Reklama

"Tutti frutti show z pokazywaniem cycków"

- Jak można siebie sprzedać? Swoją nagością? Chamstwem? Kontrowersyjnością? Skandalami? Zrobieniem ze swojego życia prywatnego pokazu medialnego? Nie wiem do czego to służy, ale nie przyczynia się do jakości muzyki, którą wykonawcy na polskiej scenie obecnie prezentują - tak polski show biznesik komentuje O.S.T.R., który - uwaga! - za sprawą jedynie muzyki znalazł na szczycie listy najpopularniejszych płyt w Polsce. A "Ja tu tylko sprzątam" daleko do muzyki "popularnej", nachalnie prezentowanej w mediach. Z Ostrym rozmawiał Artur Wróblewski.

Gratuluję kolejnej dobrej płyty. Pierwsze miejsce na OLiS, same dobre recenzje... Zaskoczony?

Tak, jestem zaskoczony. Ja nie jestem artystą, który myśli o sprzedaży. Sprzedażą zajmuje się Tytus [szef Asfalt Recors - przyp. AW] i on ma pieczę nad marketingiem. Zupełnie się na tym nie znam, to nie jest moja działka. Ja spędziłem bardzo dużo godzin w studio, żeby ten album dopracować w najmniejszych szczegółach. To jest mój dziewiąty i w tym momencie czuję się dosyć pewnie jeśli chodzi o to co sobą reprezentuję. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę udawać, że czegoś nie umiem, jeżeli udowodniłem że to potrafię dziewięć razy.

Reklama

Tą płytą, "Ja tu tylko sprzątam", chciałbym wszystkim ludziom robiącym muzykę dla siebie, muzykę ambitną, dać sygnał. Bo tworzenie takiej muzyki przydaje życiu blasku. Ja się cieszę głównie z małych rzeczy. Na przykład, że znajdę gdzieś zajebistą stopę albo werbel. Znajdę jakiś super sampel. To jest rzecz, której nie da się przeliczyć na pieniądze. Nie da się tego określić jako wartość materialną. To są sprawy emocjonalne. I jeżeli ktoś potrafi czerpać emocjonalną radość z tego, co robi, to tak naprawdę nie potrzebuje wysokiej sprzedaży i pierwszego miejsca. Jedyną osobą, której każdą płytą udowadniam, że jestem coś wart, to jestem ja sam. To ja mam ciśnienie przed wyjściem płyty, czy rzeczywiście ona jest tak dobra, że się nadaje do wydania. Jeżeli wydawałbym płytę, która byłaby słabsza, to potrafię to obiektywnie stwierdzić i takiej płyt nie chciałbym w ogóle wydawać. W tym jest cały sens robienia dobrej muzyki.

Ja tutaj także apeluję, by ludzie przejrzeli na oczy i zobaczyli to, co się dzieje w tym momencie w mediach i w ogóle z muzyką rozrywkową i poważną. Tak naprawdę ludzie, którzy mają talent i są na nim skoncentrowani, nie mają instynktu ekonomicznego i marketingowego. Nie wiedzą gdzie się zareklamować. Kwestia polega na tym, że ja też tego nie wiem. To, że teraz rozmawiamy, to jest wypadkowa wielu wydarzeń na przestrzeni wielu, wielu lat. Doszliśmy w tym momencie do takiego punktu, że wiemy, iż ludzie nie słuchają mojej muzyki, bo jest ona efektem działania medialnego. To jest kwestia jakości i tego, że w tą muzykę wkładamy serce siedząc w studio i pracując na płytami. Wiemy to od początku, tylko teraz mamy tego totalną świadomość. Wiemy, że obraliśmy słuszną drogę, że inaczej nie można być muzykiem, że w inną stronę nie da rady.

Owszem, artykuł trzeba promować. Jeśli masz masło do sprzedania i chcesz je sprzedać, musisz zrobić reklamę i je promować. Dylemat moralny jest wtedy, gdy tym artykułem do sprzedania jesteś ty sam. I pytanie: jak można siebie sprzedać? Swoją nagością? Chamstwem? Kontrowersyjnością? Skandalami? Zrobieniem ze swojego życia prywatnego pokazu medialnego? Nie wiem do czego to służy, ale nie przyczynia się do jakości muzyki, którą wykonawcy na polskiej scenie obecnie prezentują. Nie mówię tu o wszystkich artystach, ale o tych przecenianych. Bo tych niedocenianych jest dwa razy dwa razy dwa razy więcej. To jest cały problem. Dlatego ja do wydawania płyt podchodzę bardzo subtelnie i osobiście. Do spraw samego wydawnictwa podchodzę z dużym dystansem, bo wiem że przede wszystkim ja muszę być dumny, musi być dumna ze mnie moja żona, moje dziecko i moi bliscy. Moja rodzina. To jest najważniejsze. A mając wykształcenie muzyczne i możliwości tworzenia muzyk bardziej się koncentruję na pracy nad nią, rzetelnym wypełnianiem własnych założeń wyznaczanych przez moją ambicję, czasami wręcz chore ambicje... Ja czasami mam takie wyrzuty sumienia, że na przykład przez 10 godzin dziennie nie tworzyłem muzyki...

Powiedz mi jak pracujesz? Od 9. do 17.?

Jak jestem w domu pracuję cały dzień. Właściwie nie znam fajniejszej zajawki. Praktycznie nawet kiedy oglądam mecze w telewizji, to oglądam je z wyłączonym albo ściszonym głosem - żebym tylko słyszał kiedy pada bramka. Jednym okiem patrzę w ekran, a cały czas pracuję. To jest gra, która nie ma końca. Wejście w krainę... Jak "Alicja w krainie czarów". Ugryzłem kawałek grzybka, który miałem w kieszeni, a moim oczom ukazały się wrota do tajemniczego ogrodu. To jest mniej więcej coś takiego. Każdego dnia kiedy siadam przed sprzętem, wiem że to jest nowy dzień. Nowy i inny, bo spotkają mnie inne dźwięki, inne melodie. Inaczej to się wszystko rozwiąże na koniec. To jest w tym piękne. A w tym momencie, kiedy moja żona spodziewa się dziecka i myślę sobie, że będę mógł młodego zarazić tym wszystkim. To jest naprawdę niesamowite. To jest największe szczęście, jakie mnie spotkało w życiu. Wstaję rano i mogę robić to, co najbardziej kocham w życiu.

Teraz będziesz miał na ta trochę mniej czasu (śmiech)...

(śmiech) Oczywiście. Ale to jest kwestia tego, że każdy dorasta i zaczynamy uczyć się godzić pewne sprawy. W tym momencie jestem w stanie pogodzić karierę z dzieckiem, dlatego namawiałem swoją żonę od dłuższego na malucha. To już jest dziewiąty miesiąc, wszystko jest na dniach, więc jest lekka nerwówka. Nie ukrywam, że się denerwuję dwa cztery na dobę. Cały czas myślę o dziecku (śmiech).

(śmiech) Wrócę jeszcze na moment do pierwszego miejsca. Wspomniałem je ponieważ ty jesteś jednym z niewielu artystów, którzy zasłużyli na nie budując swoją pozycję od lat, a nie zdobyli je dzięki działaniu marketingowemu. Zresztą tak jak sam to powiedziałeś...

Co do działań marketingowych, to one dopiero zaczęły się po tym, jak "Ja tu tylko sprzątam" trafiło na pierwsze miejsce. To pierwsze miejsce jest wynikiem... Nie wiem czego. Może przypadku?

Pozwolę się nie zgodzić z tobą...

Widzisz, ja jestem tak skoncentrowany na pracy nad komponowaniem, że nie docierają do mnie żadne sygnały z zewnątrz. Ja nie jestem osobą która śledzi swoją karierę w internecie. Wręcz nienawidzę czytać na swój temat. Nie czytam wywiadów ze sobą. Nie śledzę tego w ogóle. Wierzę głęboko, że robiąc coś uczciwie od początku do końca wierząc w to, poświęcając temu całe swoje życie, wyrzekając się wielu rzeczy... Wiesz, mnie przez to ze studiów wyrzucano, miałem mnóstwo nieprzyjemności... Ale samemu sobie udowodniłem, że kocham to nad życie. Nie! To JEST moje życie. Mówiąc, że kocham życie chcę powiedzieć, że kocham hip hop. Oczywiście na pierwszym miejscu zawsze jest rodzina, ale mówimy o tym, co jest nutą przewodnią mojej egzystencji. Gdyby ktoś zabrał mi rodzinę, to mnie nie ma. Ale gdyby ktoś zabrał mi też hip hop, to mnie też nie ma. Ja potrzebuję hip hopu nie ze względów takich, że nabijam sobie dzięki muzyce kasę, tylko z takich, że po prostu go potrzebuję dla siebie. Ktoś pisze pamiętnik dla siebie, ja dla siebie piszę muzykę. Zresztą moje płyty to są moje pamiętniki. Wracając do danej płyty, którą przesłucham raz na kozi rok, wiem co wtedy czułem. Co się wtedy działo.

Wróćmy do teraźniejszości i "Ja tu tylko sprzątam". Krytykujesz nasze "gwiazdki"...

To nie jest krytykowanie. To jest naśmiewanie się. Bo gdybym krytykował, to podałbym konkretne przykłady. To jest po prostu naśmiewanie się. Czysta ironia.

Może powinniśmy postawić inaczej problem i nie krytykować czy naśmiewać się z tych "gwiazdek", tylko z ludzi, którzy kupują takie gnioty?

O to chodzi, że ta publiczność nie kupuje masowo tych płyt. W Polsce nie ma masowej sprzedaży płyt. Mówimy tutaj o tym, że jest publiczność, która śledzi nie muzykę tych ludzi, tylko wartość seksualną. Umówmy się, że taka osoba powinna jasno powiedzieć, że nie jest piosenkarką. Tylko od czasu do czasu pojawia się na rozkładówce "Playboy'a", bierze za to kasę. Robi jeszcze jakieś tutti-frutti show w telewizji z pokazywaniem cycków po 23. Jest już jedna Paris Hilton. Dlaczego nie możemy mieć następnej?

Tym razem mniej polityki na płycie, bo ostatnio mocno przejechałeś się po "Kaczorach"... Czy to ze względu na wynik wyborów?

To znaczy źle do tego podchodzisz. Nie chodzi tu o wynik wyborów, bo Donald to też dla mnie kaczor. Tak przynajmniej było w bajkach Disney'a. Dlatego Donald kojarzy mi się z jednym. Nie z premierem.

Mnie jeszcze z gumami do żucia...

(śmiech) Tak, te z historyjkami. A na poważnie. To, co jest nie tak z muzyką rozrywkową, jest nie tak z polityką. Nie wiem czy media boją się zmienić repertuar? Widzę tylko jedno odważne radio, które potrafi promować dobra muzykę rozrywkową. To oczywiście Polskie Radio BIS. Tylko tam są audycje autorskie promujące niezależne brzmienia.

Wracając do polityki... To chodzi o zapotrzebowanie. U nas nie ma zapotrzebowania na dobrych polityków, bo ta bandę głupków mamy od 17 lat. Tu nie chodzi o to, kto jest teraz u władzy. Chodzi o to, że ci ludzie udowodnili nam wiele razy... Byli wielokrotnie na jakichś tam stanowiskach państwowych i na żadnym z tych stanowisk się nie sprawdzili. Owszem, oni się sprawdzili zdaniem innych polityków, ale zdanie polityków jest takie, a zdanie społeczeństwa jest zgoła odmienne. I jakby zobaczyć, jaki nastroje panują teraz w społeczeństwie, nastroje u mnie w domu, w domu rodziny mojej żony, w domach moich kolegów, znajomych... A tego robi się bardzo bardzo dużo. Nie ma osoby, która byłaby zadowolona! Po prostu każdy mówi, że wybiera mniejsze zło. To ja pytam: dlaczego te osoby nie mają cywilnej odwagi, by nie wybierać żadnego zła? Bo oddając głos nieważny przeciwstawiasz się temu. Kwestia jest taka, że u nas nie było dekomunizacji i innych spraw.

Wiesz, ja mogę mówić o tym na "Tabasco", na "7", na "HollyŁódź"... Ale nie chcę o tym mówić w nieskończoność! Poza tym ten album jest dla mojego syna. Nie chciałem, żeby on się urodził i pomyślał sobie: "O f**k! Ale wtedy było!".

Zamiast polityki zacząłeś rymować o rodzinie.

Ta płyta w ogóle ma kultywować i promować pozytywne wartości. A prezentowanie innym wartości najlepiej robić w ten sposób w który się najlepiej potrafi. Na pewno nie udałoby mi się to gdybym był politykiem, bo do tego kompletnie się nie nadaję. Tylko widzisz - ja sobie z tego zdaję sprawę. Gdyby tak myślało 400 posłów w sejmie: "Ja się do tego nie nadaję", to może mielibyśmy lepszy kraj. Dla mnie to jest skandal, że najważniejszą osobą w państwie jest premier, a my wciąż głosujemy na prezydenta i na partie. Polacy powinni bezpośrednio wybierać premiera.

Głosować na ludzi...

Tak. Trzeba zrobić okręgi jednomandatowe. To jest przewał, że możesz wstąpić do partii, mieć zajebiste zaplecze merytoryczne, wiedzę i doświadczenie w zarządzaniu wielką firmą - a kraj jest jak wielka firma - i możesz w ogóle nie dojść do głosu. Co więcej, może zajść taka sytuacja, że nikt nie dowie się, że taka osoba istnieje. Na tym polega cały ten wałek. Dlatego nie ma sensu o tym mówić. Ja w pewnym momencie stwierdziłem, że rodzina to jest to, na czym trzeba się koncentrować. Gdyby każdy z nas koncentrował się na rodzinie, na swoim dobru, ale dobru które można osiągnąć uczciwie... Przecież ci ludzie, którzy wyjeżdżają do pracy - oni starają się uczciwie walczyć z tym wszystkim. Zostali u nas potraktowani bardzo źle. Bo na przykład Polska dopiero teraz ogarnęła się z tym, żeby nie wymuszać od nich podwójnego opodatkowania. To i tak jest za późno, bo wiele osób zapłaciło dwa podatki.

U nas wszystko co się dzieje, dzieje się z wielkim opóźnienie. Jeżeli spojrzysz na scenę muzyczną, to u nas wszelkie nowinki dochodzą z opóźnieniem. To jest tak, że w Polsce zauważa się, że ktoś na czymś zrobił hajs, to w coś takiego się pompuje. Oni nie patrzą, że to jest nieświeże. A przecież każdy u nas ma teraz dostęp do kultury na całym świecie. Mówię tu o internecie, nie o ściąganiu całych albumów, ale na przykład o You Tube, gdzie możesz obejrzeć sobie jakiś teledysk. Każdy zdaje sobie z tego sprawę, że jesteśmy inni. Każda kultura jest inna. W każdej kulturze można rozwijać własną zajawkę. A u nas jest tak, że media i cała reszta dążą do odtwarzania. Tak samo jest w polityce. Politycy wzorują się na jakichś niewiadomych ideologiach, które są tłumaczone w błahy i nielogiczny sposób. Tak samo jest z muzyką rozrywkową. U nas promuje się taką muzykę, której żadna z osób znających się na muzyce nie jest w stanie wytłumaczyć czemu nastąpiło takie zjawisko. Ja nie mówię tu jako artysta, tylko jako osoba, która skończyła akademię muzyczną. Kwestia polega na tym, że nie można pozwolić żeby ten masowy kicz zawładnął wszystkim. Ludzie i niezależni muzycy musza sobie zdawać sprawę z tego, że robienie muzyki ma jakiś cel.

Dam tu taki przykład, który często przytaczam na koncertach. Jeżeli jutro bym umarł, to poza rodziną zostanie po mnie dziewięć płyt. I jeżeli ktoś za sto lat posłucha którejkolwiek z nich i stwierdzi, że to nie jest gówno, to ja wygrałem. Nie będą o mnie mówili jak o gównie. Ale ja jestem przekonany, że o osobach które teraz są lansowane... Bo właściwie jakby je zapytać, to każda powie, że to wbrew woli, że nie chcą i w ogóle... Bzdura! Nic się nie dzieje wbrew woli. Te osoby są lansowane bezczelnie i chamsko. Ale po nich zostanie wielkie gówno. I jak ktoś na to trafi za sto lat, to będzie miał jedną myśl: "Co to za gówno?". Tylko że wtedy to będzie przeświadczenie personalne. To jest to, co zostanie po człowieku. To jest właśnie myśl, która jest dla mnie ważna. Naprawdę warto trzymać się swojej drogi. To jest dla mnie najważniejsze.

Wychodzą od twojego pierwszego pytania, idąc przez show biznes... To jest wszystko ze sobą powiązane. Na wszystko jest jedna odpowiedź. Jesteśmy w kraju amatorów. Najważniejsze stanowiska w tym państwie zajmowane są przez amatorów. To nie są profesjonaliści, którzy wiedzą co począć w sytuacjach kryzysowych, wiedzą jak pokierować państwem, jak pokierować karierą, pokierować show biznesem. Możemy to rozszerzyć na służbę zdrowia, szkolnictwo i budżetówkę. Wszystkie zawody biorące pieniądze ze skarbu państwa. W tych zawodach jest cały czas zagorzała walka o to, żeby przeżyć. Nie o to, żeby żyć. Bo w tym momencie przy wzroście cen elektryczności, gazu... To jest problem, że to stanowi zamknięty cykl. Jaką mamy politykę, takie mamy państwo. Taką mamy piłkę nożną: korupcja w futbolu, PZPN wciąż ten sam, mamy mistrzostwa Europy i Bóg jeden wie, czy one się w naszym kraju odbędą...

W piłce nożnej na szczęście mamy jednego profesjonalistę...

Tak, ale Leo nie wybuduje nam stadionów. Leo może zajebiście przygotować naszą reprezentację do Euro 2008. A my możemy tylko trzymać kciuki, żeby nasi wygrali z Niemcami po raz pierwszy od dłuższego czasu. Ale to jest tylko jedna rzecz. Widzisz, jeden Leo wiosny nie czyni. Zobacz ile kompromitacji musieliśmy ścierpieć, żeby wreszcie PZPN zatrudnił porządnego trenera. Nie mówię, że polscy trenerzy są źli. Ale oni są uwikłani. A Leo nie był uwikłany w polską mentalność i rzeczywistość. To jest kwestia świeżego spojrzenia na sytuację. A u nas brakuje takiego właśnie spojrzenia. Nie ma osoby z zewnątrz, która weszłaby na przykład do Ministerstwa Zdrowia i potrafiła skutecznie zarządzić kapitałem. Zresztą, coraz więcej słyszymy, że nasz kraj jest coraz bogatszy i coraz bogatszy. A według statystyków z Unii Europejskiej poziom życia polskiego obywatela jest na poziomie obywatela Rumunii czy Bułgarii. Umówmy się, że Rumunia i Bułgaria to nie są najbogatsze kraje Europy i wzorcowe kraje do naśladowania. Ja oczywiście nie mam tutaj nic do społeczności i ludzi z Rumunii i Bułgarii, bo to są cudowni ludzie. Miałem okazję być w jednym i drugim kraju i wiem, że to są bardzo mili ludzie. Wiem, że są otwarci. Tacy jak my.

Zmieńmy temat. Open'er 2007, koncert Bloc Party i nagle na scenie pojawiasz się ty...

(śmiech) Znam się z Mattem Tongiem [perkusistą Bloc Party - przyp. AW]. To jest mój bardzo dobry przyjaciel. Aż mi trochę to głupio mówić, ale znamy się od dłuższego czasu. Pewnego razu jak byłem w Wielkiej Brytanii w Bournemouth szukać winyli to spotkałem wysokiego Chińczyka, który chciał wziąć ode mnie papierosa. I jak już byliśmy dobrze rozbawieni zaistniała sytuacją po papierosie, to poszliśmy razem na winyle. Cały czas gadaliśmy. On mówił, że jest perkusistą, ja mu mówiłem, że staram się produkować bity. Ale on tak do końca nie mówił mi co robi w Anglii, a ja mu nie mówiłem do końca co robię Polsce. Wreszcie okazało się, że (śmiech) on ma zajebisty zespół, a że ja sobie w Polsce rap robię. Oczywiście na innych zasadach niż on na Wyspach.

To jest niesamowite i to jest motywacja do pracy. Dzięki codziennej grze na perkusji i spotkaniu się z zespołem, graniu na próbach indie rocka... Oni odświeżyli tą scenę cholernie. Ta pierwsza płyta ["Silent Alarm" - przyp. AW] to było coś, czego według mnie nie było od 15 lat. Czegoś, co tak bardzo skupiło i skondensowało fanów rocka. To jest dla mnie w ogóle ewenement, bo druga płyta ["A Weekend In The City" - przyp. AW] sprzedała się na całym świecie w nakładzie bodajże pięciu milionów egzemplarzy! A to wciąż jest normalny koleszka. Dzwonimy do siebie często, był u mnie na ślubie (śmiech). Dla mnie to jest w ogóle niesamowite. Bo patrzę na siebie i nie wierzę, że nagrałem już dziewięć płyt i jest wokół tego jakiś szum. Ja żyje swoim rytmem, mam swoje sprawy na głowie i nie mam czasu o niczym innym myśleć. A najlepsze jest to, że Matt jest taki sam. Z tym, że on jest miesiąc w trasie, miesiąc w Londynie i znów miesiąc w trasie. I nagle nie ma go w domu przez pół roku. Jest gwiazdą, ale dzwoni do mnie mówi mi na przykład coś takiego: "Stary, czego ci ludzie ode mnie chcą?" (śmiech). Albo: "Ty, czytałem ostatnio zajebistą książkę, prześlę ci". I książką leci do mnie. Albo: "Kupiłem ci we Francji zajebistą płytę. Zaraz ją dostaniesz". Zajebisty ziomek.

Zresztą jak poznałem resztę ekipy na Open'erze, to oni powiedzieli mi, że sprawdzili moją muzę w internecie i że im się podoba. Przybili mi piątkę. Ja natomiast słyszałem pierwszą płytę, a drugiej nie miałem okazji. Zatem nie wiedziałem w ogóle co będą grać. A Bloc Party i cała ich ekipa przyjęła mnie i moich ludzi jakbyśmy razem byli na tournee. Zjedliśmy razem obiad, Matt wyruszył z nami w Gdynię na noc. Daliśmy mu piwo z sokiem (śmiech). To są naprawdę normalni ludzie. Zero gwiazdorstwa. Ich podejście to "I don't care". Ja też mam takie podejście. Mnie to też nie obchodzi. Bo jednego dnia ludzie cię kochają, a innego nienawidzą. Możemy sobie tutaj wymieniać poglądami, mówić co kto myśli, ale to są tylko poglądy. Przyczyna, dla której ktoś cię będzie lubił, a ktoś inny nienawidził. Tego ci nikt nie zabierze. Z kasy mogę cię okraść, ale z poglądów, z tego co widziałeś i przeżyłeś nikt cię nie okradnie.

Tak samo jest z wywiadami. Niektórzy po ich przeczytaniu wyrabiają sobie zdanie na twój temat. Niektórzy cię polubią, inni nie - przestają cię lubić. Ale tak naprawdę to, co ludzie od ciebie oczekują to jest muzyka. I ludzie powinni cię rozliczać tylko z muzyki. Na tym polega nasza praca. I tu znów powracamy do naszego show biznesu (śmiech). Jeżeli nie ma się muzyki, to wszystko obraca się na wywiadach. I wszystko staje na głowie, bo taki wywiad staje się następną nagraną płytą. Nawet staje się ważniejszy od płyty. A jeszcze jak do wywiadu dorzuci się zdjęcia, to dopiero jest (śmiech)! Ja mam taką dewizę, że mnie to nie obchodzi. Dlatego Matt jest dla mnie wzorem, bo ja przy nim jestem taki maluteńki [Ostry pokazuje palcami jaki jest "maluteńki"]. Ja się zastanawiam; "Co ci ludzie widzą we mnie, jeżeli Matt sprzedaje tyle milionów płyt?". Jeżeli ja mam pierwsze miejsce na OLiS, to Bloc Party powinno być pierwsze miejsce razy milion (śmiech)! To jest taka różnica w sprzedaży. Dlatego ja mam tyle pokory w sobie. Jestem producentem, robię muzykę. A muzyka to język międzynarodowy, dlatego ja się nie muszę promować. Muzyka mówi za mnie. A jeżeli będę wystarczająco dobry, to dojdę do czegoś. Ale nie w ten sposób, żeby ja na siłę wciskać i promować. Ona ma tam dotrzeć sama z siebie. Mogę nagrać nawet dwieście płyt. W języku "czong-cza-pu" (śmiech) i w esperanto, ale to musi tez mieć sens i wartość. To musi coś wnosić do świata. Przede wszystkim do mojego świata. To jest najważniejsze. Muszę się czuć z moją muzyką dobrze i mieć na tyle krytyki, by umieć to stwierdzić. A nie: "Jest beznadziejnie, ale dobrze mi z tym!". Tak jest z wieloma artystami, którzy nie potrafią sobie powiedzieć: "Kurde, nie nadaję się do tego. A wszystko co zarobiłam to na swoim biuście".

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | party | show | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy