Robert Janson: "Muzyka pop zawsze będzie się podobać"
Grupa Varius Manx ponad dwa lata temu cicho zaprzestała działalności, ale niedawno, trochę niespodziewanie, muzycy znów spotkali się w studiu nagraniowym, by nagrać kilka nowych utworów na składankowy album „Najlepsze z dobrych". Wydany został on z okazji 10-lecia istnienia grupy, co zespół uczcił okolicznościowym koncertem w Warszawie. Przy okazji muzycy postanowili wyruszyć raz jeszcze na wspólną trasę koncertową - zespół został w tym roku gwiazdą Pikniku Radia RMF FM, który potrwa do końca maja. Z tej okazji Konrad Sikora rozmawiał z Robertem Jansonem, liderem i głównym kompozytorem Varius Manx, m.in. o przyszłości grupy, Anicie Lipnickiej i jego solowych projektach.
Dlaczego Varius Manx postanowił znowu ruszyć w trasę?
To jest dość złożona sprawa. Zespół nagrał niedawno składankową płytę, chociaż trudno to nazwać nagraniem, bo stosunek czterech nowych utworów do 14, jakie ukazały się, raczej wskazuje, że jest to zdecydowanie album typu „The Best of”. Przy okazji wywiadu w Warszawie spotkałem się z Piotrem Metzem, muzycznym szefem Radia RMF FM i rozmawialiśmy sobie o tym, jak to niektórym zespołom ciężko jest znaleźć sponsora. Tego problemu nie ma jednak Varius Manx. Jakoś w końcu tak wyszło, że załapaliśmy się na tę - mam nadzieję udaną – trasę „Piknik Radia RMF FM”. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ oprócz jubileuszowego koncertu w Sali Kongresowej, już od kilku lat nie miałem przyjemności uczestniczenia w występach zespołu. Sam jestem ciekaw, jakie będzie przyjęcie ze strony publiczności. Po tej trasie okaże się, co będzie dalej. Trzeba będzie zastanowić się nad kolejnym, zupełnie nowym albumem. To, że Varius Manx nie grał praktycznie przez dwa ostatnie lata koncertów, wynikało z przerwy spowodowanej odejściem chłopaków, którzy założyli Sigmę, a Kasia zabrała się za album solowy. Ja, chociaż nie koncertowałem z zespołem, także pracowałem nad swoim albumem i solo odbyłem taką małą trasę.
Dlaczego więc zdecydowałeś się wrócić na scenę z Varius Manx?
Ta trasa to dla mnie szczytny cel. Obchodzimy 10-lecie istnienia i trudno, aby koncerty z tej okazji odbywały się bez mojej obecności. Jestem, jakby na to nie patrzeć, założycielem i liderem tego zespołu.
Czy w takim razie istnieje możliwość, że na którymś z koncertów pojawi się gościnnie Anita Lipnicka?
Przewidywaliśmy taką możliwość, jeśli chodzi o koncert w Sali Kongresowej, przewidywaliśmy także jej pojawienie się na płycie, ale sama zainteresowana, jak i jej menedżment, nie do końca byli zainteresowani naszymi ofertami. Nie będziemy więc ponawiać i tak już raczej beznadziejnej oferty.
Czy w takim razie na koncertach fani mogą spodziewać się jakichś niespodzianek?
Jest nas trochę więcej na tej trasie. Dołączy do nas trójka muzyków sesyjnych oraz profesjonalny chórek. Mam nadzieję, że ta duża ilość ludzi na scenie wpłynie korzystnie na to, co się będzie działo. Nikt nikomu na pewno nie będzie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Jeśli chodzi o muzyczne niespodzianki, to ciężko mi jest cokolwiek powiedzieć. To nie jest typowa trasa z okazji 10-lecia istnienia zespołu. Mógłby tutaj zadziałać mechanizm Lipnickiej, ale - jak już wcześniej mówiłem - z takich, a nie innych powodów nie zadziała. Kasia będzie śpiewać także te stare utwory. Wiemy, że ludzie bardzo chcą je usłyszeć i będziemy się starali spełnić te życzenia. Chcemy dać dobre koncerty i tego przede wszystkim fani powinni od nas oczekiwać.
Co obecnie porabiasz oprócz grania z Variusem?
Mam propozycję - chociaż i to nawet za dużo powiedziane, bo to plany dopiero na jesień - napisania piosenek do dwóch olbrzymich polskich filmów. Nie chcę zdradzać, o co chodzi, chociaż i tak każdy może się tego domyślić. Niezależnie od tego szykuje mi się także produkcja telewizyjna typu serial, ale również ciągle czekam na spotkanie z reżyserem. Jestem może tajemniczy w tych kwestiach, ale wolę na razie ograniczać się do faktów, a nie do plotek. W sensie typowo muzycznym, niezależnie od tego, czy to będzie solo, czy też z Varius Manx, mam zamiar w styczniu 2001 wejść do studia i z Leszkiem Kamińskim zarejestrować przynajmniej swój trzeci solowy album. Będzie on oparty niemalże wyłącznie na kompozycjach instrumentalnych. Coś w stylu muzyki filmowej, jednak bez obrazu. Będą to utwory na orkiestrę. Być może znajdą się tam także dwie lub trzy piosenki. Będzie to gratka dla miłośników mojej muzyki, czy też mojej osoby.
W 1996 roku otrzymałeś Fryderyka dla najlepszego polskiego kompozytora. Co myślisz o tym, co dzieje się obecnie w polskim przemyśle muzycznym?
Tak, miałem w sumie okazję być cztery razy nominowany i dwa razy wyróżniony tą statuetką, natomiast muszę przyznać, że to, co teraz dzieje się w muzyce, jest dla mnie troszeczkę zagadkowe. Kultura upadła na twarz z powodów tak do końca niejasnych. Wiadomo, że pirat piratem, ustawa ustawą, ale główną przyczyną jest pewien spadek, który należało przewidzieć. Po czterech tak cudownych latach, jakie zdarzyły się w okresie 1994-98, należało spodziewać się kilku lat chudych i one właśnie nadeszły. To jest typowy niż, tak jak we wszystkich dziedzinach, nie tylko w kulturze i sztuce, ale w każdej. W grę wchodzi przede wszystkim brak finansów u ludzi, mocne życie na kredyt naszego społeczeństwa, a także upodobanie młodzieży do telefonów komórkowych. Za to przecież też trzeba płacić. To wszystko ma jakiś wpływ. Poza tym nie ukrywajmy, wcześniej tygodniowo czy też miesięcznie było tylko kilka premier, a dziś jest ich kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt. Nie wszyscy wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Bo miesięcznie promuje się mocno jednego lub dwóch artystów, i oni jako tako wchodzą na ten rynek, natomiast debiutanci nie są w stanie zaistnieć. Na dobrą sprawę z ostatniego okresu udanym debiutem może poszczycić się jedynie zespół Brathanki. Nagrali muzykę w ostatnim czasie bardzo modną i na razie jest dla nich miejsce. I bardzo dobrze, że tak się dzieje. Za rok jednak może to być już inny nurt.
Czy w takim razie sam zauważasz jakieś obiecujące debiuty?
Nie wiem. Bardzo podobał mi się zespół Siedem, który wydał płytę w zeszłym roku. Nie było to na pewno nic odkrywczego, bo cóż można tak naprawdę teraz w muzyce odkryć. Szkoda mi ich, bo mieli jedną naprawdę przepiękną piosenkę, jedną z chyba najpiękniejszych nagranych w zeszłym roku, ale przeszła ona całkowicie niezauważona. Tak to jednak bywa. Oprócz tego zespołu nie zauważyłem w ostatnich miesiącach żadnego wykonawcy, który by mi się spodobał. Ja jestem oparty na melodyjności. Nad nami ciągle wisi ta żelazna kurtyna lat 70. i 80., która będzie jeszcze przez wiele, wiele lat doskwierała muzyce w sposób pozytywny. W tym okresie bowiem powstała na świecie najpiękniejsza muzyka i ona będzie nadal zataczała swoje koło. Ja w tym kole dobrze się czuję i nie zamierzam zmieniać swego kierunku ani na chwilę. Muzyka pop zawsze będzie się podobać. Może teraz nieco się schowała, ale za rok lub dwa znów powróci.
Jaki jest Twój stosunek do Internetu?
Sam nie jestem podłączony i mógłbym w tej kwestii określić się mianem laika, ale przyglądałem się wiele razy moim kolegom, którzy z niego często korzystają i uważam, że jest to narzędzie przyszłości. Nie ukrywam, że sam wkrótce chyba zadbam o to, aby mieć u siebie w domu odpowiedni sprzęt i móc się nim bawić. Dostęp do świata, różnego rodzaju danych, jest konieczny i ktoś, kto dzisiaj nie posiada komputera i nie ma zielonego pojęcia o Internecie, jest człowiekiem troszeczkę głuchym. Dziś pod tym względem czuję się nieco takim głuchym i ślepym człowiekiem. Wiem, że będę musiał to nadrobić. Jest to już XXI wiek i ktokolwiek ma jakieś plany związane choćby z muzyką, musi brać pod uwagę konieczność uczestniczenia w takiej pięknej technologicznej zabawce, jaką przecież jest Internet.
Czy jako muzyk nie obawiasz się, że dotkną cię jego negatywne strony?
Nie, nie sądzę. Ja mam swoje spostrzeżenia muzyczne i generalnie rzecz biorąc obawiam się jedynie całego tego zamieszana ze ściąganiem albumów z Sieci. Na to jednak nie ma rady. Z tym można walczyć jedynie chyba odsprzedając pewne prawa, jak to się robi na Zachodzie, żeby wyjść naprzeciw tym, którzy bezczelnie ściągają nasze płyty. Bardziej martwi mnie coś innego. Dlaczego przez ostatnie kilka lat nikt nie zajął się ludźmi zza wschodniej granicy, którzy sprowadzają do nas pirackie płyty? To niemal to samo pytanie. Przy czym na tych jest paragraf, a na użytkowników Internetu go nie ma. Tutaj trzeba się jakoś inteligentnie dogadać. Sam bezpośrednio jeszcze nie odczułem tego na własnej skórze. Bardziej odczuwam to, kiedy idę ulicą i widzę swoje skopiowane płyty, i nie mogę takiemu człowiekowi dać po głowie. On ma większe prawa ode mnie i śmieje mi się prosto w twarz.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na Pikniku.