Sam Fender: Używam swojej muzyki, żeby móc zadawać pytania
Justyna Grochal
- Gdy zmarł mój przyjaciel, napisałem ten utwór, żeby się wyładować, dać upust moim emocjom – mówi nam Sam Fender o swoim singlu "Dead Boys" poruszającym kwestię samobójstw wśród mężczyzn. Rezolutny Brytyjczyk, który nie boi się podejmować trudnych tematów w swojej twórczości, wyrasta na jedną z ciekawszych gwiazd młodego pokolenia.
9 sierpnia 2019 roku ukaże się debiutancki album Sama Fendera "Hypersonic Missiles". Artysta uważany, z jednego z najciekawszych wykonawców młodego pokolenia, w marcu pojawił się w Polsce (zagrał m.in. koncert w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej), a my mieliśmy okazję z nim porozmawiać.
Justyna Grochal, Interia: Chciałabym zacząć od pytania o utwór "Dead Boys", ponieważ od niego tak naprawdę zaczęła się moja przygoda z twoją muzyką. Napisałeś tę piosenkę, bo chciałeś wyrzucić gniew po stracie przyjaciela czy traktowałeś to jak terapię?
Sam Fender: - Prawdopodobnie miała to być terapia dla mnie samego. Gdy zmarł mój przyjaciel, napisałem ten utwór, żeby się wyładować, dać upust moim emocjom. Nie zamierzałem wydać tego singla. Zastanawiałem się wtedy, czy to nie będzie kapitalizacja tragedii. Obawiałem się, że inni odbiorą to jako wykorzystanie śmierci przyjaciela po to, żeby zwrócić uwagę ludzi na moją muzykę. A nie tego chciałem. Spędziłem wiele czasu, nie wiedząc, co z tym zrobić. Ale wypuściłem tę piosenkę, ponieważ ona coś znaczyła też dla osób z mojego bliskiego otoczenia.
Po wysłuchaniu singla "Dead Boys" postanowiłam sprawdzić trochę faktów i statystyk dotyczących problemu samobójstw wśród mężczyzn w moim kraju. I to było przerażające. Okazało się, że w Polsce jest nawet gorzej niż u ciebie...
- Tak, to jest okropne...
Starasz się dbać o swoją równowagę psychiczną?
- To jest ciężkie. Prawdopodobnie muszę to wszystko jeszcze przemyśleć. Obecnie sporo się dzieje, ale zawsze cieszę się, kiedy wracam na trasę. Chyba potrzebuję częściej poświęcać sobie samemu trochę czasu. Uważam, że najlepszą rzeczą jest starać się... spać wystarczającą liczbę godzin (śmiech). To zazwyczaj praktykuję.
To dobra praktyka!
- Poza tym staram się być w dobrej formie i utrzymywać dobre relacje z przyjaciółmi.
Podejmujesz w swojej twórczości ważne, często trudne tematy. Tym, co ja osobiście lubię w twojej muzyce, to fakt, że ty nie dajesz żadnych gotowych recept. Raczej sygnalizujesz problem, zadajesz pytania, dajesz początek dyskusji...
- Dokładnie tak jest. Nie daję recept - dobrze powiedziane, pożyczam sobie to (śmiech). Nie jestem ekspertem w żadnym z tematów, które podejmuję i nigdy nie zamierzam się za takiego uważać. Mam 24 lata, cały czas wiele się uczę. Jestem dzieciakiem, na litość boską! Sam próbuję rozgryźć ten świat. Używam swojej muzyki, żeby móc zadawać pytania. Ale robię z tego rozrywkę i daję ludziom pewną ekscytację, zamiast traktować to tylko jak projekt domowy, pławiąc się w melancholii, bo nasz świat już sam w sobie jest dość melancholijny z całym Brexitem i innymi...
Ale zależy ci na tym, żeby swoimi utworami zapoczątkować dyskusję na dany temat?
- Myślę, że chyba tylko dla siebie samego. Nie sądzę, bym mógł zmienić świat czy coś w tym stylu. Nie postrzegam siebie jako rewolucjonisty. Chcę po prostu napisać parę dobrych melodii, zadać parę dziwnych pytań (śmiech).
Jaka jest główna zasada, jaka przyświeca ci podczas pracy nad nowym materiałem?
- Chyba najpierw piszę tekst utworu.
Czyli tekst, a później muzyka?
- Tak, bo to jakby daje nam duże pole do tworzenia dobrej piosenki. Więc najpierw wymyślam historię, a muzyka przychodzi później.
I jak to wygląda - jesteś typem, który siedzi godzinami nad konkretnym numerem?
- Czasami tak, a czasami to kwestia minut. Czasami piosenka tworzy się bardzo szybko, a niekiedy to trwa dniami czy nawet tygodniami. Kawałek "Hypersonic Missiles" powstał w pół godziny.
Niedawno przygotowałeś cover piosenki "Break Up With Your Girlfriend" (posłuchaj!) z repertuaru Ariany Grande. Przewróciłeś ten numer do góry nogami. Takie było założenie?
- Po prostu zależało mi, żeby ta piosenka bardziej do mnie pasowała. Chciałem pokazać, że każdy utwór może zabrzmieć całkowicie inaczej. Dobra piosenka to po prostu dobra piosenka, niezależnie od gatunku, w jakim powstała. Nasza wersja w ogóle nie brzmi jak wersja Ariany Grande, brzmi po prostu jak piosenka Sama Fendera.
A dlaczego wziąłeś na warsztat ten akurat utwór? Lubisz Arianę Grande?
- Tak, myślę, że jest całkiem super. Właściwie to zostałem poproszony, by wystąpić w teledysku Ariany Grande "Break Up With Your Girlfriend", gdzie miałem być... obiektem westchnień. Odmówiłem, bo również nagrywałem wtedy teledysk w Los Angeles i nie chciałem zawieść swojej ekipy. Poza tym wydaje mi się, że oni liczyli na kogoś, kto będzie opalonym, wysportowanym aktorem z sześciopakiem na brzuchu, a ja, cóż... jestem tego przeciwieństwem (śmiech). Tak więc podziękowałem uprzejmie za propozycję.
Powiedziałeś im: "Thank u, next"?
- "Thank u, next", tak (śmiech)!