Muniek Staszczyk (T.Love): Apokalipsa do tańca

Podzielona Polska, internetowy hejt i talent show - w rozmowie z Muńkiem Staszczykiem ciekawych tematów nie brakowało. "Ludzie, opamiętajcie się trochę" - apeluje wokalista grupy T.Love.

Muniek Staszczyk z kolegami z T.Love poruszają różne tematy dotyczące współczesności
Muniek Staszczyk z kolegami z T.Love poruszają różne tematy dotyczące współczesnościKrzeiński JordanAKPA

4 listopada, na dzień przed urodzinami Muńka Staszczyka, do sklepów trafiła płyta zatytułowana po prostu "T.Love". W tekstach nie brakuje odniesień do współczesności. Dominuje artystyczna publicystyka, krążąca wokół Polski i świata, tu i teraz... Muniek śpiewa o podzielonym społeczeństwie, strachu w Europie zniewolonej terrorem, o uchodźcach, wszystkich naszych fobiach i zagrożeniach.

Materiał na następcę nagrodzonej Fryderykiem płyty "Old is Gold" (2012) został nagrany w studiu Custom 34 w Gdańsku. Za produkcję ponownie odpowiadają Muniek Staszczyk i gitarzysta Maciej Majchrzak. Podstawowa wersja "T.Love" zawiera 13 utworów, wersja specjalna - 18 piosenek. Na winylu znajdzie się 12 nagrań.

Za oprawę graficzną odpowiada 82-letni Rosław Szaybo, urodzony w Poznaniu i ceniony na całym świecie (przez prawie 30 lat mieszkał i pracował w Wielkiej Brytanii) plakacista, fotograf i autor okładek wielu legendarnych już płyt, m.in. "British Steel" Judas Priest i "Astigmatic" Krzysztofa Komedy. Na koncie ma ponad 2000 okładek płytowych dla m.in. Eltona Johna, Janis Joplin, The Clash, Santany i Roya Orbisona.

Krzysztof Oliwa, Interia: Sporo zamieszania zrobił teledysk do utworu "Marsz", w którym pojawiacie się coraz bardziej zmasakrowani. Sytuujecie się pomiędzy podzielonymi Polskami, w której z jednej strony mamy Czarny Protest, a z drugiej wyznawców teorii o zamachu w Smoleńsku. Myślisz, że naprawdę da się utrzymać na szczycie barykady?

Muniek Staszczyk (T.Love): - Płyta "T.Love" to nasz 15. studyjny album, gdzie poruszane są różne tematy dotyczące współczesności. Opowiadają o ogólnym niepokoju, który widzimy w Polsce i Europie - o tematyce uchodźców, terroryzmie, o podzielonym społeczeństwie. Kawałek "Marsz" jest taką metaforą pewnego pęknięcia, które nastąpiło w Polsce. To jest napędzane mediami, emocjami polityków, często się łączy z liczeniem na głosy elektoratu. Te dwa przeciwstawne światopoglądowo marsze idą przez miasto i w pewnym momencie się zderzają. Wolałbym, żeby nie doszło do takiego tematu, bo to jest raczej wołanie o pojednanie, niż nawoływanie do konfrontacji.

Klip został zrobiony tak, żeby był ostrzeżeniem. Mieliśmy świetną charakteryzatorkę, która pracowała przy filmie "Wołyń" [Matina Bocheńska]. Zrobiła nas bardzo wiarygodnie. Miałem świadomość, że klip może być dla kogoś drastyczny, ale nigdy nie byłem facetem, który by się podniecał, żeby epatować krwią - to jest pewna wizja artystyczna. Będąc w tej charakteryzacji, człowiek się czuje jak zbity kundel, choć w ogóle nikt mnie nie pobił.

Nie stoję po żadnej ze stron, po prostu obserwuję i trochę mnie to niepokoi. Nie chcę siać przerażenia, ale niepokoi mnie to, że pewne święta, rocznice powinniśmy świętować raczej z radością i dumą. Po co zbierać się na jakieś marsze i udowadniać, kto jest lepszym Polakiem; to jest po prostu chore.

11 listopada to jest dzień, kiedy wszyscy powinni się cieszyć niezależnie od światopoglądu, bo Rzeczpospolita w swojej historii miała piękne karty ogromnej tolerancji, a teraz wszystko chamieje i tabloidyzuje się. Ta płyta ma nie tylko takie kolory, ale jest troszkę o Polsce współczesnej. Całość jest bardzo taneczna, a teksty są w kontrze - taka apokalipsa do tańca. Żyjemy w czasach trudnych, jest duży niepokój w społeczeństwie. Nigdy za mojego życia nie było takich pytań, jakie mamy czasem teraz na próbach.

Nie chcę krakać - liczę na to, że nie dojdzie do jakiejś ciężkiej akcji. Niepokoją mnie te eskalacje, hejterka w internecie, podział tylko na dwa światy. Albo jesteś lewacką k**wą, albo ultrakatolikiem-faszystą, bo nie ma innego podziału w tym społeczeństwie. Musisz się po jakiejś stronie opowiedzieć, bo jak tego nie zrobisz, to jesteś tchórzem i zdrajcą. Stoję z boku, dlatego, że nie liczę na żadne konfitury ze strony władzy, ani nawet opozycji. Ja jestem za jakąś normalnością.

Jestem Polakiem, kocham ten kraj. Nie muszę nic manifestować, nie będę krzyczał "Polska od morza do morza", czy w drugą stronę na lewo. Ten kraj mi się podoba, nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Ta piosenka "Marsz" jest tylko wyrazem troski mnie jako obywatela tego kraju i tekściarza w T.Love, po to, żeby nie było przemocy. Ludzie, opamiętajcie się trochę, strzelcie się pozytywnie w czachę. Życie jest tak piękne - po co się bić?

Co by jednak nie mówić, chyba jednak nie jesteś do końca zadowolony ze współczesnej Polski. Co twoim zdaniem poszło nie tak?

-  Na tej płycie jest taka piosenka "Ostatni gasi światło", w której opowiadam o ostatnich 36 latach mojego życia i historii Polski - od tego, jak stałem pod Stocznią w 1980 r., przez Solidarność, stan wojenny, Okrągły Stół, przez World Trade Center aż do dzisiejszego świata pełnego niepokoju i terroryzmu. Ale trzeba pamiętać, że są tylko dwa kraje na świecie - Polska i RPA (Nelson Mandela był mądrym człowiekiem) - gdzie doszło do zmiany systemu władzy bezkrwawo. Ja też widzę wiele minusów tego Okrągłego Stołu i tamtego podziału łupów, natomiast nie wiem, czy społeczeństwo poszło w złą stronę.

Nie jest tak, że ja jestem zupełnie niezadowolony. Uważam, że Polska odniosła duży sukces, bo widzę jak ten kraj się zmienia, jeżdżę z koncertami od lat 80., znam go naprawdę od podszewki. Widzę zmiany na plus, ale nie podoba mi się to, co się w czerepach dzieje. Nie mogę to oceniać przez pryzmat jakiegoś cymbała z internetu, który hejtuje. Ludzie zadowoleni z życia nie siedzą na jakiś tam forach.

Ja jestem za tym, żeby się różnić, ale dyskutować. Nie podoba mi się ostatnio ta retoryka władzy, która mi przypomina Gomułkę sprzed lat, pewna agresywność. Nie podoba mi się też bezradność drugiej strony, która ciągle wyciąga jedną kartę pod tytułem Trybunał Konstytucyjny, zamiast konkretnie punktować wiele rzeczy, które się tu jeszcze dzieją. Nie mówię, że Trybunał jest nieważny, ale oni tylko grupują ludzi, których się tym jarają. Dobrze, że wychodzą na ulice, że się coś dzieje, ale jest bezradność opozycji.

Nie podoba mi się scena polityczna, natomiast kraj jest piękny, przyroda mi się podoba, kobiety są piękne, koledzy są fajni - to nie jest zły kraj. U nas relacje międzyludzkie nie są takie chłodne jak na Zachodzie, jeszcze coś tam rozumiemy co to jest przyjaźń, pamiętamy o zmarłych... To są fajne rzeczy. Ta płyta nie jest po to, żeby cię wprowadzić w jakiś dół. Ja jestem facetem, który reaguje na to co widzi. Nie jesteśmy zespołem disco polo czy pop, więc śpiewamy zawsze o czymś.

Może tych młodszych ludzi, którzy się wychowali na tych talent show już nie interesuje przekaz, który teraz w zasadzie dzierży już tylko muzyka hiphopowa i tacy zgredzi rockowi jak ja, Kazik, Grabaż czy Maleńczuk. Zawsze kupię ich płytę, bo zawsze się dowiem, co się dzieje w Polsce. Generalnie nie ma się co dołować, nie takie rzeczy przeszliśmy.

Wskazujesz na pewne podobieństwa "T.Love" do albumu "Model 01" sprzed 15 lat.

- Ta nowa płyta jest dosyć nowoczesna jak na T.Love, bo użyliśmy jak na nasz zespół sporo elektroniki. Absolutnie nie jest to jakaś zmiana stylu. Chcieliśmy zrobić piosenki, które są taneczne, bujają się, oparte są na rytmie. Jest tu inspiracja czarną muzyką z lat 60. spod znaku wytwórni Tamla Motown z Detroit. Nie jesteśmy muzykami czarnymi, więc przerobiliśmy to na swój sposób. Pewien rozrzut stylów przypomina "Model 01", ale chyba ta płyta jest bardziej spójna. Myślę, że fani T.Love się nie zawiodą, bo tu można znaleźć wszystko, są piosenki spokojniejsze, są kawałki zadedykowane Bowiemu i Dylanowi - wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że dostanie Nobla. Jest też duet z Johnem Porterem, bardzo ładna jego piosenka country.

Wspomniani David Bowie i Bob Dylan to dla ciebie ważne postaci?

- Tak się akurat zbiegło, że zaczęliśmy próby dokładnie po nowym roku. Pamiętam, że dokładnie w piątek kupiłem nową płytę Bowiego, a w poniedziałek dostałem info, że Bowie odszedł. Dla nas to był szok, bo my jesteśmy fanami dobrej muzyki. Bowie był zawsze dla mnie ważny. Pomyślałem, że warto mu zadedykować utwór "Warszawa Gdańska", który będzie naszym nowym singlem. To nie jest tylko utwór o Bowiem, ale też o tym niepokoju społecznym, trochę też o uchodźcach. Myślę, że jego klimat pasuje do tej jesiennej atmosfery.

A Dylan prywatnie dla mnie jest najważniejszym artystą, jestem jego dozgonnym fanem. Cieszę się z tego Nobla, bo jest wybitny twórca literacki. Zadedykowaliśmy mu numer akustyczny, z harmonijką ustną, w stylu Dylana - on jest na tej edycji specjalnej, wzbogaconej o dodatkowe pięć utworów. W tej dziesiątce twórców, którymi się inspirowałem znalazłby się jeszcze Stonesi, może Marley, może The Clash... Na pewno Bowie i Dylan są ważni.

Mówiłeś też o numerze nagranym po angielsku z Johnem Porterem. Opowiedz coś więcej o tej współpracy.

- Z Johnem znamy się od lat, bo parokrotnie występował z nami gościnnie na scenie. Bardzo cenię płytę "Helicopters" sprzed 36 lat, jego debiut - uważam ją za jedną z lepszych w polskim rocku w ogóle. Był taki okres, że się z Johnem widywaliśmy, bo tu niedaleko mieszka po drugiej stronie ulicy, w sensie Alei Jerozolimskich, w Parku Szczęśliwickim zdarzało się nam spotykać normalnie na browarek. Nawet dał mi parę piosenek, które leżą w szufladzie i może kiedyś je wykorzystamy. Zapraszałem go i wystąpił z nami jako gość. Wykonywaliśmy taki utwór właściwie w stylu country "Pack Me in Your Suitcase" i to zbyt dobra była to piosenka, żeby ją tak zostawić na jakimś nagraniu z próby. Przyjechał do studia Custom 34 w Gdańsku, nagrał, to fajny koncertowy utwór.

Zaczynacie trasę promującą "T.Love", ale w przyszłym roku planujecie przerwę. Co zatem w tym czasie chcecie zrobić, macie już jakieś plany?

- Gramy prawie do świąt. Wiem, że przed nami mega harówka, bo koncerty w klubach gramy długie. Wiadomo, że trzeba zagrać dużo rzeczy z nowej płyty, ale też i numery z innych albumów, bo zespół ma duży dorobek. Na pewno będzie przerwa do kwietnia, bo tak z reguły robimy trzymiesięczne przerwy. Zobaczymy jaki będzie odbiór tej płyty i jakie będzie zapotrzebowanie na koncerty.

Planujemy dużo singli z tej płyty i dużo klipów, bo płyta nie jest tylko polityczna, są bardzo różne tematy. Myślę, że do czerwca na pewno będziemy mieli czym się zajmować. A potem się zaczynają koncerty plenerowe... Ale mam nadzieję, że ta płyta na dłużej zagości w waszych sercach.

Na wiosnę do telewizji powraca "Idol". Co byś powiedział o tym, gdybyś dostał propozycję dołączenia do jury?

- Nie potrafię oceniać ludzi, zawsze w tych talent show jest jakaś rola - jeden jest fajny, a drugi tych ludzi flekuje... To nie jest mój styl, nie czuję tego klimatu. Proponowano mi dawno temu, ja nie chciałem i wziął to po mnie Maciek Maleńczuk. Musiałbym to zrobić tylko z pazerności na kasę, ale mam z czego żyć. Nie powiem, że to są mega obciachowe programy, bo jakiś tam ruch w tym interesie się zrobił, coraz więcej kapel się pojawiło...

Co w ogóle myślisz o tego typu programach, bo niektórzy z twojego pokolenia mówili, że gdyby oni teraz zaczynali, to by pewnie odpadli na samym początku...

- Za moich czasów telewizja była mega obciachem i dzisiaj też jest obciachem - poza sportem i zwierzętami na Animal Planet mało co oglądam. Dla rozrywki człowiek czasem lubi się odmóżdżyć, więc włączy jakąś Magdę Gessler czy jakieś inne bzdety pod tytułem jedni gotują, inni prasują.

Ja bym nigdy nie poszedł do takiego talent show, bo bym nie ufał takim klimatom. Jestem z innego podwórka, bo zaczynałem w 1980 r. - jakie talent show? Wtedy gdyby coś takiego pojawiło się w telewizji, to pomyślałbym, że Mars napada. Dzisiaj to jest rzeczywistość w której żyjemy. Wydaje mi się, że bym grał po klubach i Jarocinach i próbował się przebić przez piosenki.


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas