"Sumiennie eliminuję bzdury"
"Mam pytanie, po co robić wywiad / skoro wszystkie odpowiedzi są zawarte w rymach / skoro wszystko jest zawarte w tekstach albo między nimi / jeśli masz pytanie, to naprawdę oryginalne wymyśl...". Tak, Emil Blef wszedł nam na ambicję. Czy redakcja "Magazynu Hip Hop" sprostała temu zadaniu? Przekonajcie się, czytając wywiad z człowiekiem, którego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Panie i Panowie, przed Wami Emil Blef! Z raperem rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").
Na początku nie mógłbym nie zapytać o to, dlaczego zdecydowałeś się wydać swój krążek w rzeszowskim labelu "Haos", który de facto nie ma jeszcze znaczących osiągnięć, a nie w jakiejś warszawskiej wytwórni... Czy tworząc płytę, miałeś w ogóle na uwadze inne wytwórnie?
Rafał mi zaufał, dał do dyspozycji studio, kiedy i na ile chcę. Zapewnił jak wszyscy, że nie będzie ingerował w materiał - tyle tylko, że on naprawdę tego nie robił. Dodatkowo, kiedy mieszkałem w Rzeszowie, on sam i jego przyjaciele bardzo dbali o to, żebym czuł się tam komfortowo. Wtedy w Warszawie warto było spróbować tylko w Asfalcie, ale ówczesna sytuacja wykluczała taką możliwość. Dzięki Plej Entertejment, z którym wtedy współpracowałem, poznałem Rafała, pojechałem pierwszy raz do studia i wiedziałem, że tam nagram "Billing".
Przypomniał mi się cytat: "Były propozycje, żeby iść na skróty / ale jakoś słabo grzeje mnie zostać oplutym". Możesz powiedzieć, o co dokładnie chodziło w tym wersie? Zgaduję, że cytat dotyczy czasów pierwszego legala Flexxipu i nie ma wiele wspólnego z "Billingiem", jednak musiałem o to zapytać...
Ten wers odnosi się do konkretnej sytuacji, jeszcze sporo sprzed wydaniem "Fachu". Poznałem kiedyś kogoś, kto na grubo pracował w mediach i postanowił mi "pomóc". Opracował szybko plan kariery dla Flexxipu, który idealnie wpasowywał się we wszystkie istniejące stereotypy. Mimo, że wszystko było kuszące i atrakcyjne, podjęliśmy męską decyzję, że to pier***imy. Wybraliśmy ścieżkę, której żaden z nas nie będzie musiał nigdy się wstydzić.
"Emil Blef wie, jak nie wypaść na zakręcie". To chyba dość istotne, gdy - chcąc nie chcąc - jest się już częścią ogromnej machiny przemysłu muzycznego. Znalazłeś zatem ten złoty środek, by z jednej strony nie dać się wciągnąć w wir powszechnie obowiązującej mody i trendów, a z drugiej - móc utrzymywać się z hip hopu?
Chodziło mi o to, że kiedy wszyscy już myśleli, że Emil Blef darował sobie rap, bardzo się mylili. Potrzebowałem tego czasu, żeby zrozumieć, co chciałbym w swojej muzyce wyakcentować i co jest w niej najwartościowsze. Chciałem znaleźć odpowiednich ludzi, z którymi mogę zrealizować swoje pomysły i którzy jednocześnie dużo włożą od siebie. Druga sprawa, że nie utrzymuję się z rapu, choć rzeczywiście zasila on moje finanse - jednak nie na tyle, żebym musiał mu jakoś bardzo podporządkowywać swe decyzje. Obecnie w rapie nie ma za dużo do "wygrania" i nie ma co pajacować. "Billingiem" chciałem przede wszystkim sobie coś udowodnić - że mogę i to bez uginania karku. Eis powiedział mi kiedyś: "Sprzedać płytę jest łatwo, ale sprzedać swoją jazdę na płycie - to jest wyczyn". Dlatego odetchnąłem z ulgą, kiedy sprzedał się pierwszy nakład, bo w dwa tygodnie przekroczyłem tzw. "granice wstydu", ale nie liczyłem na wiele - najważniejsze było, żeby płyta się ukazała.
We wkładce piszesz, że stworzenie "Billingu" nie było łatwe - to tak w ogromnym uproszczeniu. Z jakimi problemami spotkałeś się, tworząc swoje solo? Co było najtrudniej "przeskoczyć"?
Spotkałem się z najgorszą rzeczą, czyli z bezsilnością. Mam taki obraz w głowie - jak paliłem peta w oknie i naprawdę czułem, że nigdy nie nagram "Billingu". Nie miałem już pomysłu co dalej. I zwykle tak jest, że kiedy jesteś już kompletnie w d**ie, coś się wydarza. Przede wszystkim miałem wsparcie, ale o tym jest we wkładce. Czas nagrywania i aranżowania wspominam jako czas ciężkiej roboty, ale to najlepsze momenty. Gorzej właśnie z tym, co działo się przed i po, kiedy trudności się piętrzyły, te "po" trzeba cierpliwie wytrzymać. Mając już master, pewne rzeczy przestały być zależne ode mnie i strasznie mnie to irytowało.
Okładka płyty do złudzenia przypomina jedną z prac Banksy'ego (chuligan rzucający bukiet kwiatów). To świadoma inspiracja czy zwykły przypadek? Okładka była twoim pomysłem czy dałeś ludziom z Ambrosii Inc. wolną rękę?
Powiem, że Ambrosia przedstawiła mi kilka propozycji, a są bardzo kreatywni. Pomysły szły od różnych rodzajów papieru, jakiego mogliśmy użyć, przez zastosowanie folii, aż po wymieszania różnych technik graficznych. Ograniczenia ze strony dystrybutora były bardzo surowe i skończyło się na kredzie. Chciałem, żeby opakowanie było "dziełem", nawiązującym do treści, ale niosącym swoją twórczą energię. I tak się stało. Nie wiem, czy widziałeś więcej prac Ambrosii, ale Banksy nie jest jedynym, który nawiązuje do miejskiej artystycznej chuliganki. Ambrosia ma swój unikalny, wypracowany i rozpoznawalny styl - a czy to nawiązanie, czy przypadek, nie wiem. Najważniejsze, że wyciągnęli tym obrazem z płyty coś, czego nie byłem świadomy.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie rzucają się w uszy po odpaleniu "Billingu", jest niemal wyeliminowanie twojej wady wymowy. Powiedz, jak udało ci się osiągnąć tak znakomite efekty i czy miało to wpływ na długą "nieobecność" Blefa na scenie?
Wada wymowy nie miała na to wpływu, bo przed "Billingiem" nagrywałem gościnne występy i jeśli ułożysz je chronologicznie, to słychać tam stopniową poprawę. Zmieniłem swoje "R" nie dlatego, że było krytykowane, bo wiem, że niektórzy lubili moje stare "R" - głównie płeć żeńska, bo parę komplementów zebrałem. Na szczęście umiem tym sterować. Pomogła mi w tym moja żona - studiowała przez pewien czas logopedię i to ona powiedziała mi, o co chodzi, dlaczego tak się dzieje. Wraz z "R" zmieniła mi się trochę mimika i więcej macham rękami - takie konsekwencje.
"Dobra historia jest jak pet i kawa". Podobno dla każdego artysty papierosy i kofeina to po alkoholu dwie najważniejsze rzeczy, bez których wręcz nie wolno tworzyć. Myślisz, że w odniesieniu do owych uzależnień muzyka i pisanie - czyli tworzenie pewnego wymiaru rzeczywistości - jest już dziś twoim piekielnym nałogiem?
"Kawa palona" to ważna część mojego życia. Papierosom poświęciłem cały felieton, w którym - wydaje mi się - uchwyciłem fenomen tego nałogu. Bez kawy natomiast czuję się, jakbym miał "zakurzony" mózg. A alkohol w żaden sposób niestety nie działa na mnie twórczo, bo "weekendowe resety" niestety wypłukują mnie z tego, co po skumulowaniu powinno przerodzić się w tekst. Muzyka na pewno jest uzależnieniem, ale nikt z nas o tym nie mówi. Tak jest. Myślę słowem, żyję z języka i realizuję się w języku.
Twoje teksty ocierają się momentami o poezję. W tekstach hiphopowych - choć nie tylko - istnieje bardzo cienka linia między poezją a grafomanią, między uwypuklaniem emocji a egzaltacją. Masz swoją osobistą linię podczas pisania, po przekroczeniu której zapala ci się czerwona lampka? Czy studia polonistyczne, którym przez jakiś czas się poświęcałeś, odgrywają u ciebie rolę w przysłowiowym oddzielaniu "ziaren od plew"?
Kiedy robisz solówkę, jesteś jedyną osobą, którą należy i powinno się kontrolować. To jednocześnie ogromna wolność, ale też przymus cenzury - bardzo niebezpieczne. Na Flexxipie nie panowałem wystarczająco nad słowem, teraz czuję, kiedy piszę bzdury, sumiennie je eliminując. Studia nie są w stanie nauczyć wyczucia do języka, ale dają wiedzę, jak czytać poezję, jak rozebrać powieść na elementy itp. Pomogły mi, ale daleki jestem od gloryfikowania. Każda dobra "rada" jest pomocna przy pisaniu, chociaż słyszałem, że nie ma nic gorszego np. dla pisarza, jak właśnie skończyć filologię polską. Potem zostaje tylko odkrycie swojego stylu.
Często korzystasz ze storytellingu. Najczęściej jednak w przeciwieństwie do większości polskich "opowiadaczy" nie skupiasz się na głównym planie akcji, tylko na drobnych szczególikach, z pozoru nieistotnych. Skąd tak duże poświęcenie uwagi "małym rzeczom"?
Bo wszystkie "małe rzeczy" rządzą się takimi samymi regułami, jak wielkie i największe.
"Billing" to w zasadzie od początku do końca bardzo zróżnicowany storytelling. Mówisz o sobie, o innych, o wydarzeniach, które bezpośrednio ciebie nie dotyczyły. Jednocześnie nawijasz: "Blef mówi prawdę poprzez kłamstwo". Ile więc tak naprawdę jest szczerości i prawdy na tej płycie?
Wszystko na tej płycie to prawdy. Kłamstwem jest fikcja, której używam do ich opisu. Weźmy np. "Nikt nie lubi telefonów w nocy". Nigdy nie słyszałem o tej konkretnej sytuacji, ale na pewno gdzieś się wydarzyła, może właściciele komórek robili w tym czasie inne rzeczy, ale czy to istotne? Ważny jest tu detal i opis przyzwyczajeń, bo powoduje, że wiążesz się z bohaterami, dopasowujesz ich do swoich znajomych, dlatego mocniej przeżywasz historię. "Wake Up" natomiast jest napisany w prosty sposób, jak kawałki w starym stylu, prawie banalnie, bo sytuacja jest banalna - co drugi typek przeżył "autobusową miłość". Ale przeszkodę, jaką jest różnica w doświadczeniach, odczułem osobiście. Potrzebowałem tylko kostiumu, bo co to za frajda powiedzieć: "Mogłem z nią być, ale była za młoda i by nam nie wyszło - szkoda".
Utwór "Wywiad" puentujesz słowami: "Mam pytanie, po co robić wywiad / skoro wszystkie odpowiedzi są zawarte w rytmach / skoro wszystko jest zawarte w tekstach albo między nimi / jeśli masz pytanie, to naprawdę oryginalne wymyśl". Najmniej oryginalne, najbardziej oklepane pytanie, jakie padło we wszystkich wywiadach, których udzielałeś, to...
"Co sądzisz o polskiej scenie hiphopowej?". A ostatnio: "Czy planujesz z Mesem drugi Flexxip?".
Mówisz, że "bardzo rzadko przekonują cię damskie wokale". Dlaczego? Wokal Bartka Schmidta pasuje idealnie do "Przyjdź wieczorem", ale już przy "Inicjacji" aż prosi się o ciepły damski wokal. Wtedy mógłby się nawiązać dialog między jedną a drugą stroną, moglibyśmy poznać punkt widzenia kobiety. Nie myślałeś o tym w ten sposób?
Mam wrażenie, że kobiety nie interpretują swoich tekstów. To szczególnie dziwne w sytuacji, gdy są ich autorkami - jakby całe uczucie wlały przy pisaniu, a w studio tylko wokal.
A w "Inicjacji" punkt widzenia kobiety jest całkowicie zbędny. Tu nie ma miejsca na dialog, bo kawałek jest o gotujących się bebechach. To jeden świat dojrzewającego chłopca, który pierwszy raz zetknął się z czarną otchłanią mocy, jaką jest kobieta. Od tego momentu wpadł w sidła paradoksów i nielogiczności. Przepadł.
"Billing" w ogromnym stopniu pokazał twoją wrażliwość muzyczną. Czego słuchasz na co dzień? Gdzie możemy szukać inspiracji, które wpłynęły na kształt i wyraz płyty?
Ostatnio słuchałem Devina, a obecnie tylko Waglewskiego w różnych kombinacjach. Zacząłem od "Męskiej Muzyki", teraz jestem przy "21" i "Płycie". "Billing" to Daft Punk, jak zawsze Rage Against The Machine, Air, TZN Xenna, mnóstwo rapu: dużo Nasa, Nate Dogga, O.C., De La Soul, Slum Village, przewinął się grime... Przekrój był spory.
Kawałek "Tolerancja w ciemnych okularach" karze mi zapytać... czy Emil Blef jest człowiekiem w pełni tolerancyjnym? Czy twoim zdaniem słowo "tolerancja" pasuje na dzień dzisiejszy do Polaków, do polskiego rapu?
Polski rap i tolerancja to antonimy. Wydaje mi się, że jestem trochę wyżej w tolerancji niż przewiduje średnia. Dla mnie tolerancja teraz głównie łączy się z mniejszościami i z migracjami. Jeśli chodzi o "przyjezdnych", napisałem na ten temat felieton dla "Życia Warszawy" - trzeba być otwartym, ale nie dać sobie wejść na głowę. W nowym miejscu, w którym się pojawiasz, panują jakieś reguły i należy je uszanować - oczywiście te zdrowe, bo nikomu nie mówię, że musi się godzić na skopanie na Grochowie. Bo były momenty, że poczułem się przygnieciony obecnością ludzi z całej Polski, my też musieliśmy się z tym oswoić. Teraz znam mnóstwo osób. Chciałbym, żeby tu zostali, by mieć ich wokół siebie. Nie myliłbym jednak posądzania o brak tolerancji ze zwykłym sprzeciwem po zetknięciu się z chamstwem, buractwem i zacofaniem.
"Nie wystarczy wejść do studia" to wielki "powrót" Flexxipu. Twoja solówka dobitnie pokazała, że Emil i Piotrek to dwie skrajnie różne osobowości. Czy możesz nam zdradzić, co Mes powiedział po przesłuchaniu "Billingu"? Podobała mu się twoja płyta?
Podobała mu się i bardzo mnie to cieszy, bo to jedna z najbardziej kompetentnych opinii. Szczegółowy opis wrażeń mam w SMS-ie. Napisał, że to album, do którego się wraca i który motywuje do pracy. Miałem podobne odczucia po przesłuchaniu "Spaleni innym słońcem".
Czy powstaną jakieś klipy promujące twój album? Myślisz już o kolejnej solówce czy jeszcze za wcześnie, by o to pytać? Wyobrażasz sobie w ogóle swoje drugie solo?
Klip powstał do utworu "Mam taką twarz" w ramach Letnich Warsztatów Teledysków - akcji zorganizowanej przez Fundację Plaster. Oprócz mojego powstał jeszcze klip Kasi Nosowskiej i Lao Che. Kręciliśmy przez trzy mistrzowskie dni, głównie na Wilanowie. Trafiła mi się wyjątkowo kreatywna grupa i - jak się okazało - wcale nie tacy amatorzy. Błyskawicznie reagowali, byli przygotowani, mieli plan, szczęście nam sprzyjało i efekt jest znakomity - klip obejrzałem jednym tchem. Na pewno zaskakuje postać grana przez Świętego.
A jeśli chodzi o plany, to Notorious rapował, żeby nie zdradzać swojego kolejnego ruchu.
W takim razie dziękuję za wywiad. Czy chciałbyś przekazać coś czytelnikom lub powiedzieć o czymś, o co cię nie zapytaliśmy?
Dbajmy o drzewa w Warszawie.