Pawbeats: Jestem trochę niespełnionym filmowcem

- Na pewno było to ciekawe przeżycie, bo mieliśmy okazję wymienić doświadczenia. Jej branża jest dla mnie zupełnie obca, tak jak dla niej muzyczna, więc mogliśmy się podzielić własnymi historiami - opowiada o współpracy z Little Caprice producent Pawbeats. Aktorka znana z filmów dla dorosłych wystąpiła w teledysku "Insomnia", który promował album muzyka pt. "Out".

- Miałem w sobie taką debiutancką zajawkę. Staram się cały czas prowokować w mojej głowie taki stan, że robię ciągle coś zupełnie nowego, gdyż nie lubię szeroko rozumianej konsekwencji - Pawbeats o tworzeniu płyty "Out"
- Miałem w sobie taką debiutancką zajawkę. Staram się cały czas prowokować w mojej głowie taki stan, że robię ciągle coś zupełnie nowego, gdyż nie lubię szeroko rozumianej konsekwencji - Pawbeats o tworzeniu płyty "Out"Dawid Braneckimateriały prasowe

"OUT" to trzeci solowy album producenta i kompozytora Marcina Pawłowskiego, znanego szerszej publiczności jako Pawbeats. Na ostatniej płycie oddał głos artystkom i artystom, których twórczość jest mu bliska - Ani Dąbrowskiej, Natalii Grosiak, Novice, Poli Rise, Marice, Marcelinie, Robertowi Cichemu, Buslavowi i XXANAXX-owi. 

Daniel Kiełbasa, Interia: Pozwolisz, że zacznę od cytatu: "'Utopia' nauczyła mnie przede wszystkim organizacji, natomiast dzięki 'Orchestrze' dowiedziałem się wielu spraw stricte muzycznych". Czego nauczyła cię więc praca przy płycie "Out"?

Pawbeats: - Praca przy "Out" utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie ma różnic między gatunkami muzyki. Przed rozpoczęciem tworzenia tego albumu zastanawiałem się, czy nagram kiedyś płytę w zupełnie innym gatunku niż te, które do tej pory robiłem i czy zmieni się trochę moje podejście do muzyki i do ludzi. Zamiast tego utwierdziłem się w przekonaniu, że wszystko jest bardzo podobne i ta muzyka może jest nieco inna, ale jako ludzie jesteśmy podobni.

Kiedy promowałeś płytę "Orchestra" to powiedziałeś mi, że już jesteś myślami przy następnym albumie. Sam "Out" opisujesz natomiast jako projekt, który siedzi w twojej głowie już od kilku lat. Na czym polega jego wyjątkowość?

- W zasadzie to jest tak, że przymierzałem się do nagrania takiego albumu od początku działalności i nie wiedziałem, czy moją płytą debiutancką będzie coś takiego jak "Out", czy jednak coś podobnego do "Utopii". Zastanawiałem się nad tym dość długo i decyzja podjęta została trochę nie przeze mnie, ale przez innych ludzi, bo w pewnym momencie zrobiło się tak duże zapotrzebowanie na album rapowy z moim udziałem, że pisały do mnie wytwórnie i artyści z pytaniem, czy nagram taką płytę. Ale z tyłu głowy był materiał na "Out". Druga sprawa jest taka, że przy "Orchestrze" wiedziałem, że będę robił materiał "Czakra" z Kalim (posłuchaj singla "Muza"!) i wiedziałem, że powstaną dwa bardzo podobne albumy. Finalnie wyszły one rok po roku, ale powstawały niemal w tym samym czasie.

A nazwałbyś "Out" swoim najważniejszym albumem w życiu?

- Nie. Myślałem, że tak będzie, ale w zasadzie nie ma czegoś takiego jak najważniejszy album. Każdy z tych krążków jest zapisem historii z życia i nie potrafiłbym powiedzieć, w którym roku działo się coś mniej lub bardziej ważnego. Wydaję mi się, że to kolejny etap, ale też nie powiedziałbym, że to krok do przodu. Bardziej określiłbym to drogą równoległą. Gdybym powiedział, że to krok do przodu, deprymowałbym hip hop, jakby był czymś gorszym. A nie jest - jest czymś innym. To była po prostu próba odbicia od tego, co do tej pory robiłem. I w pewnym sensie zrobiłem to bez oglądania się na innych, bo wiadomo, że słuchacz jest przyzwyczajony do muzyki, którą lubi i zna. To też jakiś rodzaj wyzwania, mimo że to termin wytarty, ale jednak doprowadzenie tego projektu do końca tym dla mnie właśnie było.

A czy świadomość, że robisz coś zupełnie innego niż dotychczas, plątała ci ręce i komplikowała proces twórczy, czy jednak była siłą napędową?

- Bardziej mnie napędzała. Miałem w sobie taką debiutancką zajawkę. Staram się cały czas prowokować w mojej głowie taki stan, że robię ciągle coś zupełnie nowego, gdyż nie lubię szeroko rozumianej konsekwencji. Sam chciałbym robić jak najwięcej odmiennych rzeczy, oczywiście nie na siłę, ale to naturalnie wychodzi w moim życiu, że te projekty do siebie nie pasują. Widzę w tym - paradoksalnie - jakąś spójność. To że płyty "Czakra" i "Out" są kompletnie inne od poprzednich - "Utopii" czy "Orchestry" - jest po prostu naturalną koleją rzeczy. Myślę, że następny album też będzie różne i nie wydaje mi się, żeby coś miało mnie zatrzymać. Najbardziej może to zrobić jakieś oczekiwanie, spodziewanie się nie wiadomo czego. Każdy tak ma, że zamiast tworzyć, kalkuluje i myślę, że to byłoby coś, co mogłoby mnie przyhamować.

Okładka płyty "Out" Pawbeatsa 

Powiedziałeś, że ta płyta miała być początkowo debiutem. Czyli rozumiem, że od samego początku chciałeś, aby na płycie pojawiły się w większości wokalistki?

- Tak, działo się to w sferze marzeń. Słuchałem bardzo dużo różnych płyt producenckich z wokalistkami, które mi się podobały i też myślałem, że chciałbym coś takiego zrobić. Dla producentów album często jest zwieńczeniem współpracy z wykonawcami, bo przedtem nagrywa się z kilkudziesięcioma artystami i potem decyduje się na stworzenie własnego materiału. Chciałem nagrać taki materiał, ale nigdy nie miałem kopa, aby zacząć działać. W końcu pomyślałem, że po dwóch płytach okołorapowych przyszedł w końcu dobry moment.

Mówiłeś mi poprzednio, że jesteś trochę control freakiem. Czy to się jakoś przełożyło na tworzenie oprawy graficznej "Out". Bo pod tym względem płyta jest bardzo mocno dopracowana. Czy przyszedłeś do Pawła Kuczyńskiego z gotowym pomysłem na okładkę?

- Powiem szczerze, że Paweł był pierwszą osobą wtajemniczoną w projekt. To było z cztery lata temu, gdy jeszcze nie powstał album "Orchestra". Już wiedziałem wtedy, że chcę stworzyć "Out", więc wylewałem mu swoje żale i mówiłem mu, że chciałbym, aby taki krążek powstał i powiedziałem, że nie jest to temat na teraz, ale chciałem wiedzieć, czy zgodzi się zrobić okładkę w przyszłości. Paweł przystał na to od razu. Potem czekałem na odpowiedni moment i nagrałem po drodze jeszcze jeden album, który mnie nakierował na odpowiednie tory.

- Paweł wysłał mi cztery pomysły i wśród nich znalazł się jeden, który bardzo, ale to bardzo mi odpowiadał. Jestem wielkim fanem jego twórczości, dla mnie jest geniuszem i chyba z żadnej okładki nie byłem jeszcze tak zadowolony.

Do oprawy graficznej w szerszym rozumieniu można włączyć też klipy promujące wydawnictwo. Mówimy bardziej o aż dwóch teledyskach, bo wymagały sporego nakładu pracy i czasu, czy jednak tylko o dwóch klipach, bo klasycznie płyty promowane są przez cztery albo pięć obrazków?

- Przy "Out" chciałem być nieco bardziej minimalistyczny, ale naładowałem trochę emocji w te teledyski. Myślę, że czuć, że te klipy są moim elementem twórczym, a nie tylko po prostu zleconym ekipie nagraniem wideo. Mam wrażenie, że jestem trochę niespełnionym filmowcem. Na etapie tworzenia muzyki mam pomysły na to, co chciałbym zawrzeć w teledysku. Absolutnie nie lubię ich jednak tłumaczyć i zostawiam to do dowolnej interpretacji fanom i co ciekawe potrafią się w to na tyle zagłębić, że piszą mi o tym nawet w wiadomościach. Nie spodziewałem się takiego zaangażowania.

A jakaś interpretacja szczególnie zapadła ci w pamięć?

- Najbardziej zapadają w głowie oczywiście nadinterpretacje, bo sam byś na coś nie wpadł. Niektóre teorie bywają bardzo ciekawe, chociaż nie mogę sobie żadnej przypomnieć, która mnie najbardziej ruszyła. Ale faktycznie, gdy ktoś nadinterpretuje, to sam zaczynasz w swej twórczości zauważać niektóre rzeczy.

Pierwszy klip promujący płytę wywołał całkiem spore zamieszanie, a wszystko przez udział w nim Little Caprice. Czy ciężko było zwerbować gwiazdę przemysłu pornograficznego do klipu?

- Całe to zainteresowanie związane z Little Caprice było bardzo zabawne, bo nie wysłałem żadnej informacji prasowej, wszystko rozeszło się wirusowo. Zakładałem, że może tak być i mnie cały odbiór bardziej bawił. Myślę, że ją też.

- Współpraca przebiegła bardzo łatwo. Caprice była pierwszą aktorką, do której napisałem i od razu się zgodziła. Powiedziała, że bardzo spodobał jej się pomysł. Na planie klipu panowała miła, sympatyczna atmosfera. Na pewno było to ciekawe przeżycie, bo mieliśmy okazję wymienić doświadczenia. Jej branża jest dla mnie zupełnie obca, tak jak dla niej muzyczna, więc mogliśmy się podzielić własnymi historiami.

Little CapriceEthan MillerGetty Images

- Finalnie wyszedł z tego też niezły żart, bo ludzie nagminnie mylą mnie z takim kolesiem z mema, który leży w łóżku i myśli. I Caprice też powiedziała mi, że jestem do niego podobny. Na planie klipu zdecydowaliśmy, że zrobimy odtworzenie tej fotografii i ona zagrała dziewczynę w łóżku. Zrobiliśmy zdjęcie i opublikowaliśmy je w sieci. To poszło takim viralem, że ludzie nie złapali, że jesteśmy tam my. Dopiero po paru miesiącach niektórzy zorientowali się, kto znalazł się na tej fotce.

- I to są rzeczy bardzo spontaniczne, niezwiązane zupełnie z promocją płyty, ale przez to, że ludzie się poznają, to między nimi wytwarza się jakaś energia i robią nietypowe rzeczy. Nam wyszedł mem (śmiech).

Chciałbym zostać przy tematyce klipów, ale jednak odejść od ich obsady, ale skupić się na plenerach. Nowy klip był kręcony w Irlandii Północnej, "Insomnia" również miała zapierające dech w piersiach krajobrazy w tle - czy ty też jesteś również odpowiedzialny za wybieranie tego, gdzie będą tworzone wideoklipy?

- Mam parę takich miejsc, które trzymam i czekam, aż połączą się ze scenariuszem, który jest w mojej w głowie. Czekałem długo aż wypuszczę teledyski do "Insomnii" i "Lęku", bo piosenki powstały chwilę wcześniej niż pojawiły się klipy. Jestem trochę despotyczny jeżeli chodzi o scenariusz i jeśli chodzi o plenery, bo prawda jest taka, że mało kto ma na tyle silną ideę w głowie, że jest w stanie ściągać ekipę, aby nakręciła drzewa w Irlandii, bo to ładnie wygląda. Czasami tak bardzo mi zależy, że nie chcę robić tego inaczej. I to chodzi nie tylko o klipy, bo lubię, jak jest tak, jak w moim odczuciu powinno.

Jesteś człowiekiem, który dość dużo podróżuje. Czy myślałeś kiedyś o tym, aby próbować ze swoich wypraw zrobić temat przewodni płyty?

- Prekursorem takich akcji był Antoś Szprycha, który jechał gdzieś na wakacje i nagrywał teledyski. Nie chciałbym osobiście łączyć wypraw z tworzeniem płyty. Myślę, że było tyle projektów opartych na tym motywie, że ja bym się nie podjął tego na zasadzie "jadę na wakacje, nagrywam album". Zwłaszcza, że jest to dla mnie bardzo ważne, bo podchodzę do tego ideologicznie i mogę nagrać sobie teledysk w jakimś miejscu, ale nie chciałbym na tym opierać całej promocji. Zwłaszcza, że najczęściej idzie za tym coś powierzchownego.


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas