"Tarantino jest naszym Bogiem"

Zespół Video powstał ze zderzenia Tomasza Luberta, wcześniej lidera Virgin, z muzykami grupy Superpuder. Mówią o sobie - "poważny zespół złożony z niepoważnych ludzi" i jednocześnie odcinają się od wizerunku prześmiewców. Pierwsza płyta grupy zatytułowana "Video Gra" to efekt połączenia inspiracji britpopowych i filmowych. Z wokalistą Wojtkiem Łuszczykiewiczem i Tomkiem Lubertem, kompozytorem utworów Video, rozmawiała Emilia Chmielińska.

Tomasz Lubert i Wojciech Łuszczykiewicz
Tomasz Lubert i Wojciech ŁuszczykiewiczINTERIA.PL

Wasza muzyka i teksty przypominają mi trochę filmy Quentina Tarantino - taka pastiszowa zabawa z popkulturą. Czy to dobre skojarzenie?

Tomek: Tak! Tu zapunktowałaś u nas bardzo i to był strzał w dziesiątkę, bo stąd też się wzięła nasza nazwa - Video i okładka, która nawiązuje do jednego z filmów Tarantino. Jesteśmy wielkimi fanami filmów na kasetach wideo a Tarantino jest naszym Bogiem.

Wojtek: Pomyśleliśmy, że Quentin Tarantino może do nas pewnego dnia zadzwonić i wtedy polecimy mu naszą płytę jako ścieżkę dźwiękową. Nawet nasze pseudonimy wzięły się z fascynacji filmami, dlatego gdybyśmy mieli zagrać w jakichś scenach, to jesteśmy oczywiście kompleksowo przygotowani. Ale odczytanie płyty - genialne.

A przejdźmy teraz do szczegółów. Na płycie singel "Bella" zamieszczony jest w dwóch wersjach - polskiej i angielskiej. Słyszałam, że w tej drugiej pojawi się również na amerykańskiej składance z muzyką alternatywną.

Wojtek: Umieściliśmy ten kawałek w internecie i spotkało to się z wielkim odzewem. Ludzie z całego świata wpisywali nam komentarze, a w pewnym momencie dostaliśmy informację o zainteresowaniu ze strony Amerykanów. Dlatego nagrywamy całą płytę również po angielsku.

Tomek: Jak już poznamy szczegóły i konkrety, to na pewno nie omieszkamy o tym wszystkich poinformować.

Poważnie planujecie karierę zagraniczną?

Tomek: Najpierw chcemy osiągnąć sukces w Polsce. Jak już osiągniemy wszystko, a mamy nadzieję, że do tego dojdzie, to wtedy będziemy się zastanawiać. Oczywiście, jeżeli ktoś nam zaproponuje wielki zagraniczny koncert to nie odmówimy.

Wojtek: Świat jest mikroskopijny. Można wszystko dzielić równolegle. Jak będzie okazja, żeby zagrać w Warszawie, Gdańsku, Radomiu, to oczywiście zagramy, a jak będzie okazja, żeby zagrać w Los Angeles albo w jakimś innym małym miasteczku też to zrobimy. Także trzymamy sami za siebie kciuki.

Na płycie znajduje się utwór "Boyfriend" z repertuaru Superpudra, ale z innym tekstem. Ten kawałek bardzo złagodniał w waszym wykonaniu.

Wojtek: Ten numer towarzyszy mi od jakiegoś czasu i to był idealny moment, żeby go wziąć na warsztat. Ale tak właśnie jest - złagodniał, bo i my jesteśmy łagodniejsi. Tomek już mniej pije, ja mniej piję (śmiech).

Tomek: Dementi! Choć nie złagodnieliśmy do końca, gdyż na płycie znajduje się jedno niecenzuralne słowo.

Wojtek: Piosenka "Weź nie p***ol" po prostu.

No właśnie. Do kogo jest ta piosenka skierowana?

Wojtek: Tak naprawdę nie jest skierowana do nikogo. To jest bardzo smutna piosenka. Opowiada o sytuacji, w której znajdują się ludzie, którzy żałują swoich słów. Którzy nie są w stanie uwierzyć, że te słowa wypowiedzieli. A ponieważ nie chcieliśmy być hipokrytami, to nie mogliśmy śpiewać: "Weź, kurczę, nie wygłupiaj się". Niech ktoś mi powie, jakiś przedstawiciel płci męskiej, że kiedy Niemcy strzelili Borucowi gola, zaklął pod nosem: "Kurczę, o rany!". Nie! Było: "k**wa, ja pier**lę" i tak dalej. Wulgaryzm dobrze użyty w dobrym momencie jest jak najbardziej uzasadniony.

Tomek: Wiesz, teraz jak sobie przypomniałem ten mecz, to chyba właśnie tak powiedziałem...


A ja bym jeszcze wróciła do tego złagodnienia Wojtka. Czy to wpływ Tomka czy może dużej wytwórni, która za wami stanęła?

Wojtek: O nie! Tu musimy powiedzieć ważną rzecz - wytwórnia, w której się znajdujemy, to jest najbardziej rockandrollowa wytwórnia w kraju. Pozwalała nam na wszystko.

Tomek: Powiem więcej, oni nawet prowokują nas do złych czynów (śmiech).

Wojtek: Wracając do pytania - Tomek ma na pewno na mnie duży wpływ, a ja na Tomka. Płyta jest pewną konwencją. To jest wypadkowa naszych wpływów, zainteresowań i postaw. Wektory są jeden w prawo, drugi w lewo, ale tak naprawdę wszystkie do przodu. Zespół Superpuder to była anarchia - pięciu nierozsądnych mężczyzn, którzy tak naprawdę nie wiedzieli co robią (śmiech).

Na płycie jedną piosenkę śpiewa Ania Wyszkoni. Jak doszło do tej współpracy i skąd w ogóle taki pomysł?

Tomek: Bardzo się cieszymy, że zechciała zaśpiewać na naszej płycie. Pomysł wziął się stąd, że my się po prostu bardzo długo znamy. Jeszcze z czasów, kiedy grałem w zespole na "V"...

Wojtek: Vader?

Tomek: Van Halen. Mieliśmy po prostu bardzo dużo wspólnych koncertów. I tak naprawdę była to naturalna kolej rzeczy, że jeśli wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić to z kimś, to Ania była na pierwszym miejscu. Zgodziła się, super, jeszcze raz, Aniu - wielkie dzięki!

Tak jak słuchałam waszej płyty, odniosłam wrażenie, że wasze kawałki są na tyle melodyjne, że każdy z nich mógłby być singlem. Czy będziecie mieli problem z wyborem kolejnych utworów promujących album?

Tomek: Wiesz, to jest naprawdę super komplement i bardzo ci dziękujemy. Nie chodzi tu o fałszywą skromność, najtrudniej jest zrobić piosenkę melodyjną. Po prostu. Ja sobie powiedziałem tak: jeżeli kiedyś zrobię taką płytę, że wszystkie piosenki będę mógł sobie zagwizdać pod nosem, to znaczy że będzie sukces. I ta płyta taka jest.

Wojtek: Klęska urodzaju to najlepsza rzecz, jaka nas mogła spotkać.

Wasze teksty odnoszą się w przewrotny sposób do różnych, bieżących elementów popkultury i życia społecznego. Czy nie idziecie za bardzo w Big Cyca?

Wojtek: Zdecydowanie nie. Przede wszystkim mamy szacunek dla chłopaków z Big Cyca, bo bez nich nie wiedzielibyśmy, co to jest punk rock. Żeby nie być posądzonym o to, o co pytasz, musiałbym pisać wyłącznie o rzeczach uniwersalnych i ponadczasowych. Musiałbym pisać o miłości, nienawiści i może czasem o śmierci, żeby było smutno. Muzycznie i literacko jesteśmy bardzo odlegli od Big Cyca. Jedyny wspólny mianownik to punk rock i anarchia (śmiech). Tak naprawdę tylko jedna piosenka spośród trzynastu na naszej płycie to jest klasyczne "darcie łacha".

Tomek: Jesteśmy poważnym zespołem złożonym z niepoważnych ludzi.


Jeżeli już jesteśmy przy powadze, to jakie poważne oczekiwania macie wobec odbioru waszego albumu?

Wojtek: Przede wszystkim chcielibyśmy zagrać jak najwięcej koncertów. To jest podstawa. Chcielibyśmy spotkać jak najwięcej osób na naszej drodze, które będą miały okazję usłyszeć nasz materiał i zobaczyć, czy chcą należeć do naszej bandy. Chcemy się świetnie bawić, jesteśmy rockandrollową grupą ludzi. Chcemy mieć takie poczucie, jakie mamy teraz - że możemy się podpisać rękami i nogami pod tym, co robimy. Im więcej osób, które mają nierówno pod sufitem, dołączy do naszej gromady, tym lepiej.

Tomek: Dla każdego muzyka ważne jest, żeby to, co robi, trafiło do jak największej liczby osób. Fajnie by było, jakby tę płytę przesłuchało jak najwięcej naszych fanów czy potencjalnych fanów. Nie ma nic piękniejszego w tym zawodzie, kiedy twój utwór śpiewa mnóstwo osób. To jest nie do opisania i to jest największa zapłata za tę pracę. Oczywiście, fajnie by było, jakby ta płyta była złota, platynowa i tak dalej, ale też nie do końca o to chodzi. Szczególnie w naszym kraju, gdzie złota płyta to jest bardzo niedużo tych krążków. Przy obecnych nakładach, to każda płyta jest złota na dzień dobry.

Czy na koncertach będziecie grali tylko utwory z "Video Gry"? Co z piosenkami z waszych wcześniejszych projektów?

Wojtek: Być może niespodzianki się pojawią, ale szkieletem jest głównie ta płyta i jest taka niepisana umowa, że ja nie śpiewam kawałków Tomka, a Tomek nie wykonuje moich pieśni.

Tomek: Ale powiedzmy przy okazji, że gramy nie tylko swoje utwory, bo między innymi "Papierowy księżyc" pani Haliny Frąckowiak.

Wojtek: Ja się kochałem w pani Halinie jak miałem siedem lat.

A co z tym Michaelem Jacksonem? (w "Papierowym księżycu" wykorzystano motyw muzyczny z utworu "Beat It" Jacksona - przyp. red.)

Wojtek: Dla nas to są ikony lat 80. Z jeden strony Wisły i z drugiej strony Wisły. Dlatego chcieliśmy doprowadzić do spotkania tych dwóch światków muzycznych - żeby w jednej piosence Michael pojawił się obok pani Haliny. "Thriller" Jacksona to był pierwszy horror, który widziałem. Po drugie, zawsze miał w teledyskach fajne dziewczęta, czego mu zazdrościliśmy. Po trzecie, łapał się za krocze w miejscach publicznych i my do dzisiaj, w miejscach publicznych, na zakupach czy też na basenie sięgamy.. do sedna sprawy (śmiech).

A wygląda sprawa z teledyskami do waszych utworów?

Wojtek: Piękne jest to, że ludzie w internecie sami tworzą teledyski do naszych utworów. My zamieszczamy utwór, a godzinę później już jest teledysk. Nie ma nic lepszego niż natychmiastowy odzew. Jest akcja, reakcja, interakcja i pani z fizyki jest zadowolona.


W kawałku "Oglądaj TV" tak gorliwie zachęcacie do oglądania telewizji, że zastanawiam się nad zakupem telewizora(śmiech).

Wojtek: Jesteśmy telemaniakami. Oglądamy telewizję na okrągło. A jak się już skończy program i nie można oglądać rozebranych dziewcząt, to wtedy czytamy książki.

Tomek: Ja lubię oglądać taki znaczek z napisem "przerwa". Jesteśmy może nie tyle maniakami telewizji, co maniakami filmów. A że filmy lecą też w telewizji to, chcąc nie chcąc, jesteśmy też maniakami TV.

Wojtek: A ja jak nie zobaczę wiadomości, to mi się gorzej śpi. A pogody jak nie zobaczę, to już w ogóle.

Na koniec obiecaliście zdementować istotne słowa byłego premiera, które wywołały wielkie poruszenie.

Wojtek: Szanowny panie eks-premierze. Jesteśmy oburzeni. To nieprawda, że internauci oglądają filmy erotyczne w sieci i piją piwo. To nieprawda. Bo nie tylko! Oglądają też zdjęcia erotyczne, oglądają zdjęcia erotyczne razem, w parach i osobno, piją piwo, wódkę, wino i różne inne rzeczy. Także uważamy, że internauci zostali pokrzywdzeni i ich grono zostało znacznie zawężone.

Tomek: Internauci - nie dajcie się!

Wojtek: I umieszczajcie też swoje filmy w internecie.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas