"Prowadzi mnie miłość"

Deep Purple, Rainbow, Blackmore's Night! Kiedy mówimy o tych zespołach w myślach pojawia się tylko jedno nazwisko - Ritchie Blackmore. Jeden z najlepszych gitarzystów tej galaktyki, wspaniały muzyk i doskonały kompozytor, zazwyczaj niedostępny i sprawiający wrażenie rozkapryszonego.

Candice i Ritchie Blackmore (Blackmore's Night)
Candice i Ritchie Blackmore (Blackmore's Night) 

Liczyłem na to, że ten wywiad przeprowadzę właśnie z nim, moim idolem, ale okazało się, że sytuacja się zmieniła i dostałem w swe zachłanne ręce życiową partnerkę gitarzysty, która (dla mniej zorientowanych) jest także wokalistką Blackmore's Night. Smutek i żal zagościł w mym sercu, jednak wywiad z piękną Candice zmienił wszystko.

Wspaniała, nietuzinkowa, cholernie inteligentna, ciekawa, zabawna, przyjacielska i otwarta, mógłbym ją obsypywać komplementami jeszcze długo. Candice zaczarowała mnie swoimi długimi, bardzo wylewnymi odpowiedziami na pytania. Choć znam w szczegółach i na pamięć historię wyżej wymienionych grup, to dzięki Candice wreszcie dowiedziałem się czegoś więcej, zarówno na temat grupy Blackmore's Night jak i historii dotyczących Deep Purple i Rainbow, oraz życia prywatnego państwa Blackmore. Z Candice rozmawiał Piotr Brzychcy z magazynu "Hard Rocker".

W zeszłym roku minęło 10 lat od kiedy czynnie działacie na scenie pod szyldem Blackmore's Night, a ja ciągle czuje się jakbym w zeszłym roku po raz pierwszy usłyszał "Shadow Of The Moon". Jak oceniasz ten czas?

Naprawdę czuję, jakby każdy z albumów jakie wydaliśmy był odbiciem czasu i tego co w danym momencie przeżywaliśmy. Ostatnie 10 lat przeminęło bardzo szybko, a akceptacja i sukces jaki odniósł zespół jest dla nas niesamowite! Na dodatek z każdym rokiem jest lepiej.

Spoglądając wstecz, kiedy słucham "Shadow Of The Moon", wiele z tych piosenek zostało napisanych jako ucieczka od presji świata korporacyjnego, jakim muzyka wtedy się stała. "Shadow" była naszym zbiorem utworów, napisanych, abyśmy mogli uciec do tego prostszego świata z dala od presji i stresu.

Na początku wcale nie myśleliśmy o tym, żeby wydawać je na płytach, dopóki nasi przyjaciele nie zaczęli nalegać, abyśmy grali je na przyjęciach i powiedzieli nam "jeśli to wydacie, my to kupimy!". Pomyśleliśmy, że skoro im się podoba, może innym także. Szczęśliwie japońska wytwórnia BMG, była bardzo nam przychylna i tak zaczęła się ta muzyczna podróż.

Wróżki w Polsce głoszą różnorakie wieści na temat waszej nowej płyty. Kiedy możemy się jej spodziewać?

Na dzień dzisiejszy premiera w Europie planowana jest na koniec czerwca lub początek lipca. Płyta będzie nosiła tytuł "Street Voyage" i znajdzie się na niej 12 utworów. Dwa z nich zagramy na koncertach podczas naszego tournee po Polsce, Rosji, Finlandii, Czechach i Szwecji w maju i czerwcu. Lubimy widzieć jak ludzie reagują na nowy materiał i jest to pewnego rodzaju niespodzianka, bo gramy niektóre utwory jeszcze zanim zostaną wydane!

A jak opisałabyś ten nowy materiał... W jakim stylu będzie ewoluował muzyczny charakter waszej muzyki?

Nie wiem czy kiedykolwiek mieliśmy jakiś ustalony charakter piosenek podczas ich pisania. Wiele z naszych utworów jest inspirowane piosenkami i obrazami, widokami, które pochłaniamy i kolekcjonujemy podczas tych wszystkich licznych podróży, jakie odbywamy w różne miejsca na świecie.


Oglądanie tak różnych historycznych osobliwości miast i słuchanie tradycyjnej muzyki z tych miejsc jest dla nad ogromną inspiracją. Kiedy nie słuchamy ulicznych artystów, mamy fanów z każdego miejsca, którzy kolekcjonują muzykę folkową i tradycyjną i zbierają je dla nas na płytach. Tak więc nasze albumy są zawsze odzwierciedleniem miejsc, w których byliśmy, wyrażonym poprzez kolaż pomysłów jakie przyjdą nam do głowy.

Niektóre z piosenek to covery, jedna jest z czasu kiedy Ritchie grał w Rainbow, niektóre są zaczerpnięte z muzyki tradycyjnej jak Stella Splendens, którą przerobiliśmy na mistyczny, ciężki rock i nosi teraz tytuł "Locked Within The Crystal Ball"; niektóre są bardzo subtelne inne znowu to zwykłe zabawne kawałki. Jest coś dla każdego. Nasza muzyka zazwyczaj zabiera nas w podróż, to nie my nadajemy jej wyznaczony kierunek - to ona nas prowadzi.

Z perspektywy ponad dekady koncertowej działalności, na praktycznie całym globie ziemskim, gdzie najlepiej wam się gra i dlaczego? Ja od zawsze miałem wrażenie, że miejscem tym są Niemcy...

Niemieccy fani są fantastyczni. Oni naprawdę włączają się w to co robimy, zakładają kostiumy tak jak w żadnym innym miejscu. Dodatkowo, mamy możliwość grania na zamkach, podczas kiedy w innych krajach, z jakichś powodów promotorom jest dużo trudniej to zorganizować. Ale reakcja publiczności jest inna wszędzie gdzie zawitamy.

Mam rosyjsko-polskie korzenie, dlatego czuję silną więź kiedy gramy w krajach skąd pochodzi moja krew. Tak, są też Włosi z ich temperamentem, angielscy fani ze swoim specyficznym poczuciem humoru, którzy uwielbiają piosenki biesiadne. Wszędzie gdzie pojedziesz jest inaczej, ale jednakowo niesamowicie i niezapomnianie.

Skąd dziś czerpiecie inspiracje... Te życiowe i te muzyczne? Czy występują wzajemne relacje miedzy tymi życiowymi i muzycznymi inspiracjami? Opowiedz nam o tym..

To co mnie motywuje najbardziej to natura i miłość. To są siły, które mnie prowadzą. Zapiera mi dech, kiedy patrzę na zachód słońca, czuję się totalnie wolna, kiedy wiatr owiewa moje włosy, a najbardziej silna i bezpieczna czuję się mogąc stać pod ogromnym starym dębem. Robię co w mojej mocy, żeby odwrócić szkody jakie uczyniliśmy matce ziemi, współpracuję z wieloma międzynarodowymi organizacjami, wspierając ich wysiłki.

Robię tyle ile mogę we własnym domu, ponieważ wierzę, że chcąc zmienić świat najpierw należy zacząć od siebie. To wszystko daje mi siłę, daje mi wolność. Musimy je chronić dla lepszej przyszłości. W tekstach, które piszę często można odnaleźć te moje inspiracje.

Jestem waszym wiernym fanem od samego początku istnienia zespołu. Kochałem wszystko to co Ritchie robił w przeszłości i nie inaczej potraktowałem Blackmore's Night. Pierwsze trzy płyty były dla mnie ścieżką dźwiękową mojego życia. Moje ulubione płyty to "Fires At Midnight" i "Shadow Of The Moon". Która płyta, i które utwory mają dla ciebie największe znaczenie i dlaczego?

Bardzo się cieszę słysząc te słowa! Bardzo trudno jest wybrać którąś z piosenek, bo wszystkie są częścią mnie, to ja je napisałam. W zależności od emocji, od tego jak się czuję w danym momencie, taką muzykę uważam za bliższą lub mniej.


Wydaje mi się jednak, że utwory, do których wracam najczęściej to te z fabułą. To te, które przenoszą nas do świata jakiegoś człowieka albo istoty, która opowiada nam swoją historię, ale robi to w taki sposób, że czujesz, że tam jesteś, rozumiesz, odczuwasz więź z bohaterem historii.

W "Hanging Tree" mowa jest o drzewie i o tym czego doświadczyło w ciągu swego życia. W "Fools Gold" waży się pytanie, czy bogatszy jest ten, kto posiada bogactwa, czy ten bogaty duchowo. W "Faerie Queen" jest magiczny obraz pięknej królowej natury. W "Peasant's Promise", który znajdzie się na nowym albumie, jest historia miłości pomiędzy biednym wieśniakiem i kobietą czekającą pod wierzbą. Są w nich różne obrazy, lekcje i historie. Pisząc, daję się porwać muzyce i wsłuchać w to co chce ona opowiedzieć.

"Myślicie, że jestem dziwna, bo jestem inna, a ja myślę, że wy jesteście dziwni, bo wszyscy jesteście tacy sami." Przeczytałem to na twoim blogu. To jest bardzo mądre i prawdziwe powiedzenie, ale czasem bardzo trudne... Czy zawsze miałaś tak silną osobowość? A jaki wpływ na ciebie i twoją twórczość miał Ritchie?

Tak jak wszyscy, zmieniałam się wewnętrznie, zmieniał mnie czas, ale zawsze miałam silną osobowość. Pozostaję prawdziwa i wierna sobie, moim uczuciom, mojemu sercu. Zawsze byłam inna niż wszyscy wkoło i tylko dlatego patrzono na mnie jak na dziwaka czy kogoś takiego.

Czasami jest ciężko, czasami jest samotnie, ale wolę być uczciwa względem samej siebie niż udawać kogoś, kim nie jestem tylko po to, żeby dopasować się do czyichś wyobrażeń o tym, jaka być powinnam. Wolę mieć obok siebie kilkoro ludzi, którzy kochają mnie za to jaka jestem, niż mieć wokoło wielu ludzi, z którymi nie czuję się dobrze.

Napisałam piosenkę "Word Of Stone" właśnie o tym. Pisało do mnie wielu ludzi z całego świata, czuli się samotni, bo myśleli inaczej, ubierali się inaczej, byli silnymi indywidualnościami, ale czuli, że nigdzie nie pasują, czuli się okropnie samotni. Najbardziej niesamowite jest, jak wielu ludzi właśnie tak sądzi! Więc mój przekaz był taki, że nie jesteście sami.

Uwierz mi, gdzieś tam jest ktoś kto czuje dokładnie tak jak ty. Ktoś, kto jest niezależnym myślicielem. Razem tworzymy niezrównaną siłę. Nigdy nie czuj się sam tylko, dlatego że nie podążasz za modą czy trendami. Masz na to dość sił.

Wpływ jaki Ritchie wywarł na mnie był chyba taki jaki powinien być w każdym zdrowym, troskliwym związku. Uzupełniamy się wzajemnie. Nasz związek jest oparty na komunikacji, szacunku i szczerości. Jego mocne strony są moimi słabymi, więc kiedy upadam, on mnie podtrzymuje i ja robię dla niego to samo. To jak równowaga pomiędzy światłością i ciemnością, ying i yang. Taki właśnie jest jego wpływ na mnie. I taki jest mój na niego.


W 1993 roku Ritchie rozstawał się z Deep Purple, a w 1997 definitywnie pożegnał się ze swoim Rainbow. Przez cały ten czas byłaś obok niego, jak emocjonalnie odbierałaś te ważne dla muzyki jego decyzje? Czy one po prostu pojawiały się, czy wynikały choćby z waszych wspólnych dyskusji? To osobiste pytanie, jednak w jakiś sposób jest to kawałek historii muzyki...

W 1993, kiedy Ritchie był w Deep Purple, byłam w trasie razem z nim. Ritchie wchodził na scenę i dawał z siebie 100%, a zazwyczaj nawet więcej. Ale inni konsekwentnie nie. Ritchie wiedział, że jest tylko jeden wieczór, w każdym miejscu, w którym grasz, żeby dać fanom wszystko z siebie co najlepsze. Ale niektórym z Purpli kompletnie na tym nie zależało.

Ritchie miał dość tego braku szacunku, jaki niektórzy z Purpli okazywali fanom. Nie mógł wytrzymać tego znęcania się nad publicznością poprzez niedbałość, złe brzmienie czy nie nauczenie się tekstu. Był przekonany, że publiczność zasługuje na coś więcej.

Kiedy w 1995 roku zreformował Rainbow, zrobił to, bo wytwórnia tak sobie życzyła, zebrał członków zespołu, napisał utwory, ale wtedy wytwórnia zaczęła wtrącać się w sprawy artystyczne. Chcieli zmieniać po swojemu tytuły i tym podobne. O tym powinien decydować artysta. Kiedy zespół nagrywał poszczególne partie, Ritchie i ja zaszyliśmy się w domowym studio przed kominkiem, na zewnątrz było 6 stóp śniegu, a my graliśmy sobie akustyczne utwory, próbując uciec od stresu i próżności rockowego światka. Te piosenki ujrzały światło dzienne jako "Shadow Of The Moon".

Nawet kiedy Rainbow nagrywali "Stranger In Us All", wokalista miał problem z napisaniem tekstu, a ponieważ tam byłam, Ritchie wraz z producentem zagrali dla mnie podkład, a ja pisałam, o czym moim zdaniem mówi ta melodia. W ten sposób jestem współautorką 4 utworów na tym albumie.

Wspólne pisanie i tworzenie przyszło nam bardzo naturalnie. Zapytałeś, czy to były spontaniczne decyzje. Kiedy Ritchie zakładał zespół w 1968 roku, muzyka była wyzwalana z kreatywności, zespół miał pasję, czerpał z tego radość. Ritchie napisał najlepsze kawałki, które stały się przebojami.

30 lat później masz pięciu facetów, z których każdy podjeżdża na koncert limuzyną, wszyscy są nadęci i nikt ze sobą nie rozmawia, no chyba, że na scenie, kiedy jest taka konieczność. Taka krzywda wrasta głęboko i powoli, to nie jest spontaniczna decyzja. Po tylu latach już nie patrzysz w przyszłość z nadzieją, że będziesz robić to co kochasz, przez ludzi którzy są wokół ciebie. Do dziś Ritchie nie był z Deep Purple nigdzie od 1993 roku.

To jemu zawdzięczają wszystkie największe przeboje, a nigdzie nie powiedzą nawet jednej miłej rzeczy o nim, gdziekolwiek byś nie czytał. Koncertują dzięki jego utworom, a jednocześnie oczerniają go w prasie. On w zamian nie powiedział ani jednego złego słowa. Chciałbyś stać na scenie razem z takimi ludźmi?


Jeśli chodzi o moje uczucia, jestem z nim w 100% na każdym poziomie, jako przyjaciel, miłość, twórczy partner. Jakiekolwiek były czy są jego decyzje, popieram je w zupełności. On jest najlepszym i prawdopodobnie najbardziej niedocenionym gitarzystą na świecie. Jest geniuszem gitary elektrycznej, akustycznej, gra na mandolinie i hurdy gurdy i zawsze jestem pełna podziwu dla jego umiejętności jako muzyka, kompozytora, aranżera i istoty ludzkiej.

Nikt mu nie dorównuje, w żadnej z tych dziedzin i nie mogę być bardziej dumna z tego, że dzielę z nim życie, osobiste i muzyczne. Widzieć znów jego zaangażowanie w muzykę i czerpanie inspiracji z pozytywów, a nie ze sporów i negatywów- widzieć go uśmiechniętego i czerpiącego natchnienie ze zdrowych źródeł. To jest największa nagroda.

W 2002 roku zagraliśmy w Katowicach wspólny mecz, przed waszym koncertem w Zabrzu. Pamiętasz to? Czy wciąż grywacie takie mecze?

Tak! Gramy kiedy tylko to możliwe, jednak w czasie obecnej trasy mamy dzień występu i zaraz potem dzień w podróży, więc niezbyt wiele wolnego, żeby sobie pozwolić na piłkę. Mimo to, mam strój ze sobą. Kiedy jesteśmy w domu, gramy w każdą niedzielę razem z przyjaciółmi, a czasem nawet dwa razy w tygodniu. Przepadamy za tym! Ritchie gra w nogę tak jak gra na gitarze. Poezja! Gramy zawsze w jednej drużynie, chyba, że akurat się kłócimy, co się rzadko zdarza. Lubię wtedy odebrać mu piłkę, jeśli tylko dam radę!

Jeśli już przy piłce jesteśmy, to twoja przygoda z Ritchie'm zaczęła się właśnie podczas jednego z meczów piłki nożnej. Opowiedz nam jak to było... Ja znam te historyjkę, ale wielu młodych waszych zwolenników, ciągle pyta jak to naprawdę było..

Jasne. Pracowałam wtedy dla rockowej radiostacji na Long Island NY, gdzie mieszkam. Deep Purple zadzwonili do nas z pytaniem, czy nie weźmiemy udziału w charytatywnym meczu piłkarskim. Zgodziliśmy się, ale forma naszych prezenterów nie była zbyt wysoka, jako, że dla większości jedynym treningiem było naciskanie przełączników w radio i obżeranie się pizzą, przez większą część życia.

Z Purpli stawili się tylko Ritchie i Roger, ale przyprowadzili ze sobą ekipę i ograli nas. Ja byłam wtedy za młoda, żeby grać (miałam 18 lat - to denerwowało stację), ale byłam tam, żeby kibicować naszej drużynie. Po meczu podeszłam, żeby pogratulować Ritchiemu świetnej gry i poprosić o autograf. Spojrzał na mnie i powiedział, że jestem "bardzo ładną dziewczyną". Podziękowałam mu, wzięłam swój autograf i poszłam.

Myślałam, że na tym zakończy się moja historia z Ritchie'm Blackmorem, ale on wysłał swoich techników, żeby odnaleźli mnie w tłumie i spytali, czy spotkam się z nim później w pubie. Zgodziłam się i rozmawialiśmy przez całą noc, okazało się, że mamy bardzo wiele wspólnego. Powiedział mi później, że to było "jakby znów spotkać starego przyjaciela".


Potem pojechał w trasę, dzwonił do mnie i przysyłał kartki z całego świata. Spotkaliśmy się, kiedy przyjechał do NY, ja pojechałam do niego do Connecticut. Nasza przyjaźń naturalnie się rozwijała i po jakimś czasie przerodziła się w coś więcej. Spotkaliśmy się w 1989 r., w 1991 r. wprowadziłam się do niego, a w 1993 pojechałam z nim w trasę z Deep Purple. Byliśmy ze sobą 19 lat, a w tym roku pobieramy się.

Gratulacje! Jaka rolę w Blackmore's Night odgrywają dla ciebie teksty, czy jest to dla ciebie łatwy temat, czy potrzebujesz specjalnego natchnienia? Które teksty wskazałabyś jako najbardziej osobliwe i o czym opowiadają?

Wszystkie są dla mnie wyjątkowe, bo są częścią mnie samej. Zazwyczaj Ritchie najpierw komponuje muzykę. Później idę z tym do innego pomieszczenia, zamykam oczy i próbuję zobaczyć jakie obrazy powstają w mojej głowie. Wydaje się jakby to melodia zawsze wiedziała, o czym chce być. Ja tylko staram się odgadnąć, o czym mi opowiada, ubrać to w słowa i zapisać je w rym.

Staram się tak je układać, żeby słuchacz mógł się głęboko utożsamiać z tekstem. Może ktoś przeżył coś podobnego, albo czuje to o czym mówię, widzi to co ja widzę, ta więź musi zaistnieć. Wiele tekstów jest inspirowana przez naturę, sytuacje, których doświadczam, lub które dotknęły innych, także mity i legendy, które zbieram jeżdżąc po świecie. Na przykład Lorelei z Niemiec albo Benzaiten z Japonii.

W każdym przypadku fabuła musi mieć powiązanie, w którym ludzie dostrzegą siebie gdzieś pomiędzy wierszami. Mimo, że Benzaiten i Lorelei pozornie różnią się, mają wspólne korzenie. Obie są legendami związanymi z muzyką. Benzaiten jest jedyną boginią, pośród 7 bogami pomyślności w Japonii. Jej wyjątkowym darem jest muzyka i gra ona na XVI-to wiecznym instrumencie zwanym Biwa. Żyje na dnie jeziora i jest zaślubiona królowi smoków.

Lorelei jest syreną z doliny rzeki Rhine, która siedzi na skałach i śpiewa żeglarzom, zaczarowując ich swym głosem. Ci zaś chcąc podpłynąć jak najbliżej, roztrzaskują łodzie o skały, niejednokrotnie tracąc życie. Tak więc elementy jak woda, bogini, muzyka są bardzo silne, a historie opowiedziane w utworach są ciekawe i pozwalają słuchaczom z całego świata uczestniczyć w legendzie, o której istnieniu pewnie nie mieliby pojęcia. "Windmills" jest kolejną historią którą uwielbiam, inspirowaną Don Kichotem.

A jaki udział w tworzeniu tekstów ma Ritchie? Kiedy dowiedziałem się, że i on pisze czasem teksty byłem pozytywnie zaskoczony.

Ritchie zawiera wszystko co chce przekazać w muzyce. On nawet nie słucha tekstów, muzyka jest dla niego innym rodzajem języka. Znaczy dla niego znacznie więcej niż słowa ze swoją ograniczonością kiedykolwiek będą. Jednak kiedy już pisze i robi to tylko dla mnie, to jest coś niesamowitego. Podobnie jest kiedy maluje. Nikt tak naprawdę nie wie, że on jest także malarzem. Jest bardzo kreatywny na wielu różnych płaszczyznach.


Hmm, jestem zaskoczony! Udzielasz się w wielu muzycznych przedsięwzięciach, dwa z nich były dla mnie wyjątkowo ujmujące. Mam na myśli Helloween (w utworze "Light The Universe") i rock-opera Aina. Jak z perspektywy czasu oceniasz te przedsięwzięcia? Może wymienisz jakieś inne, bardziej liczące się dla ciebie...?

Tak, jest kilka alternatywnych projektów, do których zostałam zaproszona. Pierwszym było "Infinity" Beto Vasqueza, gdzie zaśpiewałam "Promises Under The Rain" i dwa inne utwory na tej płycie razem z Tarją z Nightwish i Sabiną z Edenbridge.

W tym roku wystąpię w duecie z niemiecką artystką, Chantal w jej utworze. Zagram też w filmie, razem z Geoffem Tate'm z Queensryche. Napisałam piosenkę, która będzie tytułowym utworem do filmu "For You", ale Geoff też pisze utwór, który mamy zaśpiewać w duecie, więc czekam. Napisałam też teksty dla rosyjskiego zespołu, jeden z utworów "When I Want To Fly" wykonaliśmy wspólnie.

Uwielbiam angażować się w różne muzyczne projekty, ale nic nie pokona mojej miłości do tego co robimy w Blackmore's Night. Szczerość i różnorodność na jaką możemy się zdobyć w tym zespole, w zespole pozbawionym muzycznych granic jest niezastąpiona. Nie istnieje dla nas żadne pudełko, na którym można by nam nakleić etykietkę - mamy tę wolność, że możemy grać wszystko i kiedy tylko chcemy. Myślę, że o to właśnie chodzi w muzyce.

Ostatni koncert na jakim byłaś, to Queensryche, czy tak? Jakie były twoje wrażenia, bo ja wybieram się, żeby ich posłuchać w Warszawie w lipcu i nie jestem pewien czego mogę się spodziewać?

Nie widziałam ich koncertu od czasu "Operation: Mindcrime", kiedy to otwierali koncert Metalliki wiele lat temu. Praktycznie przez dwa lata nie żyłam niczym więcej jak tylko tym albumem. Byłam pod wrażeniem show. Głos Geoffa jest dziś taki jak był przed laty - wciąż niesamowicie silny. Spodziewałam się usłyszeć więcej melodii z "Mindcrime". Nie zagrali ich za wiele, ale to pewnie tak jak z tym, że ludzie oczekują na naszych koncertach, że Ritchie zagra "Smoke On The Water", czyż nie? Grają przeboje radiowe takie jak "Empire" czy "Silent Lucidity" i mnóstwo piosenek, których nie znałam. Ale ich brzmienie jest mocne jak nigdy.

Opowiedz nam o jakiejś szalonej nietuzinkowej przygodzie, która was spotkała w czasie koncertowych wojaży...

Takie rzeczy ciągle się zdarzają. Raz zaproponowano nam udział w reality show i poważnie się nad tym zastanawialiśmy. Jednak prywatnie jesteśmy normalnymi ludźmi, a chodzenie przed kamerą przez 6 miesięcy nie bardzo do nas przemawiało, choć okazjonalnie przydałaby się, żeby nakręcić szalone historie jakie zdarzają się nam w trasie.

Ritchie uwielbia płatać figle. Pewnego razu szliśmy sobie ulicą na występ, a z przeciwka jechał ktoś na rowerze. Ritchie zapytał go, czy może sobie wziąć ten rower, gość rozpoznał go i odrzekł "jasne", więc Ritchie jechał sobie rowerem przez dalszą część drogi pod scenę. Biedny człowiek, został na ulicy, oczywiście później zwróciliśmy mu rower.


Albo weźmy taką prostą rzecz jak próbę uśnięcia podczas trasy i to, że czasem musimy zmieniać hotel 3-4 razy w ciągu nocy, tylko po to, żeby móc się zdrzemnąć. Kiedy już myślisz, że przetrwałeś wszystko co może zakłócić sen o szalonych porach - dzielnice prostytutek, windy, dyskoteki tuż pod twoim pokojem, załadunek butelek czy kuchnia blisko twojego pokoju. Dosłownie wszystko. Nareszcie udaje ci się zasnąć - i słyszysz tętent koni, które przebiegając przez środek miasta siejąc spustoszenie. Tak się nam przydarzyło w małym miasteczku w Hiszpanii. Co na to poradzić? Kolejny raz brak snu... Niebywałe.

Zagrasz w horrorze "House Of Eternity", to już wiemy. Opowiedz nam coś więcej tym szalonym przedsięwzięciu!

Zgadza się. Zaproponowano mi rolę Emily, żony Aldera, którego zagra Geoff Tate. Akcja rozgrywa się w XVII wieku, w czasie kiedy trwają procesy czarownic a każdy jest podejrzany. Jeśli byłeś zbyt ładny, zbyt brzydki, plotkowałeś, byłeś zbyt milczący, miałeś rude włosy... Wszystkie te rzeczy czyniły cię winnym za potencjalne bycie czarownicą.

Tak czy inaczej, Emily jest kobietą o gołębim sercu, a jej mąż jest w niej głęboko zakochany. Pewnego dnia dzieje się coś, co sprawia, że podejrzliwe spojrzenia zwracają się w jej kierunku. To tyle, co mogę na razie powiedzieć, ale kiedy przeczytałam scenariusz, bardzo mi się spodobał. Mam także kilka solowych piosenek, które będą towarzyszyły filmowi.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".