"Trzeba próbować nowych rzeczy"
Hasło "niemiecki metal". Co ci przychodzi na myśl? Opcje są trzy, Helloween, Running Wild, albo co najbardziej prawdopodobne - Accept. Bo jeśli przychodzi ci na myśl coś innego, to przemawia przez ciebie złośliwość (albo po prostu wiesz za dużo).
Skoncentrujmy się na nazwie numer 3, Accept. Kult, klasyka, największy zespół heavymetalowy jaki powstał na niemieckich ziemiach. Pewnie zaraz spytasz, co ma wspólnego Accept z U.D.O., zespołem któremu poświęcony jest ten artykuł. Nie wiesz? To doczytaj do końca.
Wiesz? To bardzo dobrze, ale i tak doczytaj do końca, bo w rozmowie z liderem U.D.O. / Accept, poruszyłem kilka dość istotnych kwestii. Przed wami ojciec niemieckiego heavy metalu, Udo Dirkschneider. Z wokalistą rozmawiał Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker".
Na początek dość nietypowe pytanie. Tytułowy utwór z nowej studyjnej płyty, czyli "Mastercutor", to historia o tak ostatnio popularnych reality shows. Zgodziłbyś się wystąpić w czymś takim, nie wiem, z zespołem czy powiedzmy z rodziną?
Nie, nie, absolutnie. To jedna z najgłupszych rzeczy jakie ostatnio powstały.
Porozmawiajmy o waszym najnowszym wydawnictwie, koncertowym "Mastercutor Alive". To nie jest wasza pierwsza koncertówka, jak porównałbyś ją do poprzedniej, do "Live In Russia"?
To proste, przede wszystkim to dużo lepsza jakość. Mieliśmy inny budżet z wytwórni, wszystko zostało przygotowane zupełnie inaczej. Na nowym albumie możesz usłyszeć prawdziwą atmosferę tego koncertu, poczuć się jakbyś tam był. To stuprocentowe nagranie live, nie było później żadnych dogrywek, czy czegoś takiego.
Zastanawia mnie jedno, jako członek zespołu, zapewne nie jesteś zaangażowany w tego typu wydawnictwa od strony technicznej, tak jak realizator czy producent tego materiału. Czy pracowało ci się inaczej ze świadomością, że to nie jest zwykłe nagranie koncertowe jak poprzednio, ale od razu nagranie obrazu, na wydanie DVD?
Nie. Jedyna rzecz jaka była inna tym razem, to pojawienie się Mastercutora na początku koncertu, normalnie nie ma czegoś takiego. Reszta to typowy koncert U.D.O. To co widzisz i słyszysz oprócz tego na tym DVD, to zapis normalnego koncertu. Wszyscy którzy widzieli nas na ostatniej trasie będą mogli to potwierdzić, nawet konfiguracja sceny i świateł jest taka sama.
Udo, jesteś frontmanem własnego zespołu przez dwadzieścia lat, do tego dochodzi sporo lat z Accept... Czy nagrywanie, trasy i to wszystko, to ciągle dla ciebie zabawa, czy już wyłącznie regularna praca?
Powiem tak, jazda w trasę to zawsze świetna zabawa, coś się dzieje, jesteś w ciągłym ruchu. A praca w studiu, wiesz, nie zrozum mnie źle, ale to jednak rodzaj pracy. Kiedy chcesz zrobić coś kreatywnego, pracujesz nad nowym albumem, musisz być skoncentrowany, skupiony, to jest praca. Więc chyba wolę koncerty, bo to dużo zabawniejsze.
Chcesz przez to powiedzieć, że praca w studio jest trudniejsza z powodu jakichś ograniczeń czasowych? Wiesz, chodzi mi o to, czy w przypadku kiedy jesteście zobligowani do nagrania płyty w danym terminie, czy to wszystko zamienia się w pracę, bo macie za wami tykający zegar...?
Chodzi ci o jakiś stres, że nas ktoś naciska?
Coś w tym rodzaju...
Nie, nie ma czegoś takiego. To by było bez sensu dla nas, chyba nie moglibyśmy tak pracować. Wygląda to tak, że nawet jeśli wytwórnia sugeruje, że chciałaby wydać album wtedy i wtedy, bla bla bla, to i tak mówimy "oddamy jak będzie gotowy". Musimy być w pełni usatysfakcjonowani, żeby coś wypuścić, nie ma innej możliwości (śmiech).
Czyli wnioskuję z tego, że jesteś w 100% zadowolony ze wszystkich płyt jakie powstały pod szyldem U.D.O.?
Hmm, wiesz, to jest tak, że kiedy kończysz dany album, słuchasz go, to jesteś zadowolony. Ale później weźmiesz starszą płytę, i myślisz - nieee, to mogło być zrobione lepiej, to mogło zabrzmieć inaczej.
Zawsze kiedy kończymy płytę, jest w porządku, ale wracamy do niej po roku i wiemy że coś mogło być lepiej. Tak jest cały czas (śmiech). Wydaje mi się, że to bardzo pozytywne, bo jesteś samokrytyczny, możesz się dalej rozwijać i tak dalej.
Teraz też pracujemy nad nowym albumem. Jeśli przyznasz sobie, że to co zrobiłeś, to najlepsze na co cię stać, to równie dobrze możesz przestać. To bardzo ważne, starać się być każdorazowo lepszym, próbować nowych rzeczy, zmieniać się.
Wspomniałeś o nowej płycie. Możesz zdradzić czego można się po niej spodziewać? Wiesz, wasze ostatnie dwie płyty, to chyba najcięższe i najbardziej agresywne jakie nagraliście... Na nowym krążku można się spodziewać znów takiej dawki ciężaru, czy raczej czegoś bardziej melodyjnego, jak kilka płyt wstecz?
Obecnie mamy około 30 utworów we wstępnych wersjach. Niektóre są bardzo ciężkie, cięższe niż te z "Mastercutor", inne z kolei bardziej melodyjne. Myślę, że pod koniec grudnia będziemy mieli okrojony materiał, do powiedzmy 15-20 utworów. Nagramy je, i potem zadecydujemy które nadają się płytę.
Wiesz, przy doborze utworów, kierujemy się taką samą zasadą, jakbyśmy ustalali listę na koncert. Utwory nie mogą być monotonne, musi być jakaś atmosfera. Ale nie podam ci jeszcze tytułu nowej płyty (śmiech).
(śmiech) Nawet nie zamierzałem o to pytać. Zmienię teraz temat. Pracowałeś jako producent, między innymi ze znakomitą grupą Faithful Breath. Potem założyłeś wytwórnię Breaker Records... Planujesz kontynuować którąś z tych działalności?
Może za kilka lat. Chciałbym znów pracować z młodymi zespołami, ale to sporo roboty, a na obecnie jestem bardzo zajęty z zespołem U.D.O. Nie wydaje mi się, żebym mógł obecnie znaleźć czas na coś innego. Ale wiesz, na razie. Chciałbym do tego kiedyś wrócić.
Udo, wiem, że zacząłeś pisać książkę...
Tak! To znaczy prace idą bardzo, bardzo powoli. Wiesz, mam zgrane jakieś 250 godzin materiału na różnych taśmach, gadanie, bla bla bla, jest tego naprawdę sporo. Nie wydaje mi się, żebym to skończył przed 2010 czy nawet 2011 rokiem.
To będzie autobiografia?
Hmm, właściwie tak, ale chcę, żeby miała formę powieści, a nie suchych faktów. Wiesz, to nie będzie jak archiwum, dnia tego i tego powstał utwór taki a taki, dnia tego powstał zespół i tak dalej. Chcę żeby to była powieść, z odpowiednią dawką humoru, ale i opisująca cały ten biznes.
Na koncertach i na płytach U.D.O., bardzo często sięgasz po utwory z okresu Accept...
Oczywiście.
Nie kusiło cię, żeby nagrać studyjną płytę z samymi klasykami Accept w nowych wersjach? Taki zabieg jest ostatnio dość popularny...
Nie, moim zdaniem coś takiego nie jest właściwe. Zawsze preferuję oryginalne wersje studyjne. To uchwycenie danej atmosfery, danego czasu. Czasem zdarzy nam się jakby nagranie coveru, no i jak wiesz dużo tego materiału gramy na koncertach, bo chcą tego nasi fani. I tak zostanie, nie będziemy nagrywać tego w studiu.
Więcej w magazynie "Hard Rocker".