Mac DeMarco: Koncert jest jak jedno duże doświadczenie, które może pójść w każdym kierunku
Justyna Grochal
Kiedy ogłoszono, że zagra na tegorocznym Open'er Festiavalu, pojawiły się głosy, że to przecież artysta mocno niszowy, pasujący bardziej do programu chociażby katowickiego OFF Festivalu. A tymczasem koncert Maca DeMarco w Gdyni zgromadził publiczność, która nie tylko wypełniła przestrzeń namiotu po same brzegi, ale i entuzjastycznie reagowała, razem z nim śpiewając jego utwory. Jaki jest kanadyjski multiinstrumentalista i co porabiał, zanim zaczął podróżować po świecie ze swoją muzyką?
Mac DeMarco zaczynał grając w licealnych zespołach, ale z czasem postanowił otworzyć swój własny rachunek i skupił się na karierze solowej. Popularność zdobył w 2012 roku dzięki EP-ce "Rock and Roll Night Club". W tym samym roku ukazał się jego debiut "2". Kolejne płyty artysty, który znany jest ze swojego nietypowego zachowania na scenie, ukazały się w 2014 ("Salad Days") i 2015 ("Another One") roku.
Bezpretensjonalna i szczera muzyka połączona z koncertową spontanicznością Maca szybko zaczęły zjednywać mu coraz większe grono fanów. Świadkiem tej scenicznej swobody w lipcu byli polscy festiwalowicze, którzy wzięli udział w jego koncercie na Open'erze.
- Po pierwsze, cała piątka muzyków na scenie to moi starzy przyjaciele, więc świetnie się tam bawimy. Jeśli publiczność chce szaleć, to my czujemy to od nich. To jest jak jedno duże doświadczenie, które może pójść w każdym kierunku - mówił Interii Mac DeMarco zapytany o jego sceniczne szaleństwa.
Artysta słynie z szeroko zakrojonych interakcji z publicznością. Na okładce promowanego obecnie albumu "Another One" umieścił swój domowy adres, zapraszając fanów na kawę.
- Właściwie album wyciekł, zanim miał swoją premierę. Jakoś w zeszłym lipcu miałem wizyty dwóch, trzech dzieciaków dziennie. Ale gdy płyta oficjalnie się ukazała, przychodziło naprawdę dużo osób. Wciąż przychodzą. Minęło już trochę czasu, więc już nieco mniej, ale ludzie nadal przychodzą - opowiadał nam Kanadyjczyk.
Wokalista wielokrotnie wspominał, że jego, utrzymane w stylistyce lo-fi, utwory powstają w zaciszu sypialni. DeMarco podkreśla, że zawsze ważniejszy jest dla niego prosty przekaz, a nie wymyślne techniki i sterylna jakość dźwięku. W podobnym tonie wypowiada się na temat wizualnej strony projektu i swoich niskobudżetowych teledysków, w których dominuje modna obecnie estetyka VHS.
- Proces właściwie wyglądał prawie identycznie, ale może to ja myślałem o innych rzeczach. Mieszkałem w nowym domu, więc czułem się trochę inaczej, nie widywałem wielu ludzi. Ale to zawsze wygląda podobnie. Mam sypialnię wszędzie tam, gdzie jestem, niezależnie, więc nagrywałem w niej. Łóżko jest inne, ale cała reszta wygląda tak samo lub podobnie - mówił Mac DeMarco o powstawaniu albumu "Another One".
Mimo że teraz DeMarco podróżuje ze swoją muzyką po świecie, a jego koncerty gromadzą pokaźne grono fanów, początki wcale nie były takie kolorowe. Chociaż może właśnie były - Kanadyjczyk na szalone pomysł wpada nie tylko na scenie, ale i poza nią. Mac wiedział, że muzyka, mimo iż początkowo nie przynosiła korzyści, to jego największa pasja i to nią chce zarabiać na życie. Zanim jednak zaczął czerpać z tego finansową korzyść, chwytał się różnych form zarobkowych, byle tylko nie utknąć na lata w "prawdziwej" pracy. To myślenie skłoniło go do wzięcia udziału w eksperymentach medycznych za pieniądze.
- W Ameryce Północnej i Kanadzie niektóre wydziały uniwersytetów potrzebują żywych ludzi do prowadzenia swoich naukowych czynności. Płacą bardzo małe sumy pieniędzy za poświęcanie mnóstwa twojego czasu i robienie tego wcale nie ma sensu. Ale to jest coś, co wielu moich przyjaciół w Montrealu robi, ponieważ nie mogą znaleźć prawdziwej pracy - tłumaczył nam kanadyjski wokalista.