Marcin Maciejczak o nowej płycie "Destroy Me, Today": "Krew, pot i łzy" [WYWIAD]

Bartłomiej Warowny

Bartłomiej Warowny

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Super
relevant
32
Udostępnij

Marcin Maciejczak rozpoczyna nową erę w swojej twórczości. Przekracza zastane granice doświadczeń i zmysłowości, aby mocniej czuć i niczego nie żałować. Przy okazji premiery najnowszego krążka Marcina, zatytułowanego "Destroy Me, Today", porozmawialiśmy o uczuciach, bliznach i najdelikatniejszych strunach.

Marcin Maciejczak wydał album "Destroy Me, Today"
Marcin Maciejczak wydał album "Destroy Me, Today"materiały prasowe

Bartłomiej Warowny, Interia Muzyka: Można powiedzieć, że "Destroy Me, Today" to twój pierwszy pełnoletni album...

Marcin Maciejczak: - Tak! To jest mój pierwszy album po skończeniu 18 lat, więc może dlatego nazywa się właśnie "Destroy Me, Today" i dotyka ważnych dla mnie i mojego pokolenia tematów. Ta płyta powstawała przez trzy lata - wchodząc do studia w Portugalii, w Lizbonie, gdzie powstały utwory "Midnight Dreamer" i "Wonderful", z myślą o Eurowizji, wiedzieliśmy, że to początek nowej drogi i prac, które w przyszłości przyjdą. Tak naprawdę wszystko się zaczęło od "Midnight Dreamer" - to jeden z mocniejszych utworów na mojej płycie, pełny niedopowiedzeń, tak jak w zasadzie cały krążek "Destroy Me, Today".

Czułeś większą swobodę, nagrywając ten album?

- Na pewno! Jestem dzisiaj bardziej świadomym artystą niż kiedyś, więc cieszę się z tego, że ten mały Marcin miał okazję rozwijać się w kierunku muzycznym. Dzisiaj mam świadomość, na czym to wszystko polega - nie stoję gdzieś z boku, tylko biorę czynny udział w tworzeniu i kreowaniu, z czego bardzo się cieszę.

Właśnie - wszedłeś do studia i jak ta praca wyglądała? Robiłeś muzę przecież nie tylko w Polsce.

- Trochę tych miejscowości i miejsc się pojawiło. Lizbona, Porto, a nawet Łomianki! (śmiech) Wspominam tę pracę w studiu jako niezwykle owocną i szybką. Niewiele było spotkań, podczas których robiliśmy piosenki "do szuflady". Skupialiśmy się i działaliśmy na takiej bardzo intensywnej kreatywnej energii, bo tak naprawdę nie musieliśmy szukać daleko. Wiedziałem, jak chcę, żeby ten album brzmiał. Co prawda nie przychodziliśmy do studia z gotowymi pomysłami, ale zawsze kierunek wyznaczał mój nastrój, zawsze inny - raz chciałem stworzyć balladę, zaś drugim razem coś szybszego, weselszego. Nie było na to reguły. Wszystko wyszło naturalnie, a cały album jest niezwykle organiczny. Płyta opowiada o chęci poczucia czegokolwiek, bo jesteśmy tak przebodźcowani, że często mamy poczucie, że nic w nas już nie wywołuje emocji - tytuł "Destroy Me, Today" jest o tym, że to życie już tak mnie przetyrało, że chcę natychmiast poczuć coś innego.

To EP-ka "hypno" sprawiła, że pokochałeś muzę elektroniczną i alternatywną? Czy może zawsze miałeś te dźwięki zakorzenione w sobie, tylko czekałeś na właściwy moment?

- Wszystko się zaczęło od "hypno". Ten projekt to narodzenie mojego nowego "ja". Tworząc tamten album słuchałem totalnie pokręconych piosenek, inspirowałem się i szukałem. Czułem, że muszę stworzyć coś takiego. Wiem, że nie jest to mainstreamowy materiał, a teraz czuję, że "Destroy Me, Today" ma w sobie coś z "hypno", ale i z "Tamtych dni". To swoista mieszanka. Balansuję, łączę i nie boję się tego. Elektroniczny Marcin nadal gdzieś we mnie gra - "Caramel Love" jest tego najlepszym przykładem, bo jest mocno pokręcony.

A jaki jest twój ulubiony utwór z płyty?

- Bardzo lubię "Destroy Me, Today", bo buja i jest trochę szczeniacki. W "Beze mnie" jest podobnie i chyba dlatego moi znajomi tak go uwielbiają. Ten numer kojarzy mi się z beztroskimi wakacjami, bo ciągle jeździliśmy samochodem i ten kawałek zawsze przewijał się gdzieś w tle. Gdybym miał wybrać, to chyba właśnie postawiłbym na "Destroy Me, Today", bo ta piosenka jest mega klubowa, mocna i odważna z mojej perspektywy. Dobrze się w niej czuję.

Chociaż z drugiej strony uwielbiam też piosenkę "Ja", bo dotyka moich delikatnych, najczulszych strun. Co ciekawe, "Ja" powstało jako ostatnie i dzięki temu odkryłem inną wersję siebie. Zaprzyjaźniłem się też trochę z rockowym brzmieniem, co było dla mnie nowością. Czuję, że ten numer doskonale sprawdzi się na koncertach. Opowiada o utracie tożsamości - jest mocny nie tylko muzycznie, ale i lirycznie. W "Destroy Me, Today" też słyszymy gitarę... te dźwięki jakoś ostatnio lubią za mną chodzić.

A o czym jest dla ciebie "Ja"?

- Czuję się tak, jakbym się obnażał. Gdy tworzyłem album, myślałem, że jak już wyjdzie w całości, to poczuję się, jakbym stanął nago przed słuchaczami. I tak rzeczywiście jest. Ballady, które są na krążku, to utwory, przy których naprawdę zerwałem sobie trochę skóry. Bywało tak, podczas nagrywek, że niektóre słowa nie potrafiły mi przejść przez gardło. Krew, pot i łzy - o tym właśnie jest płyta. Czasem kochając kogoś, za bardzo zatracamy samych siebie. Chwilami odwracamy się od swoich znajomych, jesteśmy dla kogoś na wyłączność. Gdy ta osoba nas zostawi, zostajemy sami. Wtedy zazwyczaj chcemy udowodnić, jak bardzo dobrze sobie radzimy, choć tak naprawdę nie radzimy sobie wcale. Wielu ludzi żyje, okłamując samych siebie. Ten utwór niesie ze sobą dużą siłę, moc wykrzyczenia tego, co leży na sercu. Czuję się, jakbym spadł z kolorowego i kwiecistego świata, który stworzyłem na albumie "Tamte Dni", po czym wpadł w miejsce, w którym muszę dokładnie oglądać przestrzeń. Wpadłem w świat "Destroy Me, Today" i tutaj teraz trwam. Słuchacze będą mogli usłyszeć moje blizny.

Co powiedziałbyś temu małemu Marcinowi, który za sekundę ma stanąć na scenie "The Voice Kids"?

- "Nawet sobie nie wyobrażasz, jak w tym momencie zmieniasz swoje życie. To jest okej dla ciebie, Marcinku?"

I jak by odpowiedział?

- "Róbmy to, totalnie! Chcę robić muzę". Na pewno ten mały Marcin byłby podjarany, gdybym mu powiedział, że w 2025 roku będzie miał na swoim koncie tyle autorskiego materiału. Powiedziałbym mu, że wszystko będzie okej.

To urocze, co mówisz. Na pewno byłby pod wrażeniem! A co myślisz o tym, że Justyna Steczkowska będzie nas reprezentowała na 69. Konkursie Piosenki Eurowizji? Kiedyś mieliście okazję współpracować!

- Bardzo się cieszę, że Justynie się udało. Poznaliśmy się przy tworzeniu naszego wspólnego utworu i jest mi bardzo bliska. Już w tamtym roku chciałem, żeby pojechała na Eurowizję. Dla mnie to jest turbo wydarzenie. To święto dla całej Polski - wielki powrót diwy. Od zawsze jestem wielkim fanem Justyny. Spotkanie z nią w studiu było dla mnie spełnieniem marzeń. Występowanie na scenie również! Jest przesłodką kobietą z wielkim sercem. Dała mi wiele cennych wskazówek, które wykorzystuję po dziś dzień. Mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze kiedyś się przetną... w końcu nazwała mnie swoim synem!

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
20
Super
relevant
5
Hahaha
haha
4
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
3
Lubię to
like
Super
relevant
32
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na