Michael Schenker: Od kryzysu do kryzysu

Adam Drygalski

Michael Schenker zasłynął wynalezieniem dla świata "Another Piece of Meat", które nagrał ze Scorpions i "Doctor, Doctor", które stworzył grając w UFO. W przerwach między komponowaniem wielkich hitów, 63-letni obecnie gitarzysta przeważnie grubo imprezował, co kończyło się wywaleniem z każdego z tych zespołów.

Michael Schenker w akcji
Michael Schenker w akcjifot. Mike Gray/PhotoshootReporter

W latach 80. tworzył soft - metalowo - pościelową Michael Schenker Group, aby ostatnio przypomnieć światu o sobie projektem Michael Schenker Fest. Czy nowy album, który ujrzy światło dzienne na początku marca, wniesie coś epokowego do CV artysty, w którym ostatnia warta uwagi pozycja została nagrana przeszło 30 lat temu?

W nagraniach "Resurrection" udział wzięli trzej wokaliści MSG - Robin McAuley, Gary Barden i Graham Bonnet oraz Doogie White, z którym gitarzysta pracował pod szyldem Michael Schenker's Temple Of Rock. Bonnet i White mają na koncie także m.in. występy w składzie Rainbow, u boku Ritchiego Blackmore'a, gitarzysty i współzałożyciela Deep Purple. Do współpracy Schenker zaprosił też swojego fana i przyjaciela - Kirka Hammetta, gitarzystę grupy Metallica.

Adam Drygalski, Interia: Czy na stare lata stałeś się religijny? Nowa płyta nazywa się "Resurrection". Są na niej takie utwory, jak chociażby "Take me to church" i "The Last Supper"...

Michael Schenker: - A wiesz, że też zwróciłem na to uwagę? Odpowiadam wyłącznie za muzykę, ale nie sposób było tego nie zauważyć! Doogie White napisał słowa do "Take me to the church", Michael Voss-Schoen do ostatniego kawałka na płycie. Nawet zacząłem się zastanawiać, czy wszystko z nimi w porządku. W każdym razie teksty powstawały w różnych częściach świata w różnym czasie a jednak jakiś wspólny mianownik udało się znaleźć. Początkowo ta płyta miała nosić nazwę: "Michael Schenker Fest in the Studio", ale kiedy utwory zaczęły się zazębiać jeden po drugim uznaliśmy, że to nie będzie trafiona nazwa. Ale masz rację! W kółko słyszę coś na tym albumie o Bogu!

Michael Schenker o płycie "Resurrection": Wróciłem!TV Interia

Michael Schenker Fest to nie jest zespół, w najprostszym tego słowa znaczeniu. Nie wolałeś pracować w bardziej klasycznych składach, takich jak chociażby w Scorpions, czy UFO?

- Scorpions to teraz tylko pusta nazwa. Marka handlowa. W składzie nie ma ani jednego muzyka, który zakładał ten zespół [Michael najwyraźniej zapomniał o swoim starszym bracie, Rudolfie Schenkerze, który założył Scorpions w 1965 r. - przyp. red.]. Podobnie jest z UFO. We mnie jest więcej UFO, niż w samym UFO. Gdyby te zespoły grały w tych samych składach przez ostatnie czterdzieści lat, patrzyłbym na nie zupełnie inaczej.

Michael Schenker: Scorpions to teraz tylko marka handlowaTV Interia

Nie traktuję MSF, jako projektu. To zespół, tyle że z czterema wokalistami. Dzięki temu moja muzyka może iść w czterech różnych kierunkach, bo każdy z nich nadaje jej innego wymiaru. Każda piosenka, którą kiedyś wymyśliłem, jest śpiewana przez wokalistę, który śpiewał ją w oryginale. To jest siła Michael Schenker Fest i korzyść współpracy z tak dużą grupą artystów.

Prace nad płytą trwały aż pół roku. Wolne tempo zważywszy na to, że teraz niektórym nagranie płyty zajmuje nawet nie miesiące a tygodnie.

- Chyba nie chciałbym słuchać takiej muzyki! Naprawdę da się zrobić album w trzy tygodnie? Na koniec to oczywiście nieistotne, jak długo tworzyłeś muzykę, bo albo jesteś z niej zadowolony i wtedy można uznać, że dobrze wykorzystałeś czas, albo nie. Wtedy potrzebujesz więcej czasu. To proste. Nam zajęło sześć miesięcy zanim powiedzieliśmy sobie: "Tak, pod tą muzyką możemy się podpisać".

Wytwórnia pewnie szczególnie nie naciskała, skoro jej szef jest twoim fanem.

- To pierwszy od dawien dawna album, który zrobiłem z dużą wytwórnią. Zanim zacząłem prace nad "Resurrection" spotkałem się Marcusem Steigerem (właściciel Nuclear Blast) i powiedziałem mu, że nie wiem kiedy skończę ten album. Nie chciałem żadnych deadlinów, ani niczego w tym rodzaju i Nuclear Blast poszło mi na rękę. Miałem taki sam komfort, jak przy wcześniejszych niezależnych produkcjach.

Na płycie pojawia się też Kirk Hammett. Kolejny z entuzjastów twojej gry na gitarze. Fajnie jest mieć takiego fana.

- O tym że Kirk Hammett jest fanem mojej muzyki dowiedziałem się nie od razu. Spotkaliśmy się kilka lat temu w Nowym Jorku. Kirk wcześniej wspomniał na łamach prasy, że ceni sobie mój warsztat i w głowie amerykańskiego dziennikarza, Eddiego Trunka narodził się pomysł, żeby zorganizować wspólne jam session. Potem udzieliliśmy wspólnego wywiadu i tak ta znajomość nabrała rozpędu. Więc z fana stał się też moim przyjacielem, ale nie zapominajmy, że ten facet gra w największym zespole na świecie! Cieszę się, że pojawił się na tej płycie. Kiedy zaproponowałem mu udział na "Resurrection" był naprawdę szczęśliwy.

Michael Schenker o współpracy z Kirkiem HammettemTV Interia

Rodzi się więc naturalne pytanie, czy jesteś fanem grupy Metallica.

- Mam takie podejście do muzyki, że staram się nie słuchać za dużo innych wykonawców, aby nie ulegać wpływom. Oczywiście nie jesteś w stanie wyłączyć dźwięków w windzie, czy w hotelowym lobby, ale jeśli mogę to unikam obcych brzmień. Tylko proszę nie brać mnie za jakiegoś bufona! Wiem, że dookoła mnie jest wielu świetnych artystów. "Czarną płytę" Metalliki poznałem w jednym z butików we Francji. Ktoś miał tam dobry gust nie tylko do ubrań, ale i do muzyki. Leciała tam cała płyta i kiedy usłyszałem po raz pierwszy w życiu "Unforgiven" wiedziałem, że jest to fantastyczny utwór, który z jakiejś strony był mi znajomy. Jest w nim kilka gitarowych patentów, które sam stosuję, byłem więc trochę oszołomiony. Po latach zagadka się rozwiązała.

Jeśli dobrze zrozumiałem, nie słuchasz radia w samochodzie!

- Tak jest! Ani w samochodzie, ani w domu! W innym wypadku wpadłbym w wir tego, co inni już zrobili. W ten sposób mam komfort, że nie jestem narażony na żadne wpływy. Nie konsumuję sztuki i jej nie przetwarzam. Taki mam styl pracy, więc... niesłuchanie radia to też praca!

Wziąłeś udział w dwóch ważnych dla muzyki rockowej sesjach. "Lovedrive" Scorpionsów uznawane jest za najważniejszy album w ich dorobku. Podobnie jest z "Phenomenon" UFO. Masz jakieś szczególne wspomnienia z pracy nad tymi albumami?

- Staram się nie wracać do prehistorii. W moim życiu było wiele dobrych i złych momentów, ale gdybym ich wszystkich nie przeżył, nie byłoby mnie tutaj. Z moją karierą jest trochę tak, jak z budowaniem sylwetki na siłowni. Musisz czuć ciężar, żeby zbudować mięśnie. Przechodzisz przez kryzysy i uczysz się unikać ich w przyszłości. Tak się dzieje zresztą wszędzie, w każdym domu, w każdej rodzinie. Nie jestem tu żadnym wyjątkiem. Te albumy są rzecz jasna ważne, bo są częścią mojego życia, ale wracanie do nich w nieskończoność nie ma sensu.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas