​Świetliki: Jezus nie zaraża

Adam Drygalski

"Wake Me Up Before You Fuck Me", czyli "Zbudź mię zanim pocałujesz". To najlepiej przetłumaczony tytuł od czasów "Dirty Dancing". Ale tytuł, wiadomo, nie jest najważniejszy. Najważniejsze, jest bowiem to, że Świetliki nagrały udany album. Płytę można zamówić i dostarczy ją państwu kurier, co pozostaje wbrew zaleceniom zespołu z utworu promującego całe wydawnictwo. Z Marcinem Świetlickim i Grzegorzem Dyduchem maile wymienił Adam Drygalski.

Marcin Świetlicki wydał nową płytę z grupą Świetliki
Marcin Świetlicki wydał nową płytę z grupą ŚwietlikiStanisław BielskiReporter

Adam Drygalski, Interia: Jak patrzę na okładkę, dochodzę do wniosku, że nie jest to najlepszy czas dla potencjalnych samobójców. Panowie nie odczuwacie dyskomfortu z tego faktu, że nawet Jezusa nie wypada wpuścić, bo przecież może zarazić?

Marcin Świetlicki: - Na okładce znajduje się piękny zimowy pejzaż i przypadkowy kawałek sznurka. Jeżeli ktoś ma skojarzenia samobójcze - to przykro mi bardzo.  Piosenkę "Nie otwieraj nikomu" (sprawdź!), którą Pan przywołuje w pytaniu, można interpretować na różne sposoby. A Jezus nie zaraża. Przecież któryś arcybiskup to już pięknie tłumaczył.

Grzegorz Dyduch: - To prawda, nie odpowiadamy za czyjeś skojarzenia. Ponadto chciałbym zauważyć, że sznurek wzmiankowany można też z egzekucją skojarzyć. Albo z wędzidłem. A jak ktoś bystry i popatrzy na okładkę w kontekście tytułu do dostrzeże i sens subtelniejszy nieco i mniej dosłowny.

Słucham teraz "Śmiertelnych piosenek" i mnie ten utwór trochę drażni i trochę przeraża. To przez hipochondrię połączoną z niechęcią do umierania w domu. Z drugiej strony mam tak, jak nasza noblistka. Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Panów to siedzenie w domu uwiera?

MŚ: - Ani trochę. To wychodzenie mnie uwierało. Ale nie mam tak jak nasza Noblistka. Nie śmiałbym.

A skoro już jesteśmy akurat przy "Śmiertelnych piosenkach", to jest tam o zaglądaniu do kieliszka. Tak sobie wyobraziłem naszego prezydenta, który występuje z orędziem do narodu i mówi: "Słuchajcie, ze względu na koronawirusa wprowadziłem zakaz picia wódki. Bo picie osłabia odporność i możecie umrzeć". Czy to byłby koniec takiego prezydenta? Pomijam już kwestie picia w domu, które jest sto razy gorsze niż picie w knajpie.

MŚ: - Ten prezydent nie miał nawet początku, więc nie ma co deliberować o jego końcu.

Ludziom ta płyta może kojarzyć z epidemią i w sumie nic na to nie poradzimy, ale czytałem, że powstała z powodów głębszych niż ta cała zaraza. Może powiedzą panowie, co to za powody?

MŚ: - Nie wiem, ideologią tej płyty zajmuje się zespół, ja zostałem wynajęty do napisania kilku tekstów, powiedzieli: "coś tam powiesz do mikrofonu i będzie dobrze", więc zastosowałem się do polecenia kolektywu.

To co z tą ideologią?

GD: - Należy wyraźnie podkreślić, że płyta powstała przed wybuchem epidemii. Wyraźnie, albowiem teraz oprócz wzrostu liczby zakażeń obserwować będziemy wysyp kolektywnej twórczości okolicznościowo-zaangażowanej pt. "Bęc piosenką w wirusa". Lub bardziej solidarnych akcji, gdzie artysta/artystka zaśpiewa/zagra online dla udręczonych lekarzy, pielęgniarek i ratowników jakiegoś gniota, łechcąc swoje ego poczuciem uczynionego kosmicznego dobra.

A ideologia, czy raczej teleologia jest prosta: płyty nagrywamy po to by zachwycały. Estetyka i poetyka tej płyty wokół spraw istotnych krąży: grozy i kruchości istnienia czy śmierci na horyzoncie. Zagadnienia te są dla części populacji ludzkiej frapujące od pokoleń. Obecna sytuacja czyni je natomiast bardziej mainstreamowymi. Czyli wychodzi na to, że wreszcie wpadniemy do głównego nurtu.

Pytam, bo teraz nie ma ważniejszego tematu na świecie, jak epidemia i zastanawiam się, czy ona zmieni świat, jak twierdzą niektórzy a w zasadzie większość. Bo mnie wychodzi, że nie zmieni. Skoro śmierć papieża nie zmieniła to i z tym w miarę pójdzie. Ale może to jest zbyt cyniczne. Ciekaw jestem panów opinii.

MŚ: - Zapewne Noblistka wie, zapewne wiedzą to czołowi felietoniści z portali internetowych. Jakoś nie aspiruję do wygłaszania takich opinii.

To naiwne pytanie, ale trapi mnie w sumie. Dlaczego nie przełożyliście premiery "WMUBUFM"? Wiem, że jesteście starzy i nic już nie musicie, więc nie musicie też przekładać premiery, ale to zapewne nie o starość chodzi.

MŚ: - A po co mielibyśmy to robić? Przełożenie wyborów być może miałoby sens, ale wydanie gotowej już płyty? Na co niby mielibyśmy czekać?

Ja się nie chcę mądrzyć, bo co ja się na tym znam, ale większość artystów szuka terminów zastępczych. Zapewne boją się klapy.

GD: - Na wybory czy są czy ich nie ma, można nie pójść. Płyty, jak się komuś moment jej wydania nie podoba, można nie kupić. A my w poczuciu swojej osobności i być może próżności nie musimy czekać na korzystną koniunkturę. Nie proponujemy publiczności towaru modnego, masowego i sezonowego jeno cacko - ręcznie robione i serdeczną krwią pisane cacko. No i o długiej dacie ważności.

Oglądałem kilka dni temu koncert na żywo na Fejsbuku. Grało Enslaved, tacy norwescy metalowcy, ale nie oni pierwsi na to wpadli. Dałoby radę coś takiego ogarnąć ze Świetlikami?

GD: - Skoro wszyscy to robią, to może my nie musimy?

No pewnie że nie! To już ustaliliśmy, że nic nie musicie, ale fani byliby szczęśliwi!

GD: - Mamy wiele wad, ale stadność do nich nie należy. A poza tym stawiamy sobie wysokie wymagania. Live streaming koncertu owszem, ale wtedy znajdziemy sposób żeby było oryginalnie, interesująco i pięknie wizualnie i dźwiękowo. Żeby uszczęśliwić trzeba mieć i narzędzia i warunki. Tak jak w ars amandi zresztą.

Marcin ŚwietlickiStanisław BielskiReporter
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas