Reklama

"Mój muzyczny pamiętnik"

Debiutancki album Lisy Stansfield "Affection" (1989), promowany przebojowym singlem "All Around The World", odniósł olbrzymi sukces. W ten sposób rozpoczęła się wielka kariera brytyjskiej piosenkarki. 20 milionów sprzedanych płyt, trzy statuetki Brit Awards i mnóstwo przebojów pochodzących z sześciu studyjnych płyt - oto dorobek wokalistki gustującej w popowo-soulowej stylistyce. Pod koniec lutego 2005 roku ukazał się kolejny album Lisy Stansfiled "The Moment", który w pewnym sensie jest dla niej przełomowy. Bo blisko 20 latach artystka zakończyła bowiem współpracę z wytwórnią BMG, a jednocześnie po raz pierwszy postanowiła nagrać album ze słynnym Trevorem Hornem w roli producenta. Wcześniejsze płyty nagrywała zawsze z mężem. Z okazji premiery albumu, Lisa Stansfield opowiada o zmianach, śpiewaniu muzyki soul w latach 80., życiu w Dublinie i szkoleniu głosu.

"The Moment" to pierwszy album, jaki nagrałaś z Trevorem Hornem jako producentem?

Tak. Wcześniej nie pracowałam z innymi producentami, tylko z mężem. On zawsze zajmował się moimi albumami. Dlatego praca z Trevorem to było nieco dziwne uczucie. Na początku wydawało mi się, że jestem w stosunku do męża niewierna. Jakbym miała romans, ale po kilku tygodniach było już dużo lepiej.

Dlaczego zatem postanowiłaś pracować z Hornem?

To było dziwne... Po wydaniu kompilacji największych przebojów "Biography", skończył się mój kontrakt z BMG. A nagrywałam dla nich przez jakieś 17-18 lat. Strasznie długi czas. W tym czasie mogłabym urodzić dziecko i wychować je. Dlatego decyzja o zakończeniu współpracy trochę mnie przerażała.

Reklama

Chcieliśmy jednak spróbować czegoś nowego. Wtedy spotkałam Jill St. Clair z ZTT Records, która jest żoną Trevora Horna i zaproponowała mi go jako producenta mojej płyty. Powiedziała, że muszę jej zaufać. Była pewna, że to wypali.

Jak poznałaś Trevora? Opowiedz mi, jak ci się z nim pracowało?

Początkowo idea spotkania Trevora, osoby z tak świetną reputacją w branży muzycznej, przerażała mnie. Z tego względu, że jest bardzo nieśmiały, wydaje się, iż patrzy na ciebie z góry. Przynajmniej tak jest na początku. Ale to tylko odczucie, on taki nie jest.

Ze mną jest podobnie. Później było już w porządku. Mieliśmy świetną zabawę.

Jak wyglądał proces tworzenia nowych piosenek? Komponowałaś je razem z zespołem?

Nie tworzyliśmy utworów razem z zespołem. Napisaliśmy je w Irlandii. Dopiero podczas nagrywania wykorzystaliśmy żywy zespół. Podczas sześciu dni w studiu zagraliśmy wszystko z żywym zespołem, by mieć szkielet każdej z piosenek. A większość z nagrań z tej sesji nie trafiła na album. Partie instrumentów zostały zamienione w czasie rejestrowania materiału.

Czy teksty opowiadają o tym, co dzieje się w twoim życiu?

Wydaje mi się, że większość piosenek na tym albumie opowiada o związkach międzyludzkich. Właściwie to o tym głównie piszę. Uważam, że nie ważne, jak wyrafinowany jest świat, ludzkie emocje zawsze będą tajemnicą, zwłaszcza dla przeciwnej płci. Chcielibyśmy myśleć, że rozumiemy siebie nawzajem, ale zawsze istnieje jakiś sekret.

Widzisz na ulicy dwójkę ludzi i dla ciebie to po prostu dwójka osób. Ale dla nich to może być coś naprawdę szczególnego. I to może być dla nich jedyny taki moment w życiu. Rozmawiając o takich sprawach, o rozstaniach czy romansach - wydaje się to być codziennością. A jednak w określonym kontekście staje się to bardzo specjalne. Należy do tych ludzi.

Jesteś wielką fanką muzyki soul, ale pochodzisz z północnej Anglii. Jak to jest śpiewać soul w Wielkiej Brytanii?

Dla mnie to było proste, gdyż na takiej muzyce się wychowałam. Właściwie to był mój muzyczny pamiętnik. Kiedy dorastałam, słuchałam mnóstwo soulu. W kolekcji płyt mojej mamy znajdowały się płyty z wytwórni Motown, Diana Ross czy Marvin Gaye. Tego typu rzeczy. Zatem nawet nie miałam możliwości słuchać czegoś innego.

Dlatego nie miałam problemów ze śpiewaniem soulu. To wyglądało tak: mała, biała dziewczynka, śpiewa czarne rzeczy. Niektórym ludziom w Anglii to za bardzo nie pasowało.

Właśnie o tym mówiłem. Manchester znany jest z innych zespołów.

W tym czasie najpopularniejsi byli The Smiths. I to wyglądało w ten sposób, że jeżeli brzmisz jak oni, to jesteś dobry i podobasz nam się. A jeżeli nie, to bardzo nam przykro... Nasza odpowiedź brzmiała, że nie chcemy kopiować The Smiths. Wtedy nam dziękowano...

To nas naprawdę zniechęciło. Staliśmy przed murem i biliśmy w niego głową. Ale ostatecznie udało nam się. Podpisaliśmy umowę z niewielką wytwórnią Rocking Horse.

Wasze piosenki na początku lat 90. w pewnym sensie odnowiły muzykę r'n'b. Bo wcześniejsza dekada nie była dla niej najlepszym okresem.

Wydaje mi się, że to nasza zasługa i między innymi grupy Soul II Soul. I to było dosyć śmieszne, bo wszyscy zakwalifikowali nas jako "The British Soul Movement". Nagle staliśmy się częścią tego ruchu. A nawet o tym nie wiedzieliśmy.

Natomiast Amerykanie twierdzili, że to jest niesamowite. Zawsze nas pytali, co my tak naprawdę gramy. Nasza odpowiedź brzmiała tak: "Bierzemy waszą muzykę, gramy ją w nasz sposób i odsyłamy ją do Ameryki". I rzeczywiście wyglądało to właśnie tak.

Cała ta koncepcja miała dobre strony. Otwarło to wiele drzwi przed nami i przed innymi wykonawcami. Wtedy mogliśmy wreszcie grać to, na co mieliśmy naprawdę ochotę.

W połowie lat 90. zrobiłaś sobie przerwę w działalności muzycznej. Dlaczego?

W rzeczywistości nie zrobiłam sobie przerwy. Nie odczułam tego w ten sposób. Ale znacznie zwolniłam tempo działania. Potrzebowałam tego. Pomiędzy pierwszym i drugim albumem moje życie było niczym innym, jak tylko lataniem samolotami i spędzaniem nocy w hotelach. Prawie w ogóle nie byłam w domu. I to powoduje, że zaczynasz odrobinę wariować. Tracisz kontakt z rzeczywistością.

Kiedy nagrywałam trzeci album, postanowiłam zarejestrować go w Dublinie. I przeprowadziłam się tam, by spokojnie żyć. Zatem wciąż pracowałam, ale nie robiłam tego w pośpiechu. Nie chciałam się przepracować.

Czy starasz się od tamtego momentu, by twoje życie było spokojniejsze?

Jeżeli ten album odniesie sukces, jestem w stanie znowu przejść przez to wszystko. I robić to przez kolejne pięć-sześć lat. Jestem teraz starsza i wiem, jakie są priorytety. Wiem, że nie mogę przejmować się drobnostkami i muszę skoncentrować się na najważniejszych sprawach.

Kiedy byłam młodsza, kładłam nacisk na jakieś głupoty, które nie miały żadnego znaczenia. Ciężko mi to wytłumaczyć. To tak, jakbyś tracił całą energię na drobnostki. Wiesz: "O rany, spóźniłam się, nie zjadłam śniadania!". To zaciemnia obraz całości.

Teraz po prostu myślę: "Pie***yć to! To nie jest ważne. I tak umrę." (śmiech).

A jak ci się żyje w Irlandii?

Tam jest cudownie. Mieszkamy jakieś osiem mil na południe od Dublina. Niedaleko są góry i morze. Bardzo ładna okolica. W piwnicy mamy studio, a po ogrodzie biega mały piesek. Coś w stylu normalnego, nudnego życia.

Chodzę na siłownię, gotuję i tworzę muzykę. A do centrum Dublina mamy tylko pół godziny drogi.

Wróćmy jeszcze do nowej płyty. Jak współpraca z Trevorem Hornem wpłynęła na brzmienie piosenek?

Wydaje mi się, że płyta zorientowana jest właśnie na piosenki i na wykonywanie ich na żywo, co osobiście bardzo mi odpowiada. To moje oświadczenie: "Mogę to zrobić!". Utwory na tej płycie dają mi możliwość wykazania się głosem. "Hej, to znowu ja. Naprawdę potrafię śpiewać!" (śmiech).

Porozmawiajmy jeszcze o twoim głosie. Nigdy go nie szkoliłaś. Zatem w jaki sposób nauczyłaś się go używać?

Metodą prób i błędów. Chodzi mi o to, że zaczęłam śpiewać w bardzo młodym wieku. Miałam jakieś cztery czy pięć lat. Zatem wcześnie popełniałam błędy, źle śpiewałam i kaleczyłam sobie gardło i głos. Tak nauczyłam się dobrze śpiewać.

Właściwie to wciąż się uczę. Teraz, kiedy nagrywaliśmy, dowiedziałam się kilku nowych rzeczy o moim głosie. Drobnostki, które czuję i słyszę. Uwielbiam śpiewać i uważam, że robienie rzeczy, które kochasz jest cudowne.

Możliwość wejścia do studia i nagrywania jest trochę egoistycznym procesem dla mnie. Wtedy zajmuję się tylko sobą. Przez pięć minut to jest jak medytacja. Można się w tym zagubić.

Dziękuję za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pamiętniki | muzyczne | Lis | pamiętnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy