"Powrót do tysiąca jezior"
Kiedy 17 lat temu pojawił się debiut fińskiego Amorphis, od razu było wiadomo, że jest to zespół dużej klasy, ale dopiero kolejne ich dzieło, "Tales From The Thousand Lakes", wywindowało ich do ekstraklasy.
Choć oni sami, kiedy pojawili się wtedy niespodziewanie w Polsce, jeszcze sobie tego chyba nie uświadamiali. Albumy późniejsze, budziły liczne kontrowersje, ale nie sposób odmówić im wspaniałych utworów. A podejście do rodzimych tradycji, uczyniło z nich najlepszych ambasadorów fińskiej kultury. Ostatnim wydawnictwem grupy jest wydany na początku czerwca album "Skyforger".
Na pytania Pawła Domino z magazynu "Hard Rocker" odpowiadał jeden z założycieli zespołu, gitarzysta Esa Holopainen, który w opowieści z tysiąca jezior wsiąkł już raczej nieodwracalnie. A mi pozostaje się z tego tylko cieszyć, bo "Skyforger" to płyta świetna, znacząca w dorobku zespołu tendencję zwyżkową.
Witaj Esa! Niebawem znów będziecie grać w Polsce. Pamiętasz pierwszy koncert tutaj, ten z Paradise Lost?
Witam! Trochę pamiętam miejsce. To była całkiem sympatyczna trasa, ale to było tak dawno temu, że nie jestem w stanie przywołać wszystkiego z pamięci, co się wtedy wydarzyło. Ale zdecydowanie dobrze się bawiliśmy.
Miło to słyszeć. Jesteście jednym z zespołów ewoluujących bardzo szybko, z każdą kolejną płytą. Tak jak Therion, Cemetary, Tiamat czy Sentenced. Nie czułeś nigdy potrzeby zrobić kolejnego kroku, i wejść w mainstream?
Muzycznie nie było nigdy takiej potrzeby. Komercyjna, popowa muzyka nie znaczy dla nas zbyt wiele jako muzyków. Zawsze słuchamy samych siebie i piszemy muzykę, która nas cieszy. Tak, że nie ma szans, byśmy zmienili się w zespół popowy, punkowy, czy coś takiego.
Oczywistą okazją do naszej pogawędki, jest wasz dziewiąty już album "Skyforger". Tytuł odnosi się do mitologii, i udowadnia jak ważną rolę gra ona w twoim życiu. A jak się to zaczęło? Jako bunt nastolatka przeciw dominującej religii?
Zainteresowaliśmy się tym bardzo wcześnie, zafascynowała nas "Kalevala", zapadliśmy na muzykę folkową. I to był pierwszy etap, przez który zaczęliśmy dodawać do swojej muzyki elementy folkowe. I wtedy pojawił się pomysł, żeby pisać o "Kalevali". Było to około roku 1993 i na albumie "Tales From The Thousand Lakes" pojawił się pierwszy utwór folkowy.
Dziś powiązania pomiędzy naszą muzyką i tekstami "Kalevali" stanowią idealne połączenie. Nie mogę sobie teraz wyobrazić, że dziś mógłby powstać jakikolwiek nasz album, który nie byłby w jakiś sposób powiązany z Kalevalą, czy z folkiem. Wielka siła folku leży w tym, że zaczynasz szanować aspekty inne niż materialne, wracasz do podstaw i nie martwisz się, jeśli nie masz nowego samochodu, czy nowych Levisów, to są sprawy drugorzędne.
Jesteście zapewne najlepszymi promotorami fińskiej kultury. Nie sądzisz, że dziś to raczej niemile widziane? Niestety patriotyzm, duma z dorobku własnego narodu coraz częściej jest utożsamiana z rasizmem, ksenofobią...
Pamiętam, że doświadczyliśmy tego. Kiedy ukazał się "Tales From The Thousand Lakes", a potem "Elegy" było tu w Finlandii wielu narodowych-socjalistów, którzy określali "Tales..." jako swój ulubiony album. To była dziwna sytuacja, bo to jest przeciwne wszystkiemu, co reprezentujemy. Kiedy ukazał się MCD "My Kantele" umieściliśmy na nim przekreśloną swastykę i to pomogło. Neo-naziści już nas nie kochali (śmiech). Wysłaliśmy nasz przekaz. To jest kwestia historii, które opowiadamy poprzez swoją muzykę.
Jest coś takiego w Finlandii, w fińskiej naturze, w stanie umysłu jej mieszkańców, to są wspaniałe historie. Ale masz rację, istnieje pewne niezrozumienie między nami i niektórymi ludźmi. My zdecydowanie nie jesteśmy zespołem politycznym. Zawsze kiedy pojawia się ta kwestia mówimy, że jesteśmy przeciwko wszystkiemu związanemu z polityką.
Boski kowal zawsze był ważną postacią w mitologii. Co sprawiło, że zainteresowaliście się tym tematem?
Jest jedną z centralnych postaci "Kalevali". Począwszy od "Eclipse" każdy nasz album ma jakiegoś głównego bohatera. Od dawna nosiliśmy w myślach jego opowieść, boskiego kowala, który wykuł Sampo, ponieważ jest on tak istotną postacią. Stworzył niebo i wierzono, że był stwórcą całego świata. Tym razem był na to dobry czas. I to zabawne, bo muzyka zaczęła być bardziej melodyjna i dużo więcej się w niej dzieje, dużo więcej w niej jest kreatywności.
Perłą w koronie są tu wokale Tomiego. To co wyprawia choćby w utworze tytułowym przekonało mnie do niego ostatecznie, bo wcześniej w jego partiach czasem brakowało mi mocy. Teraz śpiewa co najmniej na cztery sposoby i każdym z nich doskonale...
Zdecydowanie. Tomi jest fantastycznym wokalistą, fantastyczną postacią. On chce cały czas się rozwijać. Wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni z jego pracy nad "Eclipse" i potem "Silent Waters", a teraz znacznie się rozwinął pracując nad "Skyforger". Byliśmy zdumieni, kiedy zaczął ćwiczyć pierwsze wokale na tę płytę. W jego głosie dużo się dzieje, jest w stanie dać sobie radę z wszystkimi deathmetalowymi partiami, ale jego głos potrafi także zabrzmieć delikatnie, pięknie. Najlepsze jest to, że potrafi wszystkie te partie zaśpiewać także na żywo. Bez wątpienia jest w tej chwili jednym z najlepszych wokalistów tu w Finlandii.
Po tak wielu zmianach w waszej muzyce wasz styl pozostaje wciąż łatwy do rozpoznania dzięki elementom folkowym i zmysłowi melodii. Czyż to nie sukces - jednocześnie stale się rozwijać i zachować jądro stylu muzycznego zespołu?
Tak, zdecydowanie. Wiesz, to jest najwspanialsza rzecz, jaka może spotkać muzyka. To, że ma rozpoznawalne brzmienie. To coś, co każdy chce osiągnąć. W przyszłym roku będziemy ze sobą razem już 20 lat i przez cały ten czas w naszej muzyce pozostają elementy wspólne, które można rozpoznać. To wspaniałe uczucie, kiedy tak jak powiedziałeś można ciągle ewoluować krok za krokiem, ale zachowywać pewne podstawy, które można rozpoznać.
Osiągnęliście poziom, o którym wielu marzy. EP-ka "Silver Bride" ląduje od razu na szczycie listy przebojów, płyty obrastają złotem i mam nadzieję, że "Skyforger" również to spotka. Czy sądziłeś zakładając Amorphis, że zajdziecie tak daleko?
Nie, to było coś, co spotkało nas później w naszej karierze. I nie stało się to szybko. Kiedy Tomi dołączył do zespołu odkryliśmy dla Amorphis nowe obszary, znów zaczęliśmy grać coraz więcej koncertów. Zgaduję, że byliśmy we właściwym czasie we właściwym miejscu, ludzie zaczęli akceptować naszą muzykę, zaczęliśmy sprzedawać w Finlandii coraz więcej płyt.
Ale przez dekadę od założenia zespołu nawet o tym nie myśleliśmy, że można dzięki temu zdobyć złotą płytę. W tej chwili metal jest tutaj najbardziej popularnym gatunkiem muzyki. Ale nigdy nie wiesz co wydarzy się w przyszłości, nie było naszym zamiarem tworzyć muzykę dla mas. Chcieliśmy zadowolić swoje oczekiwania, pisać muzykę, która sprawi nam przyjemność.
Więcej w magazynie "Hard Rocker".