"Melodia jest kluczem"

- Jeśli kogoś tam zainspirowaliśmy, to super. Tak czy inaczej, nie zawracamy sobie tym głowy, choć wiemy, że wiele młodych zespołów wymienia nas jako swoją inspirację - z naturalną sobie skromnością mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim Martin Henriksson, jedna z głównych postaci grupy Dark Tranquillity, dzięki której możemy dziś mówić o tzw. "goeteborskim brzmieniu", a szerzej melodyjnym death metalu.

Dark Tranquillity
Dark TranquillityKarim Hautom

Jak podkreśla szwedzki gitarzysta, Dark Tranquillity to po prostu szóstka muzyków, która stara się dać z siebie to, co najlepsze. Słuchając ich ósmego albumu "Fiction", który trafił w ręce fanów 23 kwietnia 2007 roku, nie trudno uwierzyć, że - wbrew tytułowi - słowa te nie są żadną fikcją.

Jak dla mnie, "Fiction" to jeden z najlepszych albumów Dark Tranquillity. Jesteście w doskonałej formie.

Postrzegam to tak samo jak ty. Cieszę się słysząc twoje słowa. Oczywiście, jako muzyk muszę czuć wszystko, co robię, musi mi się to podobać i być lepsze od tego, co zrobiłem wcześniej. Dla mnie "Fiction" to nasze najlepsze dokonanie. A jeśli inni ludzie myślą podobnie, to znaczy, że wykonaliśmy dobrą robotę i należy się z tego po prostu cieszyć.

Czy spory sukces poprzedniego albumu "Character" miał jakiś wpływ na sposób, w jaki pracowaliście nad "Fiction"? Czuliście nieco większe ciśnienie?

Gdzie tam. To nigdy nie wchodzi w rachubę. Jedyna presja to ta wewnętrzna, w nas samych, motywująca nas do pisanie lepszych utworów i ciągłego rozwijania się jako muzycy i kompozytorzy. Nikt nie mówi nam, co mamy robić. Doskonale współpracuje się nam z wytwórnią i menedżerem. Gdybyśmy nie czuli tego, że robimy coś lepiej, sami skazywalibyśmy się na rozczarowanie.

Nowy album jest dość różnorodny. Mamy tu sporo różnych nastrojów, ale i solidną podstawę w postaci waszego, doskonale rozpoznawalnego stylu.

Znów masz rację, choć prawda jest taka, że nie planujemy tego, jak ma zabrzmieć dany materiał. Najczęściej piszemy to, co wypływa prosto z naszych serc. Tym razem, jedynym założeniem, które przedyskutowaliśmy było to, żeby utwory trochę bardziej się od siebie różniły.

Patrząc z dalszej perspektywy na "Character", stwierdziliśmy, że tamte kompozycje były nieco zbyt do siebie podobne. Dlatego postanowiliśmy wprowadzać do nowych numerów wiele różnych elementów. Próbowaliśmy innych rzeczy, żeby utwory miały więcej cech własnych i odmiennych od pozostałych kawałków. I tak właśnie się stało.

"Fiction" jest też chyba połączeniem bardziej nowoczesnego podejścia i muzyki, która przypomina mi trochę wasze albumy z połowy lat 90. To w jakimś stopniu również kontynuacja poprzedniej płyty.

Po raz kolejny masz rację (śmiech). W sumie już nic nie muszę mówić, wszystko rozpracowałeś. Ale wiesz, gramy już razem od 17 lat i jak już mówiłem, najważniejszą kwestią jest dla nas nadal ciągły rozwój i doskonalenie się.

Zgadza się - to współczesna wersja Dark Tranquillity i jej naturalny postęp. Rozwój jest sprawą kluczową, tak dla muzyka, kompozytora i zespołu, jak i po prostu dla człowieka. Z drugiej strony, bylibyśmy głupcami, gdybyśmy nie zdawali sobie sprawy z tego, co graliśmy w przeszłości i w czym byliśmy dobrzy.

Jeśli 5 czy 10 lat temu napisałem jakiś utwór, który był dobry, to te emocje i pewien kierunek mogę rozwinąć równie dobrze teraz. Nie ma to jednak nic wspólnego z kopiowaniem. Stąd też, jak sam mówisz, ludzie dostrzegają w tej płycie podobieństwa do np. "Projector", z uwagi na pojawiające się tu czyste wokale.


Jak już stwierdziliśmy, "Fiction" składa się z różnych numerów. Niektóre z nich, jak "Blind At Heart" czy "Focus Shift" są bardziej intensywne, inne, w stylu "The Lesser Faith" mają bardziej melancholijny klimat. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że mimo agresywnych riffów, cała ta płyta ma w sobie tę melancholijną atmosferę. Jest tyleż samo gniewna, co smutna.

Cały ten smutek czy melancholia, jak kto woli, zawarta jest w melodiach. I o to właśnie chodzi. Melodie to podstawa Dark Tranquillity. To się zawsze zaczyna od dobrej melodii. I czasami taka melodia pasuje do szybkiego, thrashowego riffu i tak cała piosenka staje się intensywna.

Uważam, że to jest właśnie to, co odróżnia nas od innych zespołów, które, owszem, mają szybkie thrashowe riffy, ale nie ma obok nich melodii. U nich nie ma zastanowienia, melancholii, tylko nieprzerwana młócka. My też mamy szybie utwory, ale jest w nich sporo emocji, właśnie za sprawą melodii.

Moim zdaniem, to właśnie przemawia za wyjątkowością Dark Tranquillity. Kreowanie tej atmosfery w jakiejkolwiek muzyce jest bardziej darem, który się ma lub nie. Tego nie można się nauczyć. Jak sam dobrze wiesz, wiele zespołów gra melodyjny death metal, ale trudno powiedzieć o nich coś więcej niż to, że tak właśnie grają. Zero emocji.

Tak, to chyba faktycznie dar. Ale nie można też zapominać, że dotarcie przez nas do tego miejsca, w którym dziś jesteśmy, zostało okupione 17 latami ciężkiej pracy, rozwoju i uczenia się od siebie.

Myślę, że w naszym przypadku mieliśmy od początku to szczęście, że było to połączenie odrobimy talentu i zaangażowania. Talentu, który pozwolił nam na zwrócenie uwagi na melodię, która, przynajmniej dla mnie, jest kluczowa w komponowaniu muzyki. To ewolucja wszystkiego, co znajduje się dookoła jak najlepszej melodii.

W budowaniu tej atmosfery wciąż istotną rolę odgrywają klawisze i elektronika, które we właściwych proporcjach pojawiają się w wielu utworach. Nie zapomnieliście o tym także na "Fiction".

Absolutnie. Tym razem spory wpływ na to miało nowe brzmienie, które osiągnęliśmy dzięki Tue Madsenowi, człowiekowi, który zmiksował ten album. Nigdy wcześniej klawisze nie były w naszej muzyce tak słyszalne. Zawsze gdzieś to wszystko uciekało w miksach. Tue Madsen powyciągał je na pierwszy plan, tam gdzie należało. Czasami fortepian jest naprawdę głośmy, głośniejszy niż kiedykolwiek w przeszłości. Uważam, że w sensie brzmienia, to wspaniała rzeczy, która pozwoliła zrobić nam olbrzymi krok do przodu.

Dopieszczeniem całości zajął się, wspomniany duński fachowiec, ale czy nagrania ponownie wykonaliście w studiu "Fredman"?

I tak, i nie. Perkusję zarejestrowaliśmy w miejscu, które kiedyś było studiem "Fredman". Fredrik Nordström wyprowadził się z Goeteborga i przeniósł do nowego studia z dala od miasta.

Stare miejsce kupili muzycy In Flames i właśnie tam nagraliśmy bębny, co zresztą robimy od dobrych 4-5 albumów. Cała reszta powstała we własnym studiu Martina, naszego klawiszowca. Na kilka dni przyjechał też do nas Tue Madsen. Pomógł nam w ustawieniu sprzętu etc. Nagrywaliśmy sami przez 6-7 tygodni. Miksy zaś wykonano już w Danii (studio "Dug-Out").


Wracając do muzyki. Jednym z utworów, który szczególnie przypadł mi do gustu jest "Empty Me". Brzmi bardzo progresywnie. Zgodzisz się?

Rzeczywiście tak jest, głownie w środkowej części tego numeru. No, ale to w sumie też klasyczny utwór Dark Tranquillity, który napisałem niemal w całości sam. Mamy tam te typowe refreny, niemniej zgodzę się, że ta środkowa partia brzmi progresywnie. Granie takich rzeczy jest dla mnie bardzo cenne i bez wątpienia interesujące.

Jak wspomniałeś wcześniej, na "Fiction" powróciliście do okazjonalnych czystych wokali, czego przykładem może być utwór "Misery's Crown". Czy w przyszłości znów będzie tego więcej?

Jasne. My nigdy nie powiedzieliśmy "nie" dla czystych wokali. Od czasów albumu "Projector", wielu ludzi pytało nas, dlaczego nie użyjecie ich ponownie. To nie było tak, że nie chcieliśmy ich mieć, tylko na ostatnich kilku płytach nie widzieliśmy takiej potrzeby. Nie było odpowiednich utworów.

Czy np. na "Character" była choćby jednak piosenka, do której pasowałby czysty głos - nie. A teraz wydało się to nam zupełnie oczywiste. Również w ostatnim utworze "The Mundane And The Magic" obecne są czyste wokale Mikaela [Stanne], a nawet kobiecy głos, co też zdarzyło się pierwszy raz od czasu "Projector".

Kto to jest?

To Nell [Sigland] z Theatre Of Tragedy.

Zmieniając temat. Wraz z At The Gates i In Flames, uważani jesteście za twórców tzw. "goeteborskiego brzmienia". Czegoś takiego nie można kupić, sztucznie wypromować czy, ot tak sobie ustanowić. Jak patrzysz na to wszystko z dzisiejszej perspektywy?

Oczywiście zdaję sobie sprawę z istnienia terminu "goeteborskie brzmienie", bo ludzie wciąż mnie o to pytają. Ale my w zespole nie chodzimy całymi dniami i nie mówimy sobie: "O! Stworzyliśmy to brzmienie".

Jesteśmy tylko szóstą muzyków, która stara się dać z siebie to, co najlepsze. Jeśli kogoś tam zainspirowaliśmy, to super. Tak czy inaczej, nie zawracamy sobie tym głowy, choć wiemy, że wiele młodych zespołów wymienia nas jako swoją inspirację. Jestem może z tego faktu tylko dumny.

Wiele mówiłeś o tym, jak ważny jest dla was ciągły rozwój. Myślę jednak, że zgodzisz się, że mimo tego postępu, Dark Tranquillity jest jedną z nielicznych formacji z tej sceny, która nie zatraciła swojego pierwotnego charakteru.

To prawda. Postęp to jedno, a unikalne brzmienie Dark Tranquillity to drugie. My wciąż je mamy. Nie zmieniamy się aż tak drastycznie, jak inni. Powód tego jest bardzo prosty - to muzyka, którą kochamy i którą wciąż uwielbiamy pisać. Tak będzie jeszcze pewnie przez wiele długich lat. My to czujemy. I dlatego też mamy tak lojalnych fanów.

Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas