swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą, no to... jeśli miałbym podejść do tego realistycznie, to oni powinni mi zapłacić za to, że robię im promocję w Polsce.

Mogliby dzięki współpracy z tobą dostać kolejne propozycje koncertów w naszym kraju.

- Na przykład. Mógłbym im także załatwić kooperacje z najpopularniejszymi polskimi raperami. Oczywiście z tymi starszymi, bo ci młodsi kawałek ze Smif-N-Wessun mieliby gdzieś. Mogli trochę pogłówkować, zamiast wychodzić z założenia, że są raperami z Ameryki, którym należy się hajs za nagrywki.

Masz jeszcze jakieś wspomnienia z amerykańskimi twórcami?

- Spędziłem kiedyś kilka godzin z Masta Ace'em. Jadłem z nim obiad w Szczecinie. Powiedział, że mam ładny samochód. On nagrał kiedyś kawałek "Sittin' On Chrome" nawiązujący do koloru felg. Powiedziałem mu, że nie mam chromowanych felg, tylko czarne. Na co Masta: "Czarne felgi, to teraz nowy chrom". (śmiech)

Pogadajmy teraz o polskim hip-hopie. Masz wrażenie, że nasi raperzy są nieco zachowawczy i brakuje im spontaniczności?

- O tym to można rozmawiać kilka godzin. Postaram się to streścić. Ja to przede wszystkim nienawidzę, jak ktoś narzeka na polski hip-hop. Oczywiście, że polski hip-hop jest zachowawczy. To normalna tendencja dla rzeczy, które wychodzą z undergroundu i wchodzą do mainstreamu. W mainstreamie są pieniądze, więc niektórzy ludzie stają się zachowawczy i grzeczni. Starają się dopasować. Wszystkim zależy na tym, by opierdalać swój produkt szerokiej grupie ludzi...

Wiem, że to inny świat, ale kiedy patrzę na mainstream w niemieckim rapie, to nie widzę tam grzecznych teledysków. Za przykład niech posłużą obrazki Gzuza i całej ekipy 187.

- YouTube dopasowuje swój produkt do danego rynku. Więc jeśli YT chce być np. w Chinach, to nie mogą puszczać filmów nagrywanych przez opozycję, bo chiński rząd sobie tego nie życzy. A jeśli będą to robić, to pewnego dnia usłyszą: "Jeśli będziecie robić takie numery, to was po prostu wyłączymy i waszego gówna w ogóle nie będzie w Chinach. To nasz kraj i zarządzamy nim w taki sposób, w jaki nam się podoba. Dopasowujecie się albo wy****ać, bo zrobimy sobie swojego YouTuba". A teraz już o Niemcach - oni przede wszystkim nie są krajem katolickim. W Polsce kościół wciąż ma bardzo dużo do powiedzenia i ma realny wpływ na władzę. Pewne rzeczy są więc u nas ugrzecznione. Klipy, które u nas na YouTube trafiają jako "plus 18", u nich nie trafiają - są dostępne dla każdego, bo panują tam inne obyczaje. Niemiecki hip-hop jest zdecydowanie bardziej agresywny. Tylko widzisz (nie chcę zabrzmieć jak jakiś zgred), im jestem starszy, tym mniej jara mnie ten bestialski-gangsterski rap. Nie to, że wszyscy mają rapować o podlewaniu kwiatków w ogródku, ale pewne rzeczy już mnie nudzą. Zobacz, do czego to doprowadziło w Anglii albo w Chicago. Tam nastolatkowie rapują o tym, że obcinają komuś głowę maczetą. Następnie okazuje się, że to prawda! Teksty piosenek są dowodami w sprawach karnych. Później jest pi****nie, czy teksty piosenek mogą być dowodami w sprawie. K***a, typ obciął komuś głowę! Ten śmieć powinien zostać roz***ny. Co mnie obchodzi, że on robi jakiś rap. Pozbądźmy się go.

Czytałem kiedyś, że jeden gość w Chicago strzelił do drugiego, bo obraził go na Twitterze.

- Tam są straszne wojny. Jeśli byśmy policzyli, ilu raperów zginęło w latach 90., a ilu ginie teraz to... obecnie ginie ich niestety więcej. I niech nikt mi nie mówi, że rap ich do tego nie podjudza, bo podjudza. Lubię to zwariowanie w gangsterskim rapie, ale wolę takie linijki, jakie ma Redman. On też przecież nawijał o napadach, ale opowiadał o nich z przymrużeniem oka. Raperzy zawsze posługiwali się hardcore'ową przenośnią, więc nie da się nagle sprawić, że raperzy będą bandą grzecznych chłopców. Ale nie ma co przeginać i emanować czystym złem. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

Przeskoczmy do 2012 roku, kiedy w twojej wytwórni płytę wypuścił Borixon.

- Lubiłem jego muzykę. To był przede wszystkim powód, dla którego ukazał sie u nas jego krążek. Zadzwoniłem do niego z pytaniem, czy chce wydać u nas swój materiał, zgodził się. Myśmy w Stoprocent starali się zawsze o dwie rzeczy - by muzyka była oryginalna i z jajem. Chcieliśmy wydawać muzykę z pier****ciem, a nie studenckie szanty. Chcieliśmy też, by oprawa wizualna i graficzna była ciekawa. Borixon zawsze posiadał fajne poczucie humoru. Ceniłem to. Nie lubię smutasów. Pasował do nas. To, że w tamtym momencie był mniej popularny, gówno dla mnie znaczyło. Miał różne etapy swojej popularności. Dzisiaj dochodzą mnie słuchy, że ma się bardzo dobrze. To też nie jest tak, że poznałem go w 2012 roku. Znaliśmy się od dawna. Był jednym z pierwszych raperów, który promował markę Stoprocent. Pamiętam np. taki fajny klip "Trwam w tym". Dużo w nim naszej odzieży.

Dużo swego czasu sprzedawałeś też płyt winylowych. Tytus z Asfalt Records opowiadał mi kiedyś, że brałeś od niego pierwszy Płomień 81.

- Miałem firmę, która sprzedawała płyty winylowe. Jeśli ktoś wydawał polski rap na woskach, to chciałem mieć te woski u siebie w sklepie. Przyznaję, że jestem w szoku, że Tytus o tym pamięta i o tym wspomina. Miło z jego strony, że odnotował takie wydarzenie. Zawsze bardzo kibicowałem polskiemu hip-hopowi, od samego jego początku. Mimo że był bardzo słaby i mocno kulał - głównie technicznie. Nie jest żadną tajemnicą, że polscy raperzy kiedyś w większości nie potrafili po prostu rapować. Mimo wszystko cieszyłem się, że rap jest robiony w naszym języku. Pamiętam, że we wczesnych latach 90. dwa najczęściej padające pytania, na które - swoją drogą - nie było odpowiedzi to: Czy rap jest tylko dla czarnoskórych? I czy da się go robić po polsku? Skąd mogliśmy to wiedzieć, skoro na klipach widzieliśmy tylko czarnoskórych artystów, rapujących po angielsku. Oczywiście zdarzali się nad Wisłą tacy, którzy rapowali wówczas po angielsku, ale dla mnie było to zwykłe pozerstwo.

W którym momencie stwierdziłeś, że Polacy potrafią rapować?

- W momencie, kiedy usłyszałem TDF-a, pomyślałem sobie: "K***a, to da się robić po polsku". Dożywotni props dla Tedego. (śmiech) Nie dość, że fajnie rapował, to pisał jeszcze ciekawe, jak na tamte czasy, teksty. On nie był nawet w 1/100 tak sławnym raperem, jak dzisiejsi młodzi, topowi raperzy. Natomiast mistycyzm, jakim był owiany ten człowiek, nie ma żaden polski raper. Nawet ci, którzy wyprzedają stadiony. Ich mistycyzm nawet nie leży obok tego, co miał wtedy Tede.

Ten - jak go nazwałeś - mistycyzm spowodowany był chyba tym, że większość słuchaczy żyła tylko i wyłącznie wyobrażeniami Tedego. Nie znali go. Trochę idealizowali. Coś jak dziś np. Taco Hemingwaya.

- Nie wiem. Ja nie żyję Taco Hemingwayem, więc też nie potrafię wczuć się w przykład, który podałeś... Słuchaj, nie - żaden Taco ani nikt inny nigdy nie będzie pasował do tej sytuacji. To nawet nie jest kwestia Tedego, tylko czasów, w których się to działo. To się już nigdy nie wydarzy. To był ten pierwszy raz. On to robił mistrzowsko, a reszta nie wiedziała nawet, jak się za rap zabrać. Takie emocje to może wywoływał kiedyś Czesław Niemen. To była rewolucja.

Jestem ciekaw, jakie emocje będą wywoływać ubrania Stoprocent, z którymi za chwilę wracasz.

- Marka będzie bez zmian marką streetwear'ową. Nie powiem ci, że nigdy nie będziemy się przecinać z krawiectwem wyższym, ale nie to jest naszym celem. Nie będziemy robić bluz z kapturem za nie wiadomo jakie pieniądze. Będziemy się kręcić koło trzech haseł: muzyka, sport i ulica. Tak też będą podzielone linie odzieżowe. Ulica będzie w klimacie bardziej minimalistycznym. Sport będzie kooperacjami ze sportowcami. Natomiast muzyka będzie naszym dizajnerskim wyżywaniem się. Będziemy oferować dropy tematyczne. Stoprocent zawsze było marką, która miała dużo do powiedzenia. Teraz do powiedzenia będziemy mieli jeszcze więcej. Pierwszym dropem będzie powrót do klasyki i zrobimy go z naszymi najlepszymi wzorami. Chciałbym ująć patriotyzm w fajnym kierunku. Byliśmy pierwszą marką w tym kraju, która podejmowała takie tematy. I jedną z nielicznych, która miała polską nazwę. Chciałbym zauważyć, że polskie marki patriotyczne w większości miały obcojęzyczne nazwy. Co dla mnie jest jakimś żartem. Chcę zbudować ten patriotyzm w zupełnie inny sposób. Nie chcę, by kojarzył się negatywnie - z patusami, którzy wycierają sobie mordy polskimi znakami chwały. Chciałbym też zrobić kolekcję poświęconą ludziom pracy, czy kolekcję o czystej nienawiści do tego skur****na Putina. Zawsze mówiłem, że to jest skończony bydlak. Nie wiem, dlaczego tyle osób potrafiło ze mną dyskutować na jego temat. "Bo Rosja sraty taty, bo oni tak muszą". K***a. Nic nie muszą. Niech oni się lepiej zajmą tym, by ludzie w Rosji nie musieli srać do dziury i nie musieli sobie wycierać dupy papierem ściernym. Chcemy mówić i opowiadać pewne rzeczy za pomocą naszej odzieży. Ruszamy w czerwcu. Po szczegóły zapraszam wszystkich na stoprocent.emiteo.pl.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wini
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy