"Sukces tkwi w autentyczności"

Vera Bila, „Elle Fitzgerald muzyki cygańskiej”, jak ją określa wielu dzinnikarzy, pochodzi z małego miasteczka w Bohemia, na wschód od Pragi. Tak, jak to zwykle się zdarza w romskich zespołach, również i jej zespół tworzą muzycy, którzy są ze sobą spokrewnieni. Vera Bila śpiewa od bardzo dawna. Od wczesnego dzieciństwa aż do 25 roku życia śpiewała ze swoim ojcem, skrzypkiem i liderem grupy Cymbalom. Na początku lat 80. rozpoczęła współpracę z grupą Nerez. Z zespołem tym odniosła wielki sukces, co zaowocowało podpisaniem kontraktu z firmą BMG i wydaniem w 1995 roku debiutanckiego albumu. Jesienią zeszłego roku na naszym rynku ukazała się płyta "Queen of Romany", będąca kolekcją największych przebojów artystki. Parę miesięcy później Bila wystąpiła na jednej scenie wspólnie z Maćkiem Maleńczukiem, co w efekcie zakończyło się wspólnym nagraniem przez oboje piosenki „Sakorati”. Przy okazji wizyty w Polsce z Verą spotkał się Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

W jaki sposób skompletowałaś cały swój zespół?

Zespół to moja rodzina. Znamy się od dziecka. Gra w nim czterech moich kuzynów i jedna kuzynka. Jesteśmy rodziną dosłownie i w przenośni. Grać zaczęliśmy, gdy mieliśmy jakieś 16 lat. Na początku grałam z Honzą i kilkoma innymi osobami. Po paru latach przestaliśmy jednak wspólnie muzykować. Spotkaliśmy się ponownie po 12 latach, kiedy śpiewałam już w innym zespole, z którym odnosiłam sukcesy. Postanowiliśmy znów razem grać, tym razem w większym, rodzinnym składzie.

Czy kiedyś myślałaś, że ze swoją muzyką możesz odnieść tak duży sukces w Europie?

Nie, od początku graliśmy w jednej z restauracji w Pradze tylko dla siebie, naszych rodzin i znajomych. Nagle okazało się, że odnieśliśmy sukces. To jest jaki wielki sen. Kiedyś w żartach mówiliśmy sobie, że wystąpimy kiedyś we Włoszech, Francji i w Ameryce. Teraz nagle to wszystko się spełniło.

W czym tkwi w takim razie klucz do tego sukcesu?

Kiedy ktoś zobaczy takich przystojnych facetów, jak moi kuzyni, to już po nim i od razu odnosimy sukces (śmiech). W MTV ciągle prezentuje się sztucznych, wygładzonych wykonawców, a my chcieliśmy udowodnić, że ludzie nie potrzebują tylko tego plastikowego świata, ale zależy im także na szczerości i otwartości w muzyce. Kluczem do sukcesu jest autentyczność.

Czy sukces w jakiś sposób zmienił wasze codzienne życie?

Troszkę na pewno zmienił, ale nie w wielki sposób. Dzięki temu możemy kupić więcej prezentów naszym dzieciom i krewnym. Na pewno poprawiła się nasza sytuacja materialna, ale raczej nic poza tym. No i trochę więcej podróżujemy.

A w jaki sposób udaje wam się cały czas utrzymywać tę autentyczność i spontaniczność w waszej muzyce?

Tak naprawdę prawie w ogóle nie mamy prób. Muzyka wychodzi z naszych serc i tworzy się sama. Rzadko powtarzamy jakąś piosenkę dokładnie dwa razy tak samo, zawsze coś się zmienia, choćby drobny szczegół. Jesteśmy przyzwyczajeni do takiego grania.


A teksty waszych utworów piszecie sami, czy też sięgacie do ludowej twórczości?

Sami piszemy nasze teksty. Opierają się one głównie na tym, co przeżyliśmy. Te teksty są jakby naszym rodzinnym pamiętnikiem – opowiadają o naszych troskach, smutkach, radościach, o wszystkim tym, co nas spotkało w życiu. Spotykają nas takie same sytuacje życiowe, jak innych ludzi – śmierć bliskich, choroba, ślub, czy też narodziny. To jest jak najbardziej nasze życie.

Czy na wasze teksty w jakiś sposób wpływa to, co dzieje się na świecie, czy też może trzymacie się z dala od polityki?

Staramy się do niej nie mieszać. Śpiewamy o tym, co dzieje się w naszej społeczności. Jedyną globalną rzeczą, jaką poruszamy, jest rasizm i nietolerancja wobec naszej grupy etnicznej.

Piszecie o smutnych rzeczach, ale wasza muzyka jest radosna. Czy to nie jest mała sprzeczność?

Może i jest, ale my na to tak nie patrzymy. Teksty są smutne, ale układając do nich radosną muzykę w jakiś sposób odreagowujemy te przykre zdarzenia. Czyż jest lepszy sposób, aby poradzić sobie z bólem i smutkiem niż śpiew. Kiedy jesteśmy na scenie, albo nawet gramy tylko dla siebie, świat od razu staje się lepszy i jest nam lepiej.

Wasza płyta ukazuje się w kolejnych krajach Europy. Jakie nadzieje z tym wiążecie?

Ciężko mówić o nadziejach. Przede wszystkim chcemy, aby nasza muzyka podobała się ludziom. Dociera ona do coraz większej ilości ludzi i to jest w tym najważniejsze. Nie oczekujemy wielkich rzeczy,. Chcemy po prostu nieść ludziom radość. Żaden zespół, którego członkowie są Romami, nie odniósł na świecie takiego sukcesu. Myślę, że to też jest jakiegoś rodzaju misja – udowodnić, że my także potrafimy śpiewać. Jesteśmy swego rodzaju ambasadorami. Mieliśmy już okazję usłyszeć ludzi innych narodowości śpiewających nasze piosenki w naszym języku.

Często występujecie na różnego rodzaju etnicznych festiwalach, co o nich sądzicie?

Tego rodzaju koncerty bardzo nas wzbogacają wewnętrznie. Nie popadamy dzięki nim w rutynę. Możemy dzięki nim spotkać twórców innych narodowości, co jest dla nas wielkim przeżyciem, bo wiemy, że inni odbierają nas tam podobnie.


Jak wygląda dobór materiału na koncerty?

Nigdy nie wiemy do końca, co zagramy. Przyjmujemy jakiś tam plan, ale on z reguły ulega zmianie. Wszystko tak naprawdę zależy od publiczności. W krajach słowiańskich nie mamy z tym problemu, ale na przykład w Skandynawii zdarzało nam się, że przez cały koncert ludzie słuchali nas bez żadnego okazywania emocji. Dopiero po wszystkim dostawaliśmy wielkie brawa, ale podczas występu nie wiedzieliśmy, co się dzieje, jak tych ludzi poderwać. Oni są chłodni jak ich klimat, to było bardzo stresujące. Poza tym na każdym koncercie staramy się zagrać jakiś jeden nowy utwór, bo piszemy ich naprawdę ogromną ilość. Z drugiej jednak strony musimy sprostać oczekiwaniom publiczności, która zna nasze płyty i oczekuje, że zagramy pochodzące z nich piosenki.

I na zakończenie - jakie masz plany na 2001 rok?

Przede wszystkim muzyka. Mamy zamiar promować naszą płytę w Europie. Poza tym pojawiają się różnego rodzaju propozycje, aby nagrać kilka piosenek z innymi wykonawcami. Muszę je przemyśleć i kto wie, może jeszcze o mnie usłyszycie.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas