"Moi fani czekają na rebelię"

Kayah długo czekała na wielki sukces, ale w pełni na niego zasłużyła. Po latach śpiewania w chórkach u innych, znanych wykonawców, rozpoczęła udaną karierę solową. Jej pierwszy album „Kamień” legalnie kupiło 50 tysięcy osób. Druga płyta „Zebra” znalazła już 100 tysięcy nabywców. Pracę nad trzecią wokalistka rozpoczęła ponad dwa lata temu, a w międzyczasie przyszedł sukces z Goranem Bregovicem i 600 tysięcy sprzedanych egzemplarzy!!! Nowy album „JakaJaKayah” powstawał bardzo długo, termin jego wydania był kilka razy zmieniany, a końcowy efekt dla wielu fanów wokalistki może być niespodzianką. O szczegółach powstania płyty, najciekawszych utworach oraz swej przyszłości opowiada sama Kayah.

article cover
INTERIA.PL

O teledysku „JakaJaKayah”

Wziął w nim udział mój ulubiony fotograf Jacek Poremba. To ja odkryłam w nim jeszcze jeden talent – aktorski. Musze się przyznać, że nad tym teledyskiem było dużo pracy. To były dwa dni zdjęciowe, w dodatku pechowe, gdyż psuła nam się specjalna kamera, a przy tym bardzo droga, dzięki której można uzyskać poważne zwolnienia. Radziliśmy sobie, jak mogliśmy. Po drodze ‘straciliśmy’ jeszcze fabułę, więc musieliśmy opracować nad wydostaniem jej z obrazka dzięki napisom i efektom dźwiękowym. Z końcowego efektu jestem w każdym bądź razie bardzo zadowolona. Reżyserem teledysku był Marcin Ziembiński, a operatorem Bartek Prokopowicz, znany choćby z filmu „Dług”.

O okładce płyty „JakaJaKayah”

Zdjęcia robił Robert Wolański, jeden z moich ulubionych fotografików. Rzeczywiście wyszła nam niezwykła okładka. Każdy może sobie do woli komponować zdjęcia, które dzielą się na dwie części – usta i oczy. Można nawet dojść do absurdu, łącząc płaczące oczy z uśmiechem. Jest to zresztą bardzo adekwatne do tytułu płyty.

O najciekawszych utworach

„Nie patrzysz” . To pierwszy utwór na płycie - jest bardzo długi, trwa ponad siedem minut. Celowo zdecydowałam się na taki nietypowy początek. Zazwyczaj albumy rozpoczynają się bardzo przebojowo, ale mnie wydawało się, że lepiej będzie, jeśli tym pierwszym nagraniem wprowadzę słuchacza w nastrój. Moim zdaniem jest wyjątkowo ciekawy, nie tylko aranżacyjnie. Na samym końcu przepięknie śpiewa Mietek Szczęśniak

„Za blisko” . Jeden z kilku moich najukochańszych utworów na nowej płycie. Jest dla mnie wyjątkowy choćby dlatego, że jestem bardzo poważną pesymistką, melancholiczką. Gdybym mogła się kiedykolwiek z kimś utożsamić, to z pewnością z Kłapouchym z Kubusia Puchatka. Zresztą zawsze noszę przy sobie „Mały ponurnik Kłapouchego”, z jego złotymi myślami. To nagranie opowiada o tym, że mam paranoję, że mój mąż, kiedy zasypia, wybiera się w dalekie podróże, np. do Tajlandii, a ja jestem po prostu za blisko, by mu się śnić. Trochę to smutny utwór.


„Dla niego” . To hołd złożony moim dawnym zainteresowaniom muzycznym, kiedy śpiewałam w zespole Zgoda. Zaczynaliśmy od reggae, skończyliśmy Bóg raczy wiedzieć gdzie (śmieje się). Zaczęło się od tego, że najpierw miałam refren, który dotyczył wszystkich ludzi. Później doszłam do wniosku, że dotyczy on jednak głównie kobiet.

„JakaJaKayah” . Pierwszy singel, dobrze już znany. Do nagrania tego utworu zaprosiliśmy muzyków zespołu Suns Of Arqua, legendy ‘world music’. Związana jest z tym taka śmieszna historia. Gdy przyjechali do Polski, my z Krzysiem nie byliśmy jeszcze gotowi, ale trzeba było wykorzystać fakt, że są tak blisko i szybko przygotowaliśmy utwór. Pojechaliśmy do studia. Poprosiliśmy o przyjazd dwóch muzyków, a jednym z nich był Wadada, grający na sitarach, a drugim Kadir Durvesh, mistrz instrumentów dmuchanych, który w swej karierze grał nawet z Beatlesami. Słyszałam, że jest swego rodzaju guru i bałam się, że wejdzie do studia starszy, bo 70-letni Hindus, i nie będzie się chciał nawet ze mną przywitać, choćby dlatego, że jestem białą kobietą. Okazał się super człowiekiem, niewielkiego wzrostu, ale wielkiego ducha. Po pracy wykonaliśmy nawet wspólnego ‘misia’ i było bardzo sympatycznie.

„Na wieki” . Tu pięknie znów śpiewa Mieciu Szcześniak. Bardzo mi pomógł w tekście tej piosenki mój przyjaciel z Cypru - Andreas. Studiował kiedyś język (zd)radziecki, fascynuje się filmami rosyjskimi, które zresztą sama uważam za jedne z bardziej interesujących, być może dlatego, że przypominają mi dzieciństwo, jak choćby „Lecą żurawie”, które darzę wielkim sentymentem. Kiedyś Andreas powiedział mi taką złotą myśl – „Jak idziesz, to żegnaj się ze mną jakbyś szedł na wieki”. Bardzo mnie to zainspirowało, bo nigdy nie wiemy, jaki los jest nam pisany.

„Nie wiedziałam (o synku)” . To dla mnie bardzo magiczna piosenka, ponieważ tekst do niej zaczęłam pisać o mężczyźnie, a skończyłam o... mężczyźnie, choć jeszcze bardzo małym. O moim synu, który ma na imię Roszko. To bardzo szczególne dla mnie nagranie, gdyż jest bardzo osobistym wyznaniem tego, że właściwie przedtem była ciemność, a teraz już jej nie ma.


„Wbrew naturze” . To swego rodzaju nawiązanie do „Kamienia”. Powiem szczerze, iż początkowo bardzo się obawiałam, że płyta „JakaJaKayah' będzie bardzo się różniła, może nawet zbyt różniła się, nie tylko od tego, co robiłam do tej pory, ale również ode mnie samej. Ostatecznie musieliśmy dokonać wyboru spośród aż 29 piosenek - to była niezła jazda, prawdziwy galop, który odbył się w mojej głowie. Obawiałam się też, iż płyta będzie bardzo techniczna. Zaczęłam pracować nad nią będąc jeszcze w ciąży, gdy tak tęskniłam za wolnością, że wszystko co robiłam, szło w kierunku szaleństwa. Ostatecznie jednak płyta jest tak melancholijna i romantyczna, że według mnie mocno przypomina album „Kamień”. Ten utwór jest kontynuacji mojej dawnej fascynacji rytmami jungle. Na „Kamieniu” i na „Zebrze” dałam tak maciupeńko tego jungle’owego rytmu. Bałam się, że jest na to jeszcze za wcześnie, że Polska to nie Anglia. W końcu jednak pomyślałam sobie, że jeśli nie teraz, to pewnie już nigdy i zdecydowałam się zrobić cały utwór oparty na tym rytmie. Nie ukrywam, że naszym pierwotnym pomysłem było nawet rozpoczęcie płyty w ten sposób, a nawet promowanie jej tak bardzo nietypowym nagraniem.

„Kiedy mówisz” . Ten utwór też według mnie bardzo nawiązuje do „Kamienia”, ale jest to dla mnie nowość, ponieważ w tej piosence zdecydowałam się użyć nie swój tekst, ale księdza Twardowskiego, którego bardzo podziwiam. Partnerował mi w tym nagraniu wybitny polski muzyk Leszek Możdżer, który – mam nadzieję – zasłynie wkrótce także na świecie, a znany był niegdyś z zespołu Miłość. To wybitny artysta nie dlatego tylko, iż posiada dar w palcach, ale również ze względu na wybitną osobowość. Tak bardzo emanuje ona z niego, że jest w stanie zmienić niemal każdy utwór. Tę piosenkę nagrał w sześciu wersjach i każda była inna! Ciężko było nam wybrać tą właściwą, aż w końcu zdecydowaliśmy się na to, co było najbliższe pewnej konwencji. To bardzo piękna, mentorska, pouczająca piosenka.


„A tymczasem na zapleczu” . Bardzo króciutki utworek, zrobiony następująco. Zaprosiłam do studia trzy piękne góralki z dwoma pięknymi góralami. Goranowi zawdzięczam także to, że naprawdę poznałam górali. Poprosiliśmy Sebastiana Karpiela Bułeckę, by pomógł nam skompletować ludowe głosy. To, jak rozgrzewali się między utworami, nie wiedząc, że ich nagrywamy, słychać w tym właśnie nagraniu.

„Topielice” . To jakby kontynuacja rozgrzewki w postaci poprzedniego utworu. Tu również nowość – autorką tekstu jest Pawlikowska-Jasnorzewska. To bardzo smutny tekst, a poza tym Sebastian Karpiel Bułecka gra tu niezwykle płaczliwie na swych skrzypeczkach. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nie dojechali na nagranie. Utwór ten zarejestrowany został bowiem ostatniego dnia, kiedy mieliśmy do dyspozycji studio.

O opóźnieniu wydania płyty

Nigdy nie mogę zdążyć i tak też było w przypadku tej płyty. Do jednego z utworów, który miał zamykać album, nie zdążyłam napisać tekstu i pewnie znajdzie się na tzw. bonusie, dołożonym do normalnej płyty. Jak wiecie, artyści są dosyć chimerycznymi osobami, o kruchej konstrukcji psychicznej i fizycznej. Jeśli chodzi o mnie, to robię parę rzeczy równocześnie - prowadzę normalny dom, dużo występuję, grając 8-10 koncertów miesięcznie, no i równolegle pracuję w studiu nagraniowym. Nagle okazało się, że po prostu nie zdążyłam z tekstami, a nie chciałam działać w pośpiechu, gdyż identyfikuję się z każdym słowem na tym albumie. Nie chciałabym dać ludziom powodów do narzekań, chciałam być dumna z tego co zrobiłam, a to wymaga dopieszczenia i czasu.

O kontroli nad powstawaniem płyty

Trzymam rękę na wszystkim, ale nie dlatego, że nie mam do końca zaufania. Czuję po prostu, że moja wizja jest tak strasznie szeroka, że jestem tak strasznie ambitna, nieraz głupio ambitna, i tak bardzo odpowiedzialna za cały projekt, że chcę uczestniczyć w każdej, nawet drobnej, rzeczy. Wydaje mi się też, że mam czasami naprawdę niegłupie pomysły. Nikt tak jak ja dogłębnie nie wiedział, o co mi w tej płycie chodziło, więc najłatwiej było mi samej zająć się całością. Zresztą ja nie oddzielam okładki od zawartości muzycznej, tekstów, produkcji. To całe moje dziecko i mam do tej płyty bardzo poważny, emocjonalny stosunek. Denerwuję się tą premierą i jest ona dla mnie bardzo ważna.


O muzykach

Po raz kolejny miałam przyjemność pracować ze wspaniałymi muzykami, którzy związani są ze mną na stałe. Kiedyś chcieliśmy wymyślić nazwę dla tego zespołu, pojawiało się wiele propozycji, a że zawsze chcieliśmy grać zróżnicowaną muzykę, różnorodną kulturową – a w dodatku każdy z nas pochodzi z innego miasta – dlatego chcieliśmy się nazwać Multikultura. Współproducentem płyty jest klawiszowiec Krzyś Pszona – bez niego z pewnością bym sobie nie poradziła i to nie tylko w kwestiach technicznych, ale i wielu innych, w tym mentalnych. Z Krzysiem pracowaliśmy nad tą płytą w trzech różnych miejscach. Najpierw u mnie w domu, w moim wynajętym mieszkaniu na Saskiej Kępie, zanim się nie rozpączkowałam. Rosłam w szerz przy komputerze, Krzyś pomagał mi go okiełznać. Potem przyszedł czas na Gorana i po wydaniu tamtej płyty pracowałam z Krzysiem w moim letnim domku typu ‘kiosk’, nad Zalewem Zegrzyńskim, niemal w piwnicy. Ostatecznie kończyliśmy płytę u Krzysia w domu, późnymi wieczorami. Wspomagała nas jego żona Patrycja, która donosiła winko, ploteczki i inne rzeczy.

Kolejnym muzykiem jest Filip Sojka, wybitny basista, który wydaje wkrótce solową płytę, na której mam przyjemność śpiewać. Artur Affek nadał inny wymiar wszystkim kompozycjom, choć początkowo nie sądziłam, że będzie miał tak duży udział w powstaniu tej płyty. Z kolei na saksofonie gra Marek Podkowa. Z zaproszonych gości muszę wspomnieć o Mietku Szczęśniaku, którego uważam za najwybitniejszy męski głos, ale w jego wypadku ważna jest także osobowość, to coś, co pozwala na użycie tego głosu w ten, a nie inny sposób.

O presji po sukcesie płyty z Bregovicem

Lepiej milczeć i wydawać się głupim, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Nie ukrywam, że zdaję sobie sprawę z presji, jaka wisi w powietrzu po sukcesie płyty z Goranem. Każdy artysta zawsze zwraca uwagę na publiczność, czy tego chce, czy nie. Mnie też zależy, by ludzie słuchali moich utworów. Unikam jednak sytuacji, w których musiałabym się bardzo naginać. W tym przypadku nie ma jednak chyba takiej potrzeby, gdyż wierzę, iż zapracowałam sobie na pewną markę, która nie jest tylko związana z „balonami pani Manii”, ale i z pewną antyrynkową rebelią, wprowadzaniem nowości itp. Wydaje mi się przy tym, że byłabym nieuczciwa wobec fanów, którzy czekają na rebelię. Za taką rebelię uważam np. wprowadzenie junglowej piosenki, która w Londynie byłaby prawdopodobnie czymś normalnym. Oczywiście, chcę być artystą rozumianym, stąd te prostsze – choć nie prostackie – elementy, jak choćby utwór „Anioł wiedział”, który ma bardzo prosty beat, korzysta z naszej spuścizny językowej, przysłów, powiedzeń typu „Life is full of zasadzkas”, czy „A on wiedział, nie powiedział, a to było tak..”.


O dotarciu pod strzechy

Wiem, że niektóre moje utwory funkcjonują wśród ludzi i wiodą jakby drugie życie. Słyszałam już np. „Śpij kochanie śpij, bo ci wsadzę kij”, czy „Ssij kochany ssij”. Jest też wersja „Jestem grzebieniem” lub „Mam rozwolnienie”, zamiast „Jestem kamieniem”. Jak widać, różne sytuacje życiowe inspirują ludzi do przeinaczania tekstów. Jest to jednak dowód na popularność danej piosenki. Nie ukrywam, że jest to również moje hobby. Przeinaczam nie tylko teksty innych artystów, ale swoje również.

O przyszłości

Istnieje wiele powodów, dla których człowiek jest szczęśliwy. Dla mnie, jako artystki, śpiewanie jest w tej chwili najważniejsze, ale mam też inne zainteresowania i inne marzenia. Jeżeli w pewnym momencie przestanie mi się wieść w tej dziedzinie, będzie mi pewnie przykro, głównie dlatego, że bardzo lubię śpiewać, natomiast pomysłów na życie mam 1500.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas