Krystian Ochman: Spalam to, co było i już czekam na kolejne [WYWIAD]
Minęły dokładnie dwa lata od wydania debiutanckiej płyty, na której znalazł się eurowizyjny przebój "River" i przyszła pora na podzielenie się ze światem całkiem nowym krążkiem, na którym w czternastu utworach artysta dzieli się zapisem swoich przeżyć. Przed premierą swojej drugiej płyty "Testament" Krystian Ochman odpowiedział nam na kilka pytań.
Damian Westfal, Interia: Muszę zadać bardzo oczywiste pytanie. Skąd taki tytuł? Co dzieje się w głowie 24-latka, który spisuje swój muzyczny "Testament"?
Krystian Ochman: - Ta płyta jest dla mnie bardziej osobista niż ta pierwsza. Chodzi o ważne momenty w moim życiu. Uważam, że ważne jest myślenie o przeszłości, ale przede wszystkim życie tu i teraz oraz planowanie przyszłości. I na tym albumie znajdziecie tej przeszłości mniej, choć wszystkie elementy są ważne. "Testament" to wynik moich obserwacji dookoła siebie oraz tego, co dzieje się w mojej głowie. Trochę zmieniam nastawienie i cele w życiu. Zamykam niektóre rzeczy w mojej głowie i skupiam się na innych.
Testament w etymologii może oznaczać "przesłanie dla kolejnych pokoleń". Co chciałbyś przekazać słuchaczom na tym krążku?
- Po prostu chciałbym, żeby ludzie wracali do tych piosenek i mam nadzieję, że będą słuchali ich długo, a cały album okaże się dla nich dobrą płytą. Teraz jest walka sama w sobie, czy na pewno popełniasz tę dobrą decyzję, żeby nie zawieść się na swoich postanowieniach. Szanuję siebie, co pomaga w pewności swoich myśli i mam nadzieję, że album trafi w gusta słuchaczy. Jeżeli chodzi o przesłanie, to powiedziałbym słuchaczom, że lepiej się nie gniewać na coś, nad czym nie mamy kontroli.
Ale tego gniewu słyszę dużo w twoim głosie na tej płycie. Powiedziałbym, że to nawet główna emocja tutaj.
- Dobrze, że masz swoje odczucie, ale nie do końca tak jest. Całość można powiązać ze słowem słodko-gorzki, tak jak mój singel z tej płyty - "Bittersweet". Cel przy tworzeniu albumu był taki, że kluczowym słowem miał być właśnie "słodko-gorzki". Byłem przekonany na początku, jak pisałem utwór "Bittersweet", że tak właśnie będzie się nazywać album. W końcu stwierdziłem, że choć ten cały klimat jest taki trochę słodko-gorzki, to jednak przydałby się inny tytuł. Są utwory, takie jak na przykład "Sexy Lady", "Telefony" lub "The Wind", które dodają słodyczy. A potem takie utwory jak "Szkoda mi jej" albo "Rats", gdzie z kolei mamy gorzki smak.
To skąd płomienie na okładce płyty?
- Jest w tym pewna symbolika. Oznacza rezygnację z czegoś. Spalam to, co było i już czekam na kolejne. Ale patrzę na ten ogień z sentymentem i świadomością, że się pali. Przestaję się martwić, bo jednak to nowe jest przede mną.
Długo zbierałeś materiał?
- Dwa lata. Tyle też czasu upłynęło od premiery mojego pierwszego albumu "Ochman" (2021). I na tej nowej płycie będzie trochę więcej materiału niż na pierwszej. Podczas tego procesu skupiałem się także na studiach i miałem okres, kiedy chorowałem. Powracam po dwóch latach i bardzo się z tego cieszę.
Pamiętam, że dwa lata temu przy premierze debiutanckiego album też mówiłeś o studiach. Pilny student z tego wychodzi.
- Zaskoczę cię, bo odbieram dyplom tego samego dnia, co premiera płyty. Będę dobrze wspominał ten czas nauki, ale teraz już pora na inne skupienie. Skupienie nad koncertami i nad własną muzyką.
Studiowałeś śpiew operowy, łączysz gatunki klasyczne z rozrywkowymi. Czujesz, że się wyróżniasz na polskiej scenie?
- Raczej nie. Robię po prostu swoje. Jest tyle pięknej muzyki i pięknych różnych elementów w różnych stylach muzycznych, że można naprawdę jeszcze dużo zrobić, poeksperymentować. A jak to zadziała, to może warto się przy tym zatrzymać.
Ten album to też twoja zabawa muzyką, prawda?
- Lubię balansować między gatunkami. Moja muzyczna droga zaczęła się od muzyki musicalowej i śpiewania głównie popu. Dzisiaj staram się dostosowywać, modulować i smakować.
Można ciebie określić jakimś głównym stylem muzycznym?
- Jest to strasznie trudne w moim przypadku. U mnie zależy od nastroju. Uwielbiam psychodeliczność w muzyce. Od dawna bardzo lubię słuchać trapu i hip-hopu. Słucham wszystkiego, ale chyba najwięcej mam na swojej playliście właśnie takich utwory i takie też nucę sobie najczęściej.
Dostajesz jakieś rady od znanego ojca lub dziadka?
- Jestem pierwszy w kolejce do wysłuchania ich. Wciąż lubię się poradzić. Rodzice mnie wychowali i powiedzieli, że zawsze będą przy mnie, jeżeli będę potrzebował pomocy. Zawsze mogę ich zapytać, szczególnie jeżeli chodzi o muzykę. Zawsze wysłucham, kiedy mają mi coś do powiedzenia. Zarówno ojciec, jak i dziadek mają dużo wiedzy do przekazania. Jednak po tylu latach znają się na tym biznesie, przechodzili już przez to wszystko, a ja słucham ludzi, którzy maja doświadczenie w tym. Nie wiem jeszcze wszystkiego. Potrzebuję ludzi, którzy już śpiewają 50, 60 lat i wiedzą, jak operować swoim głosem bez większej krzywdy. Jeszcze przechodzę ten tryb nauki, kończę studia, ale będę się uczył... w sumie do końca życia.
Cieszysz się, że ruszasz w trasę koncertową po długim czasie?
- Cieszę się bardzo, że wyruszam w trasę i będę na niej śpiewał nowe rzeczy. Jestem teraz skupiony na nowym repertuarze, chociaż nie zabraknie piosenek oraz coverów znanych już publiczności. Ćwiczę dużo, bo zależy mi, aby wszystko dobrze wyszło. Zawsze się stresuję, bo utwory są dość mocno wymagające wokalnie, ale także ważny jest klimat i to, jak publika zareaguje.
Spodobały mi się utwory, które śpiewasz w duecie z Kalush Orchestra i z Jerry Heil.
- Jestem wdzięczny i zadowolony z naszej współpracy. To Jerry przyszła do mnie z propozycją zaśpiewania wspólnego utworu. Tak zrodziła się polsko-ukraińska "Bronia". Jednym z moich ulubionych utworów z tej płyty to "Cry For You", który śpiewam z Kalush Orchestra. Podziwiam ich i lubię, jak budują napięcie w utworze. Bardzo czekałem, aż skończymy wreszcie ten numer i wypuścimy go, bo od niego trochę zależało, kiedy wypuścimy cały album. Bardzo chciałem go mieć na swojej płycie. Doceniam też to, co robią dla swojego kraju - swoją muzyką, swoimi słowami.
Parę dni temu miał premierę singel "Telefony" - nieco inny od pozostałych.
- To właśnie jeden z tych numerów w duchu sweet na mojej płycie. Ten numer pozwala odpocząć od poważniejszych tematów. Mówi "Let's go!". Opowiada o odpoczynku. Nie tylko od telefonów. Przypomina, żeby doceniać te małe rzeczy i nie przejmować się za dużo.
Interesuję mnie także "Rozmyty obraz". I trochę też niepokoi, bo myślę, że poruszasz tam temat, który może mieć różne znaczenie.
- Jestem młody i normalne jest dla mnie kosztowanie życia. Nie ma w tym nic złego, istotne jest to, żeby nie przesadzić. Dodatkowo ja muszę na to wszystko inaczej patrzeć ze względu na to, że jestem wokalistą. Domyślam się, że pytasz mnie o używki. Jednak w "Rozmytym obrazie" chodzi o sytuacje ogólne, uniwersalne, takie które spotkałem na swojej drodze. Wszyscy przechodzą jakieś nieprzyjemne sytuacje, ale jak je przeanalizujemy, to wyciągniemy z tego wnioski i dopiero wtedy będziemy mogli ruszyć dalej. Chwilowa porażka zawsze czegoś uczy. Ne bójmy się, bo strach powoduje, że stoimy w miejscu. Teledysk do tej piosenki też jest dla mnie ważny. Zawsze chciałem zrobić jakąś fajną animację. Jak byłem młodszy, to lubiliśmy ze znajomymi szukać jakiś teledysków i szukać w nich psychodeliczności. Jestem fanem takich kształtów, które mieszają w mózgu, ale powodują, że uzależniasz się od nich.
Walczysz lub walczyłeś ze swoimi demonami?
- Wszyscy mamy demony. To normalne, tak mi się wydaje. Ważne, że można nad tym wszystkim popracować, może czasem łatwiej, czasem trudniej, ale próbuję być świadomy tego, co mam w głowie.
Jakie masz marzenie?
- Zawodowo chciałbym zagrać w filmie, serialu albo podłożyć swój głos w filmie animowanym. To byłoby ciekawe doświadczenie. Prywatnie - marzę, aby na emeryturze zamieszkać w Hiszpanii. Tam będę leżał całe dnie na plaży, spał i jadł dobre jedzenie.
Piękne plany! Trzymam za nie kciuki. A w tej niedalekiej przyszłości, czego możemy się od ciebie spodziewać?
- Zapraszam na swoją trasę koncertową, a poza tym będę myślał nad kolejnymi albumami. Na przyszłe święta chciałbym sprezentować fanom album świąteczny. Po nowym roku chcę zacząć nad nim pracę. Jednak to jeszcze etap planowania. W trakcie tworzenia takiego albumu, wypuszczałbym single na normalny album studyjny. Jak wszystko dobrze pójdzie, w ciągu półtora roku będę finalizował oba te projekty.
A to gratka dla fanów! Opowiedz, jak wyobrażasz sobie własny album świąteczny? Polskie kolędy, a może zagraniczne świąteczne piosenki?
- Plan był taki, żeby mieć część swoich autorskich piosenek świątecznych, trochę w stylu Michaela Bublé'a. Byłyby także znane amerykańskie piosenki na ten okres oraz oczywiście parę polskich kolęd w nowych aranżacjach, raczej tych bardziej rytmicznych. Może też udałoby się nagrać coś z dziadkiem? Zobaczymy... Z doświadczenia wiem, też że plany często się zmieniają, ale tak to widzę po prostu na ten moment.
Powodzenia i zatem mam nadzieję na spotkanie w przyszłym roku!