"Nie jesteśmy plastikowym produktem"
Szymon Wydra wraz zespołem Carpe Diem po wydaniu dwóch albumów szybko awansował do czołówki polskiej sceny pop-rockowej. Z okazji wydania trzeciej płyty "Remedium" Szymon Wydra i gitarzysta Zbyszek Suski opowiedzieli w rozmowie z Emilią Chmielińską o tworzeniu muzyki bez pomocy banków piosenek, osiągnięciach z czasów, gdy zespół był nieznany, większej nieufności do ludzi oraz zrzucaniu etykietki zespołu balladowego.
Przeczytałam, że macie lekarstwo na jesienną szarość dnia - na smutki i zwątpienia, które często dopadają nas w tym okresie. Co to za lekarstwo?
Szymon: 23 listopada jest wielkie święto naszej muzyki, bowiem właśnie wtedy na światło dzienne wychodzi nasza trzecia płyta - po dwóch latach oczekiwania i ciężkiej pracy - która nazywa się "Remedium".
Czym tam leczycie?
Szymon: Nie interesuje nas żadna "loża szyderców", żadni samozwańczy krytycy muzyczni, ani recenzje. Interesuje nas tylko to, czy każdy ze słuchaczy czy naszych potencjalnych fanów, znajdzie to remedium dla siebie po wysłuchaniu tej płyty. Tak naprawdę nie my jesteśmy tekściarzami tej płyty, ani kompozytorami tego albumu. My tylko przekazujemy, a to wy stworzyliście ten album, na którym będziecie mogli się przekonać jacy jesteście.
Płyta powstawała dwa lata. Czy praca ciężko szła? Jak wspominacie ten okres?
Zbyszek: Biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy troszeczkę inaczej skonstruowani niż większość wykonawców w Polsce, ponieważ mamy bardzo silną grupę "pod wezwaniem" - wszyscy jesteśmy przyjaciółmi i tak naprawdę pracujemy we własnych warunkach, które sobie stworzyliśmy, bo mamy własne studio. Po prostu to jest zupełnie inny format pracy. Wchodzisz do studia i jeśli "nie idzie", to wychodzisz z niego - na kawę, spotkać się ze znajomymi. Nie goni cię czas.
A biorąc pod uwagę, że jesteśmy przyjaciółmi, doskonale się rozumiemy i każda praca nad płytą jest cudowna, to czasem złapiemy się za słowo jak w małżeństwie, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Ale każdy zdaje sobie sprawę, że idziemy w tym samym kierunku. Bramka, w którą mamy strzelić jest tylko jedna. Praca naprawdę wygląda cudownie.
Szymon: Jedziemy na tym samym wózku. Uczyliśmy się życia przez 15 lat razem, bo tyle ma ten zespół. Nie jesteśmy jakimś "plastikowym" produktem wytworzonym na potrzeby jakiegoś programu telewizyjnego czy jakiejś istniejącej mody. Robimy swoje i jeśli to się podoba to cudownie, bo oto nam chodzi. Po prostu chcemy krzewić hasło "Carpe Diem"dalej, tak jak robiliśmy to przez 15 lat.
To Wasza trzecia płyta. Z każdą płytą wykonawcom powinno być troszkę łatwiej, może ten debiut jest trudniejszy. A wy za każdym razem mówicie, że to ciągle jest udowadnianie i walka...
Szymon: Po pierwsze w życiu trzeba mieć dużo szczęścia, naprawdę. Jeśli los obdarzył cię talentem to cudownie, ale jeszcze musisz mieć trochę szczęścia. My mieliśmy to szczęście, że po prostu trafiliśmy na siebie. Te 15 lat temu trafiliśmy na paczkę ludzi, gdzie rozumiemy się bez słów. To jest jak wygrana w "Totolotka". Na tych podwalinach - na tych przyjaciołach - możesz budować coś więcej. Jeśli macie te same pasje i zainteresowania robisz zespół. Wtedy ten zespół ma szansę coś osiągnąć.
My osiągnęliśmy nasz "boom popularnościowy" po 10 latach istnienia. Założyliśmy zespół w 1992 roku, kiedy muzyka rockowa była wtedy w odwrocie. To była dekada, jak ja to nazywam, "disco z pola". Nie było jak się przebić, ale nasza determinacja, chwytanie dnia, nasz optymizm, pomagały nam przezwyciężyć chwile zwątpienia. Dlatego dzisiaj mamy zaszczyt mówić już o naszej trzeciej płycie.
Pierwsza płyta "Teraz wiem" to wielkie piosenki "Do nieba nie chodzę" i "Pozwól mi lepszym być". Druga płyta "Bezczas" to też znakomite piosenki "Życie jak poemat", "Gdzie jesteś dziś" itd. Mam nadzieję, że ta płyta będzie równie taneczna i "śpiewna", równie pozostająca w sercach i oto chodzi. Gramy dla ludzi, którzy potrzebują uśmiechu na co dzień. Wielokrotnie to powtarzam, gramy dla ludzi wrażliwych i inteligentnych, emocjonalnie nastawionych na życie, którzy potrafią się zatrzymać i spojrzeć na drugiego człowieka.
Mówiliście, że nie gracie "zupy" i nie wszystkim musicie smakować.
Szymon: Ależ oczywiście. Nawracaniem innych niech się zajmie "czarna mafia". Ostatnio coraz rzadziej zachodzę w te przybytki użyteczności publicznej, bo coraz więcej jest tam polityki. Ale nie mnie to oceniać. Wracając do płyty, na pewno chcemy, żeby ona pozostała. Na pewno nie będziemy się jej wstydzić, ponieważ jest ona wynikiem pierwszej i drugiej płyty, naszej zespołowości z fanami.
Robicie płytę, kiedy macie coś do powiedzenia nie tylko muzycznie? .
Szymon: Ależ tak. Już przy pierwszej płycie, gdzie pojawiły się przeboje, "znawcy tematu" mówili nam: Nagrywajcie drugą płytę. Kujcie żelazo póki gorące. Ale my mówimy: Nie, muzyka to nie jest sport. Po co? Nie wydajemy płyty, tylko po to, aby utrzymywać się na fali. Płytę wydawajmy wtedy, kiedy ludziom możemy coś naprawdę dać, kiedy nie powtarzamy się w swojej tematyce.
Dla nas nasza muzyka jest misją i bardzo poważnie do tego podchodzimy. To nie znaczy, że jesteśmy tacy poważni z charakteru. Niech to nie zabrzmi jak tania reklama, bo nie na tym rzecz polega, ale serdecznie polecam ten album, bo wiele może w życiu pomóc. Na wiele pytań można znaleźć odpowiedź w tych piosenkach.
Zbyszek: Poza tym, wracając jeszcze do cyklu produkcyjnego, my stawiamy na nasze kompozycje, aranżacje i teksty, czy też przy współpracy z innymi osobami. A zauważyłem taką tendencję na świecie i w Polsce też to tak wygląda, że płytę nagrywa się wchodząc do banku piosenki, wybierając piosenki, które się podobają - bez emocji.
Tak naprawdę artysta powinien mieć coś więcej do powiedzenia niż tylko odśpiewanie czyjegoś tekstu. Powinien pokazać własną duszę w tej muzyce, a jak ma pokazać własną duszę, jeśli w tych czasach te płyty tak powstają. My nie mamy ciśnienia i nie musimy wydawać tych płyt co rok, tylko wtedy kiedy przyjdzie na to czas. I to jest dla nas najważniejsze, żeby ta muzyka była jak najbardziej nasza.
Szymon: Jeśli za pół roku będziemy mieli coś nowatorskiego do powiedzenia, coś odkrywczego nawet dla nas samych, to wtedy wydamy płytę nawet za pół roku. Mama nadzieję, że zespół Carpe Diem osiągnął już taki pułap, że nie musimy się z nikim ścigać. Każdy ma swoje miejsce na ziemi i to jest fajne. Na tej nowej płycie słychać tę swobodę myślenia, swobodę ruchu.
Inną sprawą jest, że mamy fantastycznego wydawcę, firmę Universal Music Polska - to nie jest kurtuazja wobec wydawcy. To są ludzie, którzy zawodowo podchodzą do swojej pracy i uwierzyli nam jako muzykom, tak samo jak nasz pierwszy wydawca Hugo Polska. I dobrze, że otaczamy się ludźmi, na których możemy polegać, a oni mogą polegać na nas.
Dla nas to byłby skandal i potwarz, gdybyśmy dla naszych słuchaczy wydali płytę kupioną w banku piosenki i gdybyśmy posiłkowali się piosenkami wymyślonymi przez kogoś innego. To byłoby straszne.
Mówicie, że tworzycie z fanami symbiozę. Jak to wygląda?
Szymon: Dla nas najwyższym stadium rozkoszy jest kontakt międzyludzki. Uwielbiam patrzeć kiedy ludzie śpiewają nasze teksty i znają je na pamięć. I nie klepią ich jak pacierza, tylko wkładają w to emocje - widzę w nich na przykład łzę szczęścia, łzę refleksji. Widzę zrozumienie tego śpiewamy, a nie mamy prostych tak do końca tych piosenek. Możemy się nawet rzucić na banalny temat "okiem niebanalnym".
Ostatnio mieliśmy koncert w Amsterdamie. Przyszło około dwa tysiące osób. Byli tam ludzie, którzy od 15 lat nie byli w Polsce, nigdy nas nie widzieli na żywo i nie umieją naszych piosenek z radia, a znają te teksty niejednokrotnie lepiej niż ja sam. To jest cudowne. A jeszcze chwali się to, że przychodzą tłumnie na nasz koncert za granicą, gdy w tym samym czasie koncert gra tam zespół Bon Jovi. Gdzie my a Bon Jovi? Ale chylę czoła.
Zbyszek: I to publiczność musi być też na koncertach wykonawcą, żeby tak naprawdę koncert był dobry.
Płytę "Remedium" promuje teledysk "Jak ja jej to powiem". Ale nie jesteś w nim wydrą tylko króliczkiem...
Szymon: Do wyboru do koloru, ni pies ni wydra, czyli króliczek (śmiech). To jest prowokacyjny tekst, nieco prowokacyjna piosenka, zakrzywiająca nasz obraz, jaki się wytworzył, że jesteśmy mistrzami ballad. Mamy dużo energetycznych piosenek, ale akurat tak trafiało, że ballady takie jak "Bezczas"czy "Gdzie jesteś dziś" stawały się naszymi singlami, tudzież przebojami.
Musieliśmy pokazać, że mamy też inną twarz - jesteśmy rozrywkowi i zwariowani i też coś chcemy powiedzieć przez taką piosenkę. Jest to piosenka, którą puszczam oko do rodu męskiego - bez podtekstów (śmiech). Zauważyłem, że nasz show-biznes, który nie jest ani show, ani biznesem w naszym kraju, więcej jest śpiewających pań niż panów. I te kobiety dotykają piosenek o relacjach damsko-męskich.
Ostatnio moda na ten temat nieco ewoluuje i już nie ma, że "ja cię kocham, ty mnie kochasz i jest wspaniale", tylko kobieta jest w tych piosenkach niezwykle silna i samowystarczalna, typu "żałuje, że go znała", "każe mu paść na kolana", "chce go wymienić na lepszy model". A to nie jest do końca dobre, bo facet chce się opiekować i to go najbardziej bierze u kobiety - zaufajcie mi. Dlatego chciałem pokazać ten temat w nieco inny sposób i pokazać, że facet też ma coś do powiedzenia - nie tak poważnie, tylko z przymrużeniem oka.
To jest lekki żart, taki pastisz. Mam nadzieję, że się udało i facet śpiewając tę piosenkę, chce przede wszystkim żyć życiem towarzyskim i będzie się czuć jak facet, a kobieta stojąc u jego boku i słuchając nas na koncercie będzie się dobrze bawiła przy tej piosence i oto chodzi.
Zbyszek: Czyli zmierzamy do tego, że facet to nie tylko świnia, ale też wydra (śmiech).
Jak oceniacie sam klip?
Szymon: Wiesz co, my jesteśmy bardzo samokrytyczni wobec swoich klipów i tego jak zachowujemy się przed kamerą. Ale efekt był niespodziewanie dobry, ponieważ wyszedł klip zabawny i taki miał być humorystyczny. Pokazaliśmy inną twarz - nie tylko poważnie o muzyce itd. Muzyka też ma cię bawić i odizolować od tej szarości dnia codziennego. Muzyka ma być remedium na twoje codzienne troski i być receptą na to, aby twoje życie nabrało nieco innych barw, aniżeli czarna.
Czy od czasu Waszej pierwszej płyty bardzo się zmieniliście?
Szymon: Tak, jesteśmy bardziej nieufni. Dużo bardziej nieufni wobec ludzi, którzy przypadkowo stają na naszej drodze i nie są z nami blisko związani. Nie wiemy czy oni interesują się nami, bo jesteśmy dla nich fajnymi ludźmi czy dlatego, że jesteśmy teraz w "towarzystwie". Trzeba na to bardzo uważać. "Loża szyderców" nie śpi.
Zbyszek: Następuje taka naturalna selekcja - coraz więcej jest znajomych, a coraz mniej przyjaciół. Kiedy człowiekowi coś się udaje to tak w życiu jest. Biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy ze sobą bardzo emocjonalnie związani, nie bardzo dopuszczamy takie osoby. Mamy dystans i potrafimy wyczuć, że dana osoba coś chce.
Ale poza tym, że jesteśmy nieufni to jesteśmy dalej normalnymi, fajnymi chłopakami z Radomia. Zostaliśmy sobą i tutaj na tej płaszczyźnie pozostaliśmy sobą.
Carpe Diem istnieje już 15 lat. To połowa Waszego życia. Które momenty uważacie za najgorsze w tym czasie? Czy nie myśleliście w pewnym momencie o porzuceniu muzyki?
Zbyszek: Z naszego pierwotnego elektrycznego składu zostaliśmy we dwóch. Przez pięć lat nie mieliśmy stałego składu, z którym graliśmy. Wtedy my z Szymonem graliśmy bardzo ciekawe artystyczne występy w pubach, które bardzo miło wspominamy. Ale nigdy nie było zwątpienia i wiedzieliśmy, że będziemy grać.
Szymon: Bylibyśmy nie w porządku do tego jak się nazywamy. Carpe Diem, czyli "chwytaj dzień" - co to za reprezentanci chwytania dnia, którzy zwątpili, załamują się i przestali wierzyć we własne marzenia(śmiech).
A najpiękniejsze chwile?
Szymon: Każda jest piękna. Nie ma ludzi ważnych i mniej ważnych, tak samo nie ma takich chwil. Ale dla nas jako muzyków, którzy nie wydali w latach 90. płyty, mimo tego marazmu, jaki był wówczas w muzyce rockowej czy pop-rockowej, te niezapomniane chwile to: trasa z Republiką - ze świętej pamięci Grześkiem Ciechowskim, występy u boku największego z wielkich - Czesława Niemena czy Andrzeja Zauchy. Mówię o tych co odeszli.
Jest wiele osób, od których uczyliśmy się bycia przed kamerą, pracy z mikrofonem. Uczyliśmy się od największych. Kiedy TSA się reaktywowało po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, byliśmy pierwszą kapelą, którą zaprosili na trasę koncertową po Polsce - kapelą, o której nikt nie słyszał szerzej. I to jest cudowne.
Byliśmy też chyba pierwszą kapelą w historii Marka Niedźwieckiego, gdy jeszcze pracował w "Trójce", którą zgodził się emitować w swoim flagowym programie "Markomania" ze zwykłego CD-ROM-a, nie wydanej płyty. Nie było nas stać na płytę, ale on wierzył w te piosenki, zobaczył, że mamy jakiś tam potencjał i nie bał się tego puścić. Cudowna sprawa.
Zbyszek: Ostatnia cudowna sytuacja nastąpił podczas wręczenia nagród Złote Dzioby Radia Wawa. Ja nie spodziewałem się, że to my - mali i młodzi jeszcze - wręczymy ją muzykom "pełną buzią" i ikonom polskiej muzyki rozrywkowej, czyli zespołowi Kombii. To jest dla nas wielki zaszczyt.
Szymon: Gdy zaczynaliśmy od pubów, graliśmy takie piosenki jak "Słodkiego, miłego życia", "Królowie życia", "Rendez-vous" "Black And White" i to my wręczaliśmy tym ludziom - dziś naszym przyjaciołom - nagrodę.
Dziękuję za rozmowę.