Reklama

"Mamy utwór który zna cały świat"

Utwór Stereo MC's, o którym mowa w tytule to oczywiście "Connected". Bo rzeczywiście, nie ma chyba na świecie osoby, która choć trochę interesowałaby się muzyką i nie słyszała sztandarowej kompozycji formacji wokalisty Roba Bircha i DJ/producenta Nicka "The Head" Hallama. Z drugiej strony "Connected" stał się w pewnym sensie przekleństwem grupy - wiele osób postrzega Stereo MC's jako zespół jednego przeboju. Coś w tym jest, bo od wydania singla w 1992 roku Rob i The Head nie przebili wspomnianej kompozycji żadnym artystycznym dokonaniem. Sami muzycy, którzy wystąpią we wrześniu podczas warszawskiego festiwalu "Summer Of Music", widzą to w inny sposób. Jak powiedział Arturowi Wróblewskiemu Nick, "Connected" to dla Stereo MC's utwór jak każdy inny. Poza tym producent opowiedział o przygotowywanym nowym albumie grupy, wstawaniu o siódmej rano i przywołał wspomnienia z poprzedniej wizyty formacji w Polsce.

Zacznijmy rozmowę od waszego ostatniego jak do tej pory albumu "Paradise". Jak przyjęliście recenzje płyty w mediach?

Mieliśmy sporo pozytywnych recenzji, może trochę mniej w Wielkiej Brytanii... Natomiast w innych krajach otrzymaliśmy przychylne oceny. Wydaje mi się, że "Paradise" była takim specyficznym albumem, gdyż chcieliśmy znów powrócić na nasz stary szlak, znów toczyć kulę do przodu. Tym razem już w naszym własnym labelu. I z tego powodu "Paradise" był nagrywany dosyć niskim kosztem, nie mieliśmy tym razem wsparcia wielkiej wytwórni płytowej, rozumiesz...

Reklama

Ta płyta nie powaliła rynku na kolana, ale była w porządku. Wciąż gramy na koncertach piosenki z "Paradise", ale jednocześnie staramy się pracować nad nowym albumem. Właściwie to już go nagrywamy. Ukaże się najprawdopodobniej na początku przyszłego roku.

Powiedziałeś, że "Paradise" było dla was powrotem na starą ścieżkę. Rob powiedział także, że ten album to dla was pewien przełom, że poczuliście się jak nowy zespół...

Tak. Wcześniej nie mieliśmy odpowiednich wibracji na linii Stereo MC's - wytwórnia płytowa. Chcieliśmy jak najszybciej uciec od tego typu relacji i - jak powiedziałem - założyliśmy własny label i zatrudniliśmy nowego menedżera. A "Paradise" pomógł nam odzyskać zaufanie we własne możliwości. Staraliśmy się nagrać ten album dosyć szybko i ponownie wziąć się do pracy nad nową płytą. A wcześniej - jak pewnie zauważyłeś - nie zdarzało nam się pracować w ten sposób. Ważnym był także odzyskanie psychicznej równowagi.

Zapewne nie było dla was problemem założenie nowej wytwórni i wejście w rynek, który znacie od podszewki...

Masz rację. Mieliśmy już własne labele, nasz nowy menedżer ma własną wytwórnię... Poza tym to było coś, na czym nam bardzo zależało. Nie mieliśmy zamiaru dłużej zadawać się z dużymi firmami płytowymi. To nie było nic trudnego, poza tym, że teraz musimy zajmować się także kwestiami organizacyjnymi.

Jaka będzie zatem nowa płyta Stereo MC's?

Wydaje mi się, że ten album brzmi trochę inaczej, niż wszystko co do tej pory nagraliśmy. Jest bardzo pozytywny, podkręcający. Jestem bardzo podekscytowany tą muzyką i wierzę, że zaskoczy wiele osób. Mamy już gotową połowę materiału i gramy kilka numerów podczas naszych koncertów. Są dobrze przyjmowane i bardzo dobrze brzmią na żywo. Jesteśmy zmuszeni nagrywać płytę pomiędzy występami, dlatego planujemy skończyć sesję gdzieś w okolicach Bożego Narodzenia.

A jak dziś postrzegasz płyty, które nagraliście wcześniej. Pracujecie już ze sobą prawie 20 lat...

To są nasze płyty i wciąż gramy piosenki z nich na koncertach. Całą naszą karierę widzę jako coś bardzo ekscytującego i mam same dobre wspomnienia. Ale jestem pewien, że nasza najlepsza płyta wciąż jest jeszcze przed nami.

Jak na razie waszym najpopularniejszym utworem jest słynne "Connected", o który to numer jesteście pewni pytani podczas każdego wywiadu. Jak traktujesz tą piosenkę - jako najważniejszy utwór waszego życia czy też ciężar, od którego nie możecie się uwolnić?>

Ani jedno, ani drugie... Naprawdę. To piosenka, którą nagraliśmy tak jak wiele innych. A akurat "Connected" zwróciła uwagę tak wielu osób. Wiesz, wciąż uwielbiamy ten numer, jest dla nas ważny... To wspaniałe mieć w repertuarze utwór, który jest znany dosłownie na całym świecie.

Zmieńmy teraz temat. Powiedz mi, jak wygląda obecnie życie członków Stereo MC's? Zawsze znajdowałem wasz zespół jako grupę ostrych imprezowiczów...

(śmiech) Nie wydaje mi się, żebyśmy byli aż takimi imprezowiczami jak mówisz! Po prostu przychodziliśmy do studia i robiliśmy muzykę. Nigdy nie byliśmy dzikim zespołem. Zależy nam przede wszystkim na tym, by dać radość ludziom, by zagrać niezły koncert, nagrać świetną płytę i przede wszystkim żyć z naszymi rodzinami. Ciężko pracować i cieszyć się życiem. Chcesz wiedzieć, jak wygląda nasz zwyczajny dzień?

Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, to pewnie.

Zatem wstaję o siódmej rano i idę prosto na siłownię, trochę biegam. Później wypijam kawę, jem śniadanie, coś sobie zapalę... Następnie jadę do studia, odpowiadam na maile, słucham trochę muzyki. Później pojawia się Rob i zaczynamy pracować nad piosenkami aż do szóstej, siódmej wieczorem. A jeżeli mamy więcej pracy, to zostajemy tam dłużej. Rob potrafi nawet nagrywać do rana!

To rzeczywiście całkiem zwyczajne życie... Przyjeżdżacie ponownie do Polski. Jak wspominacie poprzedni występ w Warszawie?

Byliśmy na jakiejś imprezie zorganizowanej przez MTV. Było bardzo miło, świeciło słońce... Pamiętam, że siedzieliśmy w jakimś bardzo pięknym parku i dawaliśmy wywiady. Później zabrano nas do ekskluzywnej restauracji, gdzie zjedliśmy przepyszny obiad. Poznaliśmy też przy okazji wielu interesujących ludzi. I to chyba wszystko...

A czego możemy się spodziewać we wrześniu, kiedy zagracie na "Summer Of Music Festival"?

Czego się możecie spodziewać? Zobaczycie i usłyszycie zespół, który wygląda i brzmi jak żaden inny. Zagramy nasze numery i chcemy was naładować ekscytującą energią.

Wiesz kto jeszcze wystąpi obok Stereo MC's w Warszawie?

Nie bardzo...

Między innymi Peaches, Ian Brown, Pet Shop Boys...

Poznaliśmy Iana Browna osobiście i kilku kolesi z jego zespołu. Graliśmy też ostatnio koncert przed Pet Shop Boys w Hiszpanii. Nie widziałem ich występu, ale pamiętam, że mieli na sobie jakieś złote kostiumy (śmiech). Ale fajnie, że wystąpią tak różni wykonawcy, nieprawdaż?

Zdecydowanie tak. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w Warszawie zatem.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wspomnienia | Warszawa | świat | cały
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy