Reklama

Pezet: Nie jestem hip-hopowym radykałem [WYWIAD]

„Lubię wracać do początków, do tego, co mnie stworzyło. Czuję taką potrzebę nawet teraz, gdy tworzę kawałki brzmiące zupełnie inaczej niż wszystko, co do tej pory nagrywałem” – mówi Pezet w rozmowie z Interią. Przy okazji premiery trzeciego sezonu serialu Kropla prawdy rozmawiamy z raperem, który nagrał promujący go singiel 98.

INTERIA.PL: Klip 98 - promujący trzeci sezon serialu Kropla Prawdy - uznano za twój symboliczny powrót do korzeni, czyli do pierwszego albumu, który wydałeś jeszcze do spółki z Onarem. Ale czy nie jest tak, że debiutować nie przestałeś tak naprawdę nigdy? Twoja kariera układa się przecież w ciąg kolejnych "debiutów": najpierw solowa Muzyka klasyczna, potem przerwa w nagrywaniu zarządzona po Radiu Pezet, a w końcu - wydana niedawno Muzyka współczesna. Jest coś na rzeczy? Czujesz się "wiecznym debiutantem"?

Reklama

PEZET: Debiutantem nie czuję się już od dawna. Choć może w jakimś sensie - bardziej metaforycznym - pewnie dałoby się tak to ująć. Bardziej jednak niż "wiecznym debiutantem" czuję się weteranem. Od 1998 roku, czyli od pierwszej płyty, którą nagraliśmy z Onarem, wszystkie moje albumy wychodzą przecież w oficjalnych wytwórniach. Z drugiej strony, płyty rzeczywiście wydaję dość nieregularnie, od czasu do czasu robiąc sobie przerwy. To mi służy, pozwala mi się odciąć od tego, co mnie męczy, przytłacza. Ostatnia z tych przerw trwała siedem lat. I choć była dziełem przypadku, to okazało się, że jej potrzebowałem. Zwłaszcza z artystycznego punktu widzenia. Gdy po tak długiej nieobecności wróciłem na scenę, faktycznie do pewnego stopnia czułem się, jakbym dopiero zaczynał przygodę swoją z muzyką. Musiałem sobie przypomnieć, jak działa ta branża. Bagaż doświadczeń, który zbierałem przez lata, pozwolił mi się jednak na szczęście do tej sytuacji szybko zaadaptować.

Trzeci sezon Kropli Prawdy osnuty jest wokół kwestii tradycji, tak lub inaczej rozumianego dziedzictwa. Na ile takie myślenie bliskie jest tobie? Masz potrzebę wracania do korzeni?

Tradycja i pamięć o własnych korzeniach mają dla mnie olbrzymie znaczenie. Ale liczy się też dla mnie historia, która stoi za tym wszystkim. Wydaje mi się, że w newschoolowym rapie nie jest to już tak istotne. A ja, nieco sentymentalnie, lubię wracać do początków, do tego, co mnie stworzyło. Czuję taką potrzebę nawet teraz, gdy tworzę kawałki brzmiące zupełnie inaczej niż wszystko, co do tej pory nagrywałem. Ale tak chyba zresztą działa ludzki mózg, który sprawia, że po latach nie tylko dobre czasy wspomina się z uśmiechem. Tak to przynajmniej w moim wypadku wygląda: do okresu, gdy działałem jeszcze hobbystycznie i wszystko przeżywałem po raz pierwszy, wracam dziś z przyjemnością. Te inicjacje motywowały mnie do pracy. Miałem wtedy przecież niepowtarzalną okazję, aby współtworzyć rap w Polsce. W tamtym czasie trudno było tę muzykę określać mianem garażowej - wielu początkujących hip-hopowców robiło ją we własnym pokoju, bez instrumentów, dysponując zaledwie samplerem czy komputerem.

Czy za przejaw tej wierności można uznać fakt, że już od lat współpracujesz z tymi samymi ludźmi? Z DJ-em Pandą, z którym przygotowywałeś chyba każdą z dotychczasowych płyt, nagrałeś teraz promujący Kroplę prawdy singiel 98.

Rzeczywiście, z wieloma osobami współpracuję od samego początku swojej działalności. Przy tym wszystkim stale nawiązuję nowe kontakty i wchodzę w kolejne kolaboracje, również z młodymi artystami. Cenię sobie te znajomości, przyjaźnie. Mają dla mnie olbrzymią wartość. Z niektórymi ludźmi, jak na przykład ze wspomnianym DJ-em Pandą, współpracuję właściwie od zawsze. Oczywiście, nie wszyscy, z którymi nagrywałem na początku swojej kariery, są ze mną do dziś, ale takie jest życie. Tymczasem z twórcami Kropli prawdy działamy razem już od kilku lat, i ta współpraca układa nam się bardzo naturalnie. Pewnie dlatego, że wierzę w to, o czym ten serial mówi, co przekazuje. I choć pokazane w nim realia są dość odległe od rzeczywistości, w której żyję, to wspólnym mianownikiem dla mnie i jego twórców są właśnie wartości, o których już wspominałem: wierność tradycji, pamięć o swoich korzeniach. Poza tym autorzy serialu niczego mi nie narzucają, dają mi swobodę. Nietrudno zresztą zauważyć, że mój nowy kawałek nie jest "kryminalny" i nie ma raczej niewiele wspólnego z fabułą trzeciego sezonu Kropli prawdy. Nie oznacza to oczywiście, że literatura czy kino kryminalne mi się znudziły. Przeciwnie, bardzo lubię ten gatunek, a jego estetyka, atmosfera wciąż bardzo mi się podoba.

No właśnie - widać już na pierwszy rzut oka, że singiel 98 różni się od poprzednichego klipuów, którye nagrywałeś dla Kropli prawdy.

Owszem, mocno się zastanawiałem, jak podejść do tego zadania. Historia, którą opisałem w Drodze, czyli w kawałku promującym ubiegłoroczną odsłonę Kropli prawdy, była osadzona we współczesnych realiach. To sprawiło, że okazała się bliższa fabule serialu. Tym razem postanowiłem jednak podejść do sprawy inaczej, pisząc utwór bardzo hip-hopowy, utrzymany w stylistyce lat 90. Nawiązałem w ten sposób do czasów, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem, a moja kariera dopiero się rozkręcała. Pamiętam, że właśnie taki utwór chciałem wtedy nagrać. Zresztą nie tylko ja, to było pewnie marzenie wielu polskich hip-hopowców. Wówczas brakowało jednak odpowiedniego zaplecza. Nie było takich możliwości, jakie mamy dziś. Nagrywając kawałek 98 udowodniłem, że obecnie potrafimy robić taką muzykę od ręki, może nawet na pstryknięcie palcami. To właśnie dlatego używam w tym singlu stylu braggadocio, bazującego na przechwalaniu się, na podkreślaniu własnych umiejętności. Tak się poza tym kiedyś rapowało. Pamiętam, że pierwszym utworem hip-hopowym, z którym miałem styczność, był Rappers Delight, kawałek nagrany przez Sugar Hill Gang. Trzech czarnoskórych chłopaków z getta rapowało w nim do zapętlonego bitu puszczonego przez DJ-a, opowiadając o swoim bogactwie, obnosząc się ze swoimi osiągnięciami. Dziś rzeczywiście brzmi to naiwnie, ale lata temu miało to swój urok i w jakiś sposób mnie inspirowało.

A jak jest dzisiaj? Twój stosunek do hip-hopu się zmienił? Patrzysz na ten gatunek z innej perspektywy?

Dzisiaj muzykę robię na pewno inaczej niż kiedyś. Dojrzałem, więc moje spojrzenie na hip-hop też się zmieniło. Możliwe, że obecnie - jako słuchacz - po swoje pierwsze albumy bym nie sięgnął. Własnych utworów słucham zresztą rzadko. Wracam do nich przede wszystkim wtedy, gdy przygotowuję się do koncertów. Jedno mogę na pewno o sobie powiedzieć: wypracowałem własny styl i wydaje mi się, że jest na tyle charakterystyczny, że da się go rozpoznać niezależnie od tego, do jakiego podkładu kładę zwrotki.

Wspomniałeś ostatnio w jednym z wywiadów, że kiedy wydałeś Senioritę - singiel z Muzyki klasycznej - niektórzy ludzie ze środowiska uznali, że to nie hip-hop. Jak się czujesz teraz, gdy nie mówi się już o Tobie jako o raperze, z którym nie do końca wiadomo, co począć, ale jako o legendzie czy nestorze polskiego hip-hopu?

Senioritą na początku rzeczywiście w niektórych kręgach był problem. Ludzie, którzy się z nich wywodzili, starali się decydować, co można za hip-hop uznać, a co hip-hopem już nie jest. A przecież od samego początku składało się na niego wiele podgatunków, szkół, stylów, odmian, czasem z sobą sprzecznych. Dzisiaj sam, przyznaję, do Seniority - zwłaszcza do jej warstwy tekstowej - mam raczej krytyczny stosunek. Ale uważam, że ten singiel, podobnie jak album, z którego pochodzi, mimo wszystko się obronił, stając się klasycznym kawałkiem hip-hopowym. Legendą się jednak przez to nie czuję. Problemy z odbiorem Seniority wzięły się może stąd, że był to utwór rozrywkowy, a jego przekaz nie był szczególnie zaangażowany. Pamiętajmy, że hip-hop od zawsze był blisko kultury ulicznej, że dotykał poważnych, trudnych tematów, do których niekoniecznie nawiązywałem. Wielu ludzi nie mogło się z tym pewnie pogodzić. Próbowano mnie więc wrzucić do worka ze źle rozumianą muzyką popową. Tak działo się zresztą nie tylko w początkach mojej kariery. Później było podobnie, bo stylistykę starałem się zmieniać możliwie często, wprowadzając w ten sposób do polskiej muzyki elementy dotychczas w niej nieobecne. Nie jestem, i nigdy nie byłem, hip-hopowym radykałem. Odwrotnie: na eksperymenty, na nowe brzmienia pozostaję otwarty właściwie od zawsze.

Pisałeś kiedyś na swoim fanpejdżu, że fakt, iż twoje utwory grają ogólnopolskie rozgłośnie radiowe, wciąż jest dla Ciebie zaskakujący. Nadal tak jest, czy zdążyłeś już może przywyknąć, że twoje single trafiają na listy przebojów?

Wydaje mi się, że wciąż nie można powiedzieć, że moje kawałki są masowo grane w radiu. Owszem, zdarzało im się trafiać na listy przebojów, ale to były pojedyncze sytuacje. Zresztą, ostatnio słucham przede wszystkim rozgłośni internetowych, więc nie mam pojęcia, czy coś się w tej materii zmieniło. Wiem natomiast, że hip-hop wciąż nie cieszy się w polskim mainstreamie popularnością. Ale też nic dziwnego. Raperzy poruszają tematy, które do radia często po prostu się nie nadają, i nie tylko o wulgaryzmy tu chodzi. To nie jest raczej przystępna muzyka i nie opowiada w prosty sposób o sprawach, które mogłyby zainteresować przeciętnego odbiorcę. Warto jednak pamiętać, że nie tylko w Polsce tak to wygląda czy wyglądało. Podobna sytuacja miała też miejsce w Stanach Zjednoczonych, w których rap powołał do istnienia zupełnie nowy przemysł muzyczny. Przez ten biznes przepływają dziś za oceanem miliardy dolarów, a rap pojawia się w amerykańskich rozgłośniach coraz częściej. Może w naszym kraju też do tego dojdzie - hip-hop jest dziś przecież w Polsce gatunkiem dominującym. Wystarczy tylko spojrzeć na OLiS [oficjalną listę sprzedaży detalicznej polskiego Związku Producentów Audio-Video ­- przyp. red.], gdzie rapowe płyty zajmują już od lat czołowe miejsca.

Jeden z krytyków pisał ostatnio, że między twoją muzyką a twórczością Bisza/Radeksa czy Łony istnieją pewne powinowactwa. Miałoby was mianowicie łączyć wyczulenie na język jako artystyczne tworzywo. Zgadzasz się z tym?

Zestawianie mnie z Łoną czy Biszem traktuję oczywiście jako komplement, bo cenię ich twórczość (z Łoną znamy się poza tym od wielu lat), ale mój rap jest z pewnością bardziej uliczny, podwórkowy. O język polski oczywiście staram się dbać i lubię, gdy ludzie posługują się nim poprawnie, ale - z drugiej strony - w hip-hopie cenię pewne niegramatyczności, błędy, lapsusy. To one, moim zdaniem, kreują niepowtarzalną energię twórcy, sygnalizując, skąd się wywodzi i co go uformowało. Inny stosunek mam jednak do nieautentycznej, w moim przekonaniu, amerykanizacji języka polskiego hip-hopu, która się ostatnio nasila, stając się zjawiskiem bardzo powszechnym.

Zakończmy pytaniem, które w wywiadach z tobą wraca właściwie raz po raz. Wciąż towarzyszą ci myśli o zakończeniu kariery? Czy może już dawno je odegnałeś?

Takie myśli powracają wtedy, gdy jestem zmęczony i po prostu chciałbym odpocząć. Ale nie ma w tym chyba nic niezwykłego. Zawód muzyka jest przecież trochę jak zawód profesjonalnego sportowca. Porównanie Takie myśli wciąż mi towarzyszą, choć ostatnio może nieco rzadziej się w mojej głowie pojawiają, bo znów robię to, co mnie cieszy. Powracają zaś wtedy, gdy jestem zmęczony i po prostu chciałbym odpocząć. Ale nie ma w tym chyba nic niezwykłego. Zawód muzyka jest przecież trochę jak zawód profesjonalnego sportowca. Porównanie jest może - na pierwszy rzut oka - nietrafne, ale w obu przypadkach potrzeba sporej wydolności i odporności na stres, zmęczenie. Oczywiście, najlepiej jest wtedy, gdy już na starcie udaje się osiągnąć wybitność i rozbić bank, a potem szybko przejść na emeryturę, ale to mi się jeszcze nie udało. W każdym czasie - zapewniam, w najbliższym czasie swojej kariery na pewno nie zawieszę, bo przede mną jeszcze sporo projektów, których realizacją będę się zajmował aż do końca przyszłego roku. Więcej jednak na razie nie mogę zdradzić.

 

Wywiad powstał we współpracy z marką Ballantine’s.

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy